Pod krzyżem zabrakło większości uczniów. Maria Magdalena trwała pod krzyżem do końca

W roli Marii Magdaleny w serialu "The Chosen " wcieliła się Elizabeth Tabish (Fot. Youtube/The Chosen)

Kobieta, z której wypędzono siedem złych duchów; apostoł, który zaparł się Mistrza; uczeń, który zwątpił oraz fanatyk gotów zabić w imię wiary - to między innymi oni spotkali się z Chrystusem niedługo po tym, jak „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia”. Ojciec Maciej Biskup w książce „Rozmowy pierwszego dnia. W kierunku sensu i odczuwania”, wczytuje się w treść ich rozmów ze Zmartwychwstałym, uzmysławiając nam, że one wcale się nie skończyły.

Z Ewangelii według św. Jana (20,11–18): Maria zaś stała przy grobie i płakała. Płacząc, zajrzała do grobowca i zobaczyła dwóch aniołów w bieli, którzy siedzieli jeden przy głowie, a drugi przy nogach, gdzie było złożone ciało Jezusa. Zapytali ją: Kobieto, dlaczego płaczesz? A ona odpowiedziała: Zabrali mojego Pana i nie wiem, gdzie Go położyli. Gdy to powiedziała, odwróciła się za siebie i zobaczyła stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że jest to Jezus. A Jezus zapytał ją: Kobieto, dlaczego płaczesz? Kogo szukasz? Ona, sądząc, że to ogrodnik, powiedziała: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę. Jezus powiedział do niej: Mario! Wtedy ona zwróciła się do Niego i powiedziała po hebrajsku: Rabbuni! - to znaczy: Nauczycielu. Jezus jej oznajmił: Nie dotykaj Mnie, bo nie wstąpiłem jeszcze do Ojca. Idź do Moich braci i powiedz im: Wstępuję do Mojego Ojca i waszego Ojca, do Mojego Boga i waszego Boga. Poszła więc Maria Magdalena i oznajmiła uczniom: Widziałam Pana, oraz powtórzyła to, co jej powiedział.

Maria Magdalena, jako jedna z nielicznych spośród grupy uczniów, trwała pod krzyżem do końca, dając odważne świadectwo - martyrion swojej wierności Chrystusowi. Widziała Jego śmiertelne rany i nie mogła nie usłyszeć ostatniego słowa: „Pragnę”. Widziała opuszczonego Pana. Pod krzyżem zabrakło większości uczniów. Bóg też, wydawało się, opuścił to przeklęte miejsce (por. Pwt 21,23; Ga 3,13). Ona pragnie trwać przy swoim Rabbunim do końca. Nie jest więc zaskoczeniem, że stanie się jednym z pierwszych świadków Jego powstania z martwych. Pragnienie przyprowadza ją do ogrodu. Gdy chce choć trochę ukoić swój ból, jej ranę rozstania rozdrapuje zaskakujący brak ciała, a potem pytanie: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?”.

Ksiądz prof. Józef Tischner w trakcie jednej z wielkanocnych homilii mówił: Po tym wstrząsie ukrzyżowania - rodziła się na powrót wiara w Boga i wiara w Syna Człowieczego. Jak znowu nad światem, nad historią człowieka objawiał się im Bóg. Pamiętali bowiem być może słowa Chrystusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”. Nie tylko Chrystusa opuścił. Opuścił także uczniów. I teraz trzeba było wrócić do tej wiary. Od tego miejsca pod krzyżem zaczął się powrót. Zaczęło się od pytania - opuścił czy nie opuścił? Powoli, krok po kroku, z lękiem, z niepokojem, z przerażeniem wracali do swojego Boga. Wracali poprzez doświadczenie pustego grobu. Ale oprócz wiary w Boga ukrzyżowanie zniszczyło w nich jeszcze inną wiarę: wiarę w człowieka. […] Rozsypała się w nich także wiara w samych siebie.

DEON.PL POLECA

Twarz Jezusa

W Marii tliła się nadal tęsknota, która przyprowadziła ją do grobu. Rozbudzona tęsknota ma torować jej drogę do ponownego spotkania Chrystusa. Jednak nie może rozpoznać Go w taki sposób, jak miało to miejsce przed Paschą. On po zmartwychwstaniu czyni wszystko nowe. Także Jego obecność będzie odmienna od tej, którą znała po wypędzeniu siedmiu duchów i pójściu za Jezusem, a która dawała jej po ludzku poczucie bezpieczeństwa. Przychodzi „w innej postaci”, jak notuje to ewangelista Marek (16,12). Pamiętam sprzed lat pewien angielski serial opowiadający o spotkaniach zmartwychwstałego Chrystusa z uczniami. W każdym z tych spotkań Jego twarz wydawała się inna, ale - jak pisał Tischner - „odsłonięć było wiele, każde było inne, ale twarz była jedna”.

Twarz Jezusa jest jedna, ale daje się zobaczyć w niepowtarzalności spotkania. Inaczej odsłaniała się w czasie ukrzyżowania: „Nie miał postawy ani dostojeństwa, abyśmy chcieli na niego patrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53,2b). I inne jest Jego oblicze po zmartwychwstaniu, rozpromienione nie tylko światłem poranka, ale przede wszystkim niestworzonym światłem Duchem, przez którego Jezus powstał z martwych (por. Rz 8,11; 1 P 3,18). Zawsze jednak twarz Jezusa odsłania się jako „twarz dla drugiego”, więc objawia się w sposób niepowtarzalny, tak jak niepowtarzalna jest historia i przeżycia konkretnego spotkanego człowieka.

Pierwszy dzień przynosi nowy rodzaj obecności i spotkania. Święty Paweł będzie pisał potem o poznaniu według Ducha: „Tak więc odtąd nie znamy już nikogo według ciała. Jeśli zaś nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to odtąd już tak nie poznajemy. Dlatego jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, przeminęło, a nastało nowe” (2 Kor 5,16–17).

Poznanie Jezusa zmartwychwstałego

Nowy rodzaj obecności Jezusa sprawia, że tak bardzo Jemu bliscy uczniowie jak Maria Magdalena (por. J 20,14), Jedenastu (por. Łk 24,37; J 21,4), a także uczniowie idący do Emaus (Łk 24,16) nie od razu Go poznają. Spojrzenie Zmartwychwstałego wymyka się naszym śmiertelnym oczom i nie można go zatrzymać, jak próbowała to zrobić Maria Magdalena w ogrodzie (por. J 20,17). Całunu Turyńskiego, chusty z Manopello czy jeszcze innych tzw. wizerunków acheiropoitetos („nie ręką ludzką uczyniony”) nie można odbierać w taki sposób, jakby to miała być próba uchwycenia „tego momentu” przez błysk aparatu, przemijalnego przecież.

Oblicze Pana, który powstał z martwych, można poznać jedynie w Duchu: „Dzięki wierze bowiem kroczymy, a nie dzięki widzeniu” (2 Kor 5,7), nawet jeśli sam zachęca do sprawdzenia „szkiełkiem i okiem” namacalności Jego ciała: „Podnieś tu swój palec i zobacz Moje ręce, podnieś swoją rękę i włóż w Mój bok, i nie bądź niewierzącym, lecz wierzącym” (J 21,27). Spojrzenie „Baranka zabitego, żyjącego na wieki” jest nie do zatrzymania w naszym doświadczeniu tu i teraz oraz na naszych warunkach.

Poznanie Jezusa zmartwychwstałego nie może być traktowane niczym trofeum wznoszone nad głowami niewierzących ani służyć „złamaniu” swojego powątpiewania. „Nawet gdy jest oczekiwany, uprzednio poznany, zaskakuje odrębnością. […] Spotykając, czujemy: jesteśmy w poszukiwaniu innej, nowej płaszczyzny bycia. Wszystko trzeba będzie zacząć od nowa. Dawne gesty i dawne słowa muszą nabrać nowego sensu” - pisał Tischner.

Inaczej to wygląda z perspektywy Chrystusa. Z Jego twarzy promieniuje pewność, że w każdym naszym położeniu jesteśmy przez Boga rozpoznawani i bliscy Jego miłującemu spojrzeniu na całą wieczność. Myślę, że z taką wiarą Miriam z Magdali przyszła do grobu. Od dnia, w którym Jezus wyrwał ją z „szeolu” demonów, jej wiara jest niezachwiana:

Teraz tak mówi PAN,

Ten, który stworzył ciebie,

Jakubie, i ukształtował cię, Izraelu:

Nie bój się, bo cię odkupiłem,

wezwałem po imieniu, należysz do Mnie!

Gdy będziesz przemierzał wody - Ja będę z tobą,

- nie zatopią cię rzeki.

Gdy będziesz przechodził przez ogień, nie poparzysz się,

i płomień cię nie spali.

Ja, PAN, jestem bowiem twoim Bogiem,

Święty Izraela jest twoim wybawicielem.

[…]

Ponieważ jesteś drogi w Moich oczach,

masz wielką wartość i Ja cię kocham,

dlatego daję ludzi zamiast ciebie, ludy za twoje życie.

Nie bój się, bo Ja jestem z tobą!

Przyprowadzę twoje potomstwo ze wschodu,

z zachodu cię pozbieram (Iz 43,1–5).

Boskie oczy naszego Zbawiciela, które przybrały ludzką postać, przypominają nam niezmiennie o naszej godności: nie koncentrują się na naszym grzechu, lecz nieustannie widzą w nas przybrane dzieci dobrego Ojca. One napełniają nasze serce prawdziwym pokojem i mocą. W ten sposób zostajemy uzdolnieni do porzucenia grzechu oraz do nabrania odwagi, by na życie, z całą jego powagą, a niekiedy i grozą, spoglądać bez lęku. Nie jesteśmy w stanie zobaczyć Miłości w jej istocie. Możemy natomiast pozwolić Duchowi Świętemu, by jak klucz otwierał naszego ducha i wprowadzał nas przez bramę światła w życie dziecka Bożego.

Wówczas możemy ujrzeć, kim byliśmy wcześniej, a kim, dzięki Miłości, stajemy się obecnie, ponieważ obecność zmartwychwstałego Chrystusa przenika całe nasze istnienie i nie ma takiego miejsca w nas, gdzie nie docierałoby Jego spojrzenie i słowa tchnące życie. W Jego spojrzeniu jesteśmy bezwarunkowo przyjęci i nie jesteśmy już „obcymi i przybyszami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19). „Takie widzenie przeobraża widzącego, daje uczestnictwo w życiu i chwale nowego stworzenia”, pisał o. Wacław Hryniewicz.

Widzenie w Duchu

Ogrania mnie nieprzeparta chęć powrotu do domu Ojca. W tym świetle widzę moje własne mieszkanie przygotowane przed powstaniem światłości świata. Nie boję się śmierci. Jest tylko ascezą i pragnieniem powrotu do Ojca. Widzę, że krzyż jest jasny i zwycięski, jest mostem, mostem światła. Jest w mojej duszy coś takiego nienazwanego, co już teraz wraca do Ojca przed czasem i przestrzenią. Najgłębsze pragnienie mojej duszy spełnia się. Ogrom przepaści mego ducha wraca w ogrom przepaści Ojca - ja światło Syna dawane darmo. I w tym świetle wielkiego powrotu mówię: Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

To doświadczenie innej obecności, przemienionej światłem Ducha, już zawczasu stało się udziałem trzech uczniów, którzy potem będą głównymi filarami Kościoła po zesłaniu Ducha Świętego (Piotr, Jan i Jakub). Stało się to, gdy Jezus zabrał ich na górę Tabor i tam przemienił się wobec nich. Przemienienie Pańskie było tak intensywnym prze życiem w Duchu Świętym, że Piotr pragnął, aby ono nie miało końca: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy” (Łk 9,33).

Święty Symeon Nowy Teolog tak komentuje to doświadczenie nowego widzenia w Duchu: Widzę tego, który jest Bogiem z natury, Boga, którego żaden człowiek nigdy nie był w stanie ujrzeć, którego w ogóle nikt nie może ujrzeć. Tak ci, którzy otrzymali Boga dzięki dziełom wiary i stali się bogami - zrodzeni z Ducha - oni właśnie widzą swego Ojca, który nie przestaje zamieszkiwać w niedostępnej światłości. Posiadają Go w sobie samych i przebywają w Nim, całkowicie niedostępnym.

Przemienione poprzez Paschę oblicze Chrystusa staje się rozpoznawalne przez nowy sposób widzenia. Przed grzechem pierworodnym widzieliśmy (hebr. wajar) wszystko, a przede wszystkim Boga i drugiego człowieka, takimi jacy są. W rabinicznej tradycji istnieje szczególne wytłumaczenie tego, dlaczego biblijny potop nie zniszczył ryb.

Wydaje się to oczywiste, wszak w wodzie poruszają się idealnie. Ale żydowski komentarz zwraca uwagę na to, że ryby jako jedyne stworzenia mają cały czas otwarte oczy. Pascha przywraca właściwy ogląd świata. Otwiera oczy świadkom i uzdalnia ich do boskiej uważności, w której mogą rozpoznać Zmartwychwstałego. Może nie jest niczym przypadkowym to, że Chrystus powołał rybaków, aby łowili ludzi: „Idźcie więc i pozyskujcie sobie uczniów we wszystkich narodach” (Mt 28,19 w tłum. Biblii Paulistów), którym Duch będzie otwierał „światłe oczy serca”: „Niech Bóg naszego Pana Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, da wam Ducha mądrości i objawienia w poznawaniu Go, pełne światła oczy serca, abyście wiedzieli, czym jest nadzieja, do jakiej was wezwał, czym jest bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i jak wspaniały jest ogrom Jego mocy względem nas, wierzących, według działania siły Jego potęgi” (Ef 1,17-19).

* * *

Fragment pochodzi z książki Macieja Biskupa OP „Rozmowy pierwszego dnia. W kierunku sensu i odczuwania”, wydanej nakładem wyd. WAM.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pod krzyżem zabrakło większości uczniów. Maria Magdalena trwała pod krzyżem do końca
Komentarze (6)
C
Christyna
1 kwietnia 2024, 22:38
Jezykiem Jezusa byl jezyk starohebrajski=aramejski. Hebrajski czyli po polsku Zydowski. Imie Maria-Magdalena /Marija Magdalena/ do dzis jest imieniem Laciskim obecnie Wloskim. A wtedy bylo Cesarstwo Rzymskie i Izraelici-Zydzi byli u Rzymian podbita prowincja. Rrzymianie byli ich ciemiezczami a Izraelici mieli status biednych pol-niewolnikow. Nie mieli swoich przedstawicieli w Senacie. Jak wsztstkie podbite narody przez Cesarstwo Rzymskie byly zniewolone i perfidnie wykorzystywane.Lacznie z Brytania,Germania,Syria itd. Tzw.podbite prowincje rzymskie. Ktora rodzina nadala swojej corce imie swoich znienawidzonych Panow? Do dnia dzisiejszego Zydzi nie nosza takich Wloskich-Lacinskich imion. A wtedy Zydzi nosili lacinskie imiona? Lukasz,Mateusz,Marek,Pawel,Jan czy Maria to nie sa imiona Izraelitow Prosze zajrzec na Google i sprawdzic zydowskie imiona obecene i te starsze. Maria Magdalena musiala byc wiec Rzymianka... Tak samo jak wszyscy uczniowie... :)
E3
edoro 333
2 kwietnia 2024, 23:29
Zaniemówiłam
KP
~katolik pomniejszego płazu
4 kwietnia 2024, 00:15
ależ skąd - Łukasz, Mateusz, Paweł, Marek, Jan to imiona polskie, byli więc Polakami
KP
~katolik pomniejszego płazu
4 kwietnia 2024, 00:15
ależ skąd - Łukasz, Mateusz, Paweł, Marek, Jan to imiona polskie, byli więc Polakami
JK
~Jolanta Korzeniowska
4 kwietnia 2024, 00:35
„Jan czy Maria to nie są imiona Izraelitów… Maria Magdalena musiała być więc Rzymianką... Tak samo jak wszyscy uczniowie... ” Miało to być żartem primaaprilisowym? Od kiedy Jan nie jest imieniem żydowskim ? I co niby rzymskiego ma być w imieniu Maria ? Otóż nic. Imię to z aramejskiego Miriam (różnie tłumaczone). Magdalena tyle co „pochodząca z Magdali”, zaś Magdala to miasto w Galilei, znaczące po hebrajsku „Wieża”. Byli Izraelici, co nosili obce imiona, przynajmniej greckie, jak Nikodem (Zwycięski Naród) czy Mikołaj (toż samo). Łukasz od łacińskiego Lucanus (Świetlisty) zapewne był Grekiem. Paweł z łaciny Paulus (Mały) miał rzymskie obywatelstwo, zatem to jego łacińskie miano, właściwym zaś był hebrajski Saul (Uproszony). Marek z łacińskiego Marcus, lecz to tylko przydomek Jana. Jan z hebrajskiego Johanan (Bóg jest łaskawy). Mateusz z hebrajskiego Mattityahu (Bożydar). I tak dalej … Proszę poczytać „Rozmowy o Biblii. Nowy Testament” Anny Świderkówny.
PN
~Piotr Nowacki
4 kwietnia 2024, 08:40
Bardzo ciekawy wywód p. Christyny. Wydaje się być dość spójny i logiczny. Dziwne, że uzyskał wyłącznie niepochlebne recenzje. Może któryś z teologów podjąłby się wyjaśnienia etiologii nowotestamentowych imion? Proponowałbym również, aby nie zaśmiecać portalu wpisami typu: "zaniemówiłam", "chyba zbliża mi się okres". One merytorycznie nie wnoszą nic do dyskusji, za to robią z Deonu przysłowiowy magiel.