Osiem duchów zła - próżna chwała
Jak dotąd w ramach naszych wielkopostnych rekolekcji z Ewagriuszem z Pontu mówiliśmy o sześciu złych myślach - o obżarstwie, nieczystości, chciwości, gniewie, smutku oraz acedii. Ojciec Szymon Hiżycki wyjaśniał, w jaki sposób zło poraża kolejne władze duszy, zapuszczając swe korzenie coraz głębiej.
Od początku mówiliśmy o pewnym procesie, charakteryzującym się określonymi etapami i wewnętrznymi powiązaniami; dla Pontyjczyka było jasne, że nikt nie popada w nieczystość (porneia) bez poddania się namiętności obżarstwa (gastrimargia) - i tak dalej.
W ostatnim odcinku ojciec Hiżycki zwrócił uwagę na fakt zamknięcia człowieka dotkniętego acedią w błędnym kole - nagle taka osoba doświadcza oddziaływania zła na nowym poziomie, głębiej popadając w zależność od demona gastrimargii i wszystkich kolejnych. To punkt wyjścia dla refleksji nad kolejną złą myślą - kenodoxia, myślą próżnej chwały.
Mnisi walcząc z namiętnościami mieli na celu uzyskanie prawdziwego oglądu człowieka - chcieli przywrócić blask Bożego obrazu i podobieństwa, wychodząc z założenia, że dusza ludzka uległa zdeformowaniu wskutek pierwszego grzechu. Zmaganie się z namiętnościami jest walką o prawdę o człowieku, stąd uleganie im wiąże się ze stopniową utratą duchowego wzroku i z zatracaniem się w coraz mroczniejszy gąszcz kłamstw; osoba ogarnięta takim stanem duszy ma fałszywe wyobrażenia o swej kondycji tak duchowej, jak i moralnej. Stąd łatwo jej uwierzyć, że nie tylko jest wolna od grzechu, lecz nadto stanowi wzór życia ascetycznego. Takie przekonanie jest owocem działania demona próżnej chwały.
Jak i inne myśli, i ta jest rzeczywistością skomplikowaną; próżna chwała grozi także tym, którzy zwalczyli wszystkie wcześniejsze namiętności - to świadomość zwycięstwa nad swą słabością prowadzi niektórych do mniemania, iż osiągnęli już ascetyczny sukces i należy im się pewne uznanie. Chrześcijanin, który w tak istotnym punkcie rozwoju swego życia wewnętrznego zapomina o pokorze, ponosi szczególnie dotkliwą klęskę. Tym gorszą, że często nieuświadomioną.
Skomentuj artykuł