Kościół powinien zgodzić się na seks przed ślubem
- Dlaczego Kościół nie chce zaakceptować seksu przed ślubem. Przecież, jeśli dwoje osób się kocha, to co w tym złego - pyta dwudziestoletnia Magdalena. - Moi rodzice nie mają nic przeciwko temu - dodaje Marek. Nawet kupili nam meble do mieszkania. A są przecież praktykującymi katolikami. Moim zdaniem Kościół powinien zgodzić się na seks przed ślubem.
Tym prowokacyjnym cytatem z rozmowy z "młodą parą", chcę rozpocząć dyskusję nad pomysłem, jaki zrodził się podczas mojej osobistej refleksji nad rozpowszechniającym się wśród młodych katolików "wspólnym zamieszkiwaniem" przed ślubem. Zdradzę mój pomysł już na samym początku, aby zaoszczędzić zbytniego stresu środowiskom Frondy i ostudzić entuzjazm czytelnikom prasy antykatolickiej. Otóż uroczysty ślub w Kościele połączony z weselem nie koniecznie musiałby być sakramentem. Można byłoby przystąpić do niego dużo wcześniej, w zakrystii, w obecności świadków, bez hucznej ceremonii. Natomiast uroczystość zaślubin, zorganizowaliby małżonkowie w parafialnym kościele w dowolnym czasie, gdy stać ich będzie na suknię ślubną i wesele. Taki ślub można byłoby nazwać "uroczystym rozpoczęciem pożycia małżeńskiego". Jest to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich, którzy odkładanie "kościelnego ślubu" usprawiedliwiają brakiem funduszy na konieczne w takiej okazji zakupy i na zorganizowanie weselnego przyjęcia. A takich par spotkałem wiele. Rozmawiając z nimi o moim pomyśle, spotkałem się z niedowierzaniem, że Kościół jest w stanie kiedykolwiek wyjść z podobną propozycją. W wielu wypadkach, przyznali jednak, że takie postawienie sprawy bardzo by im odpowiadało.
- Jesteśmy przecież zdecydowani, by żyć ze sobą i założyć rodzinę.
- Nie musielibyśmy przychodzić na spotkania modlitewne i na Mszę świętą z poczuciem winy - mówili inni.
- Słyszałem, że w niektórych chrześcijańskich kościołach wschodnich Sakrament Małżeństwa jest kilkuetapowy - mówi student z duszpasterstwa akademickiego. I już po pierwszym etapie, małżonkowie mogą ze sobą współżyć.
To nam pomogło wytrwać w czystości - świadectwo >>
Ślub w kilku etapach
Rzeczywiście, w jednym z kościołów koptyjskich, ślub jest trójstopniowy. I już po pierwszych uroczystościach zaślubin, nie będących jeszcze sakramentem, przyszli małżonkowie zamieszkują razem i mogą ze sobą współżyć. Jednak nad nierozerwalnością tego, swego rodzaju kontraktu, czuwają klany rodzinne obu stron. Kolejna uroczystość, odbywająca się po kilku latach, ma jeszcze bardziej umocnić więź pomiędzy małżonkami i ich rodzinami. Dopiero po około dwudziestu, trzydziestu latach od pierwszych zaślubin, żyjący ze sobą małżonkowie, najczęściej obdarzeni już dorosłymi dziećmi, zawierają Sakrament Małżeństwa. Obowiązuje on nawet po śmierci jednego z nich. Dlatego też, ani wdowa ani wdowiec, nie ma możliwości powtórnego wejścia w związek małżeński.
Byłoby niedorzecznością naśladowanie tego, co w tamtej kulturze można uzasadnić istniejącą tradycją i silnymi więzami wewnątrz klanów rodzinnych, stojących na straży moralności. Jednak w naszej kulturze, będącej pod silnym wpływem kościoła katolickiego rytu łacińskiego, odnajdujemy przez analogię do przedstawianego przeze mnie pomysłu - dwustopniową inicjację dzieci do uczestnictwa w Sakramencie Eucharystii. Są diecezje, w których nie praktykuje się uroczystości Pierwszej Komunii Świętej, gdyż dzieci, przygotowane przez rodziców, mogą przystępować do Eucharystii dużo wcześniej i nie ma jasno określonego wieku. Natomiast w tamtejszych parafiach organizuje się Pierwszą Uroczystą Komunię Świętą. Czyż nie można by uczynić podobnie z Sakramentem Małżeństwa?
Czy w czystości chodzi tylko o seks? >>
Czy opinia publiczna przyjmie takie rozwiązanie?
Nawet jeśli Stolica Apostolska i biskupi wyjdą z taką propozycją dwustopniowego małżeństwa i spece od liturgii dostosują do niej uroczystości zaślubin, zastanawiam się, czy opinia publiczna to zaakceptuje? Wiemy jak trudno wprowadza się w Kościele Katolickim reformy i jak wielu katolików do dzisiaj wzdryga się przed Komunią świętą na rękę i tęskni za Mszą po łacinie. Z czego to wynika? Moim zdaniem, z nieumiejętności odróżnienia tego, co fundamentalne i niezmienne od spraw drugorzędnych, uwarunkowanych kulturowo. Dwuetapowa ceremonia zaślubin nie godzi ani w powagę sakramentu, ani w żaden katolicki dogmat. Jest to wyłącznie kwestia organizacyjna, dobra wola wyjścia naprzeciw pojawiającym się w świecie dylematom, podjęcie wyzwania i otwartość na zmiany dla dobra człowieka.
- Przecież również dzisiaj istnieje możliwość zawarcia Sakramentu Małżeństwa bez wielkiej uroczystości - ripostuje znajomy ksiądz.
- Jednak młodzi chcieliby przeżyć coś wyjątkowego, odświętnego, uroczystość jaką się długo pamięta - nie daję za wygraną.
- Jest przecież możliwość odnowienia przyrzeczeń ślubnych albo możliwość uroczystego świętowania pięciolecia czy dziesięciolecia małżeństwa - kontynuuje zwolennik status quo.
Jednak obrońcy status quo nie biorą pod uwagę tego, że jednak niepowtarzalność wydarzenia, suknia ślubna, złote obrączki i życzenia ze strony rodziny i przyjaciół, mają wielkie znaczenie. A przecież proste zaślubiny w zakrystii nie musiałyby się z tym wszystkim wiązać. Nie obrączki są najważniejsze lecz to, iż kochający się młodzi ludzie nie będą żyli w grzechu, w konflikcie z własnym sumieniem. Nałożą sobie obrączki podczas "uroczystego rozpoczęcia pożycia małżeńskiego", gdy będzie ich stać, gdy wspólnym trudem na uroczysty ślub i wesele zarobią.
Obawy rodziców
Proponowane przeze mnie rozwiązanie rozwieje niektóre obawy rodziców młodych, zakochanych par żyjących bez ślubu. Matka i ojciec będą mniej skłonni do zadawania sobie pytań: Czy on jej nie oszukuje? Czy ona traktuje ten związek poważnie? Zalegalizowany związek (nawet jeśli mało uroczyście) sprawia, że osoby żyjące ze sobą, czują się bardziej za siebie odpowiedzialne i nie formalna legalizacja ma tu znaczenie lecz zobowiązanie. W czasach chaosu i niepewności, wszyscy potrzebujemy ważnych i definitywnych decyzji przypieczętowanych społecznie. Bardziej potrzebujemy dzisiaj oparcia i stabilności niż pięknych uroczystości. Na nie zawsze będzie czas.
Bywają jednak rodzice, którzy przywiązują dużą wagę do formy i nie wyobrażają sobie, aby ich dzieci w zaciszu zakrystii, niemalże po kryjomu, udzielały sobie Sakramentu Małżeństwa. Ważne jest dla nich huczne wesele, ślubna suknia i wyprasowany garnitur. Pamiętam, gdy przed laty, w małej kaplicy, błogosławiłem małżeństwo Mariusza i Danuty. Nie stać ich było na piękne stroje ale stać ich było na wielka miłość bez rozgłosu. Skromnie ubrani, w obecności świadków i kilku znajomych, ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. A zamiast wesela, wszyscy poszliśmy popływać w morzu. Długo będziemy pamiętać ten ślub, tak nietypowy. Gdyby przyjęto z wyrozumiałością moją propozycję dwustopniowego małżeństwa, Mariusz i Danuta mogliby ślubować sobie na plaży. A po latach przygotowań i oszczędzania, wyprawiliby sobie uroczystość w oświetlonym Kościele, z muzyką organowa w tle, zapraszając wszystkich przyjaciół i znajomych, by podziwiali suknie panny młodej i bawili się w restauracji do rana. Byłoby to uroczyste rozpoczęcie pożycia małżeńskiego kochających się już od lat i żyjących ze sobą małżonków.
Pamiętam jednak, że teściowa Mariusza bardzo długo nie uznawała tego ślubu. Bo nie tak, według niej, powinien wyglądać. Bo organy nie grały i rodzice nie byli zaproszeni. A brak sukni ślubnej był dla niej obrazą nie do wybaczenia.
Nie obawiajmy się zmian i podejmijmy dyskusję nad reformą ślubu kościelnego w duchu otwartości na współczesnego człowieka. Nie trzeba mieć pieniędzy, aby zawrzeć Sakrament Małżeństwa i nawet najbiedniejsi ludzie mogą otrzymać kapłańskie błogosławieństwo. Żaden ksiądz nie może domagać się za nie żadnej zapłaty. Ale gdy będzie musiał zatrudnić organistę, oświetlić cały kościół i udekorować kwiatami aksamitne klęczniki, policzy koszty bardzo skrupulatnie. Mam nadzieję, że kwestie finansowe nie będą w przyszłości zmuszały młodych ludzi do życia w grzechu. A brak funduszy nie będzie wystarczającym usprawiedliwieniem dla "wspólnego zamieszkiwania" przed ślubem.
Skomentuj artykuł