Ks. Sawielewicz: Nie chcę tworzyć wspólnoty internetowej, która jest celem samym w sobie

Ks. Teodor Sawielewicz (Fot. Teobańkologia / YouTube.com)
KAI / tk

- Chcę głosić Ewangelię przez internet dla ludzi, którzy uwierzą i dzięki swojej wierze stworzą zdrowe, realne wspólnoty – wyjaśnia ks. Teodor Sawielewicz. W rozmowie z KAI mówi o duszpasterstwie online oraz wzroście popularności Teobańkologii przypadającej na czas covidowych obostrzeń.

KAI: Wzrost popularności Teobańkologii to początki obostrzeń covidowych. Osoby, które nie mogły wtedy fizycznie pójść do kościoła, modliły się z Księdzem online. Tylko, że teraz obostrzeń nie mamy, a ludzi w kościołach jest mniej.

Ks. Teodor Sawielewicz: Nie wiem, czy mamy mniej ludzi w kościołach - możliwe. Trzeba by było mieć twarde statystyki, a ja ich nie posiadam. Wiem jednak, że niektórzy duszpasterze, z którymi rozmawiałem, opowiadali, że w okolicach Świąt Wielkanocnych i po wybuchu wojny w Ukrainie było więcej ludzi niż przed obostrzeniami. Widać też tu zasadę: „jak trwoga, to do Boga”. Część osób w dalszym ciągu uczestniczy w Mszach online. Boją się, żyją lękiem o zarażenie i uważają, że praktykują wiarę, nie chodząc do kościoła.

Zapytam inaczej, czy swoją działalnością w internecie nie tworzy Ksiądz alternatywy dla tradycyjnego uczestnictwa w życiu Kościoła?

- Przez treści, rozważania staram się tak formować ludzi, żeby wrośli w Kościół katolicki. Uznałbym za swoją osobistą porażkę takie formowanie człowieka, że byłby na różańcu online, a nie byłoby go na niedzielnej Mszy Świętej w parafii. Dlatego różaniec, modlitwa online czy głoszenie Ewangelii w internecie stanowi etap do tego, aby człowiek zobaczył realny Kościół i zaangażował się. Żeby nie był tylko “duchowym usługobiorcą”, ale częścią wspólnoty. Jednak najpierw trzeba takiego człowieka podprowadzić pod żywe spotkanie z Bogiem. Dlatego stawiam sobie za cel w taki sposób prowadzić ludzi, proponować im pewne treści tak, aby częściej chodzili do kościoła, modlili się, czy jeździli na rekolekcje, pielgrzymki. Nie chciałbym więc przeciwstawiać duszpasterstwa online temu realnemu. Jedno powinno pomagać drugiemu. Jeżeli są przeciwstawne, to znaczy, że któreś z nich nie wzbudza wiary.

Duszpasterstwo online jest obok duszpasterstwa realnego czy raczej etapem „przed”?

- Ono powinno być etapem przed głębokim wejściem w Kościół realny lub mu towarzyszyć. Przykładowo, jeśli ktoś jest niepełnosprawny i nie ma możliwości częstego wyjścia do Kościoła, zaangażowania się we wspólnotę, to znajduje w duszpasterstwie online dużo dla siebie. Podam też inny smutny przykład. Pewna świecka ewangelizatorka głosiła Kerygmat, czyli podstawowe treści Słowa Bożego osobom niezwiązanym z Kościołem. Po opowiedzeniu o Jezusie, posłaniu Ducha Świętego chciała zaprosić te osoby do konkretnej wspólnoty. I pomyślała tak: „niestety nie mam gdzie ich odesłać do realnej wspólnoty, bo tam nie znajdą dla siebie miejsca i treści, dzięki którym będą się rozwijać, odeślę je do internetu. Tam przyjdą na różaniec o godz. 20.30, a dzięki tym treściom będzie kontynuowane początkowe głoszenie Kerygmatu. A jeśli oni dobrze posłuchają i się nawrócą, to pójdą do parafii i stworzą wspólnoty, które staną się miejscami dla pogubionych”.

To problem wynikający z tych osób czy parafii?

- Różnie bywa. Przykładowo w parafii, w której większość osób ma powyżej 60 lat, trzydziestolatek nie znajdzie dla siebie miejsca. Bo tam nie pasuje, akurat to kazanie go nie karmi. Dla niego naturalnym środowiskiem może być bardziej Facebook czy YouTube, gdzie najpierw znajdzie treści, które będą go karmić. Dzięki temu może wyjedzie na rekolekcje, znajdzie wspólnotę i się zaangażuje.

Z jednej strony można sobie mydlić oczy, że w każdej parafii każdy znajdzie coś dla siebie, ale z drugiej - przyznać, że w wielu parafiach człowiek nie znajdzie propozycji dla siebie, w której będzie wzrastał. Z różnych powodów. Czasami jest zbyt nieśmiały, wstydzi się albo nie ma dla niego odpowiedniej formacji w parafii. Jeżeli więc człowiek, idąc do swojego kościoła, nie znajduje treści, które go przekonują, jest nadzieja, że mogą to zrobić treści w internecie. Oczywiście z pewnością tylko w realu znajdzie spowiedź i Eucharystię, które niezależnie od szafarza, pomogą poszukującemu.

Czy to nie jest pewien duchowy eklektyzm? Wybieranie sobie z wiary tego, co mi pasuje? Jeżeli coś mi się w parafii nie podoba, to znajdę sobie w internecie filmik, o takim aspekcie wiary, który mi się podoba?

- Niestety czasami tak jest, że wybieramy nie to, co przybliża do Boga, ale to co sprawia, że czujemy się lepiej. Działa to według zasady: „Ksiądz ładnie powiedział. Co prawda nie przybliża mnie to do Jezusa, ale czuję się lepiej. To przyjdę następny raz na modlitwę”. Albo wybieramy daną wspólnotę tylko dlatego, że „tam ładnie śpiewali, lepiej od tamtych”. Gdybym tak prowadził ludzi, to byłaby moja porażka duszpasterska.

Stańmy w prawdzie – wiele wspólnot nie ma propozycji duszpasterskich, bo one nie pociągną każdego człowieka i nie są skrojone na miarę każdego. Potrzeba więc ludzi, którzy stworzą wspólnoty płonące wiarą i przyciągające tym ogniem. Potem to oni będą nadawać wspólnotom, parafiom pewien ton – „uwierzyłem, chcę przekazywać to, czym sam się zachwycam, nauczyłem się pewnych rzeczy”. Mam przekonanie, że moją misją jest to, by za pośrednictwem internetu formować takie osoby.

Ci uformowani ludzie nie będą czekać, aż ksiądz coś zrobi, ale sami zaczną działać?

- Tak. Zdarza się, że ktoś rozkłada ręce i narzeka na proboszcza, że nie robi tego, tamtego, nie ma takiej propozycji, dla młodzieży nic się nie dzieje, ale sam palcem nie ruszy. Niektórzy ludzie liczą na to, że ksiądz będzie “duchowym usługodawcą”, którego działaniem się zadowolą bądź nie, a oni po prostu przyjdą na gotowe. Jeżeli wyjdą z kościoła jako “zadowoleni klienci usług duchowych”, to będą mieli wrażenie, że to dobre duszpasterstwo. A jak klient wyjdzie niezadowolony to wina parafii, a „ci księża w internecie są lepsi”. Nie żyjemy w świecie idealnym. Zarówno w duszpasterstwie realnym, jak i tym online, często brakuje nam wiary, a niektóre struktury wspólnot są zbyt skostniałe. Dlatego trzeba je ożywić.

Nie chcę tworzyć wspólnoty internetowej, która jest celem samym w sobie. Ale głosić Ewangelię przez internet dla ludzi, którzy uwierzą i dzięki tej wierze stworzą zdrowe, realne wspólnoty.

I z jaką reakcją się to spotyka?

- Dla mnie bardzo ważne jest zachowanie jedności z biskupami i papieżem. Podprowadzam ludzi i mówię im: „bądźmy posłuszni Kościołowi, dokumentom, trzymajmy się tych norm, o których Kościół naucza”. Przestrzegam przed głosicielami pseudoewangelii w internecie. Przeciwstawiają się oni biskupom, papieżowi i opowiadają rzeczy, z których wniosek jest taki: „Kościół zbłądził. Ja głoszę wam tutaj właściwą prawdę”.

Całość Teobańkologii powinna być jednostką wrośniętą w Kościół, a nie bytem stojącym obok. Zabiegałem z tego powodu o asystenta kościelnego Teobańkologii - został nim ustanowiony jako duchowy opiekun - bp Jacek Kiciński. Wiele rzeczy skonsultowałem też z moimi biskupami, potrzebowałem ich zgód, rozmów z przedstawicielami różnych wydziałów w kurii. Współpracujemy dla Królestwa Bożego. Budujemy je razem różnymi sposobami.

Nie brakuje Księdzu czasem „typowego” bycia księdzem, działalności, którą kojarzymy bardziej z kapłaństwem, z byciem z ludźmi niż z duszpasterstwem internetowym?

- Owszem. Trzeba stanąć w prawdzie i powiedzieć, że misja „Teobańkologia” powoduje, że mam często kontakt z ludźmi jakby przez szkło. Tak odczytuję moje powołanie, ale brakuje mi też indywidualnego prowadzenia człowieka. Czy to znaczy, że nie mam takiej możliwości? Mam, tylko muszę sobie to mądrze poukładać. Każdego dnia otrzymuję nawet kilkadziesiąt próśb o indywidualne rozmowy, spowiedzi czy modlitwy w czyjejś intencji. W perspektywie miesiąca to nawet kilkaset takich próśb.

Wielką sztuką jest słuchanie Pana Boga i odczytywanie, czym jest chleb powszechni, o który codziennie proszę. Chodzi o realizację tego, czego mi brakuje i co Bóg mi przeznacza, a nie tego, co ja chcę. Niezależnie od tego, czy będzie to indywidualna spowiedź, kierownictwo duchowe pojedynczej osoby czy poprowadzenie rekolekcji online dla 100 tys. ludzi - staram się słuchać Ducha Świętego.

Staram się wybierać to, co najbardziej buduje Królestwo Boże. Coś, co stanowi najlepszy środek do przybliżenia się do Pana Boga. Jestem przekonany, że jeśli będę realizował wolę Bożą, skończy się to ostatecznie chwałą Bożą oraz pożytkiem ludzi i to mi wystarczy.

Źródło: KAI / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Sawielewicz: Nie chcę tworzyć wspólnoty internetowej, która jest celem samym w sobie
Komentarze (1)
SG
~Stefania Galka
18 listopada 2022, 06:46
Wsluchujac sie w tresc zadawanych pytan coraz bardziej odnosilam wrazenie, jakby Redaktor chcial udowodnic rozmowcy, ze skutkiem prowadzonej przez niego dzialalnosci ewangelizacyjnej w internecie, jest zmniejszajaca sie liczba wiernych w kosciolach, selektywnosc wobec nauki Kosciola, brak kontaktu ks. Sawielewicza z tradycyjnym duszpasterstwem itp. Przyznam, ze choc sama nie korzystam z oferty ewangelizacyjnej ks. Teodora, to przykro mi bylo czytac ten wywiad, w ktorym ksiadz musial stale odpierac zarzuty formulowane przez redaktora. Nie rozumiem takiego postepowania. Zamiast wspierac wszelkie inicjatywy prowadzace ludzi do Boga to za wszelka cene chce sie je zdeprecjonowac oraz tych, ktorzy maja jeszcze jakis pomysl na zainteresowanie innych wiara. Ludzi nie ma w kosciolach nie dlatego, ze jest ewangelizacja w internecie, ale dlatego, ze duszpasterstwo w parafiach czesto jest na mizernym poziomie, a ludzie niestety szukaja czegos wiecej.