Jak znaleźć spowiednika? Tej kobiecie pokazał go sam Jezus
"Przyśnił mi się Pan Jezus wiszący na krzyżu, tylko nie miał swojej twarzy, lecz inną. A kiedy weszłam do tego kościółka – a nie jestem z tej parafii – i zobaczyłam księdza w konfesjonale, to po prostu rozpoznałam ojca twarz..."
Nie jestem zwolennikiem zbyt częstej spowiedzi. Przede wszystkim spowiedź ma na celu uzyskanie wybaczenia grzechów – to jest jej pierwsza funkcja. Odnowienie łaski Bożej – to druga. Jeżeli więc potrafię żyć w łasce Bożej przez kilka miesięcy, to mogę spowiadać się co kilka miesięcy. Jeżeli przychodzi mi to z trudem, to do źródła przebaczenia i łaski przychodzę częściej. To jest indywidualna sprawa, chodzi o rozpoznanie swojej osobistej sytuacji, zrozumienie, w jakim się jest punkcie życia. Oczywiście bywa, że ktoś pragnie spowiadać się często, bo ma potrzebę nawet najdrobniejsze sprawy w sakramencie spowiedzi Panu Bogu oddawać albo dlatego, że spotkanie z Chrystusem przebaczającym w tym sakramencie jest ważną częścią jego życia duchowego. Ale to zdarza się nieczęsto.
Przyszła kiedyś do mnie do spowiedzi kobieta. To było na początku mojego kapłaństwa. Wyspowiadała się i zapytała, czy może spowiadać się u mnie co tydzień. Zastanowiłem się przez chwilę i pomyślałem, że pani sprawia wrażenie normalnej, nie wygląda na skrupulantkę. Upewniłem się więc, czy to jest dla niej ważne. Powiedziała, że owszem, bardzo. Zgodziłem się. Przychodziła co tydzień do spowiedzi i prawdę powiedziawszy, miałem wrażenie, że spowiadam świętą osobę. I w pewien sposób to się potwierdziło: kiedy po roku zmieniałem miejsce zamieszkania, uprzedziłem ją, że za tydzień odbędzie się nasza ostatnia spowiedź, bo wyjeżdżam. Na co ona z absolutnym spokojem powiedziała: „Proszę się nie martwić, nic złego się nie dzieje, ojciec musi jechać, a ja znajdę innego spowiednika. Wcześniej księża niechętnie mnie przyjmowali, brali mnie za sensatkę, ale ja się modliłam o spowiednika, który mnie zrozumie. Pan Jezus mi księdza znalazł i teraz też mi znajdzie. Jestem o to spokojna”. Spokój, ufność, żadnej histerii. I dodała: „Na koniec ojcu wyznam, że kiedy się tak modliłam o dobrego spowiednika, to przyśnił mi się Pan Jezus wiszący na krzyżu, tylko nie miał swojej twarzy, lecz inną. A kiedy weszłam do tego kościółka – a nie jestem z tej parafii – i zobaczyłam księdza w konfesjonale, to po prostu rozpoznałam ojca twarz”. Ja na takie dictum nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, gdzie się schować. Wydało mi się to wprost niemożliwe. A niedawno ktoś mi powiedział, że św. Faustynie przyśnił się ks. Michał Sopoćko, zanim go spotkała. Mój Boże…
Nie tyle częstotliwość spowiedzi jest dla mnie istotna, ile jej regularność. Regularność w spowiedzi ma tę przewagę nad nieregularnością, że chroni nas przed rozleniwieniem, zapominaniem, odkładaniem na później, jak to mamy w zwyczaju. Jeżeli zatem postanowię sobie, że w każdy pierwszy piątek miesiąca odwiedzam konfesjonał, to będzie dla mnie dobre także z powodów, nazwijmy to, pedagogicznych. Ale jeżeli – jak to się często zdarza – ktoś biegnie do spowiedzi, bo ma zły nastrój, to w takim przypadku naprawdę radziłbym wstrzemięźliwość, bo nie spowiadamy się z nastrojów czy problemów, ale z grzechów.
Jednak spoglądając na ogół wiernych, mam wrażenie, że przeciętny chrześcijanin w sumie dość rzadko korzysta ze spowiedzi. I to nie ze względu na szacunek dla sakramentu czy dlatego, że świetnie sobie duchowo radzi, ale dlatego, że odczuwa ogromne opory wobec wyznawania swoich win, przyznawania się do błędów i dokonywania najmniejszych nawet aktów ekspiacji. Szkoda, bo traci na tym dusza i ciało. Nie trzeba być lekarzem, żeby zauważyć, że każdy z pięciu warunków dobrej spowiedzi to równocześnie zdrowa praktyka, pożyteczna dla utrzymania higieny psychicznej. Choć oczywiście nie o higienę psychiczną chodzi przede wszystkim, ale o to, że w spowiedzi Pan Bóg nam grzechy odpuszcza.
Czy robi to także gdzie indziej, w jakiś inny sposób? Możemy mieć nadzieję, że tak, ale tego nie wiemy. A tu mamy pewność, że odpuszcza. Powiedzmy to sobie, używając tak zwanego chłopskiego rozumu: jeżeli wiem, że gdzieś z pewnością wypłacą mi pieniądze, to pójdę tam, gdzie mam gwarancję tej wypłaty, a nie tam, gdzie wypłacą być może, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, a jeszcze będę musiał daleko się nachodzić albo długo czekać – bez żadnej gwarancji. Skoro wiem, że tu, w tym konkretnym miejscu czeka na mnie gotówka, to idę i biorę. Oczywiście warunkiem takiego podejścia jest wiara w nadprzyrodzony charakter tego sakramentu.
Regularność w spowiedzi ma tę przewagę nad nieregularnością, że chroni nas przed rozleniwieniem, zapominaniem, odkładaniem na później, jak to mamy w zwyczaju.
Wiele osób pyta: skoro mam się spowiadać przed Bogiem, to dlaczego mam to robić przed obcym człowiekiem? Dlaczego ksiądz? Po pierwsze dlatego, że potrzebujemy znaku, realnego potwierdzenia duchowej rzeczywistości. Bóg, znając nas lepiej niż ktokolwiek, bo przecież nas stworzył, takie właśnie znaki nam zostawił. Nazywamy je sakramentami. A po drugie dlatego, że ważne jest dla nas, aby przebaczenie przyszło przez człowieka; potrzebujemy ludzkiego przebaczenia. Pan Bóg naprawdę niegłupio to wymyślił. Bo to się bardzo łatwo mówi: „Ja się wyspowiadam przed Bogiem i On mi wybaczy”. Ale przecież dobrze wiemy, jak sami się potrafimy zagadać, oszukać, jakie sobie potrafimy tworzyć iluzje. Czy nie zdarzało się nam, że po pięciu minutach modlitwy zaczynaliśmy wątpić, czy słuchamy Boga, czy naszej własnej wewnętrznej gadaniny? A gest drugiego człowieka w pewien sposób obiektywizuje sakramentalne przebaczenie grzechów. Oto słyszę słowa przebaczenia nie od siebie samego, ale z zewnątrz; płyną od człowieka, który, jak wierzę, ma od Boga moc skutecznego wypowiadania tych słów.
Ciekawe, że na przykład w Kościele luterańsko-augsburskim, w którym nie ma sakramentu spowiedzi, jest możliwość duszpasterskiej rozmowy z pastorem, która ma wymiar kierownictwa duchowego: można przyjść i pastorowi swoje grzechy opowiedzieć, pastor coś doradzi, jakoś człowieka oświeci, pomodlą się wspólnie. Potrzebujemy usłyszeć od drugiego człowieka słowa przebaczenia i pociechy. Dlaczego dzisiaj psychoterapia cieszy się tak wielką popularnością? Im mniej chętnych do spowiedzi, tym więcej na psychoterapii. Oczywiście nie porównuję jednego i drugiego, bo to nie jest to samo, ale chodzi mi o rolę drugiego człowieka, ważną także w rzeczywistości sakramentalnej. Pan Bóg nas stworzył i wie, że potrzeba nam materialnych znaków.
* * *
Fragment książki o. Pawła Krupy OP "Moc z zaświatów" (Wydawnictwo WAM).
Skomentuj artykuł