Mała Teresa przechytrzyła Pana Boga i dała pstryczka w nos wielkim świętym Karmelu

Fot. Céline Martin / Wikimedia Commons / CC0)

Teresa to nie Tereska z katolickim lukrem, lecz mała dzielna kobieta - niewybornie smagana różnymi cierpieniami. Trzeba powiedzieć, że chwyciła Pana Boga za nogi. Jak to zrobiła? Przechytrzyła Go!

800 lat temu na górze Alwerni Franciszek otrzymał stygmaty. Wracam myślami do zdjęć z filmu Liliany Cavani (Francesco, prod. Włochy, RFN 1989) - moim zdaniem bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o przedstawienie wizerunku świętego na wielkim ekranie. Mężczyzna nie byłby w stanie tak ukazać relacji ze św. Klarą, bólu celibatu i duchowego ojcostwa oraz Boga, który "nie chciał" mówić. Na pocieszenie wobec panów zauważmy, że muzykę do obrazu skomponował Vangelis a podczas projekcji identyfikujemy się z Mickey Rourkiem, który w brązowym habicie staje się dla nas ikoniczny - na twarzy "zagrał" ból, opuszczenie, niezrozumienie ze strony współbraci. Nie sposób przejść obojętnie wobec umęczonych i opuchniętych od płaczu oczu późniejszego odtwórcy superzłoczyńcy Whiplasha z Iron Mana czy roli głównej w Zapaśniku i ukradkiem (już w realu) prosimy Boga, aby coś do nas powiedział, aby dał nam znak. Trochę onieśmieleni, jak brat Leone, stajemy się świadkami Deus mihi dixit. Nie chodzi tu jednak o słowa - kiedy w jednej z ostatnich scen filmu Klara i najbliżsi bracia wspominają Franciszka, dowiadujemy się, że odpowiedź na pytanie: Co widziałem? Co powiedział Bóg? Co powiedział Franciszek? - zawarta jest w… ciszy.

Przechytrzyć Pana Boga

Trudna sprawa z tym mówieniem i słuchaniem Pana Boga. Nie rozpieszcza nas, chyba że trafiliśmy na jakąś akcję ewangelizacyjną na wielkim stadionie. Normalnie to bliscy jesteśmy - za przykładem Teresy z Ávila - zrobić Mu wyrzut, że skoro tak dba o przyjaciół, to nie dziwi fakt, że ma ich tak niewielu. Z dziennikarskiego obowiązku odnotujmy jednak, że autorka Twierdzy wewnętrznej i jej Oblubieniec ostatecznie… doszli do porozumienia w tej kwestii. Cztery wieki później duchowa córka wielkiej reformatorki zakonu karmelitów bosych - Mała Teresa z Lisieux - w jednym ze swoich rękopisów napisze o uprzywilejowanych miejscach spotkania z Bogiem. Wyznaczają je cisza i milczenie: "Rozumiem i wiem z doświadczenia, że «Królestwo Boże jest w nas». Jezus wcale nie potrzebuje ksiąg ani doktorów, aby pouczać dusze. On, Doktor doktorów, poucza w ciszy, bez słów…". Gdy przeczytałem kolejne zdanie, to przyznam, że zakochałem się w Teresie od pierwszego wejrzenia: "Nigdy Go nie słyszałam, lecz czuję, że jest we mnie, w każdej chwili; prowadzi mnie i podpowiada, co winnam powiedzieć lub uczynić. Dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebuję, odkrywam światło, którego dotąd nie widziałam. Przychodzi ono zwykle nie w czasie modlitwy, lecz raczej pośród codziennych zajęć" (Rkp A 83v0). Boże! Ale ulga - a ja się już bałem, że jestem jakiś inny. Od tamtej pory Święta z Normandii stała mi się bardzo bliska: Boga nie słyszała, na modlitwie zasypiała, współsiostry miała zmierzłe, zdrowie kiepskie, zimny klasztor, a umartwienia i postępy na drodze doskonałości szły jak po grudzie, jedyne w czym się specjalizowała to słabości, małości i - posługując się kategoriami mistrza prof. Jacka Filka - "nadziejowanie". Niemniej to właśnie Mała Teresa dała pstryczka w nos wielkim świętym Karmelu: "A jednak ta dziewczyna, zachowując cały szacunek dla «wielkiej», nie obawiała się wyznaczyć innej drogi na górę Karmel i uśmiechając się, często odrobinę złośliwie, korygować nieco obu olbrzymów reformy Karmelu, Teresy i Jana od Krzyża" (H. U. v. Balthasar, W pełni wiary, s. 558). Przypomnijmy, że kończąc swój "bieg olbrzyma" (Rkp A 44 v0), wchodząc na Gody Baranka, miała zaledwie 24 lata, dziś nadal ma świetną prasę, wciąż zsyła "deszcz róż", na dodatek, niewiele pisząc, awansowała - w setną rocznicę śmierci (1997 r.) - na stopień Doktora Kościoła, a z okazji jej 150. rocznicy urodzin papież Franciszek popełnił adhortację C’est la confiance o jedynym ratunku dla ludzkości, czyli o Miłosiernej Miłości Boga. Zdecydowanie, trzeba powiedzieć, że chwyciła Pana Boga za nogi. Jak to zrobiła? Przechytrzyła Go!

Po pierwsze pokazała nam, że świętość to nie jest "produkt" pobożnego wiernego lub jakiegoś księdza dobrodzieja, ale łaska darmo dana z góry. Naturalnie ludzki komponent jest tu niezwykle ważny, ale kierunek zgoła odwrotny: "Świętość nie jest w tej lub owej praktyce, polega ona na usposobieniu serca, które sprawia, że jesteśmy małymi i pokornymi w objęciach Boga, uznającymi swą słabość i ufającymi do zuchwalstwa Jego dobroci ojcowskiej" (Ostatnie słowa, 03 VIII 1987 r.). Świętości zatem nie odliczamy jakąkolwiek miarą lub imponującą listą dokonań. Po drugie przy zdobywaniu góry Karmel posłużyła się sprytem - nie tyle sama osiągnęła szczyt, wszak była "zbyt mała, aby piąć się po stromych schodach doskonałości", ale została nań wprowadzona, a dokładnie wciągnięta za pomocą... windy. O tym raczkującym wówczas wynalazku Elisha Otisa czytamy w ostatnim rękopisie kierowanym do przeoryszy Matki Marii Gonzagi: "Windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są twoje ramiona, o Jezu! A do tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam zostać małą, stawać się coraz mniejszą". Skoro Bóg daje pragnienia, to musi również pomóc w ich realizacji, a że od wielkich świętych Karmelu bolała ją głowa, pozostało jej tylko wymyśleć coś autorskiego: "Chcę jednak szukać sposobu, by dotrzeć do nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową" (Rkp C 2v0-3r0). Na taką postawę może jednak zdobyć się tylko dziecko. No właśnie - w tym miejscu dotykamy esencji w temacie rozwoju życia duchowego, a mianowicie postawy Bożego dziecięctwa. Od razu zaznaczmy, że Teresa to nie Tereska z katolickim lukrem, lecz mała dzielna kobieta - niewybornie smagana różnymi cierpieniami: mając zaledwie cztery lata została osierocona przez matkę - Zelia Martin zmarła na raka piersi (†1877), skrupuły trapiły ją równie niemiłosiernie, do czasu tzw. nawrócenia podczas nocy Bożego Narodzenia (1886 r.) - cóż, na plecach czuło się jeszcze oddech jansenizmu, potwierdzeniem którego mogła być surowa atmosfera rodzinnego domu matki, gdzie na każdym rogiem czaił się grzech. Dopełniając obrazu dodajmy, że gruźlica - niefrasobliwie, bo za późno rozpoznana - była bezpośrednią przyczyną śmierci świętej (30 IX 1897 r.), i wreszcie - chyba najtrudniejsze - dotknięta była trzema latami choroby psychicznej umiłowanego "Króla", czyli taty Ludwika Martin: "Nie wiedziałam, że 12 lutego, w miesiąc po moich obłóczynach, nasz kochany Ojciec będzie pił z najbardziej gorzkiego kielicha, z najbardziej upokarzającego ze wszystkich… Ach! tego dnia już nie mówiłam, że mogę znieść jeszcze więcej (Rkp A 73ro).

Od świętego Oblicza

Dziecięctwo to nie infantylizm, to postawa, w której dusza jest jak niemowlę. Z kolei złożenie nadziei w Panu (por. Ps 131) to tylko w teorii prosta sprawa. Przyszła patronka misji w swoim krótkim życiu osiągnęła szczyty nadziei pomimo otaczających ją ciemności. Podczas homilii wygłoszonej przed bazyliką Świętej w Lisieux Jan Paweł mówił: "Była dzieckiem «ufającym» aż do heroizmu, a co za tym idzie, wolnym aż do heroizmu. (…) Ufność ta pozwalała jej nawet w najgłębszych ciemnościach i cierpieniach wołać: «Abba! Ojcze!»". Mówiąc o ufności, papież twierdził, że jest "heroiczna, gdyż pochodzi ona z żarliwego uczestnictwa w cierpieniu Chrystusa" (2 VI 1980 r.). Tak jak to wyraziła w swoim zakonnym imieniu, gdzie tajemnica dziecięctwa łączy się z tajemnicą krzyża - postawa dziecięctwa "rodzi się z kontemplacji świętego Oblicza" - podkreślał ks. Grzywocz w swojej refleksji o dziecięctwie Jezusa. Dzień obłóczyn młodej nowicjuszki (10 I 1889 r.) był "triumfem" jej ojca a zarazem jego "ostatnim świętem na ziemi" (Rkp A 72ro). Od tego dnia, podkreśla bp Guy Gaucher (znawca duchowości Małej Teresy), święta podpisuje się jako Siostra Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. "To przedłużenie imienia nabiera głębokiego sensu w chwili, kiedy Teresa przeżywa swą wielką próbę: chorobę ojca, którego twarz była «zakryta» na podobieństwo «Cudownego Oblicza Jezusa, na które w czasie męki narzucono zasłonę» (Rkp A 20vo)" (Agonia Teresy, s. 220). Boże dziecięctwo jawi się tu jako duchowa dyspozycja, która zachodzi "na" i przenika całe życie - od momentu jego zaistnienia aż po ostatnie tchnienie, będąc nierozerwalnie połączone z tajemnicą krzyża: "Krzyk Dziecka w Betlejem i krzyk Dziecka na Krzyżu (…) ukazują Dziecięctwo, które nie było tylko przejściowym momentem w egzystencji Syna" (K. Grzywocz, Dziecięctwo Jezusa objawieniem Ojcostwa, s. 83). Warto w tym miejscu odwołać się do przykładu z malarstwa, gdzie często spotykamy się z przedstawieniem Dzieciątka Jezus trzymającego w ręku krzyż. Zatrzymajmy się na płótnach włoskiego mistrza Rafaela Santi (†1520): Madonna w zieleni lub Madonna ze szczygłem - zarówno krzyż, jak i głaskany ptaszek, stanowią zapowiedź męki Pańskiej. Stara legenda głosi, że czerwone ubarwienie na główce szczygła, to pamiątka po jednej z kropli Krwi Pańskiej, jaka spadała przy wyciąganiu kolców z kory cierniowej Pana Jezusa… Nie sposób dziecięctwa oddzielić od tajemnicy cierpienia. Łzy radości płynące z betlejemskiej groty przeplatają się ze łzami Golgoty. Podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej Jan Paweł II tłumaczył ten związek: "Żłóbek Jezusa leży zawsze w cieniu krzyża. Milczenie i mrok betlejemskich narodzin zlewają się w jedno z mrokiem i cierpieniem śmierci na Kalwarii. Żłóbek i krzyż należą do tej samej tajemnicy odkupieńczej miłości; ciało, które Maryja złożyła w żłobie, jest tym samym ciałem, które zostało złożone w ofierze na krzyżu" (Żłóbek i krzyż mówią o miłości Boga, s. 22).

Milczenie Boga

W Wielki Piątek słucham rekolekcji ks. Krzysztofa, które głosił dla alumnów WSD w Elblągu (rok 2011). Wyciąłem kilka minut i wstawiłem na kanał YouTube @OdGrzywocza. Nagrania o ciszy i milczeniu wzbudzają ogromne zainteresowanie. Opolski kapłan mówi, że co rusz możemy usłyszeć oskarżenie, że wobec panoszącego się zła i przemocy, Bóg milczał. "Bracia, skąd taki zarzut…?!" - powtarzał kilka razy ks. Krzysztof. Rzadko kiedy można było usłyszeć tyle energii, poirytowania, bólu w jego głosie, jak wówczas. Mówiąc o milczeniu ks. Grzywocz przywołuje adhortację Benedykta XVI Verbum Domini o jedynym Słowie, które wypowiedział Bóg. Papież cytował wówczas nauczanie Doktora mistycznego: "Św. Jan od Krzyża wyraził wspaniale tę prawdę: od kiedy Bóg dał nam «swego Syna, który jest Jego jedynym Słowem (…), przez to jedno Słowo powiedział nam wszystko naraz. I nie ma już nic więcej do powiedzenia»" (Bliskość Boga, s. 129). Naprawdę, nie potrzeba nic więcej: "Niechaj ci wystarczy Chrystus ukrzyżowany, z Nim cierp i odpoczywaj, a przez to wyzujesz się z wszelkich ciężarów zewnętrznych i wewnętrznych" (Słowa światła i miłości, nr 91). Skąd zatem bierze się ten brak przylgnięcia do Chrystusa na rzecz chowania się za sceną Kalwarii? Skąd ta dewaluacja milczenia? Przecież ono jest równie ważną formą "mówienia" Stwórcy: lata ukrytego życia w Nazarecie, którymi też nas zbawił; milczenie wobec Heroda (por. Łk 23,9); oszczędne słowa skierowane do panów, którzy chcieli ukamieniować kobietę cudzołożną - więcej powiedział im, pisząc palcem po ziemi (por. J 8,8). Milczenie Boga to nie są ciche dni po kłótni rodziców lub jakaś kara ze strony Najwyższego, ale równie uprawniona forma miłości, którą dotyka nas każdego dnia: "Gdy Bóg milczy, najbardziej błogosławi światu…" (Bliskość Boga, s. 134). Tajemnicą świętych z kolei pozostanie ich ofiara, zgoda na "brak" i odczuwanie pustki w relacji z Bogiem. Brzmi to może nieco dziwnie, ale w tym również wyraża się tajemnica świętych obcowania: zgoda Teresy na milczenie Boga owocuje dialogiem-spotkaniem z Odkupicielem w życiu innych osób. Pomimo upływających lat od śmierci patronki Francji, ta rzeczywistość nadal zachodzi w naszym życiu: "O mój Umiłowany! Dla Twej miłości zgadzam się nie widzieć tu, na ziemi, słodyczy Twego spojrzenia, nie odczuwać rozkosznego pocałunku ust Twoich, lecz błagam Cię, ogarnij mnie płomieniem Twej miłości, który by prędko strawił i wkrótce przywiódł do Ciebie Teresę od Najświętszego Oblicza" (Modlitwa do Najświętszego Oblicza, s. 219).

Boże espresso

Warunkiem, żeby usłyszeć Słowo-Syna jest zachowanie milczenia. W przywołanych tu Pismach mniejszych Doktor mistyczny precyzuje, że Ojciec "to Słowo wypowiada nieustannie w wieczystym milczeniu; w milczeniu też powinna słuchać go dusza" (Zasady miłości, nr 99). Co z tego wynika? Po pierwsze bardzo łatwo "ochrzcić" swoje myśli i urojenia mianem Bożych - w tym kontekście łatwo zauważyć, że po drodze zgubiliśmy pokorę. Antidotum - jak się okazuje, ponadczasowe - znajdujemy u autora Drogi na górę Karmel: "Toteż dziwię się wielce, że spotyka się jeszcze dzisiaj dusze, nie posiadające za cztery grosze rozwagi, które posłyszawszy w chwilach skupienia jakieś słowa, uważają je wszystkie za słowa Boże. Twierdzą, że tak jest i mówią: «Bóg mi to powiedział», «Bóg mi dał taką odpowiedź». Najczęściej oczywiście nie są to słowa Boże, lecz ich własne odpowiedzi" (II, 29). Ks. Grzywocz przestrzegał, że nie rozpoznamy Boga w akcji, kiedy pierwej nie spotkamy Go w kontemplacji. Nabiegamy się i napracujemy po uszy - mówił z dozą teatralności autor Wartości człowieka, ale owoców pozostanie niewiele lub pamięć o nich będzie jak wspomnienie zeszłorocznego śniegu: "Jeżeli ktoś, siedząc przy stole z drugim człowiekiem, nie potrafi go usłyszeć, czy będzie mógł usłyszeć Boga, trwając przed Nim w kaplicy?" (Bliskość Boga, s. 107). Kiedy zaniechamy szukania Boga w ciszy, będziemy Go szukać w jakiś nadzwyczajnościach, cudach, a tu już blisko do cudowania i - jak mawia Doktor mistyczny - tylko cudem nie pobłądzimy: "Raczej kierujmy się tym, by całą wolą iść do Boga przez wypełnianie Jego prawa i Jego świętych rad. To bowiem jest mądrość świętych. Zadowalajmy się prostą znajomością tajemnic i prawd wiary, podanych nam przez Kościół. Jest to zupełnie wystarczające do rozpalenia woli miłością, i nie potrzeba tutaj wglądania w jakieś głębie czy nadzwyczajności, gdzie tylko cudem można uniknąć niebezpieczeństwa" (Droga na górę Karmel, II, 29). Tymczasem On przechadza się w naszej codzienności - filiżanka kawy z żoną, otwarta księga przyrody, dotyk przez kulturę, niespłacone kredyty, problemy w pracy i galopująca inflacja. Kategoria zapośredniczenia w doświadczeniu Boga nie jest czymś gorszym lub życiem duchowym drugiej kategorii - "rehabilitacji" takiego myślenia dokonał sam Pan Jezus, wybierając drogę wcielenia, a co za tym idzie wszelkich naszych ograniczeń: męczył się, spał, musiał jeść, myć się, odczuwał zmęczenie, irytował się, płakał nad śmiercią przyjaciela… My tymczasem przypominamy dzieci, które bardziej od długo wyczekiwanego spotkania z wujkiem chrzestnym z Buenos Aires, czekają na… jego prezenty. Trzeba przyznać, że troszkę to nieelegancko: "Dzisiaj zatem, jeśliby ktoś jeszcze pytał Boga albo pragnął od Niego jakichś widzeń czy objawień, postąpiłby nie tylko błędnie, lecz również obrażałby Boga, nie mając oczu utkwionych w Chrystusie całkowicie, bez pragnienia jakichś innych nowości" (Droga na górę Karmel, II, 22).

Wybrane źródła i inspiracje:

  • Jan Paweł II, Żłóbek i krzyż mówią o miłości Boga (Homilia podczas Mszy Świętej w Betlejem 22 III 2000 r.
  • Jan Paweł II, Święta Teresa od Dzieciątka Jezus odsłania w Kościele tajemniczą rzeczywistość Ewangelii. Homilia wygłoszona 2 VI 1980 r. podczas Mszy św. na placu przed bazyliką św. Teresy w Lisieux, w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy. Rękopisy autobiograficzne "A", "B", "C". Rady i wspomnienia. Ostatnie rozmowy. Wybór listów, poezji, modlitw, Kraków 1996, s. 5-10.
  • Św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Świętego Oblicza. Doktor Kościoła, Rękopisy autobiograficzne, przeł. A. Bartosz, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1997.
  • Ostatnie słowa, w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Doktor Kościoła, Pisma mniejsze, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2004, s. 461-570.
  • Gaucher, Agonia Teresy, przeł. A. Bartosz, Wydawnictwo Kairos, Kraków 1999.
  • Grzywocz, Dziecięctwo Jezusa objawieniem Ojcostwa. Refleksje na podstawie twórczości Hansa Ursa von Balthasara, w: J. Augustyn (red.), Ojcostwo, Wydawnictwo WAM, Kraków 1998, s. 77-86.
  • Grzywocz, Bliskość Boga. Cisza. Modlitwa. Słuchanie, Wydawnictwo WAM, Kraków 2024.

Mąż i tata, doktor teologii duchowości, wychowawca, pedagog szkolny, redaktor i autor książek oraz publikacji, katecheta praktykujący od 2004 r. (nauczyciel dyplomowany), absolwent kilku studiów podyplomowych. Koordynator strony i opiekunem projektu dokumentującego spuściznę zaginionego ks. dr Krzysztofa Grzywocza.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mała Teresa przechytrzyła Pana Boga i dała pstryczka w nos wielkim świętym Karmelu
Komentarze (4)
MS
Magdalena S.
22 marca 2024, 23:17
Tytuł słaby, taki click-bait, ale sam artykuł bardzo dobry. To moja ulubiona Święta :)
JW
~Joanna Wiśniewska
16 marca 2024, 13:54
Dziwny tytuł....
PM
Piotr Muzolf
15 marca 2024, 15:03
Bardzo dziękuję za ten artykuł. Dotyka bardzo ważnych miejsc! Myślałem czy napisać dłuższy komentarz, ale może najlepszym będzie właśnie zachowanie ciszy :) Jeszcze raz dziękuję Piotr
RP
Ryszard Paluch
17 marca 2024, 21:41
Pięknie dziękuję! Ryszard Paluch