Czym jest wiara i wypływające z niej życie duchowe? Odpowiadając na tak postawione pytanie, można by wskazać na trzy perspektywy: W co się wierzy? Jak się wierzy? Komu się wierzy?
„Co" wskazuje na treść: prawdy wiary, zasady, przykazania. „Jak" odnosi się do aktów wiary: postaw, praktyk, czynów wierzącego. „Komu" to najważniejszy wymiar wiary i duchowości, wskazujący na Osobę, której zaufaliśmy, zawierzyliśmy. „Co" związane jest przede wszystkim z intelektem i pamięcią. „Jak" w dużej mierze określone jest przez naszą wolę. „Komu" kształtuje się jako osobowa relacja, w której - jak w każdej relacji między osobami - dużą rolę odgrywają uczucia, zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Nie znaczy to, że uczucia nie towarzyszą wyznawanym treściom czy też podejmowanym aktom wiary, ale niewątpliwie z największą mocą ujawniają się one w relacjach międzyludzkich.
Niektórzy deprecjonują uczuciowy wymiar wiary. Niesłusznie! Wiara zredukowana do samych uczuć byłaby niewątpliwie czymś kalekim, podatnym na manipulację. Równie niedoskonała jednak byłaby wiara pozbawiona uczuć, a oparta jedynie na rozumie i woli. To prawda, że uczucia bywają ulotne, lecz jeszcze bardziej ulotne są nasze opinie i pragnienia. Uczucia natomiast to potężna siła, która otwiera nas - lub zamyka - na rzeczywistość. Większość naszych wyborów za wiarą lub przeciwko wierze wynika nie tyle z argumentów rozumowych, co dokonuje się na płaszczyźnie uczuć. Co więcej, często jesteśmy nieświadomi naszych uczuć, które zostały przysypane różnymi racjonalizacjami. „Myślimy, że myślimy", a tak naprawdę ulegamy naszym uczuciom. Biblia nie jest filozoficzno-teologicznym wykładem, ale tętniącą uczuciami historią spotkań między ludźmi oraz ludzi z Bogiem.
Najwspanialszym poematem objawiającym Bożą miłość jest Pieśń nad pieśniami. Jam miłego mego, a mój mity jest mój (Pnp 6, 3) - mówi czule oblubienica o swym oblubieńcu. Księga Psalmów pełna jest uczuć wyrażanych w modlitwie do Boga. Psalmiści złoszczą się, unoszą gniewem i oburzeniem, żądają od Boga odpowiedzi, by zaraz potem mówić o swym zaufaniu Bogu. Uczniowie i uczennice Jezusa mają ze swym Mistrzem bardzo uczuciowe relacje. Jakże intensywna głębią uczuć jest na przykład scena spotkania Zmartwychwstałego z Marią Magdaleną: Jezus rzekł do niej: „Mariol". A ona, obróciwszy się, powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni", to znaczy: [Mój] Nauczycielu! (J 20, 16). Jezus okazuje swe uczucia przy grobie Łazarza. W scenie wypędzenia uczniów ze świątyni widzimy Jezusa oburzonego, wręcz pałającego gniewem. Nie sposób też medytować nad Ostatnią Wieczerzą bez wejścia w uczucia Jezusa i Apostołów, w tym umiłowanego ucznia, Jana, który spoczywał - jak mówi Pismo - na piersi Jezusa.
Modlitwa wydaje nam się niekiedy czymś nudnym. Rzeczywiście, bywa ona zajęciem nużącym, jeśli odzieramy ją z uczuć, bo uważamy, że przed Bogiem nie wypada prezentować tego wszystkiego, co kłębi się w naszym sercu. W ten sposób tworzymy sztuczny, „pobożny" świat naszych oficjalnych kontaktów z Panem Bogiem. Tymczasem skoro to właśnie emocje i nastroje są w wielu przypadkach motorem naszych działań, powinny być one również glebą naszej modlitwy. Radość, smutek, rozczarowanie, gniew, pragnienie, pożądanie, zadowolenie, błogość - wszystkie stany emocjonalne możemy uczynić treścią modlitwy. Jezus nie wcielił się na niby, ale rzeczywiście stał się człowiekiem, dlatego oczekuje, że będziemy stawać przed Nim na modlitwie jako ludzie „z krwi i kości" i że opowiemy Mu o tym, co rzeczywiście nas dotyka i zajmuje. Nie bójmy się wyobrazić siebie samych bezpiecznie przytulonych do Jezusa albo - w innej sytuacji -płaczących w Jego ramionach.
Co jednak robić, kiedy obawiamy się, że nasze uczucia nie podobają się Bogu, kiedy kogoś nienawidzimy albo - co też może się zdarzyć - to właśnie do Boga mamy jakiś żal? Otóż nie ma sensu chować takich negatywnych odczuć i udawać, że ich nie ma. Tłumione na siłę emocje znajdą sobie prędzej czy później jakieś ujście, które będzie dla nas i dla innych jeszcze bardziej bolesne. Uczuć nie da się zmienić siłą woli. Można je natomiast oswajać, tak aby to one nie zapanowały nad nami. Oswajanie uczuć dokonuje się między innymi poprzez przyglądanie się im, nazywanie i wyrażanie. Modlitwa może być ważnym elementem tego procesu. Wyrażenie a niekiedy wykrzyczenie - uczuć przed Bogiem pomaga właśnie w ich oswojeniu, w złapaniu odpowiedniego dystansu. Oswojone bolesne uczucia nie znikają automatycznie, ale tracą swą destrukcyjną siłę. A wtedy Bogu łatwiej dotrzeć do nas z łaską. Psalmiści zaczynają swe modlitwy niejednokrotnie od złorzeczeń i skarg: Jak długo jeszcze niegodziwcy będą triumfować?! Gdzie jesteś, Boże?! Dlaczego nic nie robisz?! A kończą wyznaniem wiary w dobroć i moc Boga.
Św. Ignacy z Loyoli, mistrz życia duchowego, posądzany był niejednokrotnie o woluntaryzm polegający na tym, że człowiek miał poznać prawdy i przykazania Boże, a potem naprężyć „duchowe muskuły" i wziąć się do roboty. Tego rodzaju postrzeganie duchowości ignacjańskiej to stereotyp podtrzymywany wskazywaniem na rycerską przeszłość Ojca Ignacego. Tymczasem był on człowiekiem bardzo wrażliwym i uczuciowym. W Ćwiczeniach duchownych proponuje nie tyle uczone analizowanie poszczególnych scen z życia Pana Jezusa, co raczej ich smakowanie wyobraźnią i uczuciami. Założyciel jezuitów - prowadzony przez Ducha - wiedział, że wybory dokonane przez człowieka mogą okazać się nietrwałe, jeśli nie pójdą za nimi uczucia. Dlatego przed dokonaniem inspirowanego Ewangelią wyboru trzeba rozeznać się we własnych uczuciach i podjąć próbę ich uporządkowania. Uczucia wskazują bowiem na to, co tkwi w nas bardzo głęboko i co nie da się „zagadać" pobożnymi rozważaniami i deklaracjami.
Słusznie zauważono, że obrazy przedstawiające sąd ostateczny, niebo i piekło bywają tak namalowane, iż to drugie wydaje się bardziej fascynujące. Postaci i twarze potępionych przykuwają uwagę, podczas gdy zbawieni ukazani są jako na przykład pozbawieni emocji członkowie niebiańskich chórów. „Piekielne" uczucia budzą zainteresowanie, a „niebiański" bezruch jest nudny. A przecież niebo nie jest bezuczuciowym stanem wiecznego spokoju, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym (Rz 14, 17). To wieczny ruch, coraz głębsze poznawanie i odczuwanie Boga oraz tego wszystkiego, co dla nas przygotował. Pragnienie nieba to między innymi pragnienie dobrych, pięknych, ciepłych uczuć. Królestwo Boże to również królestwo uczuć, tyle że już wyzwolonych z pęt egoizmu i lęku. A zmartwychwstanie ciał to także zmartwychwstanie naszych uczuć.
Skomentuj artykuł