Polscy biskupi oskarżeni na antenie Radia Maryja. "To język rodem z propagandy peerelowskiej"

(fot. episkopat.pl)
rp.pl / df

"Słuchacze mogą odnieść wrażenie, że Episkopat Polski to organizacja przestępcza" - pisze Tomasz Krzyżak. "Jaskrawy przykład zaprzeczania rzeczywistości" - komentuje Dariusz Piórkowski SJ.

Przeczytaj cały tekst na rp.pl >>

Krzyżak opisuje audycję "Aktualności dnia", podczas której Sebastian Karczewski - dziennikarz "Naszego Dziennika", blisko związanego z Radiem Maryja - wypowiedział się na temat księży oskarżanych o pedofilię. "Biskupi pod naciskiem mediów na siłę szukają w swoich diecezjach księży, których można oskarżyć o pedofilię. Z pomocą adwokatów hochsztaplerów preparują przeciwko nim dowody i kierują sprawy do sądów" - podkreśla Krzyżak wywód dziennikarza. Główną przyczyną miałaby być "moda na walkę z pedofilią".

Podczas audycji nie oszczędzono także systemu prewencji i zapobiegania pedofilii, stworzonemu przez Kościół w Polsce ("został bowiem skonstruowany tak, by bezkarnie można było oskarżać duchownych").

DEON.PL POLECA

Krzyżak wskazuje, że zarzuty wobec biskupów są poważne i nie padają one w niszowej rozgłośni, ale na antenie, w programie, którego słucha kilka milionów odbiorców. "Słuchacze mogą odnieść wrażenie, że Episkopat Polski to organizacja przestępcza. Wszak preparowanie dowodów oraz składanie fałszywych zeznań jest karalne" - podkreśla Tomasz Krzyżak.

Sprawę skomentował Dariusz Piórkowski SJ:

W ostatnich latach wiele wspólnot i ruchów kościelnych w Europie Zachodniej, np. Arka, przeprowadziło wewnętrzne dochodzenie w sprawie haniebnych przestępstw o podłożu seksualnym i upubliczniło jego wyniki, wzorcowo pokazując, jak należy uporać się z tymi grzechami i oczyścić Kościół.

Okazuje się, że w Polsce dla wielu środowisk katolickich jest to raczej przykład godny potępienia.

Rodzime „Radio Maryja” urabia już swoich słuchaczy, przygotowując ich na kolejny odcinek reportażu braci Sekielskich, który ma się ukazać w internecie pod koniec marca tego roku. Polega to na tworzeniu alternatywnej wizji rzeczywistości, zresztą nie pierwszy raz.

Otóż 22 lutego tego roku w programie „Aktualności dnia” pojawił się, jak nazwał go redaktor prowadzący, „dziennikarz śledczy „Naszego Dziennika”, Sebastian Karczewski. Przedstawił tam wyniki swojego „dochodzenia” w związku z kampanią wyborczą i rozgrywaniem Kościoła przez „obóz lewicowo-liberalny”.

Całość materiału skupiona jest na księżach, którzy bezpodstawnie zostali oskarżeni przez media o przestępstwa seksualne. Całkowicie przemilczana została „prawda” o tych, którzy zostali uznani winnymi. Nie pojawia się ani słowo o żadnej ofierze, bo przecież praktycznie rzecz biorąc, w świetle wypowiedzi red. Karczewskiego, są oni „nieliczni”, dlatego należy te sprawy pominąć.

To prawda, że duchowni w Kościele rzeczywiście bywają atakowani pod pozorem uzyskania poparcia wyborców. Prawdą jest też, że niestety także niewinni duchowni są oskarżani i medialnie osądzani przed wydaniem wyroku. I zgadzam się z redaktorem, że nie każde oskarżenie z góry musi oznaczać winę oskarżonego. Natomiast red. Karczewski twierdzi, że 90% medialnych informacji na temat pedofilii duchownych jest nieprawdziwa. Na podstawie czego wysnuł takie wnioski? Nie mam pojęcia. Nie podaje żadnych przykładów. Taki zabieg retoryczny prowadzi do wzbudzenia w słuchaczach przeświadczenia, że każde oskarżenie i proces księdza motywowane jest atakiem na Kościół i staje się częścią kampanii wyborczej. Jest to argument przewrotny i szkodliwy.

W drugiej części swojej wypowiedzi red. Karczewski stwierdza, że zarówno wymiar sprawiedliwości jak i środowiska kościelne ulegają „presji mediów liberalno-lewicowych”.

I tu pojawia się „gwóźdź” programu. Dowiadujemy się z ust „śledczego”, że niektórzy biskupi ze strachu przed opinią mediów „biją pokłony przed dziennikarzem antykatolickim za to, że zrobił film, co do którego wiarygodności nie ma żadnych podstaw”. A redaktor prowadzący „zaokrągla”, że w ten sposób biskupi „jakby przyłączali się do tej poprawności politycznej”. System prewencji tworzony przez Episkopat, zdaniem Karczewskiego, „sprzyja fałszywym oskarżeniom”.

Co więcej, red. Karczewski podzielił się wiedzą o tym, że „pewne instytucje powiązane z instytucjami kościelnymi preparują dowody na konkretnych księży czy biskupów, by w danych okolicznościach, a dziś mamy sytuację przedwyborczą, by pewne rzeczy pokazać”. Sekretariat Episkopatu Polski macza w tym palce, rzekomo zatrudniając adwokatów hochsztaplerów, którzy tak poprowadzili sprawy, że niewinnego księdza uznało się za winnego”. Czynią tak, chcąc nie chcąc, bo, jak twierdzi red. Karczewski „jest taka moda, zero tolerancji” i każdy biskup powinien znaleźć jakiegoś przestępcę. Jeśli takiego księdza nie ma, biskup szuka na siłę „kozła ofiarnego” i poświęca go dla świętego spokoju „Gazety Wyborczej i innych TVnów”. Skazywanie przez biskupa ma się dokonywać nawet wtedy, gdy sąd uznał księdza za niewinnego. Najważniejsza jest bowiem opinia biskupa w mediach niekatolickich, a nie oskarżony ksiądz.

Wypowiedź tę uważam za jaskrawy przykład zaprzeczania rzeczywistości. Pan Karczewski nie przedstawia żadnych faktów i dowodów, lecz jedynie insynuacje i domysły i oszczerstwa. Odwołuje się do swojego doświadczenia. Mówi o „pewnych” organizacjach, o „pewnych” przypadkach, o „pewnych” adwokatach. Przecież jest to język rodem z propagandy peerelowskiej, jeśli nie gorszej. W ten sposób występując pod szyldem „katolickiego głosu w twoim domu” wykonuje krecią robotę. Nie tylko podważa autorytet biskupów i papieża Franciszka, ale powiększa kolejne podziały i wrogość wewnątrz Kościoła, deklarując, że ogłasza samą prawdę. Nie jest to spojrzenie ewangeliczne, tylko polityczne.

Kolejny raz okazuje się, że Konferencja Episkopatu Polski swoje, a rozgłośnia toruńska swoje. Redaktor prowadzący wtórował panu Karczewskiemu z nieskrywanym zadowoleniem. Najwidoczniej jej właściciele Radia Maryja czują się na tyle pewnie i bezpiecznie, że nic nie przeszkadza im roztaczać swojej własnej, antyewangelicznej wizji Kościoła. Radio jest słuchane przez wielu ludzi pobożnych i oddanych Kościołowi. Brak reakcji w tej sprawie ze strony władz episkopatu nie przyczyni się do deklarowanej wielokrotnie chęci oczyszczenia się Kościoła. Ośmieszanie hasła „zero tolerancji” promowanego przez Papieża Franciszka i wcześniej Benedykta XVI uważam za rzecz skandaliczną.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polscy biskupi oskarżeni na antenie Radia Maryja. "To język rodem z propagandy peerelowskiej"
Komentarze (3)
DU
~Dawid Ustaszewski
28 lutego 2020, 12:22
Wpis sam pokazuje błędy jego autora, które przypisywane są komu innemu. Uważnie przeczytałem artykuł i elementem nieustannie powtarzającym się jest negatywne nastawienie do Radia Maryja. Określenie czyichś wniosków - czy słusznych, czy niesłusznych, nie wiem - propagandą peerelowską jest nieuczciwe. Nie nazwałbym tego mową miłości. Oprócz tego dla podbudowy swoich opinii, aby stworzyć u czytelników pewne poczucie słuszności, podaje się przykład Arki. Potem od razu stawia się twierdzenie, że z zastrzeżeń Pana Krzyżaka dotyczących, jak mówi redaktor prowadzący, 90% przypadków wynika, że jest on szkodnikiem i brak konkretnych informacji z jego ust oznacza po prostu fałszywość jego słów. Mówienie o ostrożności jest uznawane za czynnik wywołujący podziały. Redaktorzy wiedzą chyba, co mówią i jako katolicy, ludzie dorośli, biorą odpowiedzialność za to, co mówią. To raczej wpis na FB ks. Dariusza Piórkowskiego wydaje się dzielić i wywoływać wrogość w stosunku do Radia Maryja.
WG
W Gedymin
28 lutego 2020, 18:00
"elementem nieustannie powtarzającym się jest negatywne nastawienie do Radia Maryja" - bo Radio Maryja na tą ocenę rzetelnie sobie zapracowało. Uświęcanie kłamstw, manipulacji, budowanie podziałów i szerzenie nienawiści nic nie da, pozostaną kłamstwami, manipulacją, nienawiścią.
WG
W Gedymin
28 lutego 2020, 08:22
Nic nowego. To częste, najpierw modlitwa, a zaraz potem felieton z oczywistymi kłamstwami i manipulacjami. W polskim Kościele jest całe morze grzechów i nieprawości, nie tylko seksualnych. Nie wiem, czy polscy biskupi wczytają się w Ewangelię i przemyślą słowa o radości z nawracającego się grzesznika. Owszem jest wstyd, utrata "autorytetu" i dobrego o sobie mniemania towarzyszące przyznaniu się do win. Ale o ile większe są łaski i dobro wynikające z nawrócenia, szczerego nawrócenia. Biskupi i księżą głoszą potrzebę nawrócenia, zwłaszcza w tym czasie. Może Pan Bóg chce aby Kościół nie tylko głosił, ale i praktykował? Może ujawnienie tych licznych spraw to przekaz dla tych, którzy mniemali, że święty Kościół nie potrzebuje nawrócenia, głębokiego nawrócenia?