(fot. domena publiczna)
Dla nas Matka Teresa jest świętą, ale nie zapominajmy, że stała się też światowym fenomenem.
Matka Teresa nie lubiła mόwić o sobie, ale często była do tego przymuszana. Przy okazji odbierania kolejnych nagrόd, ktόrymi obsypywano ją począwszy od lat 60., wyznała, że choć tych momentόw bardzo nie lubi, są one okazją do mόwienia o Chrystusie, ktόrej by w innym przypadku nie miała. Swoją tożsamość określiła w prostym, niemal aforystycznym stylu: " Z pochodzenia jestem Albanką, z obywatelstwa Hinduską, z wyznania katolicką zakonnicą, z racji powołania należę do całego świata, a moje serce w całości oddałam Sercu Jezusa".
Dla nas Matka Teresa jest świętą, ale nie zapominajmy, że stała się też światowym fenomenem. Świat, oczywiście nie cały, ale zadziwiająco wielka jego część, w podejściu do niej podzielił się na dwa obozy. Tych, ktόrzy Matkę Teresę bardzo, bardzo pokochali i cenią, oraz tych, ktόrzy jej bardzo, bardzo nie lubili i nie ustają w wysiłkach aby ją zdyskredytować.
Sława Matki Teresy nosiła znamiona huraganu. Nie przyszła od razu, ale Agnes Gonxha Bojaxhiu się jej doczekała, choć nigdy nie czekała na nią ani przez moment. Była bardzo zajęta, z wielkim oddaniem "robiła swoje". I znowu trzeba dodać - to "swoje" było wyłącznie dla innych. Najpierw przez blisko dwadzieścia lat była przykładną loretanką w indyjskiej szkole. Potem, gdy poszła za głosem pokazującym jej nowe powołanie "służby najuboższym z najuboższych", kolejne dwadzieścia lat cicho pracowała z zapałem i samozaparciem w slumsach i na ulicach Kalkuty. Aż świat się o niej dowiedział i ona wraz ze swym dziełem pojawiła się w najrόżniejszych miejscach kuli ziemskiej.
Owo nowe "powołanie w powołaniu" było w jej opisie połączeniem wewnętrznego głosu Pana z przeświadczeniem, że ma zrezygnować z dotychczasowych zasad oraz wygόd ustabilizowanego i przyzwoitego życia zakonnego i podążyć za Chrystusem w Jego radykalnie ewangelicznej służbie najbiedniejszym i odrzuconym.
Zamierzenie było szalone. Do tego potrzebowała pełnej wolności. Doszła do wniosku, że wolność taką może jej dać tylko absolutne ubόstwo. Gdy jej to wytykano, miała jedną odpowiedź: "Jak mogłabym powiedzieć nędzarzom, że ich rozumiem, gdybym nie żyła tak jak oni?" Najpierw, gdy sama pozbyła się wszystkiego, nikogo to nie raziło. Kiedy stała się sławna i wiedza na temat ascetycznego trybu życia Misjonarek Miłości upowszechniła się, niechętni robili Matce Teresie z tego powodu ciągłe zarzuty.
Denerwowało ich na przykład to, że w jej domach podczas upału używano wiatrakόw. I to, że w ktόrejś "placόwce", kiedy siostry z nadmiaru sezonowych pomidorόw porobiły słoiki na zimę, Matka Teresa miała im to za złe, gdyż "Siostrom Miłosierdzia nie przystoi robienie zapasόw" - mają żyć dniem bieżącym, a nie troską o przyszłość i myślą o tym, by ją zabezpieczyć. (A może, myślę sobie, Matce Teresie nie w smak było, że zajęły się pracochłonnym przecież zajęciem kuchennym i odeszły od innych, ważniejszych?) W publikacjach szkalujących Świętą z lubością przytaczano opowieść naocznego świadka, że w Kalifornii misjonarki z "dogodnie wyposażonego" domu ofiarowanego na ich potrzeby zaraz po sprowadzeniu się wyrzuciły wykładziny podłogowe (wyobraźmy sobie takowe w placόwce leczniczej…), a w salonie w miejsce oferujących miły relaks sof i miękkich kanap "stłoczyły" skromne łόżka dla podopiecznych. Co za okropność!
Znany jest epizod, który miał miejsce podczas "rozkręcania" działalności domu zgromadzenia w Holandii, kiedy to pojawiła się sprawa ubezpieczenia, na ktόre siostry miałyby wpłacać ustawową składkę. Tymczasem Matka Teresa uznała opłacanie składek za utrudnienie przeciwne ubόstwu. A przecież brak ubezpieczenia w razie niespodziewanego wypadku mόgłby się okazać katastrofalny. I w tym, jak w nieprzeliczonej ilości przypadkόw związanych z działalnością Matki Teresy, znalazło się rozwiązanie. Pojawił się kolejny anonimowy darczyńca, ktόry wziął na siebie sprawę składek. Znόw sprawdziła się dewiza Matki: "Dla Boga nie ma nic niemożliwego".
Matka Teresa, ktόrej najzacieklejsi wrogowie przypisywali "sztywność, surowość, szorstkość, sianie zamętu", odznaczała się wyjątkową kreatywnością. Kiedy w początkach dzieła misyjnego nie stać jej było na bilet lotniczy, zaproponowała, że w ramach rekompensaty podejmie się pracy stewardessy. (Nawiasem mόwiąc, niedługo potem dostała od rządu prawo do bezpłatnych podróży komunikacją lotniczą i kolejową.) Wykazując się prostotą, przyjmowała pieniądze z poczuciem, że należą się one biedakom. Ale rosnące sumy na kontach bankowych, z ktόrych siostry wyciągały pieniądze na potrzeby przecież nie swoje, a podopiecznych, bardzo co poniektόrych samozwańczych strażnikόw porządku społecznego niepokoiły. Nie wykorzystywano tych sum należycie! Co za marnotrawstwo! W oczy kłuło też, że Matka Teresa nie zajmowała się dociekaniem pochodzenia darόw. (Przypomina się anegdota opowiadana przez arcybiskupa Krajewskiego o "pieniądzach nawrόconych" według słόw papieża Franciszka. Pewnego dnia abp Krajewski dostarczył papieżowi paczkę z pieniędzmi, którą odebrał spod Rzymu. Były w niej tysiące euro. Niepewny, skąd się te pieniądze wzięły - może z prostytucji lub sprzedaży narkotyków, zapytał Franciszka, co z nimi zrobić, i w odpowiedzi usłyszał: "To są pieniądze nawrócone, a ty jeszcze nie".)
Zadaniem Misjonarek Miłości było niesienie ulgi nękanym biedą materialną i duchową. W każdym przypadku, podkreślała Matka, przyczyną nędzy jest brak miłości. "Nędza jest wywołana przez ciebie i mnie. Polega na odmowie dzielenia się. Bόg nie stworzył nędzy. Stworzył nas. Problem nędzy będzie istniał tak długo, jak długo nie wyrzekniemy się chciwości". Matka Teresa pragnęła, aby bogaci ratowali biednych, a biedni bogatych. Z czasem coraz większy problem widziała w tym, że bogaty materialnie świat cierpi duchową biedę. Zorientowała się, że w bogatych krajach uboga prostota nierzadko intryguje, przyciąga swoją "egzotyką". Gdy w Stanach Zjednoczonych zakładała kontemplacyjne zgromadzenie siόstr i pytano ją, dlaczego nie robi tego w Indiach, odpowiadała, że właśnie bogate Stany są na to gotowe.
I tu dochodzimy do kapitalnej cechy Świętej z Kalkuty. Okazała się mistrzynią w trafianiu do ludzkich sumień. Budziła poczucie odpowiedzialności w wymiarze globalnym.
Sumienie jest to, przypomnijmy, zdolność, intuicja pozwalająca człowiekowi ujmować swoje czyny pod kątem moralnym i odpowiednio je oceniać. Umiejętność przynależna do tej sfery świadomości, w ktόrej dokonuje się rozróżnienie dobra i zła. Wykres odzwierciedlający frekwencję użycia wyrazu "sumienie" pokazuje, że w ciągu ostatnich dwustu lat występowanie tego słowa, a co za tym idzie jego miejsce w naszym myśleniu, skurczyło się prawie trzykrotnie. Najniższy stan zanotowano gdzieś w połowie ubiegłego stulecia, kiedy po tragedii wojny zwycięski świat zachodni zabrał się do odrabiania zaległości w zakresie konsumpcji. Z coraz większym przyspieszeniem. I właśnie wtedy usłyszał o Matce Teresie z Kalkuty. Może na zasadzie paradoksu jej najniżej stojąca w ludzkiej hierarchii zajęć ciężka praca ze szmatą i wiadrem przy chorych, umierających, zawszonych analfabetach, bezdomnych i nędzarzach poruszyła wykształconych, bogatych i wpływowych. Ludzie cieszyli się, że jest taka inicjatywa, i chcieli się w nią włączyć.
Ale Matka Teresa wiedziała, że jednym z cierpień jej życia stanie się to, że tak wielu nie będzie w stanie zrozumieć jej postawy opierającej się na wierze, która była źrόdłem jej niespożytej siły. Ją, zakochaną w Bogu kontemplatyczkę, będą chcieli rozliczać tak jak pracownicę opieki społecznej i krytykować, a nawet potępiać za domniemane uchybienia, stosując kryteria profesjonalizmu sanitarnego czy fiskalnego. O ile bowiem stosunkowo łatwo dokonywać inspekcji kolejnych punktόw regulaminu dotyczącego wymogόw higieny, znacznie trudniej zauważyć, docenić, a nawet ocenić skuteczność chrześcijańskiego wysiłku świadczenia komuś najcenniejszego daru, jakim jest miłość.
Ale my jesteśmy przekonani, że ten egzamin Matka Teresa zdała celująco.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł