Józef Augustyn SJ: "kryjący problemy Kościoła, kierując się lękiem o siebie i o swoją opinię, lekceważą jego przyszłość"

(fot. fra3pl / youtube)

Gdy media mówią o kolejnych aferach związanych z wykorzystaniem seksualnym nieletnich przez księży, ogarnia nas nieraz uczucie znużenia: "Znowu to samo...". Od niemal trzydziestu lat, co jakiś czas, w niektórych Kościołach lokalnych, popełnia się ciągle te same szkolne błędy: ukrywania istotnych informacji dotyczących skandali na tle seksualnym, wprowadzania w błąd wyższych przełożonych i opinii społecznej.

Analiza dotychczasowych przypadków w wielu krajach, w których miał miejsce omawiany skandal, pokazuje, że - szczególnie dzisiaj - jest rzeczą niemożliwą ukryć problem przed światem. Owo uczucie znużenia tematem - jak sądzę - jest pokusą odgrodzenia się od bolesnych spraw Kościoła. Łatwiej być z Kościołem, gdy ten przeżywa momenty chwały, trudniej gdy doznaje upokorzenia z powodu własnych grzechów czy też niesprawiedliwego prześladowania i poniżenia. Ci, którzy kryją problemy Kościoła kierując się lękiem o siebie i o swoją opinię, lekceważą przyszłość Kościoła.

Zobacz rozmowę o kapłaństwie z Józefem Augustynem SJ:

DEON.PL POLECA

Wciągnięto w sprawę samego Papieża

Na tapecie jest Kościół w Chile. Popełniono tam ten sam szkolny błąd: usiłowano ukrywać skandal, o którym od dłuższego czasu głośno było w tamtejszych mediach. Wizyta apostolska Franciszka w Chile nie tylko nie przyczyniła się do oczyszczenia atmosfery, ale - przy tej okazji - okazało się jeszcze, że wciągnięto w sprawę samego Papieża nie informując go rzetelnie o tym, co się wydarzyło. Z jakimż mocnym przekonaniem musiano mu przekazywać informacje, skoro Franciszek z całą stanowczością, kładąc na szali swój papieski autorytet, bronił biskupa diecezji Osorno Juana Barrosa oskarżonego, iż ukrywał nadużycia seksualne księdza Fernando Karadimy.

Papież Franciszek przeprasza za pedofilę w Chile >>

Franciszek, który niejednokrotnie posługuje się dosadnymi określeniami, nazwał oskarżenia oszczerstwami. To były bardzo trudne słowa, które zabolały ofiary i ich rodziny. Wypowiedź papieska zdziwiła wielu, a sam kard. Sean O'Malley, przewodniczący papieskiej komisji zajmującej się pedofilią wśród księży, jednoznacznie zdystansował się do niej, choć normalnie współpracownicy Ojca świętego nie krytykują jego słów. Sprawa była jednak zbyt ważna.

Na obronę samego Papieża możemy powiedzieć, że jako pasterz Kościoła, nie jest najpierw prokuratorem dla biskupów, ale ich starszym bratem i ojcem, stąd też - przekonany o niewinności biskupa - bronił go. Miało to być - w zamiarze Papieża - wsparcie w sytuacji jawnej krzywdy, jaka - w jego odczuciu - spotykała hierarchę. Krzywda wyrządzona biskupowi jest krzywdą dla całej wspólnoty diecezjalnej.

Wobec narastającej krytyki jego słów, Ojciec święty, wycofał się z obrony, przeprosił wszystkich, którym jego wypowiedź sprawiła ból. W liście do biskupów w Chile wyznaje, że cały zaistniały konflikt był dla niego duchową pielgrzymką, która miała go doprowadzić do rozwiązania bolesnego problemu. Wysłał do Chile swoich przedstawicieli, do których miał pełne zaufanie, na czele z abpem Charlesem Scicluną, którzy przez kilka tygodni przesłuchali 64 świadków. Nagle odsłonił się zupełnie inny obraz sytuacji.

Komentarz Józefa Augustyna SJ do przeprosin papieża >>

W liście Papież dziękuje "za ogromną pracę spokojnego i pełnego współczucia wysłuchania świadków". Dla podkreślenia, że nie była to praca urzędnicza Papież dodaje, że byli oni "przygnębieni bólem tak wielu - ofiar poważnych nadużyć sumienia i władzy, szczególnie zaś nadużyć seksualnych popełnianych przez różne osoby". Dziękuje także wszystkim osobom, które zdecydowały się na bezpośrednią rozmowę z jego wysłannikami. Po otrzymaniu raportu pracę swoich wysłanników Papież ocenił bardzo wysoko. Raport liczył ponad dwa tysiące stron, z którymi - jak pisze w swoim liście - zapoznał się osobiście.

Skrucha rodzi skruchę

Od czasów Soboru Watykańskiego II papieże często przepraszali za błędy i grzechy popełnione przez Kościół w odległej przeszłości. Jubileusz 2000-lecia był ku temu szczególną okazją. Jan Paweł II wielokrotnie wyrażał skruchę w imieniu całego Kościoła wobec wyznań niekatolickich, wspólnot innych religii, czy też wspólnot narodowych. Papieskie "przepraszam" zburzyło wiele wzajemnych uprzedzeń i murów w relacjach Kościoła Katolickiego ze wspólnotami wyznaniowymi, religijnymi oraz ze światem kultury i polityki.

Skierowana do biskupów w Chile prośba o przebaczenie ma inny, wyjątkowy charakter: jest to prośba bardzo osobista, wyrażona osobiście, za swój własny błąd. Franciszek nie przeprasza bowiem za grzechy biskupów Chilijskich czy też bezpośrednich sprawców wyrządzonych krzywd nieletnim, ale za własną winę. Wypowiada się w pierwszej osobie liczby pojedynczej: "czuję się współwinny popełniania błędów w ocenie i zrozumienia zaistniałej sytuacji, zwłaszcza z powodu braku prawdziwych i wyważonych informacji". Nie pamiętam podobnej sytuacji, ale być może historycy byliby w stanie wskazać na jakieś podobne zdarzenia w historii Kościoła katolickiego. Mało tego, Franciszek nakazuje biskupom w Chile, aby jego przeprosiny przekazali "wiernie" tym, których one dotyczą.

Papież Franciszek: odczuwam ból i wstyd. Popełniłem poważne błędy >>

Wszystko, co papież mówi i czyni, w jakiejś formie, odnosi się do całego Kościoła. Jego list do biskupów w Chile, skierowany jest także - pośrednio - do wszystkich episkopatów. Jest w nim ważne przesłanie dla całego Kościoła. Sądzę, że list papieża Franciszka będzie ważnym "pastoralnym" i "dyscyplinarnym" punktem odniesienia dla jakości komunikacji Kościołów lokalnych ze Stolicą Apostolską w sprawie wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych. Co prawda motu proprio «Come una madre amorevole» Papieża Franciszka (2016) przewiduje surową karę dla biskupa, który ukrywa fakty wykorzystania seksualnego małoletnich przez jego księży, ale okazało się ono w sytuacji chilijskiej martwą literą.

Przewodniczący konferencji episkopatu w Chile, bp Santiago Silva Retamales, po skrusze Papieża wyrażonej w liście, wyznał ze smutkiem, że episkopat chilijski "w niewystarczający sposób stawił czoła przypadkowi bp. Juana Barrosa". Dodał też, że, jego zdaniem w przypadku bp. Barrosa potrzebne jest "drastyczne, twarde, ostre rozwiązanie". Przyznał też, że Franciszek nie zawsze otrzymywał "rzetelne i wyważone informacje". Wyraził też przekonanie, że być może niektórzy biskupi będą poproszeni o rezygnację z urzędu. Byłoby to w myśl osobistej odpowiedzialności, na którą zwraca uwagę "motu proprio".

Skrucha rodzi skruchę, a pokora rodzi pokorę. To owoc postawy Papieża, który dał przykład brania na siebie osobistej odpowiedzialności, choć łatwo mógł wskazać na błędy popełnione przez biskupów chilijskich. Ważne, by podkreślić, że winą Ojca świętego nie była wola ukrywania prawdy o zaistniałych faktach, ale to, iż wysłuchał tylko jednej strony, przyjął jej racje, bez uważnego wysłuchania i zbadania racji drugiej strony - strony pokrzywdzonej: ofiar, rodziców, wiernych. Właśnie z tego błędu "spowiada się" przed całym Kościołem. A gdy uświadomił go sobie, podejmuje decyzje, aby naprawić w trybie pilnym. Papież był świadomy, że teraz nie wystarczą słowa, ale konieczne są konkretne działania.

Przewlekłe, rozciągnięte w latach, rozwiązywanie konkretnych skandali wykorzystania seksualnego małoletnich przez osoby duchowne, może budzić podejrzenie zarówno u ofiar, ich rodziców jak i u wiernych, że sprawca jest niesprawiedliwie chroniony przed konsekwencjami swoich czynów, jego odpowiedzialność jest rozmywana, a ofiary są - jak mówi sam Papież - traktowane niepoważnie.

Lekcja odpowiedzialności za Kościół

Odpowiedzialność osobista, "w sumieniu", dotyczy wszystkich w Kościele, w takim stopniu, w jakim ktoś jest za niego odpowiedzialny. List Papieża to lekcja odpowiedzialności osobistej za Kościół każdego z nas. Inna oczywiście jest odpowiedzialność biskupa, inna kapłana, a inna wiernych. Każde oskarżenie o wykorzystanie seksualne małoletnich przez duchownych budzi gwałtowne emocje u wszystkich, których w jakiś sposób sprawa dotyka. To oczywiste. To właśnie owe emocje mało świadome i pozbawione recta ratio, prawego rozumu, sprawiają, że często broni się zażarcie jednej strony, bez wysłuchania drugiej.

Tak też było w wypadku samego Papieża. Podobnie bywa wtedy, gdy wierni przekonani o niewinności ich oskarżonego księdza, organizują pielgrzymki do kurii, piszą anonimy, wypowiadają się w mediach organizujących z tej okazji "widowiska cyrkowe", miast najpierw modlić się, prosić Ducha Świętego o łaskę o znalezienie "stosownego" rozwiązania. Ponieważ materia jest bardzo delikatna, wstydliwa i bolesna, rozwiązanie bywa arcytrudne i bez światła Ducha Świętego - na co zwraca uwagę sam Franciszek - niemożliwa do rozwiązania.

Nikt osobistej odpowiedzialności "w sumieniu" nie jest w stanie scedować na innych. Osobiste przyznanie się do błędu winno być w takim zakresie, w jakim był on popełniony. Gdy błąd był publiczny, należy uznać go publicznie, publicznie przeprosić i naprawić. Tak też czyni papież: pisze szczery list do biskupów w Chile, zaprasza ich do Watykanu na spotkanie, które będzie miało miejsce najprawdopodobniej w maju br. oraz zaprasza także osoby pokrzywdzone przez duchownych. Vatican News zapowiedziało, że przyjmie je na osobistą rozmowę 28 kwietnia.

Największy grzech - trwanie w błędzie

Publiczne przeprosiny Papieża Franciszka przekazują istotę tego, co konieczne w podejściu do wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych: postawę prawdy, uniżenia i pokory. Każdy może popełnić błąd. Jeżeli się jednak nie uzna pierwszego grzechu, staje się on okazją do popełnienia grzechu jeszcze większego, gorszego. Oceniając przekazany mu raport, Franciszek dostrzega wyraźną zależność pomiędzy grzechem wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych a grzechem nadużycia władzy w Kościele i łamania ludzkich sumień. Oto do jakiej nieprawości zostaje doprowadzony człowiek, który usiłuje - za wszelką cenę - ukryć swój grzech. Wielką lekcją może być w tym kontekście historia grzechu Dawida. Największym bowiem grzechem jest trwanie w błędzie, które zwykle wiąże się z osądzaniem i oskarżaniem innych, często niewinnych osób.

Adam Żak SJ: zero tolerancji dla przestępstw na tle seksualnym wobec małoletnich >>

Szczery i pełen skruchy list Papieża Franciszka do biskupów w Chile spowodował, że temat szybko zniknął z "medialnego cyrku", stał się mało przydatnym tematem. Jeżeli jakiekolwiek grzechy, błędy, nadużycia księży ciągną się w mediach całymi miesiącami, a nawet latami, aż do przewlekłego procesu i wyroku (także na naszym polskim podwórku), to dlatego, że brakuje postawy skruchy i pokory, a bronienie się łączy się z oskarżaniem innych, w tym najpierw ofiar zgłaszających swoją krzywdę.

Odpowiedzialność za Kościół wymaga ciężkiej pracy

Przykład Papieża Franciszka wskazuje, że odpowiedzialność osobista wymaga ciężkiej pracy. W naprawienie błędu zaangażował się nie tylko on sam, ale także podległe mu służby i instytucje Stolicy Apostolskiej, które w ciągu kilku tygodni dokonały wielkiej pracy. Ponad dwa tysiące stron raportu przygotowane w ciągu tak krótkiego czasu wymagało zaangażowania sporych środków i wielu osób z najwyższą kompetencją. Papież chwali też swoich przedstawicieli za ciężką pracę i właśnie za kompetencje. Sam też zadał sobie trud, by przeczytać ów obszerny raport.

To przykład dla każdej diecezji. Ponieważ stawka jest bardzo wysoka: blask Ewangelii, wiarygodność Kościoła oraz bezpośrednie zaufanie wiernych do swojego biskupa i jego księży. Właśnie dlatego wspólnoty diecezjalne, zakonne nie powinny żałować czasu i zaangażowania osób o wysokiej kompetencji oraz środków materialnych, by przygotować odpowiednie struktury oraz personel, który będzie mógł nie tylko rozwiązywać problemy nadużyć seksualnych małoletnich przez duchownych, ale przede wszystkim będzie pomagał zapobiegać takim przypadkom.

Terapeuci i psychologowie zajmujący się tematem w ostatnich kilku latach wskazują, że spora ilość sprawców duchownych wykorzystujących nieletnich, to osoby, które nie przekroczyły czterdziestego roku życia. Prewencja winna rozpocząć się na etapie przyjmowania kandydatów do seminarium. I choć jest rzeczą oczywistą, że każda wspólnota diecezjalna i zakonna winna mieć współpracowników świeckich, psychiatrów i terapeutów, to jednak - dla rozwiązywania problemów w swojej wspólnocie - musi mieć również swoich kapłanów o najwyższych kwalifikacjach, którym przełożony kościelny będzie mógł w pełni zaufać.

Leczyć krwawiące rany Kościoła

W liście Papieża nie ma cienia goryczy. Uznając swój błąd przed wspólnotą Kościoła i przed Bogiem, jednocześnie nie rozwodzi się nad błędami popełnionymi przez swoich braci w biskupstwie. Pragnie bowiem uczynić z zaistniałego konfliktu okazję do odnowy Kościoła. Popełnione błędy mogą stać się okazją "by przywrócić zaufanie do Kościoła, nadwerężone przez nasze błędy i grzechy oraz by uleczyć rany, które nie przestają krwawić w całym społeczeństwie chilijskim".

Ojciec święty uświadamia duchownym, że postawa twardości i braku skruchy połączona z bronieniem osób winnych ludzkiej krzywdy, grozi zgorszeniem i podziałem w Kościele chilijskim. Ogromne szkody w łonie Kościoła, w USA czy w Irlandii, były owocem nie tylko samych przestępczych czynów, ale także postaw sprawców, którzy trwali w uporze nawet po wyroku skazującym przez sądy świeckie oraz przełożonych, którzy wyżej stawiali dobro instytucji niż osób pokrzywdzonych i wiernych. Stawienie czoła wykorzystaniu nieletnich przez duchownych jest dziś "być albo nie być" Kościoła. Zła nigdy nie da się ukryć, wcześniej czy później - zwykle jednak wcześniej niż później - ujawnią się jego zatrute owoce.

Sposób traktowania ofiar

Papież w swoim liście do biskupów w Chile, daje jednoznacznie do zrozumienia, że w stawianiu czoła przestępstwom seksualnym popełnionym przez osoby duchowne wobec małoletnich istotne jest poszanowanie godności ofiar. Jeżeli chcemy stawić czoła problemowi, trzeba rozpocząć rachunek sumienia właśnie od tego tematu. Maskowanie problemu, o którym mowa, ma swoje źródło - jak nazwał to sam papież - w niepoważnym traktowaniu ofiar: pomniejszaniu ich cierpienia, skutków doznanej traumy.

Bezradność, z jaką ofiary mówią nieraz o swoim problemie, obracamy przeciwko nim samym, oskarżając je o przesadę, brak emocjonalnej równowagi czy też chęć czerpania korzyści także materialnych. Samo oskarżenie, co podkreślają normy wydane przez Stolicę Apostolską, nie może być podstawą do wydania wyroku. Dogłębne zbadanie każdej zgłoszonej sprawy konieczne jest zarówno dla dobra samych ofiar, jak również osoby oskarżonej oraz dla wspólnoty wiernych.

Nie jest dobrym znakiem, gdy - kierowani uczuciem znużenia - odcinamy się od tematu, krytykujemy tych, którzy się nim zajmują, lub jeszcze gorzej, uciszamy i zamykamy usta ofiarom, które - nawet po latach - usiłują wykrzyczeć swój ból i domagają się współczucia, pomocy i wsparcia ludzkiego, duchowego, a niekiedy także i materialnego.

Zwróćmy uwagę na wyrażenie użyte w liście papieża "żywoty ukrzyżowane". Trauma wykorzystania seksualnego, która ma miejsce w okresie dzieciństwa i wczesnej młodości, rzuca zwykle cień na całe życie, szczególnie wtedy, gdy osoba w okresie traumy nie otrzymała stosownej pomocy w pierwszym etapie głębokiego zranienia. Lęk przed kolejną krzywdą, przed brakiem wiary otoczenia sprawia bowiem, że krzywdzone dzieci zamykają się w sobie. Ma to miejsce szczególnie wówczas, gdy wykorzystanie przychodzi ze strony osób wysokiego, rodzinnego i społecznego, zaufania, którą jest bliski członek rodziny, wychowawca, osoba duchowna. O wiele łatwiej jest dziecku powiadomić o krzywdzie rodziców, gdy doznana krzywda spotyka dziecko ze strony osób przygodnych.

Rola mediów

Na uwagę zasługują - powiedziane mimochodem - uwagi odnoszące się do mediów. Papież dwukrotnie wspomina w liście do biskupów o mediach: raz, gdy pisze, iż przedstawiają Kościół w ciemnych barwach, drugi raz gdy chwali dyskrecję wszystkich stron [w tym także i dziennikarzy] w czasie pracy jego wysłanników: "nie tylko utrzymano klimat poufności podczas wizyty, ale w żadnym momencie nikt nie uległ pokusie zamienienia tej delikatnej misji w cyrk medialny".

Jest rzeczą oczywistą, że jako duchowni nie powinniśmy angażować się w medialny cyrk, ale zdarza się, że samo życie sprawia, że możemy znaleźć się w centrum cyrku bez naszej zgody, podobnie jak znalazł się Jezus przed Herodem. Wówczas tylko Duch Święty może nam podpowiedzieć, jak zabrać głos, co powiedzieć, w jaki sposób, w jakiej formie itp.

Niedługo na ekranach polskich kin ma się pojawić, zapowiadany od dawna film znanego reżysera Wojciecha Smarzowskiego poświęcony pedofilii księży. Jak przepowiadają media - będzie to obraz drastyczny. I choć nie będzie to dokument, ale artystyczne dzieło, tym nie mniej uruchomi - jak można łatwo przewidywać - wyobraźnię i wywoła gorącą polemikę. Zapowiadane są też inne filmy o charakterze dokumentalnym. Dla środowiska duchownych, będzie to - jak sądzę - sprawdzian, egzamin. Od jakości naszych reakcji, zachowań, komentarzy będzie w dużym stopniu zależeć, czy filmy będą - jak konflikt w Chile - okazją do szukania prawdy, oczyszczenia i nawrócenia, czy też, przeciwnie, staną się jedynie powodem do ujawnienia się naszego smutku, gniewu i urażonej dumy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Józef Augustyn SJ: "kryjący problemy Kościoła, kierując się lękiem o siebie i o swoją opinię, lekceważą jego przyszłość"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.