Fenomen Martiniego
Ten nieśmiały jezuita to Carlo Maria Martini. Na czym polega fenomen człowieka, który dla jednych był ikoną "Kościoła otwartego", dla innych "przeciwnikiem" papieży, pisze Jacek Prusak SJ.
Urodził się 15 lutego 1927 roku w Turynie. Chciał być dziennikarzem, ojciec spodziewał się, że zostanie lekarzem, "wyszło na to", że został jezuitą.
W zakonie zrobił "błyskawiczną karierę". Najpierw został szybciej dopuszczony do święceń - mając zaledwie 25 lat. Po kilku latach uzyskał dyplom z teologii fundamentalnej na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. 2 lutego 1962 r. złożył uroczystą profesję, a cztery lata później obronił doktorat z Pisma Świętego w Papieskim Instytucie Biblijnym.
W międzyczasie przygotował nowe wydanie Novum Testamentum graece et latine pod redakcją Augusta Merka i został - jako jedyny Włoch i jedyny katolik - członkiem komitetu redagującego wydanie The Greek New Testament, które stanowiło podstawę ponad ośmiuset wydań Ewangelii na świecie.
Mianowano go profesorem nadzwyczajnym na wydziale z Chieri (Turyn), a w 1967 r. profesorem zwyczajnym na Biblicum. Od 1969 r. do 1978 r. pełnił funkcję rektora tej uczelni. 18 lipca 1978 r. objął stanowisko rektora Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W tym samym roku wygłosił rekolekcje wielkopostne dla Kurii Rzymskiej na zaproszenie papieża Pawła VI. Można powiedzieć, że to imponujące CV naukowca będącego równocześnie zakonnikiem. Na tym jednak nie koniec.
W wieku 52 lat został mianowany arcybiskupem Mediolanu - największej na świecie archidiecezji. W 1983 r. został kardynałem. Przez ponad dwadzieścia dwa lata był pasterzem archidiecezji mediolańskiej, a pod koniec życia "niewybranym papieżem". Po przejściu na "biskupią emeryturę" zrealizował dwa swoje marzenia. Powrócił do Jerozolimy, i został dziennikarzem - pisząc regularnie do rubryki na łamach "Corriere della Sera", w której odpowiadał na listy czytelników. Zmarł w wyniku pogłębiającej się choroby Parkinsona, wczesnym popołudniem w piątek 31 sierpnia 2012 w otoczeniu członków rodziny i współpracowników w Mediolanie.
Ten nieśmiały, skłonny do utrzymywania dystansu, bez "przebojowego" charakteru jezuita to Carlo Maria Martini. Stał się on jedną z głównych postaci Kościoła ostatnich dziesięcioleci i niemal każde jego słowo było skrupulatnie nagłaśniane przez media. Na czym polega fenomen człowieka uważanego przez jednych za ikonę "Kościoła otwartego", przez innych za "przeciwnika" papieży?
Informacji biograficznych o kardynale Martinim jest bardzo mało i zazwyczaj mają tylko podstawowy charakter. Jeżeli chce się wyjść poza oficjalny biogram, trzeba opierać się głównie na rozmowach i wywiadach. Tej niełatwej sztuki dokonał znany włoski pisarz, dziennikarz i watykanista Andrea Tornielli. W książce, pod nieco prowokującym tytułem w wydaniu polskim "Niepokorny Kardynał", dokonuje analizy spuścizny kard. Martiniego. Odkrywa przed Czytelnikiem dwa różne oblicza tego wyjątkowego człowieka. Jednym jest biskup, którego możemy odnaleźć w homiliach, w pismach, w rozważaniach i wystąpieniach. Drugi zaś to badacz, naukowiec, myśliciel, intelektualista, który w niektórych wywiadach wybiega myślą w przyszłość, formułuje hipotezy, zabiera głos w kwestiach kontrowersyjnych, i nie boi się mieć własnego zdania.
Tornielli unika hagiograficznego podejścia do swojego bohatera, i nie ukrywa, że posłudze kard. Martiniego towarzyszyły również głosy krytyczne. Pokazuje go jednak przede wszystkim jako człowieka dialogu - w obrębie Kościoła, i Kościoła ze światem. Nie ma potrzeby streszczać jego książkę - ją warto samemu przeczytać. Być może zasługuje on na lepszą biografię - jak sugeruje na łamach "Gościa Niedzielnego" ks. Tomasz Jaklewicz - ale opinia, że "książka jest dość powierzchowna i pełna uproszczeń" bo brakuje jej syntezy wynika moim zdaniem z niezrozumienia intencji Torniellego. To jest książka "dziennikarska", a nie naukowa, w której włoski watykanista - jak przyznaje sam ks. Jaklewicz - zebrał wiele faktów, ciekawych cytatów z tekstów i nie pominął chyba żadnej z kontrowersyjnych wypowiedzi ukazując je na tle innych, które świadczą o tym, że kardynał Martini nie był ani nowinkarzem, ani opozycjonistą papieskim. Jako taka, spełnia kryteria dobrze napisanej książki tego gatunku. Być może "zawód" ks. Jaklewicza ma inne źródło, ale za to Bogu ducha winien jest Tornielli.
Żeby zmierzyć się z fenomenem Martiniego nie można na niego patrzeć przez pryzmat mediów. Jego geniusz nie tkwi w tym, że był ich "ulubieńcem". Setki tysięcy osób, które przyszły go pożegnać do katedry w Mediolanie, gdzie wystawiono trumnę z jego ciałem nie widziały w nim celebryty. Mszę pogrzebową, wraz z 20 tyś. wiernych, odprawiało 12 kardynałów, 38 biskupów i 1200 kapłanów, a legat papieski odczytał przesłanie Benedykta XVI. Nie żegnano "gwiazdy Hollywood w purpurze" tylko wybitnego świadka wiary. Martini nie pozostawił nam "duchowego testamentu" - choć niektórzy za taki uważają jego ostatni wywiad, a raczej rozmowę ze współbratem o. Georgem Sporschillem, odbytą tuż przed śmiercią.
Fakt, że padły tam mocne słowa na temat "kondycji Kościoła" nie można zbyć ciężkim stanem zdrowia kardynała, ani medialną manipulacją. Starość kardynałowi z Mediolanu nie przeszkadzała myśleć, tylko funkcjonować. Z pewnością spory na temat dziedzictwa Martiniego odżyją także w rocznicę jego śmierci. Dla mnie kardynał Martini jak mało kto w Kościele był świadkiem prawdy, że Ewangelia staje się Dobrą Nowiną tylko wtedy, kiedy odpowiada na pytania, jakie aktualnie stawia człowiek. Myślę, że dlatego potrafił utrzymać przez pół godziny pięć tysięcy osób słuchających go w absolutnej ciszy, kiedy w każdy czwartek prowadził w katedrze rozważania o Słowie Bożym. Wtedy właśnie katedra wypełniała się również młodzieżą. Ale, żeby usłyszeć jakie pytanie stawia współczesny człowiek Kościołowi, trzeba mu wpierw na to pozwolić. To jest druga cecha, która w Nim bardzo pociąga. Był człowiekiem dialogu z wierzącymi i niewierzącymi, bo wiedział, że nie ma alternatywy dla dialogu. "Po drugiej" stronie jest tylko przemoc. W centrum swojej posługi, "pochylając się nad ułomnym światem", kard. Martini nie stawiał siebie, tylko Ewangelię. Wtedy Kościół stawał się widoczny przez Jezusa, a Jezusa nie zamykało się w Kościele przeciwstawiając go światu.
Jak podkreślił watykański "minister kultury" kardynał Gianfranco Ravasi (również znany biblista), "Ileż przeciętnych osób, nawet tych, które osiągnęły jakiś sukces medialny, odchodzi w zapomnienie… Martini natomiast to postać, która nadal do nas przemawia". Bo jak podkreślił to Benedykt XVI w słowach pożegnania mediolańskiego kardynała: "Był człowiekiem Bożym, który nie tylko studiował Pismo Święte, ale także kochał je głęboko i uczynił zeń światło swego życia, by wszystko, co robił, było ad majorem Dei gloriam, dla większej chwały Bożej (…) Był pasterzem obdarzonym głębokim miłosierdziem zgodnie ze swoim motto biskupim: Pro veritate adversa diligere, uważnym w każdej sytuacji, zwłaszcza w tych najtrudniejszych, darzącym miłością zagubionych, ubogich i cierpiących".
Andrea Tornielli, Carlo Maria Martini. Niepokorny kardynał, tłum. A. N. Kowalewska, WAM, 2103.
. kard. C. M. Martini
Piotr dokonał siedmiu wyborów, które odmieniły jego życie. Chcę przeczytać tę książkę >>
Skomentuj artykuł