Słyszę czasami, jak niektórzy narzekają na "rewię mody", która rozprasza podczas niedzielnej Mszy Świętej. To prawda: można dostrzec takie osoby, które przychodzą do Kościoła, żeby "się pokazać". Ich uwagę skupia nie tyle sama liturgia, co ukradkowe ocenianie, jak wyglądają inni, i "jak ja wyglądam" na ich tle.
To do nich skierowane są słowa z księgi Mądrości Syracha: Nie chlub się ubraniem, które cię okrywa, a w dniu twej chwały nie bądź zarozumiały. (Syr 11, 4) Są też tacy, którzy nie zwracają tak bardzo uwagi na innych, tylko zwyczajnie brakuje im wyczucia. Zdarza się to obu płciom, choć zwykle na pokusę próżności bardziej narażone są panie. Dla nich św. Piotr ma takie słowa: Ich ozdobą niech będzie nie to, co zewnętrzne: uczesanie włosów i złote pierścienie ani strojenie się w suknie, ale wnętrze serca człowieka o nienaruszalnym spokoju i łagodności ducha, który jest tak cenny wobec Boga. (1 P 3,3)
Pokusa takiego popisu byłaby mniejsza, gdyby nie to, że tak łatwo stajemy się "widownią". Zamiast wzruszyć ramionami i zwrócić swoje myśli ku temu, co ważne, pozwalamy się wciągać w ocenianie siebie nawzajem na podstawie zewnętrznego wyglądu. Wtedy to właśnie nam przypomina św. Jakub: Niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: «Usiądź na zaszczytnym miejscu!», do ubogiego zaś powiecie: «Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!», to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? (Jk 1,4)
Jezus chce, żebyśmy nasze potrzeby widzieli w odpowiednich proporcjach: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. (Łk 12,22-23) Nie troszczmy się zbytnio… Nie oznacza to jednak całkowitej beztroski. W jakimś zdrowym wymiarze mamy się troszczyć o swój strój. Tymczasem widać w kościołach coraz częściej drugą skrajność. Obok tych, którzy ubierają się na pokaz, są i tacy, którzy nie dbają o to, co na siebie wkładają. Zanika poczucie tego, że każde miejsce ma stosowny dla niego strój. Słabnie zrozumienie, że strój oznacza m.in. szacunek wobec tych, z którymi się spotykamy - podczas Eucharystii również wobec Tego, z którym się spotykamy.
Można się wybrać na swój własny ślub w postrzępionych dżinsach. Można uznać, że szorty i podkoszulek nie przeszkadzają w głębokim przeżyciu audiencji u papieża. Można przyjść do kościoła, jak na plażę. Można tak myśleć… Ale traci się wtedy więź z cywilizacją, która wypracowała system znaków, poprzez które okazujemy sobie nawzajem szacunek. Znaki mogą się zmieniać i zmieniały się z biegiem wieków, ale zawsze w jakiejś formie były. A jaki jest skutek ich utraty? Bardzo szybko idziemy w stronę tego, że w ogóle nie okazujemy sobie szacunku, bo już nawet nie wiemy, jak to robić. Nie umiemy nawet uszanować Sacrum - obecności samego Boga.
Nie powinniśmy osądzać nikogo po wyglądzie. Z drugiej jednak strony, to co my sami ukazujemy innym, przedstawia jakąś cząstkę nas samych. W księdze Syracha czytamy: Ubranie męża, uśmiech ust i chód jego mówią o nim, kim jest. (Syr, 19,30) Chciejmy pokazywać innym kim jesteśmy - ludźmi, którzy w centrum swego życia stawiają Boga, którzy w duchu miłości bliźniego okazują szacunek sobie nawzajem. A jeśli brakuje nam jeszcze do tego chrześcijańskiego ideału - w drobnych, zewnętrznych gestach codziennego życia, w wszelkich oznakach szacunku - chciejmy się tego uczyć. Nie szata zdobi człowieka - ale go wyraża.
O. Mirosław Bożek, jezuita. Obecnie pracuje duszpastersko wśród Polonii w Chicago - w Jezuickim Ośrodku Milenijnym. Pisze m.in. dla "Katolika", polskojęzycznego miesięcznika archidiecezji Chicago. Więcej o nim można znaleźć na stronie: http://www.jezuici.org/bozek
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł