O. Pio - Trawiony miłością do Boga i bliźniego

(fot. sono salvo/flickr.com)
Błażej Strzechmiński OFMCap / "Życie Duchowe"

Jakim człowiekiem był Ojciec Pio? Co można powiedzieć o jego temperamencie, emocjach, uczuciach? Czy był typowym świętym, jakich znamy z pobożnych opowiadań albo obrazów i figur wiekowych kościołów?

Florencki pisarz Piero Bargellini, który wiele słysząc o Ojcu Pio, odwiedził go w San Giovanni Rotondo, w dobitny sposób wyraził zdziwienie, jakie wzbudziło w nim pierwsze zetknięcie ze świętym Stygmatykiem. Sądził bowiem, że w kapucyńskim klasztorze spotka zakonnika, który będzie typem średniowiecznego mistyka: wychudzonego, obolałego od cierpienia, z ekstatycznym spojrzeniem. Tymczasem - jak wyznał swemu przyjacielowi - zamiast rozczarowania odczuł zadowolenie. Bargellini wspomina: "Obawiałem się, że spotkam jakąś sztucznie zachowującą się «kopię», a odkryłem postać całkowicie oryginalną. Lękałem się, że spotkam człowieka, który co prawda nie udaje, ale naśladuje świętość, gdy tymczasem miałem przed sobą kogoś, kto był naturalny aż do przesady, a może nawet był uosobieniem szczerości".

Ojciec Pio rzeczywiście zachowywał się w sposób "naturalny aż do przesady". Pozostawał autentyczny w tym, co robił, mówił, czuł i przeżywał. Był po prostu sobą - zwykłym człowiekiem, jak inni niewolnym od wad. Jedną z nich była z pewnością impulsywność. Ojciec Pio miał temperament sangwinika. Łatwo się denerwował, wpadał w złość, lecz równie szybko okazywał skruchę. Był typem człowieka o gwałtownych zmianach nastroju, a równocześnie potrafił zachować pogodę ducha. Włoski dziennikarz i pisarz Giovanni Gigliozzi, który ponad dwadzieścia sześć lat przyjaźnił się z zakonnikiem, powiedział o nim: "Nie znam nikogo tak czułego jak on". Inny dziennikarz, pisarz i krytyk muzyczny Renzo Allegri zapewniał: "To był człowiek o niezwykle czułej serdeczności". Jaki zatem naprawdę był Ojciec Pio?

Grafologia pisma Ojca Pio

DEON.PL POLECA

Interesujących treści na temat osobowości i uczuć włoskiego kapucyna dostarczają badania nad charakterem jego pisma. W 1984 roku prof. Giuseppe Ziveri dokonał analizy grafologicznej niektórych rękopisów Ojca Pio z okresu obejmującego lata 1905-1950. Analiza wykazała, że zakonnik był człowiekiem "o wielkiej uczuciowości, cierpliwości, łagodnym i cichym, z dużymi zdolnościami przystosowawczymi".

Dalsze badania Ziveriego dotyczące cech grafomotorycznych przyniosły następujące wyniki: "Porządek i regularność widoczne w pismach z okresu młodości wskazują na bogate życie wewnętrzne, równowagę i delikatność uczuć, żywą umysłowość i szczodrość. Ciągłość graficzna ujawnia wielkie poczucie obowiązku względem bliźniego i silną równowagę wewnętrzną". W korespondencji obejmującej późne lata kapłaństwa pismo Ojca Pio "ujawnia stopniowe osłabienie fizyczne i ubytek energii psychicznej, prowadzące go czasem do spojrzenia pesymistycznego połączonego z poczuciem winy. A to w zestawieniu z rosnącą z wiekiem szybkością pisma wskazuje na witalność, spontaniczność, szybki refleks i szybkie podejmowanie decyzji". Natomiast stopniowe pochylenie pisma w prawą stronę "potwierdza, że Ojciec Pio to osoba szczodra, często kierująca się sercem, potrzebująca wielkiej czułości i miłości, którą sama hojnie rozlewa na wszystko i na wszystkich".

Analiza grafologiczna pism zakonnika odsłania zatem postać złożoną i barwną, posiadającą wielki potencjał emocjonalny, nastawioną na wykorzystanie energii życiowej i gotową do ofiarnej pomocy drugiemu człowiekowi. Pewnego rodzaju potwierdzeniem i uzupełnieniem tej analizy może być opinia lekarska Giorgio Festy, który wielokrotnie badał Ojca Pio. Stwierdził on między innymi, że świętego "pod względem neuropsychiatrycznym zawsze cechowały spójność i spokój w działaniach, a jeśli chodzi o funkcjonowanie układu nerwowego oraz możliwości umysłu i ducha - doskonała i pełna równowaga".

Trawiony miłością do Boga i bliźniego

Co jeszcze możemy wyczytać z listów Ojca Pio? Dwóch wybitnych znawców katolickiej teologii życia ascetyczno-mistycznego - Alessandro da Ripabottoni i Melchiore da Pobladura, którzy opracowali korespondencję Ojca Pio - wymienia pięć cech określających jego osobowość i uczuciowość.

Pierwszą z nich jest umiejętność tworzenia relacji przyjaźni. Nie chodzi tu jednak o przyjaźń zabarwioną czczym sentymentalizmem, lecz prawdziwym, duchowym uczuciem, wynikającym "z serca, które kocha Cię gorąco, wszelką świętą miłością wobec Boskiego Oblubieńca" - o czym Ojciec Pio zapewniał o. Agostina da San Marco in Lamis w swoim liście z 23 sierpnia 1916 roku. Serdeczną przyjaźń wyrażał również w sposobie składania świątecznych i imieninowych życzeń rodzicom i rodzeństwu, kierownikom duchowym i swym duchowym dzieciom. Zwracał się do nich z sobie właściwą szczerością i szacunkiem, zapewniając ich, iż "każdy może powiedzieć: Ojciec Pio jest mój".

Z listów do jego duchowych córek przebija pogodna i czysta uczuciowość. Życzliwość im okazywana była przejawem odwzajemnionej i czystej przyjaźni, dlatego nie lękał się używać słów wyrażających serdeczne uczucia, jak te: "Cały twój w słodkim Panu", które adresował między innymi do Mery Pyle. Ojciec Pio żywił szczególną sympatię wobec kobiet, potrafił z nimi rozmawiać, jak mało kto rozumiał ich problemy i wiedział, jak im pomóc w rozwoju życia duchowego. Czynił to z wielkim wyczuciem, ale też z odpowiedzialnością. Według oceny Alessandra da Ripabottoni i Melchiore da Pobladura Ojciec Pio "jako prawdziwy przyjaciel radował się i cierpiał z osobami, które kochał, i uczestniczył intensywnie tak w ich godzinach radości, jak i smutku. Kochał wszystkich serdecznie i pragnął odwzajemnienia swej miłości: to bardzo ludzkie uczucie" potrafił zawsze oczyszczać i przemieniać w uczucie wyższe. Jego przyjaźń cechowała uczuciowa serdeczność i potrzeba bycia blisko tych, których nosił w sercu.

Drugą cechą Ojca Pio wymienianą przez autorów opracowujących jego korespondencję jest współczucie dla bliźnich. Szczególną litość i wspaniałomyślność okazywał ludziom ubogim i chorym, w których widział cierpiącego w dwójnasób Chrystusa. Wrażliwy na biedę był gotów oddać żebrzącemu nawet własne odzienie, a chorym wybudował szpital, by w nim leczono nie tylko ciało, ale i dusze - znękane grzechem i jego skutkami. "Kiedy wiem, że jakaś osoba cierpi na duszy lub ciele, to czegóż bym nie zrobił u Pana, aby ją z tego wyzwolić? Chętnie wziąłbym na siebie wszystkie jej utrapienia, byle tylko zobaczyć ją zbawioną" - wyznał w liście datowanym na 26 marca 1914 roku. Pragnął szczęścia i zbawienia wszystkich, a niemożność zdobycia ich dla Boga "rozrywała mu serce".

Dwiema kolejnymi cechami Ojca Pio, o których mówią Alessandro da Ripabottoni i Melchiore da Pobladura, są wdzięczność i szczerość. W okazywanej mu dobroci widział przejaw dobroci samego Boga, dlatego też starał się ją jak najlepiej odwzajemnić, a mimo to ubolewał nad tym, że nie potrafi jej okazywać tak, jakby tego pragnął. Był również niezwykle szczery i otwarty wobec swoich kierowników duchowych. Choć odnosił się do nich z szacunkiem i pokorą, to "nie akceptował biernie i ślepo nagan, insynuacji, […] jeśli uważał, że nie są zgodne z prawdą; z miłości do samej prawdy, sprawiedliwości i miłości bliźniego pozwala sobie na wyrażenie odmiennego zdania i dokładniejszego przedstawienia spraw".

Wreszcie Ojca Pio cechowała uprzejmość. Jak słusznie zauważyli autorzy opracowujący jego listy: "nie był on obdarzony przez naturę łagodnością i słodyczą", ale musiał ją zdobyć mozolnym wysiłkiem woli wspomaganym przez łaskę. Znany był z tego, że okazywał zniecierpliwienie, a nawet porywczość, łatwo się denerwował i umiał odburknąć. Nieraz żalił się kierownikom duchowym na swe wybuchy gniewu i podniesiony głos podczas napominania grzeszących. W liście z 20 listopada 1921 roku, adresowanym do ojca Benedetta, podał powód takiego postępowania: "Wszystko zawiera się w tym, że jestem trawiony miłością do Boga i miłością do bliźniego. […] Z całym tym brakiem mojej wolności, z tym związaniem moich władz zarówno duchowych i cielesnych możesz sobie wyobrazić te uczucia, które trawią biedną duszę. Uwierz mi, Ojcze, kiedy mówię, że moje gwałtowne wybuchy gniewu, które miały miejsce, zostały spowodowane właśnie przez to ciężkie więzienie, nazwijmy je także - szczęśliwe. Jak to możliwe, by widzieć Boga, który się smuci z powodu zła i także się nie smucić". Surowość Ojca Pio wynikała więc z miłości do grzeszników, która go czyniła swym własnym więźniem, odbierając mu wolność i panowanie nad władzami duszy i ciała. Dzięki niej chciał ich zmobilizować do porzucenia zła i wyboru drogi dobra. Z czasem, poprzez medytację i pracę nad sobą, łatwiej opanowywał wybuchy gniewu, o czym informował w liście z 23 października 1921 roku: "Wydaje się, że Pani Słodycz czyni powoli postępy we mnie, lecz nawet ja sam nie jestem z tego zadowolony".

Włoski jezuita, Vittorio Marcozzi, zajmujący się badaniem charakteru Ojca Pio, zaobserwował, że "bogactwo jego uczuć przewyższało normę. Było to widoczne zarówno w uzewnętrznianiu uczuć pełnych serdeczności, jak i - mimo że wymagało to niekiedy pohamowania - w przejawach agresji i unikania". Jezuita twierdził, że "z hiperuczuciowością Ojca Pio związany był bardzo wrażliwy i delikatny układ nerwowy".

Serdeczny a szorstki

Badania nad korespondencją Ojca Pio i świadectwami na jego temat odkrywają kolejne aspekty jego emocjonalnej osobowości. Wskazują przede wszystkim na wiele przejawów serdecznej miłości, szczególnie w stosunku do współbraci, a okazywanej poprzez uprzejmość, dyskrecję i dyspozycyjność. Zakonnik nie wstydził się obdarzać ich czułymi gestami na powitanie, tak jak traktuje się członków bliskiej rodziny. Obejmował ich i całował z radością, a zanim się rozstali, przesyłał dłonią pocałunki na znak sympatii. Cieszył się, gdy go odwiedzali i robił się smutny, gdy nadchodził czas pożegnania. Oto jedno z takich powitań: "Gwardianie z moich stron, pójdź, ucałujmy się!" - zawołał pewnego razu, przyciskając mocno do piersi o. Lucę da Vico del Gargano, pierwszego przełożonego klasztoru Kapucynów w jego rodzinnej Pietrelcinie.

Ogromną radość sprawiały mu również drobne podarunki, którymi cieszył się jak małe dziecko, nawet w podeszłym wieku. Był szczęśliwy, gdy któryś z zakonników ofiarował mu szczyptę tabaki lub poczęstował go zimnym piwem.

Z ojcowską troską zabiegał o zdrowie współbraci i karcił tych, którzy przesadzali w stosowaniu praktyk pokutnych, narażając się na jego utratę. "Uważaj, żebyś nie przesadził z dyscypliną, bo jeśli zaczynamy chorować, jesteśmy ciężarem dla innych i dla siebie" - przestrzegał przed nieroztropnymi działaniami brata Modestino.

Znany był również ze swej wrażliwości na cierpienia fizyczne oraz publiczne kary wymierzane zakonnikom. Żalił się swemu przełożonemu, o. Carmelo da Sessano, że jedyną rzeczą, której nie może znieść, jest widok upokorzonych karceniem współbraci. Dlatego usilnie go prosił: "Posłuchaj, kiedy musisz dać upomnienie publicznie w refektarzu, proszę cię, uprzedź mnie o tym, abym tam przyszedł później". Uczucia, jakie żywił do wspólnoty, najlepiej streszczają słowa ojca Pellegriniego: "W życiu braterskim był górą cukru".

Czy równie serdeczna miłość rozlewała się na tłumy ludzi przybywających do San Giovanni Rotondo? Dla tych, którzy byli pełni uwielbienia dla niego, posuwając się w tym aż do pocięcia nożycami jego habitu, paska czy zakonnej peleryny, był szorstki i gburowaty. Nieraz tego typu akty bałwochwalstwa doprowadzały go do bardzo gwałtownych i żywych reakcji. Rozsierdzony wołał do tłumu: "Ależ to jest pogaństwo! To czyste pogaństwo!". Podobnie, w sposób dość niekonwencjonalny, reagował na tych, którzy podążali za nim, gdy opuszczał konfesjonał. Zaniepokojony pytał ich na przykład: "Co to? Czy dzisiaj wybuchła rewolucja? A może to pole minowe?". Po czym uderzał w nich sznurem od habitu, by zrobić sobie przejście.

Oczom fanatyków i ciekawskich jawił się więc jako surowy, trzymający dystans dość ponury zakonnik, chłoszczący nie tylko słowem. Takim też widział go o. Fernando da Riese, który twierdził, że "poznaniu jego osobowości szkodziło jego postępowanie, niekiedy szorstkie. Niektóre z jego zachowań - malująca się na twarzy powaga, chowanie dłoni, wyrywanie ich osobom pragnącym je ucałować i mierzenie surowym wzrokiem, cierpkie słowa, nawet groźne machanie franciszkańskim sznurem - burzyły wszelkie oczekiwania kogoś, kto się łudził, że ujrzy «świętego»". Zachowanie i słowa Ojca Pio były obroną wobec wszędobylskich tłumów. Co o tym sądził on sam? Pewnemu seminarzyście z Varazzo tłumaczył: "Widzisz, czasami słowa muszą wydawać się szorstkie z pozoru, inaczej zamęczyliby mnie. Jednak mogę cię zapewnić, że w środku pogoda ducha nigdy mnie nie opuszcza i gdybyś wiedział, jak kocham wszystkich".

Tę miłość do grzeszników okupił wielkim cierpieniem i łzami. Kiedy otrzymał dekret ze Stolicy Apostolskiej zakazujący mu publicznego sprawowania Mszy świętej i spowiadania, po prostu się rozpłakał. Następnego dnia podczas odwiedzin o. Agostina da San Marco in Lamis, który przyszedł, by go pocieszyć i prosić o ofiarowanie tego cierpienia za nawrócenie grzeszników, powiedział: "Ja właśnie płaczę za grzeszników, nie za siebie, ale za nich, ponieważ oni nie mogą się już u mnie wyspowiadać".

Duchowość franciszkańska ma wymiar uczuciowy i jest skoncentrowana na Bogu, który jest Miłością. Zapewne także dla formacji Ojca Pio nie pozostawała ona bez znaczenia i wycisnęła na nim swe piętno, nadając jego człowieczeństwu łatwość wyrażania uczuć i emocji.

Fascynacja jego osobą wynikała także ze sposobu traktowania innych, tworzenia międzyludzkich relacji i szczególnego klimatu. Tak rodziła się swoista więź, niezależnie od tego, czy spotkanie było dla kogoś przyjemne, czy wręcz przykre i bolesne. W rzeczywistości Ojciec Pio nie tylko obdarzał innych uśmiechem i rozdawał cukierki, ale potrafił być człowiekiem twardym i zdecydowanym. Zawsze jednak przemawiał wprost do ludzkiego serca.

Wydają się dziś nie do rozstrzygnięcia pytania o to, czy Ojciec Pio był bardziej drażliwy czy uprzejmy, szorstki czy łagodny, surowy czy czuły, gburowaty czy towarzyski. Zapewne był i taki, i taki. Co więcej, miał świadomość owego dualizmu uczuć i nastrojów, który uzasadniał jednym stwierdzeniem: "Łagodniejszym mama nie mogła mnie urodzić, ale i surowszym również nie". Czasami był szorstki zewnętrznie, a równocześnie niezwykle dobry wewnętrznie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

O. Pio - Trawiony miłością do Boga i bliźniego
Komentarze (2)
OM
ostatnia Msza św.
15 września 2012, 22:39
http://www.nasza-arka.pl/2002/rozdzial.php?numer=13&rozdzial=6 Ostatnią Mszę św. w swoim życiu Ojciec Pio odprawił 22 września 1968 r. Obchodził wówczas 50. rocznicę stygmatyzacji. Do San Giovanni Rotondo przyjechało w tym czasie około 200 tysięcy wiernych na pierwszy międzynarodowy Kongres Grup Modlitwy. Eucharystia była bardzo uroczysta, śpiewana, ku czci Najświętszej Maryi Panny. Ojciec Pio poruszał się wolno, część Mszy św. odprawił na siedząco. Wielokrotnie przerywał śpiew, zdarzało się, że o czymś zapominał. "(...) był nieobecny, tak jakby był w innym wymiarze" - wspominał po latach służący wówczas do Mszy św. ministrant. Po zakończeniu Mszy św. Ojciec Pio z trudem podniósł się z krzesła i nagle stracił równowagę. Z pewnością by upadł, gdyby nie podtrzymali go asystujący księża. Natychmiast przeniesiono go do celi. W trakcie ostatniej Mszy św. Ojca Pio do ołtarza podeszły dwie dziewczynki w strojach komunijnych. Dziewczynki znalazły się tam za sprawą ich ciotki - rzymianki Marisy Liberati - duchowej córki Ojca Pio. Kobieta ta dwa razy w miesiącu przejeżdżała do San Giovanni Rotondo, aby się wyspowiadać. Jej marzeniem było, aby Ojciec Pio udzielił Pierwszej Komunii św. jej siostrzenicom. Zakonnik zgodził się, a dziewczynki przygotowały się do przyjęcia sakramentu. Jednak rodzice dziewcząt z różnych powodów odkładali ich wyjazd do San Giovanni Rotondo. Czas uciekał. W połowie września 1968 r. pani Liberati wybierała się na pielgrzymkę do Lourdes. W przeddzień wyjazdu miała sen, w którym Ojciec Pio nakazywał jej, by natychmiast przywiozła dziewczynki. Kobieta zrozumiała, że trzeba się spieszyć. Kupiła dziewczynkom białe stroje, zrezygnowała z pielgrzymki do Lourdes i pojechała do San Giovanni Rotondo. Ojciec Pio komunikował najpierw Łucję a potem Annę Fanoni. W ten sposób Anna zamknęła listę osób, które otrzymały Komunię św. z jego rąk. Tej nocy Ojciec Pio zmarł.
NN
no no, a to ci o.PIO :)
15 września 2012, 07:12
"Cały twój w słodkim Panu", które adresował między innymi do Mery Pyle.