Jak będzie w niebie? Możliwe, że czeka nas uczta, jakiej jeszcze nie widzieliśmy
Miałem sen. Na balkonie bazyliki Świętego Piotra w Rzymie stał nowo wybrany papież. Wyjaśniał tłumom sens imienia, które sobie obrał. Rafael znaczy „Boży lek” albo „Bóg uzdrawia”; z Biblii jest znany, a w tradycji czczony jako wierny przewodnik na drogach – pisze Tomas Halik w książce „Listy do papieża. Zachęta do szukania nowych dróg”, której fragment publikujemy.
Drogi papieżu Rafaelu, kiedy zastanawialiśmy się wspólnie nad piekłem, sądziłem, że przyjdzie też kolej na rozmowę o niebie. W końcu także Dante w Boskiej komedii zaczyna od piekła, a kończy na niebie. Na początku wszelkich rozważań na ten temat podkreślam swoje „nie wiem”, co nas czeka po śmierci i jak wyobrazić sobie to, o czym samo Pismo mówi, że „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce ludzkie nie zdoła pojąć…”.
Gdy myślę o życiu po śmierci, zawsze najpierw wyłania się wczesne dziecięce wspomnienie o zamkniętych drzwiach w późne wigilijne popołudnie, za którymi (być może rodzice, być może aniołowie) stroją choinkę i kładą pod nią prezenty. Tak, moja wiara w niebo i życie po życiu jest owym małym promykiem światła spod zamkniętych drzwi. Dopiero potem przychodzą na myśl obrazy i metafory, które w przestrzeń naszej niewiedzy wkłada Pismo i tradycja chrześcijańska, żeby pobudzić naszą nadzieję.
Niebo - sklepienie ponad nami
Ulubioną metaforą jest sklepienie niebieskie – „niebo nad nami”. Sklepienie niebieskie inspirowane jest obrazem Bożej obecności; jest z nami stale, chociaż stale się przemienia, czasem jest jasne jak uśmiech, innym razem zakryte ciemnymi chmurami; czasem smaga błyskawicami, kiedy indziej płonie miliardami gwiazd. Kiedykolwiek podniesiemy ku niemu wzrok, zawsze jest niedostępne i niedotykalne; patrząc na nie, uświadamiamy sobie naszą znikomość.
Sklepienie – ta metafora Bożego przybytku była łatwo zrozumiała dla człowieka, który większość dnia spędzał pod gołym niebem i był zależny od tego, czy niebo to będzie zamknięte i dojdzie do suszy, nieurodzaju i głodu, czy też ziemię będą nawilżać z „nieba” rosa i deszcz. Dla człowieka epoki przednowożytnej metafora sklepienia była znacznie bardziej zrozumiała niż dla nas, którzy w większości mieszkamy pod dachem, żyjemy przy sztucznym świetle i postrzegamy rzeczywistość za pośrednictwem sztucznych konstrukcji nauki i techniki, które zasłaniają nam naturalny świat doświadczenia zmysłowego.
Ze świata „pierwszej naiwności”, bezpośredniego doświadczenia z sakralną głębią świata, zostaliśmy wygnani i możemy wchodzić do niego tylko z rzadka, głównie za pośrednictwem sztuki. Już nawet pierwotną dziecięcą wrażliwość na urzekające piękno świata natury opanował i zmanipulował biznes z wirtualną rzeczywistością gier komputerowych; dzisiaj ludzie od przedszkola po domy dla seniorów częściej niż na sklepienie spoglądają na ekran komputera. Żyjemy już przeważnie w skonstruowanym przez nas drugim świecie, w świecie naszych myślowych modeli i naszych cieni. Patrząc na sklepienie, czy to gołym okiem, czy przez teleskopy, już nie widzimy na nim nieba
W nasze widzenie i interpretację świata (już Nietzsche wiedział, że tych dwóch rzeczy nie można od siebie oddzielić) wkroczyła technika. Świat (kosmos) postrzegamy bardziej jako przestrzeń do zdobywania niż przestrzeń do kontemplacji. Świat odczytujemy raczej jako instrukcję używania rzeczy, które są w nim, niż jako księgę symboli wskazujących na to, co świat rzeczy przewyższa.
Sklepienie niebieskie było symbolem wspaniałego Bożego piękna, cuda przyrody wskazywały ponad siebie i poza siebie, „poza wzrok”, w głąb tajemnicy. Obawiam się, że mocne cuda techniki tej mocy są pozbawione. Czy internet może być symbolem Bożej wszechobecności? Mam wrażenie, że postrzegamy go raczej jako przedłużenie naszej własnej mocy – kiedyś z dumą, dziś już także z lękiem.
Niebo jako weselna uczta
Drugim mocnym obrazem niebiańskiego – przekraczającego świat – zwieńczenia ludzkiej egzystencji i ludzkich dziejów jest uczta, szczególnie uczta weselna. Jest to częsty biblijny, zwłaszcza nowotestamentowy obraz. Na podstawie Ewangelii możemy wnioskować, że gdy Jezus nie głosił kazań, nie uzdrawiał chorych, nie kroczył po wodzie lub nie spędzał nocy na modlitwie, wówczas spędzał czas na zabawach i ucztach. Miał z tego powodu opinię „żarłoka i pijaka”, zwłaszcza w porównaniu z pustynnym ascetą Janem Chrzcicielem.
Także swój pierwszy cud, symboliczny początek lub „motto” wszystkich pozostałych znaków uczynił podczas uczty weselnej. Dał się poznać jako pan młody, a zarazem jako szczodry gospodarz. Tło znacznej części jego przypowieści stanowią uczty. W kazaniach Jana Chrzciciela Bóg przychodzi do naszego świata grzeszników jako ogień, który spala, i siekiera przyłożona do pnia; w najpiękniejszej przypowieści Jezusa Boże królestwo jest ucztą powitalną na cześć marnotrawnego syna, życzliwym, gościnnym domem, z którego otwartych drzwi rozbrzmiewa muzyka do tańca.
Coś niepojętego i nie do przyjęcia dla sprawiedliwego i sprawiedliwie rozgniewanego starszego syna. Zaproszenie na ucztę, zwłaszcza na królewską ucztę weselną, nie jest jednak czymś bez znaczenia, czymś, co można by lekceważyć. Przypowieść Jezusa ukazuje los tych, którzy pogardzili zaproszeniem lub nawet użyli przemocy wobec królewskich posłańców (proroków). Sala weselna musi być pełna – w miejsce tych, którzy okazali się niegodni zaproszenia, muszą przyjść inni, których nikt nie uważał za godnych takiego zaszczytu. Ale również ci, których to zaproszenie zaskoczyło, powinni je przyjąć nie tylko jako dar, ale także jako zobowiązujące zadanie: muszą przywdziać godowe szaty.
Ostatnia wieczerza, najważniejsza ze wszystkich uczt
Spośród wszystkich biblijnych uczt najważniejsze miejsce zajmuje ostatnia wieczerza. Są to wielkanocne Gody Baranka, anamnesis – unaoczniające przypomnienie – fundamentalnego wydarzenia w żydowskiej pamięci: wyjścia z domu niewoli do ziemi obiecanej wolności. Ten właśnie kontekst ustanowienia Eucharystii jest ważny dla zrozumienia sensu owego znaku. Jezus to dawne wydarzenie nie tylko uobecnia, ale nadaje mu nowy wymiar znaczeniowy: Jego zbliżające się wydarzenie paschalne – śmierć i zmartwychwstanie – jest owym exodusem, przejściem z niewoli do wolności, ze śmierci do życia.
Ostatnia wieczerza Jezusa na wieki ułoży się w pamięci Kościoła i będzie stale przypominana przez wspólną ucztę eucharystyczną uczniów Jezusa. Chleb i wino tej uczty otrzymują nowe znaczenie, nowy sens: goście przy jednym stole stają się jednym ciałem, jednym żywym organizmem. Są razem z Chrystusem i ze sobą nawzajem braćmi i siostrami, ponieważ w nich poprzez wspólnotę chleba i wina krąży jedna krew; mają jedną duszę, jedno wspólne życie.
Kościół jako wspólnota eucharystyczna nie może być tylko organizacją, ale ma być organizmem, „ciałem” – wcielonym w świat, w ludzkość, w historię. Duch utrzymuje go przy życiu, co znaczy też: stale go przekształca, powoduje jego wzrost i dojrzewanie. Eucharystia jest panis viatorum, pokarmem na drogę. Nie tylko Eucharystia dla umierających jest viaticum; każda celebracja Eucharystii daje wierzącemu pokarm na drogę przez życie, a Kościołowi pokarm na drogę przez dzieje.
Skomentuj artykuł