#Ewangelia: tak człowiek może zniszczyć sobie życie

(fot. shutterstock.com)
Mieczysław Łusiak SJ

Jeśli zaniechamy czynienia dobra, z jakichkolwiek motywów, nawet pobożnych, to tak jakbyśmy niszczyli życie.

W szabat Jezus wszedł do synagogi i nauczał. A był tam człowiek, który miał uschłą prawą rękę. Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili Go, czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go. On wszakże znał ich myśli i rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: "Podnieś się i stań na środku". Podniósł się i stanął.

Wtedy Jezus rzekł do nich: "Pytam was: Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy wolno źle czynić? życie ocalić czy zniszczyć?" I spojrzawszy wokoło po wszystkich, rzekł do człowieka: "Wyciągnij rękę". Uczynił to i jego ręka stała się znów zdrowa.

DEON.PL POLECA

Oni zaś wpadli w szał i naradzali się między sobą, co by uczynić Jezusowi. (Łk 6, 6-11)

Komentarz do Ewangelii

Jeśli zaniechamy czynienia dobra, z jakichkolwiek motywów, nawet pobożnych, to tak jakbyśmy niszczyli życie. Dobro bowiem, to życie (i na odwrót). Można więc zaniechać czynienia dobra, ale tylko w imię większego dobra. A po czym rozpoznać można prawdziwe dobro? Po tym, że w jakiś sposób pomnaża życie, lub chociaż je umacnia. Dlatego mówi się niekiedy o "martwej pobożności", albo o "martwej wierze". Pobożność i wiara są "martwe", gdy nie pomnażają życia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

#Ewangelia: tak człowiek może zniszczyć sobie życie
Komentarze (4)
5 września 2016, 13:09
i-am-marcin Nad czym Ty się zastanawiasz. Jeśli to prawda to pisz imę i nazwisko tego jezuity. Bo w przeciwnym razie sam przyzwalasz na takie postępowanie.
I
i-am-marcin
5 września 2016, 12:49
Pisze ksiądz, że jeśli zaniechamy czynienia dobra, z jakichkolwiek motywów, nawet pobożnych, to tak jakbyśmy niszczyli życie. A co powiedzieć człowiekowi, który przez (o wiele zbyt) długi czas nie potrafi przestać czynić zło, przemieniając życie innych osób w zgliszcza? Człowiekowi, który jest z tego samego zakonu, co ksiądz? Jak zadośćuczynić to całe zło, które wyrządził? Jak pomóc ludziom, których on skrzywdził?... Jeśli ksiądz, zakonnik, jawi się pewnej wierzącej kobiecie jako wyrocznia, a następnie nadużywa swej pozycji przyjacielskiego, a i w pewnym sensie duchowego doradcy, by później znając jej wszelkie słabości wejść z tą osobą romans, to czy nie jest to już odrobinę za dużo zła? Jeśli jednocześnie doskonale wie, że jest ona czyjąś narzeczoną i zna jej narzeczonego, czy nie jest to przejaw całkowitego braku szacunku dla tegoż właśnie mężczyzny? Czy fakt romansu z kobietą, która powinna wspierać swego narzeczonego podczas powolnej utraty bliskiego członka rodziny nie świadczy o zbyt dużym braku empatii lub zwyłej ludzkiej przyzwoitości, niegodnym Jezuity? Jak można pozwalać w swoim sumieniu (tym bardziej sumieniu osoby będącej w zakonie i piastującym w nim całkiem wysoką funkcję) na takie upodlenie innej osoby? Przecież gdy wszystko się wyda - a zwykle się wydaje, tak też było tym razem - zdradzony mężczyzna traci jakąkolwiek wiarę w ludzką przyzwoitość. Czy rok-dwa to nie za dużo czasu, by tłumaczyć taką osobę domniemanym momentem słabości? Czy fakt utrzymywania kontaktu z tą kobietą również po jej ślubie nie jest przejawem całkowitego już braku zasad i poszanowania dla instytucji małżeństwa? Jak może ksiądz, jezuita nadal ingerować w życie dwojga osób, które powinny tworzyć nierozerwalną więź małżeńską?
6 września 2016, 01:01
Powinno się ten fakt zgłosić władzom zakonnym, żeby grzech zgorszenia nie rozprzestrzeniał się i nie niszczył Kościoła. Zakon powinien się takiego pozbyć. To było we wczorajszym czytaniu.
6 września 2016, 01:05
1 Kor 5,1-8