Co Bóg robi ze łzami?
Bóg na różne sposoby - i językiem przyrody, i Wcielonego Syna - wzywa nas i prosi: «Nie płacz! Nie płaczcie! Mimo wszystkich dojmujących oczywistości, które zasmucają i bolą, jednak nie płaczcie».
Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta.
Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz». Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań».
Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce.
A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój». I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie (Łk 7, 11-17).
W życiu interesują nas różne rzeczy. To bardzo ważne, by "coś" nas interesowało i pasjonowało, bo inaczej popadniemy w apatię, a może i "acedię" (nudę i lenistwo duchowe). Jest jednak różnica między zainteresowaniem np. wynikiem meczu, a powiedzmy wynikiem wyborów, od których zależy polityka przez kilka dobrych lat. Wśród rzeczy budzących nasze zainteresowanie są i takie, które nigdy nie tracą na znaczeniu! - A jakie zainteresowanie wzbudza w nas wymowa cudu opisanego w dzisiejszej ewangelii? Pytam o zainteresowanie osobiste i żywotnie odczuwane. Tu liczyć będzie się własna odpowiedź - każdej i każdego z nas!
Super interesujące!
Zanim damy poważną odpowiedź, najpierw pozwólmy wybić się z pewnej rutyny i osłuchania. Zadam w tym celu retoryczne pytanie. Czy jest w tym życiu coś bardziej interesujące, niż zobaczenie: JAK wyglądałoby życie codzienne … BOGA, gdyby stał się … CZŁOWIEKIEM?! Czy nie byłoby interesujące, i to w stopniu najwyższym: móc zobaczyć, czym wypełnione byłyby dni Jego ziemskiego życia? Móc zobaczyć i to, jak odnosiłby się On do bogatych, biednych i chorych. Jaką pomoc niósłby cierpiącym? Co mówiłby o śmierci?
Lat temu dziesięć tysięcy czy nawet trzy tysiące taki trop zainteresowań wyglądałby, jak przysłowiowe marzenie ściętej głowy. No bo jak tu myśleć o Stwórcy, który miałby dzielić los swych stworzeń!
Dziś wiemy i wyznajemy (dzięki najważniejszemu Wydarzeniu w ludzkich dziejach), że Bóg stał się człowiekiem. Precyzyjniej mówiąc, Przedwieczny Boży Syn wcielił się. A to znaczy, że Boska natura Syna Bożego ściśle (bez "pomieszania") zjednoczyła się z ludzką naturą - w Boskiej Osobie Jezusa Chrystusa. Wielcy teologowie piszą obszerne traktaty na temat tej, w istocie niepojętej, rzeczywistości Boga-Człowieka. My, "zwykli" chrześcijanie, jesteśmy zapraszani, by możliwie często pobudzać swoją duchową wrażliwość i z odnawianą świeżością zdumiewać się ogromem Daru, jakim jest Jezus Chrystus! - Takie są zachęty. A jak jest de facto? Różnie. Jest tak, że przez lata życia - albo rośnie nasza wrażliwość na Jezusa Chrystusa, albo tępieje. Albo Jezus fascynuje nas coraz bardziej, albo głuchniemy, ślepniemy i tępo rozmijamy się ze szczytową Rewelacją ludzkich dziejów!
Nie płaczmy!
Teraz można już zapytać: Co mówi nam dzisiaj Jezus przez cud uczyniony w Nain?
Po prostu, mówi to samo, co powiedział zbolałej matce i wdowie. A powiedział jej: NIE PŁACZ! "Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz»".
Dlaczego matka zmarłego syna miała przestać płakać? To oczywiste. Możemy kontemplacyjnie przypatrzeć się dalszym słowom i gestom Jezusa: "Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań». Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce"… - A kiedy już się nasycimy tym, czego doświadczała uboga wdowa, która tak niespodziewanie przeszła od łez żalu do łez radości, to pozwólmy sobie na wyciągnięcie poniższych wniosków.
Otóż w świetle Zmartwychwstania i całego życia oraz Nauki Jezusa mamy prawo i obowiązek stwierdzić, że te dwa słowa: «Nie płacz» - mówią wszystko, co dla nas najważniejsze. Do tego zdania rozkazującego (a zarazem zakazującego) dałoby się sprowadzić sens Wcielenia Syna Bożego.
Tak, Bóg Ojciec posyła swego Syna Jednorodzonego do swoich dzieci żyjących tu na ziemi, żeby im powiedzieć: «Nie płaczcie! Przestańcie płakać! Dobrze wiem, że macie w tym życiu wiele powodów do płaczu. Jednak moim pragnieniem jest to, żebyście przestali płakać! Nie ot tak (jak czasem mówi się dziecku: przestań płakać) , ale dzięki rozumiejącemu wsłuchiwaniu się w pełną wymowę samego Wcielenia, a także wszystkich słów i czynów Jezusa-Emmanuela».
Wiem, gdyby popatrzeć np. na rozbawione i zabawiające programy telewizyjne, to mógłby się ktoś żachnąć, zapytując: Jaki tam płacz i jakie łzy?! - Nie będę dyskutował. To oczywiste: łez w tym świecie jest ogrom. Morze łez. Nie zawsze płyną po twarzach, ale (żywe i czujące, a nie znarkotyzowane i ogłupione) serca nieraz aż zanoszą się od płaczu spowodowanego bezradnością, zagubieniem, poczuciem bezsensu, smutkiem rozstań, cierpieniami fizycznymi i duchowymi. Ileż łez na naszej ziemi wyciska codziennie "nieunikniona konieczność śmierci" i bolesnych rozstań!
Co Bóg robi ze łzami?
Chciałoby się niejeden raz zapytać, a co ze łzami ludzi czyni Bóg - On przecież pełen uczuć macierzyńskich i ojcowskich? Śmiało wraz z Psalmistą wolno zapewnić, że Bóg je wszystkie zbiera: "Ty zapisałeś moje życie tułacze; przechowałeś Ty łzy moje w swoim bukłaku: < czyż nie są spisane w Twej księdze? >" (Ps 56, 9).
Po co Bogu zbierać łzy i "spisywać w księdze"? Zapewne po to, żeby je wszystkie "policzyć" i już (na ogół poza czasem) zamienić w drogocenne ozdoby naszej wieczności. A na razie chce Bóg Ojciec, by i to nas pocieszało, iż łzy płynęły też po twarzy Jezusa: " Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają" (Hbr 5, 7-9).
"Sprawca wiecznego zbawienia" jest z nami solidarny we wszystkim. Nawet płacze jak my. Ale celem jego zbawczej misji jest to, żebyśmy - nawet jeszcze cierpiąc i płacząc - już okiem wiary i nadziei widzieli nasze twarze radosne i rozpogodzone. Jak w dniu Jezusowego Zmartwychwstania. To była - to prawda, wśród oporów i niedowierzań, ale jednak - narastająca eksplozja radości! Ta radość trwa i roznosi się po wszystkich ludach i narodach.
Niestety - powiem to kolokwialnie i nieco ironicznie - na naszych oczach niektóre narody tak bardzo głupieją (por. Ps 14, 1), iż mówią: «Nie ma Boga!» Psalmista tak diagnozuje ten degeneracyjny proces: "Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikt nie czyni dobrze" (tamże).
Bóg na różne sposoby - i językiem przyrody, i Wcielonego Syna - wzywa nas i prosi: «Nie płacz! Nie płaczcie! Mimo wszystkich dojmujących oczywistości, które zasmucają i bolą, jednak nie płaczcie».
W każdej Eucharystii, która jest Ofiarą i Ucztą z Pokarmem dającym życie wieczne, Jezus Chrystus prosi nas: «Nie płaczcie ani nade Mną, ani nad sobą, ani nad tzw. losem»...
Może, w końcu, tylko z powodu grzechów trzeba płakać i je opłakiwać, ale też ze stosownym umiarem. Bo wziął je na Siebie i definitywnie pozbawił mocy szkodzenia nasz potężny Zbawiciel (por. 1 Pt 2, 24).
Skomentuj artykuł