Ks. Wojciech Stasiewicz z Charkowa: Pierwsze słowa, jakie kieruję do każdego, brzmią: „Bogu dzięki, ty żyjesz”!

(Fot. PAP/DSNS)

- Dzwonią do nas parafianie albo my dzwonimy do nich. Pierwsze słowa jakie kieruję do każdego brzmią: „Bogu dzięki, ty żyjesz”. I dalej pytam, czy komuś się nic nie stało - mówi Wojciech Stasiewicz wikariusz parafii katedralnej w Charkowie i dyrektor Caritas Spes Charków. Miasto atakowane jest przez Rosjan od początku wojny i doznało znacznych zniszczeń. Ewakuowano do tej pory pociągami ponad 600 tys. ludzi.

Charków jest miastem bardzo często ostrzeliwanym przez Rosjan, jednak Ukraińcy wciąż skutecznie bronią miasta. - Część z nich wyjechała do Polski, cześć w inne miejsca Ukrainy, niektórzy pozostali w mieście. Wyjechało około 30 proc. mieszkańców - mówi wikariusz parafii katedralnej w Charkowie i dyrektor Caritas Spes Charków.

Ze względu na działania wojenne, każdy dzień przynosi co innego. - Tylko wczoraj osiem osiedli było ostrzeliwanych. Ludzie się ratują, jak mogą, ale wiadomo, że nie każdy ma schron czy piwnicę, nie każdy ma samochód. Wiele osób wyjechało, ale też wiele osób cierpi, bo pozostają w takiej sytuacji sami, bo nie mają się gdzie przedostać i z kim przebywać - tłumaczy ksiądz.

DEON.PL POLECA

- Najgorzej było w ubiegłą niedzielę, bo widzieliśmy wroga w mundurach na ulicach miasta. Rosyjscy żołnierze chcieli niszczyć centrum Charkowa. Są również dywersanci i tak naprawdę nikt z nas nie wie, kto koło nas przechodzi. Spadają na nas pociski artyleryjskie czy rakietowe. Mogą być wystrzeliwane spod Charkowa, ale mogą to być rakiety dalekiego zasięgu - relacjonuje ksiądz.

Ksiądz podkreśla, że największym zagrożeniem dla mieszkańców miasta są ataki samolotowe. - Jakiś czas temu mieliśmy na Charków atak trzech samolotów, które żołnierzom ukraińskim udało się strącić. I to jest najgorszym zagrożeniem, kiedy samolot zrzuca bombę na budynek cywilny czy blok mieszkalny. To się dzieje nagle i nikt nie może się przed taką napaścią obronić - mówi ksiądz.

Wiele osób musiało wyjechać, ale ci, którzy pozostali, na miarę swoich możliwości pomagają. - Codzienne życie jest bardzo zróżnicowane, jeśli chodzi o działania wojenne. Dziś mamy drugi dzień, kiedy jest spokojniej. Czuć więcej ciszy, ludzie może są trochę bardziej aktywni. Ale Charków jest nadal jednym z tych kilku gorętszych miejsc na Ukrainie i to napięcie i niepokój jest po prostu czuć. Jest też ten duch, wola walki. Mobilizacja do obrony Ukrainy w jej mieszkańcach jest ogromna - każdy robi, co może - mówi ks. Wojciech.

- Żołnierze rosyjscy nie zajęli Charkowa i w tym sensie miasto jest bezpieczne, jest pod kontrolą żołnierzy ukraińskich - dodaje.

Nie wszyscy mieli zapasy w czasie rozpoczęcia wojny, ludzie tak naprawdę żyją z dnia na dzień. Każdego dnia zwiększają się potrzeby, sytuacja w mieście jest trudna. Większość sklepów jest pozamykana, otwarte są tylko nieliczne z nich, najczęściej sieciówki w tych częściach miasta, które zostały najmniej zniszczone. W sklepach, które są otwarte, dostępność do produktów handlowych jest bardzo ograniczona.

- Takie rzeczy, jak kasza czy makarony, zostały wykupione w pierwszych dniach. Teraz o produkty z długą datą ważności jest bardzo ciężko, w zasadzie ich nie ma. Jest problem z nabiałem, z pieczywem. Zależy, jak sklep sobie jak radzi. Jak już coś się pojawili, to są oczywiście ogromne kolejki, ale ludzie stoją cierpliwie i czekają - mówi szef Caritas w Charkowie.

Podczas codziennej walki o siebie i o jutro pojawiają się też małe i większe zwycięstwa. - Słyszałem, że jakaś piekarnia wznawia pracę, więc będziemy kupować od nich chleb i zawozić go tam, gdzie są potrzebujący - mówi duchowny.

Ale nawet na wojnie zdarzają się małe i większe cuda. - Wczoraj czterech mężczyzn Rycerzy Kolumba przyjechali do nas z Polski przez pół Ukrainy karetką na sygnale napakowaną lekarstwami, które później podawaliśmy w inne miejsca, gdzie była potrzeba - mówi ksiądz Wojciech.

- Czekamy na pomoc, brakuje nam lekarstw i nagle pojawia się taki dar od Pana Boga, że ktoś przyjeżdża i zostawia te lekarstwa - podkreśla kapłan.

Najczęściej osobami, które potrzebują jedzenia albo leków, są mieszkańcy Charkowa albo okolicznych wsi. Czasami przyjeżdżają sami do parafii z prośbą o pomoc, innym razem dzwonią i duchowni sami zawożą do nich potrzebne rzeczy. Telefony, które odbiera ks. Wojtek, są bardzo różne.

- Niedawno mieliśmy telefon ze szpitala psychiatrycznego w Charkowie, że brakuje tam jedzenia. Zadzwonił do mnie tamtejszy dyrektor z pytaniem, czy mógłbym im pomóc, bo potrzebują po prostu warzyw dla swoich podopiecznych, których jest ponad sześćset sześćdziesiąt - relacjonuje ks. Wojciech.

- I szykujemy teraz pomoc grupie osób niewidomych. To jest aż trudno wyobrażalne, jak teraz mają sobie radzić takie osoby, a radzić sobie muszą - jeden przez drugiego też szukają tego wsparcia. Nie wiem, co będzie za pięć minut. Jestem pod telefonem i pomagam - dodaje ks. Wojciech.

Codzienne życie podczas wojny

Największy jest problem z aptekami. Brakuje leków dla chorych na choroby przewlekłe i przypadłości. Dostępność do aptek jest ograniczona. Jak coś się pojawi, to od razu pojawiają się kolejki.

Duchowny podkreśla, że w mieście działają szpitale dla rannych. - Wiadomo, że mieszkańcy Charkowa muszą zapomnieć o wizytach czy konsultacjom, a szpitale są po to, by ratować rannych. Służba zdrowia jest przygotowana. Oczywiście są również trudne momenty dla szpitali i dla mieszkańców, bo czasami nie ma jak gdzieś dojechać - podkreśla ks. Wojciech.

Normalne życie jest niemożliwe

Nieliczne stacje benzynowe są otwarte. Bankomaty nie funkcjonują. W mieście wprowadzono godzinę policyjną od 16.00 do godz. 6.00 rano.

- Kiedy zapada zmrok, panuje tu naprawdę ciemność, ponieważ tutaj wszystkie światła są wygaszone, latarnie są wygaszone. Z lęku ludzie nie włączają również światła w swoich mieszkaniach wieczorem, bo po prostu każdy się boi. Mieszkańcy Charkowa gromadzą się przy świeczkach, żeby się nie zdradzać ze swoją obecności - dodaje ks. Wojciech.

Miasto jest zaopatrzone w prąd i gaz. W wyniku ostrzału dostęp do prądu jest zrywany, ale służby odpowiedzialne za takie zniszczenia, w relatywnie krótkim czasie naprawiają szkody. Mieszkańcy Charkowa numery do służb podają je sobie przez internet.

W Charkowie lokalne władze podają w swoich komunikatach informacje o tym, co działo się w mieście danego dnia. Mer Charkowa każdego dnia na briefingu podaje takie informacje. - Oficjalnie zginęło w Charkowie 170 cywilów, w tym pięcioro dzieci. Nie mamy informacji o rannych. Te dane mogą się dramatycznie zmieniać, bo nawet, kiedy teraz rozmawiamy, ktoś może walczyć o życie z bronią w ręku albo mieć ciężką operację - podkreśla dyrektor Caritas.

W Charkowie są osiedla, które ucierpiały mniej i tam - jak relacjonuje duchowny - jest więcej osób i więcej życia. Ludzie tam więcej poruszają się, część sklepów jest otwartych. - My akurat jesteśmy w centrum, gdzie życie prawie zamarło - są puste sklepy, biurowce - mówi dyrektor Caritas.

Modlitwa o zmianę i ratunek

Kapłan podkreśla wielkie znaczenie wzajemnej modlitwy wśród Ukraińców i duchownych. - Dużo się modlimy, wiele osób odmawia różaniec. Modlimy się za siebie. Ludzie chcą przychodzić do Kościoła i pytają, kiedy będzie możliwe odprawienie Mszy świętej, ale nie chcemy ryzykować życiem parafian i odprawiać wieczornej mszy podczas godziny policyjnej. Sami odprawimy tutaj msze, a ludzie przesyłają nam intencje - mówi ks. Stasiewicz.

Mieszkańcy miasta również podtrzymują się wzajemnie w modlitwie. Z bezpiecznych miejsc w Charkowie są też prowadzone transmisje mszy, do których dołączają wierni. Mieszkańcy miasta modlą się również spontanicznie różańcem. - Mamy swoje grupy online. Ja np. modlę się z ministrantami i grupą rodzin - mówi dyrektor Caritas i dodaje, że parafianie są dla niego wsparciem, tak jak on jest wsparciem dla nich. Największym wsparciem jakie możemy dać sobie wzajemnie, jest obecność - dodaje.

Ks. Wojciech podkreśla, że jest w stałym kontakcie ze swoimi parafianami. - Dzwonią do nas albo my dzwonimy do nich. Jesteśmy z nimi w stałej komunikacji. Pytam się, jak życie, jak sprawy. Czy komuś się też nic nie stało. Pierwsze słowa jakie kieruję do każdego brzmią: „Bogu dzięki, ty żyjesz”. I dalej pytam, czy komuś się nic nie stało. I to buduje we mnie taką autentyczna radność, że ja słyszę kogoś po drugiej stornie, że ktoś ten telefon odebrał. Nigdy się sobą nie cieszyliśmy, jak teraz - dodaje kapłan.

Ks. Stasiewicz podkreśla, że ukraiński duch walki jest obecny w ludziach i dzięki temu Ukraina już zwyciężyła. - Przez tę wojnę naród ukraiński dojrzał i zmężniał. Wola walki, chęć obrony narodu i kontrataku jest ogromna. Postawa patriotyczna jednych buduje innych. Świętnie zorganizowana jest obrona terytorialna, wolontariusze, którzy mają bardzo wysokie morale - wylicza ks. Wojciech.

- Doradzamy, żeby jak najmniej oglądać serwisy z informacjami, żeby nie przesiąkać tymi informacjami cały dzień, co wpływa bardzo destrukcyjnie na każdego człowieka. W czasie tych ciężkich dni kapłan doradza, aby starać się oderwać myśli od negatywnych informacji. Trzeba to odreagowywać, bo nie da się naprawdę tak żyć, zwłaszcza, kiedy tyle osób nie pracuje - tłumaczy.

- Najlepiej zajmować się prostymi sprawami w domu, na ile to możliwe. Ja np. dzisiaj dwie godziny prasowałem. Pamiętam, kiedy na początku wojny pomagaliśmy trzydziestu osobom, które straciły domu. Wszyscy byli tak smutni, dzieci płakały i wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby rodziny, które u nas mieszkały, upiekły bułeczki. I dwa dni te bułeczki robiliśmy i piekliśmy. To była super terapia dla wszystkich a to, co udało się zrobić, rozdaliśmy - opowiada kapłan.

Pomoc Caritas

Niestety z powodu działań wojennych i położenia Charkowa, podróż w głąb Ukrainy jest niemożliwa. Charków jest położony ponad 1000 km od granicy polsko-ukraińskiej i nie można, jak wcześniej, dojechać do miasta główną drogą, która wiodła przez Kijów. W wielu miejscach została zniszczona infrastruktura, mosty. Teraz droga jest zupełnie inna.

- Z uwagi na działania wojenne musimy się uzbroić w cierpliwość, że ta pomoc z Caritasu przyjdzie. Jest ona obecnie rozlokowywana na zachodniej i północnej Ukrainie. Z czasem będzie też docierać od nas - wierzy ks. Wojciech.

- Kilka dni przed wybuchem wojny, i uważam, że było to wprost opatrznościowe zdarzenie, dostaliśmy od prezydenta Andrzeja Dudy 1,5 t żywności i innych potrzebnych produktów, które przysłał do naszej parafii w Charkowie. I zaraz potem wybuchła wojna. Dzięki tej dostawie możemy dziś pomagać, choć wciąż czekamy na transport z Caritasu - podkreśla kapłan i dodaje: - Jak ktoś dzwoni po pomoc, przekazujemy, ile możemy - zapewnia.

Kapłan podkreśla, że Ukraińcy są bardzo dumnie ze swoich władz, którzy bohatersko ze swoimi rodakami bronią ojczyzny. Władze stały się dla ludzi autorytetami moralnymi, których właśnie w tym momencie każdy potrzebuje.

- Jest ciężko, jest trudno, jest niebezpiecznie, ale w tym wszystkim jest z nami Pan Bóg. Nie zapominajmy o tym - kończy ks. Wojciech Stasiewicz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Wojciech Stasiewicz z Charkowa: Pierwsze słowa, jakie kieruję do każdego, brzmią: „Bogu dzięki, ty żyjesz”!
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.