Przeżyłam porażenie prądem [ŚWIADECTWO]

(Fot. pl.depositphotos.com)
Cuda świętej Siostry Faustyny. Świadectwa i modlitwy

Mogę o sobie powiedzieć, że jestem świadkiem Bożego miłosierdzia, doświadczyłam bowiem niezwykłej interwencji Boga w momencie zagrożenia utraty życia. Było to 22 marca 2007 roku. Rano jak co dzień wyszłam do pracy. Nic nie zapowiadało nieszczęścia.

Była godzina 15.00 kiedy weszłam do swojego pokoju (pracuję w nim sama). Chciałam pożyczyć komuś przedłużacz. Wtyczka była w gniazdku elektrycznym, a rozgałęźnik z gniazdami przełożony przez cienką, boczną rurę przy kaloryferze. Przykucnęłam, aby wyjąć z niego najpierw wtyczkę od czajnika, po czym lewą ręką przełożyłam rozgałęźnik za rurę, a prawą ręką chciałam go odebrać. W tym momencie odczułam, że stało się coś strasznego. Nieopatrznie włączyłam się w zamknięty obwód elektryczny i stałam się przewodnikiem prądu. W jednej chwili ogromna siła uwięziła moje dłonie niczym w imadle, jednocześnie niesamowicie mocno szarpiąc moimi rękami.

Natychmiast utraciłam widzenie, w klatce piersiowej odczułam dławienie i uczucie bulgotania, takie jak podczas wdmuchiwania powietrza do wody przez słomkę. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Już nie wiedziałam, gdzie jestem, ale miałam świadomość, że to chyba koniec, że odchodzę. Byłam bez szans, bo ogromna siła trzymała moje dłonie.

DEON.PL POLECA

- Boże, nie mogę oderwać rąk - to była ostatnia myśl, jaka zrodziła się w mojej głowie. I to był - jak się okazało - ten cudowny moment łaski i wielkiego miłosierdzia! Moje ręce natychmiast oderwały się od śmiercionośnego przedmiotu. Było to dla mnie samej wielkim zaskoczeniem. Żyję! Odzyskałam wzrok, głos, ale towarzyszył mi ogromny ból całego ciała, a najbardziej nóg i rąk. - Boże, jak boli - powtarzałam, osuwając się na podłogę.

Czułam, że stopniowo opuszcza moje nogi, ale jest jeszcze w rękach. Mogłam już jednak wezwać pomoc. Mój wygląd wskazywał na konieczność udzielenia szybkiej interwencji lekarskiej i hospitalizację. Zachodziło podejrzenie uszkodzenia mięśnia sercowego, czego na szczęście badania nie potwierdziły. Leżałam na oddziale intensywnej terapii. Wysoka temperatura, sięgająca 40 stopni, ogromny, palący jak ogień, ból porażonych mięśni i nerwów, przykurcze, ból obitych prądem rąk z krwawymi wylewami i siniakami odbierały mi sen każdej nocy przez kilka tygodni.

Wypadek wydarzył się w czwartek Wielkiego Postu, więc mogłam łatwiej swoje cierpienia łączyć z męką Chrystusa i zza bólu mojego krzyża dostrzegać nadzieję. Tego uczyłam się każdego dnia od Jezusa, odmawiając „Koronkę do Miłosierdzia Bożego”, która już od kilku lat jest moją codzienną modlitwą.

Niecodzienny wypadek wzbudził zainteresowanie wielu osób: „Jak się oderwałaś, jak to mogło się stać, przecież to niemożliwe bez pomocy z zewnątrz?”. To prawda, byłam bez szans. Udowodniona wadliwość instalacji elektrycznej i nieprawidłowo podłączone przewody doprowadzające napięcie do bolca w gniazdku, a tym samym do bolców w gnieździe przedłużacza - to przyczyna mojego wypadku.

Dla Boga jednak nie ma nic niemożliwego. Po roku leczenia i rehabilitacji wróciłam do pracy w pełni sprawna i jeszcze bardziej związana z Panem mojego życia, lepiej przygotowana do tego, by świadczyć o Jego miłosierdziu.

O przypadku kobiety rażonej prądem i jej uzdrowieniu przeczytasz w książce „Cuda świętej Siostry Faustyny. Świadectwa i modlitwy”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przeżyłam porażenie prądem [ŚWIADECTWO]
Komentarze (1)
MG
~Marek Grużewski
9 grudnia 2023, 18:20
Chwała Jezusowi Chrystusowi. Bóg dobry jest.