Jezus Chrystus wczoraj i dziś... - rozważanie

(fot. JPhilipson/flickr.com)
Leszek Wianowski

Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13, 8) od dwóch tysięcy lat fascynuje i inspiruje. Pierre Teilhard de Chardin SJ był jednym z najwybitniejszych, którzy podjęli to wyzwanie, tworząc system, w którym próbuje pogodzić przyrodnicze aspekty ewolucji materii z nadprzyrodzonym celem, ku któremu owa materia zmierza.

Chrystus od dwóch tysięcy lat niepokoi swoich wyznawców, czy odczytują Go w sposób najdoskonalszy i najbardziej zgodny z Jego wolą. Owocem tych niepokojów jest z jednej strony chrystologia, bardzo wcześnie wypracowana przez Kościół i stanowiąca trwały i niezmienny zrąb nauki o Zbawicielu, z drugiej - próby stałego jej wyjaśniania i przybliżania człowiekowi w oparciu o współczesny dostępny mu aparat pojęciowy z wielu dziedzin.

Idealistyczna koncepcja Ojców greckich ustąpiła w średniowieczu arystotelesowsko-tomistycznej wizji świata, która przez swą spójność i duży stopień ogólności, a nadto poparta autorytetem Doktora Anielskiego i Kościoła utrzymała się do czasów niemal współczesnych. Jednakowoż gwałtowny rozwój nauk filozoficznych i przyrodniczych uświadomił myślicielom chrześcijańskim XX wieku konieczność ponownej i ciągłej refleksji nad otaczającym światem, zwłaszcza zaś nad pograniczem: nauka - wiara.

DEON.PL POLECA

Teilhard teolog, ale i przedstawiciel nauk przyrodniczych, stawia pytanie o rzecz dla niego kluczową: czy materia, która otacza człowieka, może być źródłem i tropem do rozpoznania Boga we wszechświecie, zwłaszcza dla człowieka współczesnego - sceptycznego i zagubionego? I dalej: czy Jezus z Nazaretu ma dla ludzi XX wieku jeszcze jakiś sens, a jeśli tak, to czy źródłem tego sensu jest uświadamiana sobie tożsamość tegoż Jezusa z Chrystusem - Królem wszechświata? I w ogóle, czy ślady ewangelicznego Jezusa Chrystusa można znaleźć w otaczającej rzeczywistości wszechświata, który coraz intensywniej wdziera się w świadomość człowieka z całą swoją złożonością, tajemniczością i pięknem?

Pytania takie wskazują niezbicie na totalną niewystarczalność dotychczasowego statycznego, hieratyczno-feudalnego obrazu relacji z Bogiem: On-Pan, ja-sługa, i na intensywne poszukiwanie nowych relacji ze Stwórcą, zasadzających się na personalistycznym kontakcie dwóch osób. Poszukiwany jest zatem Jezus promieniujący i wszystko przenikający, udzielający się wszystkim i działający na wszystko, stanowiący początek, centrum i koniec wszystkiego. Taki Jezus, który dla Teilharda wcale nie jest panteistyczny, działa w przestrzeni, którą nazywa on "środowiskiem Bożym", czyli miejscem, w którym człowiek ma największą gwarancję własnej realizacji i pełnego zjednoczenia z Chrystusem.

Myśl Teilharda wynika ze stwierdzonego napięcia między przekonującymi danymi o ewolucji a bezspornym argumentem z Objawienia o nadprzyrodzonym posłannictwie człowieka, wynikającym z osobowego zaangażowania się Boga w akt jego stwarzania na własny obraz i podobieństwo. Stwierdzenie dążenia wszechświata do coraz większej złożoności przez etapy kosmogenezy, biogenezy do antropogenezy stanowi dla Teilharda niezbity dowód na ukrywającą się pod ewoluującą ku złożoności czasoprzestrzenią jedność.

Porządkujące wszechświat działanie Boże - rozpoznawalne tylko na płaszczyźnie wiary - polega na przenikaniu wszechświata w taki sposób, aby wszystko doprowadzić do spełnienia w Chrystusie. Człowiek może świadomie i dobrowolnie, a zatem osobowo, włączyć się w ten proces, realizując własne uszczęśliwiające go cele, jednocześnie współdziałając aktywnie z Bogiem-Stwórcą w doprowadzaniu wszystkiego do ostatecznego spełnienia takiego, jakie zamierzył Bóg w swoim zbawczym planie.

Wspomniane wyżej napięcie na linii ewolucja - Objawienie w konsekwencji owocuje jakże tradycyjnym, lecz przecież ciągle aktualnym antagonizmem: świat - duch.

Teilhard doszedł do momentu, gdzie zaczynał się problem Marii i Marty (por. Łk 10, 38-42) i rozwiązał go w oparciu o swoją ideę zbieżności wszystkiego w Chrystusie w środowisku Bożym. Odrzucił on skrajne postawy zachłyśnięcia się materią lub duchem oraz kompromisowe "bycie między", sprowadzające się konsekwentnie do rzucania się między Bogiem a światem pod naciskiem chwilowego nastroju, które nie gwarantuje jednak nigdy dojścia do ostatecznego rozstrzygnięcia. Wydaje się więc, że w ten sposób Teilhard odrzucił wszystkie możliwości.

Tymczasem okazuje się, że zgodnie z kluczowym dla jego teorii pojęciem "centrum" rozpatruje on opisywane stany właśnie z punktu widzenia centrów i ewolucji ku nim dążącej. Skrajne przypadki to, odpowiednio, ja-centrum i zlekceważenie nakazów Ewangelii oraz Bóg-centrum i totalna ucieczka od świata z pełną jego negacją. Przypadek permanentnego dylematu to dwa centra: Bóg i człowiek, okresowo wzajemnie podporządkowujące się sobie bez możliwości ustalenia jakiejkolwiek stałej hierarchii.

Rozwiązanie Teilharda opiera się na tradycyjnej tezie duchowości pracy, która stwierdza, że ludzkie działanie ma wartość o tyle, o ile jest znakiem uległości Bogu, czyli szukaniem i zrealizowaniem Jego woli, co oznacza czystą intencję przypodobania Mu się przez słuchanie i kochanie Go w każdym ludzkim działaniu. Teilhard proponuje zatem jedno źródło - Chrystusa, natomiast człowiek - suwerenne centrum osobowe - może Mu się przyporządkować, wchodząc w relacje w sposób rozumny i wolny.

W swej teorii francuski jezuita patrzy na ludzkie działanie z punktu widzenia Bożej celowości. Działanie to ma w tym momencie konkretny sens jako dynamiczne włączenie się w proces ostatecznej aktualizacji wszechświata. Proces ten ma za przyczynę osobowe działanie Boga, którego objawem szczególnym i nadzwyczajnym jest wcielenie Jezusa Chrystusa. Spowodowało ono, że we wszechświecie wszystko jest konsekrowane, bo jest w nim wewnętrznie obecny Zmartwychwstały.

Rozwijając swoją myśl, Teilhard stwierdza jednak niewystarczalność tylko intencji działania zgodnego z wolą Bożą do osiągnięcia świętości. Rozszerzający się wszechświat domaga się również elementu cielesnego, gdyż Chrystus przenikający kosmos i prowadzący go ku sobie działa na człowieka w całej jego naturze. Zatem człowiek musi nie tylko rozumieć i chcieć, ale działać.

"Bóg rozwija wszechświat i prowadzi go do jego spełnienia za pośrednictwem istot ludzkich. Człowiek powołany jest do «współtworzenia», «współdziałania» z Bogiem w przekształcaniu wszechświata od ziarna do owocu, od potencji do aktualizacji, od niedoskonałości do doskonałości. Dlatego ważne jest to, co człowiek czyni, ponieważ tylko w swoim działaniu może on spotkać Boga. Dzięki duszy natchnionej łaską człowiek może oddziaływać na chaos materialnego świata i stosować w odniesieniu do niego owoce wcielenia. Człowiek może ten świat uduchowić, rozwijając go i korzystając z niego zgodnie z wiecznym zamysłem jego Stwórcy".

Teilhard de Chardin widzi zatem rozwiązanie kwestii w dobrowolnie uznanej podległości Bogu na swoją miarę suwerennego człowieka oraz w działaniu człowieka w takiej i tylko takiej opcji. Czy jednak suwerenny, chociaż zależny - nawet jeśli w miłości - człowiek może dać gwarancję stałej wierności? Elementarna nawet obserwacja wskazuje, że nie.

I tutaj Teilhard przywołuje wszystko to, co przez wieki wypracowała teoria i praktyka ascezy. Rozważając jej dokonania, wskazuje na "żarliwą obojętność", czyli postawę przyjęcia Bożych poglądów w codzienności z zapomnieniem o swoim własnym "ja" jako punkcie odniesienia. Jest to zatem propozycja wyrzekania się dla Chrystusa tego wszystkiego, co stoi na przeszkodzie do osiągnięcia doskonałości. Tylko że dla Teilharda ma to sens jeszcze głębszy.

Aktywne działanie, a jednocześnie żarliwość w biernym doznawaniu Boga, są dla człowieka sposobem wprowadzania go w życie wewnętrzne Trójcy świętej. Jest to zatem przekształcanie go z "człowieka starego" w przyjaciela Boga, oczyszczanego ze wszystkiego, co nie jest Chrystusowe, aby Chrystus sam mógł w nim jaśnieć pełnym blaskiem. Dla Teilharda ten element indywidualnej doskonałości i cała droga do jej osiągnięcia odnajduje jednak dopiero pełny sens z punktu widzenia wszechświata jako całości.

"Cała natura, podludzki kosmos i sam człowiek nie tylko sami, niezależnie od siebie, pozbywają się niedoskonałości dla doskonałości, uboższego życia dla pełniejszego życia. Każde przejście do nowej formy bytu wpływa na ogólną doskonałość wszechświata.

Żaden człowiek obdarzony łaską Bożą nie doskonali się bez jednoczesnego oddziaływania na otaczający go świat i podnoszenia go na wyższy poziom życia. W rzeczywistości człowiek staje się zawsze «nowym stworzeniem» razem ze stworzonym światem, na który aktualnie oddziałuje i który zmienia in Christo Iesu właśnie za pośrednictwem działań i biernych doznań ludzkiego codziennego życia".

Jest to absolutne zanegowanie antynomii między rozwojem a oderwaniem się i wyrzeczeniem. Te wszystkie czynniki to fazy albo lepiej składowe prawdziwego bytowania, którego pełni udzielił Bóg obecny w swojej immanencji we wszystkich bytach i prowadzący je wszystkie do spełnienia. Istnienie bytów jest zaś tym pełniejsze, im bardziej skupione są wokół "Punktu Ostatecznego", punktu Omega.

Łączność jest gwarantowana wcieleniem Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, w którym jednoczą się i spełniają wszystkie byty - Zmartwychwstały Chrystus nadaje wszechświatowi znamię spójności. Stąd już blisko do utożsamienia Jezusa Chrystusa z centrum zbieżności całego wszechświata, czyli z Punktem Omega. Teilhard widzi konsekwencję takiego utożsamienia w dążeniu każdego bytu "naprzód" ku spełnieniu i jednocześnie "w górę" w stronę nadprzyrodzoności; byty wykazują bowiem zdolność do współuczestniczenia w Boskim postanowieniu i działaniu stwórczym.

Zdefiniowanie Punktu Omega jako centrum konwergencji i aktualizacji stworzenia pozwala zauważyć w pozornym chaosie i wielości kosmosu Bożą myśl, która prowadzi - poprzez wszystkie wydarzenia - do realizacji Jego planów. Teilhard analizuje ten punkt dokładnie i widzi trzy jego cechy.

Po pierwsze, musi on mieć obiektywną naturę, nie może być tylko tworem ludzkiej imaginacji. Równie realny jak proces ewolucji i jej prawa musi być cel, ku któremu ona zmierza.

Po drugie, musi mieć sam w sobie zdolność przyciągania swoim własnym działaniem wszystkich stworzeń, doprowadzając je razem do ich spełnienia. Aby przyciągnąć byty rozumne, ów punkt przyciągania musi być również bytem rozumnym, osobą. Ale skoro ta osoba przyciąga inne osoby, musi czynić to dzięki swojej własnej sile dobroci i, ostatecznie, przez akt miłości, w którym osoba podnosi osobę na najwyższy poziom jedności, polegającej na przekazaniu samej siebie. Po trzecie, musi być zdolny do prowadzenia całego wszechświata ku jego zunifikowanej doskonałości bez obawy regresji, zniszczenia, ogólnej frustracji lub destrukcji.

Analiza wszystkich bytów wskazuje, że jedynym bytem spełniającym te cechy jest Syn Boży, Jezus Chrystus. Zatem dla Teilharda Jezus Chrystus jest punktem Omega i ostatnim etapem w ciągu: kosmogeneza - biogeneza - noogeneza - chrystogeneza. Stan ten zaś widzi najpierw jako konsekwencję wcielenia, kiedy pojawiło się najdoskonalsze człowieczeństwo, a potem jako skutek aktywnie realizowanej całkowitości i pełni człowieczeństwa, gdy ujawnia się superczłowieczeństwo. Te dwa aspekty to ten sam Chrystus historyczny objawiający się teraz w nowym wymiarze.

"Teilhard wyraźnie określa historycznego Chrystusa i punkt zbieżny wszelkiej ewolucji jako tę samą Osobę. Przyciąga On do siebie cały «psychizm» ziemi aż do czasu, kiedy wszystko będzie przemienione w Boga. Ale w tym ostatecznym spełnieniu się wszystkich rzeczy w Bogu nie ulegnie zniszczeniu nasza własna indywidualność, czyli nie będzie ona pochłonięta przez boskość. Każdy element, zachowując własną, właściwą mu podmiotowość, osiągnie swoją pełną doskonałość: połączenie się z punktem Omega".

Teilhard de Chardin w swoich pismach na wielu miejscach eksponuje tożsamość Jezusa historycznego i Chrystusa-Omegi. Wykazuje też, że zbieżność ku Omedze nie jest tylko i wyłącznie skutkiem rozwijania się prawa kosmicznej ewolucji. Innymi słowy, dla Teilharda wcielenie, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie są historyczne i dla tego procesu - niezbędne.

Teilhardowski Chrystus zatem - pomimo ukazania Go w dość niecodziennej postaci jako punkt Omega - jest suwerennym Królem, bez Którego "nic się nie stało, co się stało" (por. J 1, 3), wchodzącym w życie wszechświata z mocą podniesienia go aż do zbawienia i przeprowadzenia go do ostatecznej aktualizacji. Nadnaturalna struktura wszechświata, realizująca się od kosmo- do noogenezy uwidaczniana w pismach Teilharda, jest dalej tylko i wyłącznie materią dla Chrystusowej transformacji, która pozostaje zawsze darmowym darem Boga. Stąd działanie Chrystusa - jedynego Centrum - we wszechświecie przebiega na dwóch poziomach, naturalnym i nadnaturalnym.

Na poziomie naturalnym Centrum to prowadziło ewolucyjnie stworzenia do większej świadomości, a jednocześnie po osiągnięciu przez nie odpowiedniego jej poziomu pociągało je do najwyższego stopnia świętości, co jest działaniem nadnaturalnym i nadprzyrodzonym. Pełnia Chrystusowa kształtuje się w ponownym stworzeniu porządku naturalnego, w którym Chrys­tus udziela siebie w takim stopniu, że świat staje się coraz pełniej i bardziej naturalnie rozwinięty. "Dzięki wcieleniu Słowo Boże włączyło się w nasz materialny «naturalny» wszechświat i stało się centrum kosmicznym przyciągającym wszystkie byty dzięki darmowemu pełnemu miłości działaniu Boga do wspólnego przeznaczenia, którym jest nadnaturalne Centrum, Chrystus, "Punkt Omega".

Z rozważań Teilharda de Chardin wynikają pewne wnioski dotyczące Chrystusa jako bytu. Aby lepiej wyrazić rolę Drugiej Osoby Boskiej w procesie ewolucyjnej zbieżności ku Niemu samemu, francuski jezuita "dodaje" Jezusowi trzecią naturę, a precyzyjniej: trzeci aspekt lub funkcję. Nazywa ją - z ostrożnością - "naturą chrystyczną" i odróżnia tak od natury preegzystującego Słowa, jak i natury Jezusa z Nazaretu.

Ta nowa czy "trzecia natura" Chrystusa, widoczna jest we wszystkich pismach św. Pawła: Chrystusa Totalnego i totalizującego, w którym, w wyniku przeobrażenia towarzyszącego zmartwychwstaniu, indywidualny element ludzki zrodzony przez Maryję jest już nie tylko elementem, środowiskiem czy krzywizną kosmiczną, ale i ostatecznym centrum psychicznym powszechnego zjednoczenia.

Wyodrębnienie nowej natury ma podkreślić nowy i stale rozwijający się związek Chrystusa ze stworzonym kosmosem, nie tylko z racji prawnego określenia Chrystusa Królem wszystkich bytów (por. Hbr 1, 2. 8), ale również w sposób fenomenologiczny i mistyczny z racji wręcz "fizycznego" powiązania - Teilhard bardzo mocno podkreśla tworzenie się Mistycznego Ciała jako trzeciej "natury" Chrystusa. Analogie i zbieżności z tradycyjną nauką o Mistycznym Ciele Chrystusa jako żywym i działającym organizmie, w którym wszyscy są złączeni w fizycznym i biologicznym sensie, są w jego pismach bardzo widoczne.

Dla Teilharda Chrystus, punkt Omega spersonalizowanego wszechświata, jest dosłownym fizycznym centrum kosmosu. Fizycznie i dosłownie wypełnia wszechświat, uaktywniając wszystkie jego części ku ostatecznemu spełnieniu. Chrystus jest również organiczną wewnętrzną zasadą wzrostu wszechświata, a jednocześnie jego Głową, w której kosmos osiągnie swą kulminację i rozwiązanie. Oznacza to, że całe stworzenie nie tylko znajduje się stale pod wpływem Bożego immanentnego działania, ale dynamicznie dąży do aktualizacji.

Fizyczna więź Chrystusa-Centrum z człowiekiem zasadza się na zjednoczeniu z Nim przez łaskę, czyli po przebóstwieniu bytu osoby ludzkiej przez włączenie jej w wewnętrzne życie Trójcy świętej. Wtedy dopiero taki byt staje się pełnym człowiekiem, to znaczy jego naturalne możliwości zostaną spełnione w Chrystusie i przez Chrystusa. Miejscem nawiązania fizycznej więzi z Chrystusem-Centrum, więzią jednoczącą Wcielone Słowo z ludzką osobą, jest Eucharystia.

Teilhard rozciąga ją na cały przekształcający się i biegnący do punktu Omega wszechświat. Z jednostkowego faktu konsekracji i jej skutków bierze początek "powszechna transsubstancjacja", czyli przekształcające działanie Chrystusa wybiegające z kościelnego ołtarza i rozciągające się na dążący do zbieżności wszechświat ze wszystkimi jego radościami i cierpieniami.

Padające nad nimi słowa konsekracji umożliwiają powszechną komunię, transformując człowieka do żywej relacji z Chrystusem i stworzonym przez Niego wszechświatem. W ten sposób wszechświat stopniowo również ulega przekształcającym działaniom Chrystusa, żyjącego w człowieku życiem przyniesionym przez Eucharystię.

Chrystologia Teilharda - przedstawiona tu jedynie w delikatnym zarysie - próbuje w niewątpliwie nowy sposób wprowadzić Boga w ewolucyjny proces przekształcania wszechświata. Chrystus zostaje odczytany jako kulminacja, aktywne suwerenne Centrum i najdoskonalej zrealizowane człowieczeństwo. W swoim Kościele zaś jest On czynnikiem jednoczenia i zbieżności w Nim samym swoich wiernych, aby na końcu Bóg stał się "Wszystkim we wszystkich".

Leszek Wianowski (ur. 1958), doktor nauk technicznych w zakresie chemii, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie, wiceprezes Klubu Inteligencji Katolickiej w Radomiu, sekretarz Rady Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich Diecezji Radomskiej. Pracuje na Politechnice Radomskiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezus Chrystus wczoraj i dziś... - rozważanie
Komentarze (8)
M
Mmm
21 grudnia 2011, 13:58
Poznałem nieomylne Magisterium Kościoła, więc nie wierzę fałszywym nauczycielom. I' m greater THAN you! - said Mr Catholic
21 grudnia 2011, 12:20
Stwierdzenie istnienia napiecia pomiędzy teoria ewolucji a Objawieniem o nadprzyrodzonym posłannictwie człowieka, niejest herezją a opisem obserwanej rzeczywistości. Jeśli teorie ewolucji potraktować jak losowy mechanim o nieznamy celu końcowym to pogodzenie jej z Objawieniem jest trudne. Teoria ewolucji dobrze tłumaczy wiele obserwowanych zjawisk - i jako taka musi być traktowana serio. Są, zjawiska których wydaje się nie tłumaczyć - więc  z naukowego punktu widzenia powinna byc wciąż badana rozwijana lub zastąpiona inną lepszą teorią. Z punktu widzenia wiary, wiemy, żem człowiek został utworzony z otaczającej go materii, że uczynił to Bóg i że poza częścią związaną materią czlowiek od Boga dostał duszę. W jaki konkretnie sposób ukształtowane zostało ciało człowieka - na to Pismo Św. bezpośrednio nie odpowiada (mówi tylko, ze zostało ukształtowane przez Boga). Fakt, że niektórzy chcą wykorzystać uproszczona teorię ewolucji do odrzucenia Boga nie może nas, korzystających z rozumu, prowadzic do odrzucenia jej. Ani też nie może nas prowadzic do przyjęcia jej jako prawdy objawionej!
K
Karol
21 grudnia 2011, 11:34
Czy osoba o nicku "katolik" należy do Bractwa Piusa X ? Mam wrażenie, że tak.
W
wredna
21 grudnia 2011, 10:00
sn kiedyś próbowałam czytać myśli Teilharda, ale niewiele rozumiałam(styl, wprowadził mnie w znudzenie, i odłożyłam to na później-które jeszcze nie nadeszło;) Mnie ciekawi to, czy ta teoria faktycznie prowadzi do odrzucenia Boga, czy tylko może do tego prowadzić-a nie musi. Bo jeśli to pierwsze, to chyba głosił herezję. A jeśli to drugie, to można by się trochę nad tym pozastanawiać...
K
katolik
21 grudnia 2011, 09:37
Poznałem nieomylne Magisterium Kościoła, więc nie wierzę fałszywym nauczycielom.
S
sn
21 grudnia 2011, 09:37
Myśl Teilharda wynika ze stwierdzonego napięcia między przekonującymi (chociaż nieudowodnionymi w sposób naukowy) danymi o ewolucji a bezspornym argumentem z Objawienia o nadprzyrodzonym posłannictwie człowieka, wynikającym z osobowego zaangażowania się Boga w akt jego stwarzania na własny obraz i podobieństwo.             - dość enigmatyczne ujęcie tego co nie daje się połączyć, czyli wiary w ewolucję (do dzisiaj nie ma dowodu, że życie powstało przypadkiem i nie można tego odtworzyć w labolatorium) i wiary w Boga. Może i nie był heretykiem, ale głosił teorię, która prowadzi do odrzucenia Boga.
W
wredna
21 grudnia 2011, 09:15
do katolik Skoro jesteś takim "znawcą" Teilharda, i twierdzisz  że to heretyk-musiałeś zapewne zapoznać się z wieloma jego pismami. Napisz wtedy, co uważasz za herezję głoszoną przez niego. (ze szczegółami, żeby można było dalej dyskutować) A to dla wszystkich(trochę do smiechu;) Wybacz katolik, ale ma to trochę związek z Tobą, bo naprzykszasz się jak brzęcząca mucha. Pewnego razu Chaplin brał udział w spotkaniu filmowców. Dzień był upalny, parny, i muchy strasznie dokuczały. Jedna z nich, szczególnie natrętnie brzęczała koło ucha Chaplina. Aktor próbował odgonić ją kilka razy, wreszcie poprosił o packę. Dyskusja toczyła się dalej, a Chaplin siedział trzymając packe w dłoni, śledząc uważnie lot muchy. Cztery razy uderzył packą, za każdym razem chybiał. W końcu mucha usiadła tuż przed nim. Chaplin wycelował i... odłozył packę na bok. -Dlaczego pan jej nie zabił?- zapytał siedzący obok mężczyzna. -Niestety, to nie była ta mucha.
K
katolik
21 grudnia 2011, 08:56
Pierre Teilhard de Chardin SJ to heretyk. Wielu jest heretyków, po co im wierzyć??? Dlatego polecam rady praktyczne jak uniknąć piekła. Kto chce skorzystać niech skorzysta a kto nie, to jego sprawa. http://tradycja-2007.blog.onet.pl/