@pelagiacz -> "Ale nie zgadzam sie abym to ja zawsze gotowała, prała i sprzątała, a ty lezysz na kanapie[...]wspólnie ustalamy zasady panujące w naszym związku. Nie ustala ich jedna strona, ani nie przyjmujemy niczego narzuconego odgórnie, bez prawa głosu" logiczne?! my działamy razem- sprzątamy, mówimy, spacerujemy, jemy, myślimy, tańczymy.. tak samo wyszło. Kiedyś może zmienimy podział na bardziej "tradycyjny". Powodzenia :)
P
Pawełek
20 lipca 2013, 12:39
zmiana toku myślenia -tak łatwo to się mówi, tak trudno to zrobić. wszystko zaczyna się od dziecka, jeżeli komuś udało się zmienić swój sposób myslenia i patrzenia na drugiego człowieka i na siebie, w 100%, szczerze podziwiam i gratuluję
...
Kein problem generalnie.
Ja nawet postrzegam niechęć do zmiany toku myślenia jako lenistwo.
Trzeba się w sobie spiąć żeby zastosowac zmiany, a nie narzekać że jest słabo
M
ma
18 lipca 2013, 22:05
zmiana toku myślenia -tak łatwo to się mówi, tak trudno to zrobić. wszystko zaczyna się od dziecka, jeżeli komuś udało się zmienić swój sposób myslenia i patrzenia na drugiego człowieka i na siebie, w 100%, szczerze podziwiam i gratuluję
B
Beata
18 lipca 2013, 20:30
Całkowicie się zgadzam z podanym tokiem myślenia - w kryzysie małżeńskim większość uważa, że tylko ta druga strona jest winna, zapominając, że my sami często dolewamy oliwy do ognia choćby jakimś drobiazgiem w reakcji na postawę partnera. Uważam za bardzo skuteczne w przezwyciężaniu sytuacji kryzysowej analizę swojego zachowania. Często mamy projekcje w trudnych sytuacjach, podczas gdy rzeczywistość widziana oczami tej drugiej strony jest zupełnie inna. Zamiast mysleć -co druga strona myśli i zamiast trwać w złości na partnera, powiedzmy lub napiszmy szczerze jak sytuacja wygląda z naszej strony. jak my się czujemy i jak to nas dotyka. Jeśli znajdziemy odrobinę swojej winy, lepiej jest przyznać się do tego i przeprosić. Najczęściej jest tak, że wtedy druga strona też przyznaje się do popełnienia błedu. A to już duży krok do zgody :)
P
pelagiacz
18 lipca 2013, 14:38
Nie sprowadałabym partnerstwa do ja wyrzucam śmieci dziś, a ty jutro. To zbytnie uproszczenie. Partnerstwo zakłada po prostu że jesteśmy równi. Różni ale równi. Czyli ok ja gotuję, ty pierzesz na przykład, bo takie mamy upodobania albo predyspozycje. Ale nie zgadzam sie abym to ja zawsze gotowała, prała i sprzątała, a ty lezysz na kanapie. Oczekuję od ciebie współudziału w domowych obowiązkach. Najważniejsze to że wspólnie ustalamy zasady panujące w naszym związku. Nie ustala ich jedna strona, ani nie przyjmujemy niczego narzuconego odgórnie, bez prawa głosu. To jest moim zdaniem partnerstwo. Może trudne, ale uważam że budujące, pozwalające na rozwój obu stron
Skomentuj artykuł