Popiełuszko - walka o ojczyznę
Ksiądz Jerzy Popiełuszko miał we krwi, że - pomimo słabego zdrowia - musi stawać w obronie pokrzywdzonych i poniżonych. Odczuwał w sobie znamienny niepokój, gdyż nie dysponował, jak sugerował, specjalnymi zdolnościami organizacyjnymi i przywódczymi. Niemniej jednak, dzięki sile ducha i odwadze, zdołał przyciągnąć do kościoła na Żoliborzu rzesze ludzi.
Głos jego homilii rozbrzmiewał nadzwyczaj donośnie. Prawda raz ujrzawszy światło dzienne, szybko zapada w serca i umysły. Jak Jan Paweł II podczas obecności w Polsce w zasadzie mówił w imieniu Polaków, tak ksiądz Jerzy wypowiadał to, co Polacy nosili głęboko w sercu, a czego nie mogli głośno sformułować. Ale komunizm wciąż miał ogromną siłę nacisku i zastraszenia. Zmusił niemal wszystkich Polaków do milczenia. Trzeba było dopiero wybuchu "Solidarności", żeby obudzone sumienia przestały się bać partyjnych sideł. Modlitwa za Ojczyznę umacniała w wiernych poczucie jedności, braterstwa i duchowej mocy. Miała też wymiar duszpasterski, gdyż okazywała się wyrazem jedności z Kościołem, również w wymiarze sakramentalnym. Przywracała godność i znaczenie słów, które wydawały się zniszczone przez oficjalną propagandę komunistyczną i partyjną nowomowę, szczególnie pojęcie solidarności i narodowej jedności.
Solidarność - nieustannie przypominał ksiądz Popiełuszko - należy do podstawowych idei cementujących ludzkie egzystencjalne doświadczenie. Sensy, jakie ze sobą niesie, koncentrują się na słowie "dar", odnoszącym się do braterskiej troski o godność i wolność człowieka, zwłaszcza tego poranionego, zniewolonego, ale też na obowiązku likwidowania zła i mechanizmów jego działania. W praktyce ujawnia postawę zwaną miłosierdziem, które jest solidarnością wzmocnioną zmysłem religijnym. Pobudza ono do podejmowania odważnych czy nawet heroicznych decyzji dla dobra bliźniego, aż po dobrowolny współudział w cierpieniu. Dlatego też ksiądz Jerzy włączył ideę solidarności i miłosierdzia w historię Kościoła, zawsze stającego w obronie prawdy i godności. Przeczuwał, że ambona ma być miejscem jednoczącym, leczącym duchowe rany, miejscem obrony przed groźbą nieprawdy, niesionej przez każdą formę totalitaryzmu.
Chodziło mu o to, aby w przestrzeni wyznaczonej słowami "wiara - polityka" znajdować możliwości porozumienia i roztropną troskę o dobro wspólne, po prostu chrześcijański sposób życia w polityce. Droga do zbawienia prowadzi bowiem przez, dosłownie, wszystkie egzystencjalne doświadczenia, nie tylko jednostkowo dotykające człowieka, ale też obejmujące doświadczenia całego narodu. Chrześcijanin wie na pewno: Chrystus wszedł w obszar grzechu, przyjął na siebie ziemskie słabości, przebóstwił je. Dlatego zarówno polityka, jak i kultura powinny podlegać promieniowaniu religijnych wartości. Przywiązanie do nich pozostaje konkretnym znakiem patriotyzmu. W ten sposób zbliżamy się do Chrystusa, który po zmartwychwstaniu nosi na swoim ciele znaki męki i mówi: "Przyjmijcie Ducha Świętego", abyście potrafili umacniać międzyosobową solidarność. Czym ona jest?
Solidarność to imię jedności i wspólnoty, najgłębiej zakorzenione w ewangelicznym doświadczeniu życia; dar ofiarowywany i przyjmowany. Trzeba umieć zarówno dawać, jak i cieszyć się płynącą ze strony innych osób życzliwością. Nikt przecież nie jest zdany jedynie na siebie; odczuwa smak istnienia dopiero w przestrzeni wyznaczanej obecnością kogoś drugiego. Pociąga to za sobą określone skutki. Nie można zniszczyć więzi społecznych, gdyż one tkają krajobrazy życia, choć nie zawsze potrafimy zdobyć o nich autentyczną wiedzę. Solidarność zjawia się więc w momencie, gdy te społeczne powiązania zostają uświadomione, gdy nosi się na swych plecach ciężar drugiego człowieka. Solidarność mówi, woła, krzyczy, podejmuje ofiary i w takiej sytuacji ciężar bliźniego staje się często większy niż własne ciężary poszczególnych osób. Po prostu żyjemy wszyscy dla wszystkich.
Ksiądz Popiełuszko konkretyzował te - wywiedzione z ducha księdza Józefa Tischnera - wskazania, przypominając, że solidarność to braterska troska o godność i wolność człowieka, szczególnie tego zranionego, zniewolonego, ale też obowiązek likwidowania zła i mechanizmów jego działania. Tak może się dziać tylko dzięki miłości. Rozpoznają Jezusa przecież najbardziej kochający. Miłość bowiem umożliwia obecność w przestrzeni dobra. Wystarczy kochać, aby odsłoniło się to, co tajemnicze, niepokojące, być może - niezrozumiałe. Wiarę i poznanie łączy w jedno miłość wzmocniona tajemnicą miłosierdzia. Daje o niej świadectwo sam Chrystus, ale też i człowiek odnajdujący w drugim kogoś bliskiego, kto potrzebuje pomocy.
Dlatego należy być miłosiernym zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. Królestwo Boże nie jest jakąś trudno dostępną krainą marzeń. Ono przychodzi, gdy w ludzkich sercach wzrasta ziarno Bożego słowa, gdy rzeczywiście starają się one współdziałać z łaską. Taką sytuację nie jest łatwo zaakceptować. Lecz skoro pojawia się decyzja, by zaufać prawdzie płynącej z kart Objawienia, należy dawać jej wyraz w postępowaniu - tak, aby w sercach jednoczyły się współczucie i wierność, znaki rodzącego się miłosierdzia. Dopiero wtedy naszym bliźnim będzie naprawdę każdy człowiek. Wtedy też zjawiają się warunki umożliwiające pojednanie: W pojednaniu - głosił ksiądz Popiełuszko - musi być jeden cel, mianowicie, dobro Ojczyzny, poszanowanie godności ludzkiej. Jeżeli podajesz rękę do pojednania, nie trzymaj w niej narzędzi do zadawania cierpienia i bólu.
Wszyscy ludzie zostali przez Boga powołani do istnienia i otrzymali taką samą szansę zbawienia. Nie ma tu żadnych wyjątków. Każdy jest osobą, czyli potrafi kochać, poznaje otaczający świat i duchowy świat innych ludzi ujęty w wartości kultury, jest zatem kimś zasługującym na szacunek i poważanie.
Żoliborski męczennik pozostawał w tej kwestii wyjątkowo stanowczy. Jesteśmy - podkreślał - zawsze w określonej sytuacji moralnej. Możemy uciec albo pomóc. Trzeciego rozwiązania nie ma. Gdybyśmy zdecydowali się na pozostawienie oczekującego pomocy - jak ewangeliczni bohaterowie z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie - zawsze będzie prześladował nas głos zagłuszanego sumienia; nie pozbędziemy się utrapień duchowych i wyrzutów. Bo oto sami siebie pozbawiliśmy radości, jaka przystoi dającym, i w konsekwencji sami siebie umieściliśmy poza możliwością spotkania Boga. Co prawda, "słońce świeci nad dobrymi i złymi", lecz tajemnica nieba otwiera się najprawdopodobniej jedynie przed tymi, którzy - z głębi własnej wolności - zechcieli współpracować z Bogiem.
Nie wolno jednak czynić z samego siebie "człowieka politycznego". Gdy - załóżmy - jesteśmy przywódcami określonej partii, cóż wówczas czynimy? Perswazyjnie nawołujemy: przyłączcie się do nas, zaakceptujcie naszą ideologię, która zapewnia dobre samopoczucie, odpowiednie warunki życia, społeczny pokój, godziwą zapłatę. Proponujemy specyficzne wyzwolenie z ucisku czy życiowych niedogodności. Tymczasem ksiądz Jerzy, wsłuchując się w głos Jezusa, sugerował coś odmiennego. Chodźcie za Mistrzem z Nazaretu, bo tylko On wyzwala, czyli daje życie wieczne. Warto porzucić pracę ewangelicznego "celnika", spotykać się z Jezusem w modlitwie, w pracy albo odpoczynku. Spotkanie "twarzą w twarz" uruchamia więzy ufności, choć miłość bardzo łatwo naraża się na zniesławienie i pęknięcia. Niczego bowiem w życiu nie otrzymujemy bez osobistego wysiłku. Największą siłą Ewangelii jest - podkreślał ksiądz Popiełuszko - zawarty w niej osobisty przykład. Chrystus głosił prawdę i za prawdę umarł. Chrześcijanin to człowiek, który postępuje na Jezusowy wzór. I niczego nie udaje.
Być chrześcijaninem to przede wszystkim przyjąć tę tajemnicę współprzenikania cierpienia i radości. W ten sposób - jeżeli wolno tak określić - pomagamy Chrystusowi zmieniać świat. Jesteśmy solidarni ze wszystkim, co istnieje. Tego rodzaju perspektywa nie zwalnia jednak z konieczności obrony przed złem, zwłaszcza złem systemów totalitarnych, które niszczą naturalną i wiążącą się z religijnością godność człowieka.
Poczytuję sobie za honor, że mogłem uczestniczyć w przygotowywaniu księgi zwanej Positio, dotyczącej posługi duszpasterskiej i męczeństwa księdza Jerzego Popiełuszki. I chociaż nie należałem do najbliższych przyjaciół żoliborskiego kapłana, to jednak wczytując się w jego pisma, rozmawiając z tymi, którzy dobrze go znali, rezydując przez kilka lat w parafii św. Stanisława Kostki, wreszcie dzięki głębszemu poznaniu najnowszej historii Polski - w pewien sposób zaprzyjaźniłem się z nim. Stał mi się osobą bliską, do której zwracam się w modlitwie również w sprawach osobistego życia. Ks. Jan Sochoń
>> Tama - zdobądź własny egzemplarz
Tama ukazuje fenomen życia i męczeństwa ks. Jerzego Popiełuszki w perspektywie polskich dziejów i polskiego Kościoła. W tej dokumentalnej opowieści, autor przedstawia różne wymiary heroizmu tego niezwykłego kapłana. Książka jest również pasjonującą kroniką wojny ideologicznej prowadzonej przez PRL-owskie władze z Kościołem katolickim, której ofiarą stał się m.in. ksiądz Jerzy.
Skomentuj artykuł