"Budujemy szpital. Przy granicy z ISIS" [WYWIAD]

Przemek w obozie dla uchodźców (fot. facebook.com/stepin.iraq)
Przemek Ulman / Karol Wilczyński

"Nie boimy się islamu" - Przemek ze swoją dziewczyną Zuzką pomagają uchodźcom uciekającym przed ISIS. Tworzą klinikę ks. Popiełuszki. Bezpośrednio przy granicy z ISIS.

Karol Wilczyński, DEON.pl: Pochodzisz z Kielc, miłego, ale zarazem małego miasta w środku Polski. Teraz mieszkasz w irackim Kurdystanie.

Przemek Ulman, STEP-IN: Tak, choć 8 lat mieszkałem we Francji. Przed wyjazdem do Iraku odwiedziłem m.in. Iran, Tadżykistan i Kirgistan. Dla szkoły św. Elżbiety pracuję od stycznia 2015.

DEON.PL POLECA

Co doprowadziło cię aż do Kurdystanu?

Odpowiedź jest bardzo prosta. Dzięki mojej dziewczynie, która jest lekarzem i pracuje ze szkołą św. Elżbiety już od jakiegoś czasu. Zawsze chciałem się w taką działalność zaangażować, ale moje nieśmiałe próby, podejmowane może bez wielkiej determinacji, do niczego nie doprowadziły, więc nic z tego nie wyszło. Przedtem przez kilka lat prowadziłem małą firmę we Francji. Zuzka wyjechała do Iraku na kontrakt na 3 miesiące, ponieważ wtedy szkoła św. Elżbiety nie miała dla niej nic do zaoferowania w ramach własnych projektów, więc pojechała tam, gdzie była potrzebna.

I do czego była potrzebna?

Kiedy już była w Iraku, poproszoną ją, by rozpoczęła dla szkoły projekt w Kurdystanie (na północy Iraku). Zgłosiłem się do pomocy jako wolontariusz, a zostałem zatrudniony jako logistyk. Od tej pory prowadzimy cały ten projekt. Idzie nam całkiem dobrze.

Zuza w klinice (fot. facebook.com/stepin.iraq)

Twoja dziewczyna jest Słowaczką?

Tak.

I Ty pojechałeś dla niej na studia do Słowacji? Czy na odwrót?

Te studia - misjologię charytatywną - podjęliśmy wspólnie, bo wydawały nam się interesujące. O ile wiem, żadna inna uczelnia w Europie nie ma w swoim programie takiego kierunku studiów.

W Kurdystanie robisz w takim razie praktyki?

Nie, jedno z drugim nie ma nic wspólnego. W Kurdystanie pracuję, a w szkole studiuję. To są zupełnie dwie odrębne rzeczy.

Pracownicy STEP-IN z uchodźcami w obozie (fot. facebook.com/stepin.iraq)

Na czym polega praca, którą się zajmujesz?

Ogólnie rzecz biorąc - na organizacji i zarządzaniu. Wiele rzeczy muszę oczywiście robić wspólnie z lekarzem, bo nie mam medycznego wykształcenia i o pewnych rzeczach nie umiem zadecydować sam. Ale do moich obowiązków zalicza się przede wszystkim zarządzanie personelem, troska o to, żeby były leki, żeby był sprzęt, różne materiały. Następnie taka logistyczna strona, czyli żeby były zapłacone czynsze lub żeby samochód miał aktualne przeglądy. Robię księgowość, zajmuję się też komunikacją ze sponsorami czy partnerami, piszę różnego rodzaju raporty.

Staramy się też w miarę naszej możliwości zbierać dodatkowe środki finansowe na nasz projekt, bo Szkoła św. Elżbiety jest organizacją prężną, ale kliniki są dość drogie. Ten projekt jest jednym z najdroższych projektów szkoły.

Gdyby nie to, że udało nam się otrzymać wsparcie od Caritas Polska w zeszłym roku czy od amerykańskich partnerów, którzy nas wspierają w tym roku, to nie moglibyśmy tego projektu prowadzić w jego obecnej formie.

Czyli robicie jeżdżący szpital.

Tak. W ramach projektu, który prowadzimy z Zuzką, obecnie mamy dwie kliniki, no a jedna jest taka jeżdżąca... Jedna jest stacjonarna, w mieście, a druga mobilna, im. księdza Jerzego Popiełuszki.

Co to znaczy, że jest mobilna?

Do tej pory pracowaliśmy w jednym z dużych obozów dla uchodźców, ale od miesiąca przyjęliśmy formę mobilną. Nasz zespół medyczny każdego dnia pracuje w innej lokalizacji. Przyjeżdżamy do jednej z ośmiu 8 wiosek, które zdecydowaliśmy się obsługiwać.

Klinika bł. ks. Popiełuszki (fot. facebook.com/stepin.iraq)

Jak wybieraliście wioski, do których jeździcie?

Między innymi według liczby uchodźców. Mieszkają tam wśród miejscowej populacji niedokończonych budynkach czy namiotach. W każdej z wiosek mamy ze starostą ustalony budynek, informujemy go o dniu, w którym przyjedziemy i w tym umówionym miejscu przyjmujemy pacjentów.

W czym można wam teraz pomóc? Czego najbardziej potrzebujecie?

Jakbyście mogli napisać, że potrzebujemy lekarzy, to byłoby super. Po zdecydowaliśmy się od początku, że swój projekt oprzemy na zachodnich lekarzach, żeby zapewnić odpowiedni poziom świadczonej pomocy. Z rekrutacją mamy największy problem. Ludzie się boją, bo to w końcu Irak, a nasza organizacja też nie jest w stanie im zapłacić kilku tysięcy dolarów na miesiąc, żeby ich zmotywować.

Więc jedno z drugim - brak lekarzy i finansów - jest połączone. To jest nasz największy problem.

Pacjentki... (fot. facebook.com/stepin.iraq)

Na pewno napiszemy o tym, czego potrzebujecie. Powiedz mi jednak, dlaczego pomagasz obcym? Mógłbyś przecież pracować tutaj, np. w Kielcach i pomagać bezdomnym. Dlaczego akurat Kurdystan?

Po pierwsze wydaje mi się, że ludzie w takim miejscu jak Irak potrzebują pomocy dużo bardziej niż ludzie w Polsce. Jest tam o wiele więcej potrzebujących, a ich problemy są dużo poważniejsze niż nasze. Człowiek bezdomny w Kielcach oczywiście jest w jednej z najgorszych możliwych sytuacji, ale w końcu są instytucje, które mu pomagają. W Kurdystanie jest wojna i państwo - choćby nawet chciało - nie ma na to środków. A trzeba powiedzieć, że rząd centralny Iraku nawet nie za bardzo chce pomagać w autonomicznej prowincji jaką jest Kurdystan.

Oprócz tego jest też aspekt osobisty. Ja tego potrzebowałem. Chciałem coś zmienić w swoim życiu i praca w trudnych warunkach, połączona z pomaganiem ludziom, to było właśnie to, czego szukałem. Było to wielkie wyzwanie, bo jest to praca, której nigdy wcześniej nie robiłem - w zupełnie obcym miejscu. Dzisiaj widzę, że to była dobra decyzja, z której wynikło wiele dobrych rzeczy - zarówno dla mnie, jak i dla wielu ludzi, którym udało się pomóc.

Nie będzie chyba nieprawdą, jeśli powiem, że w ostatnim czasie w Polsce rośnie liczba osób niechętnych względem Arabów, muzułmanów i generalnie wszystkich mieszkańców Bliskiego Wschodu. Na Słowacji podejrzewam, jest podobnie. Dlaczego zdecydowałeś się im pomagać? Myślę, że wiele osób może tego nie zrozumieć.

Sądzę, że nie chodzi tu o stosunek Polaków do Arabów jako takich, ale raczej do islamu w ogóle. To jest teraz główny problem w naszym społeczeństwie i generalnie - na Zachodzie.

Pracujemy w odległości 15-30 km od linii frontu z ISIS, na ziemiach zamieszkanych w 95% przez muzułmanów, bo wszyscy Kurdowie są muzułmanami. W większości są oni w stosunku do nas bardzo przyjaźni i otwarci, a pracując tam od ponad roku mogę z przekonaniem stwierdzić, że nie ma w tym nic fałszywego.

Nie wiem, czy ta cała sytuacja, która teraz ma miejsce to sztucznie napędzany strach przez media lub polityków, albo czy dzieje się to w sposób naturalny w wyniku rożnych wydarzeń na świecie. Może jedno i drugie. Ale ja tego lęku nie podzielam. Mieszkając wśród "normalnych" muzułmanów, nie mam do tego podstaw. Boję się ekstremistów, nie tylko zresztą islamskich. Islamu się nie boję.

...i pacjenci (fot. facebook.com/stepin.iraq)

Działacie przy samym froncie, mówisz o 15 kilometrach od ISIS. Jak obecnie wygląda sytuacja?

Kurdowie przy dużym wsparciu Amerykanów, mają dość pewną pozycję. Trzymają linię frontu, powoli przesuwając ją na swoją korzyść. Jeśli chodzi o jakieś ataki terrorystyczne, to na terenie Kurdystanu zdarzają się bardzo rzadko.

Obecność wojska jest powszechna na ulicach, placach czy w pobliżu ważniejszych obiektów, biurowców, a nawet w każdym hipermarkecie. To jest też dla nas największą oznaką toczącej się wojny. No i oczywiście obecność setek tysięcy uchodźców, z którymi spotykamy się codziennie.

Na początku oczywiście obawialiśmy się trochę, ale teraz już czujemy się bezpiecznie. Jesteśmy ostrożni, ale spokojni.

Czy słyszysz na co dzień jakieś odgłosy wojny, wybuchów, jakieś potyczki?

Na szczęście nie. Nie słyszymy wybuchów, bo to nie jest aż tak blisko. Parę razy byliśmy bardzo blisko frontu, około 4 km od ISIS. Było to w mieście Sindżar, które zostało wyzwolone w zeszłym roku w październiku. Chcieliśmy zobaczyć jak wygląda sytuacja, w jaki sposób moglibyśmy pomóc.

Niedaleko od miasta była wioska obsadzona przez dżihadystów, której na razie nie zaatakowano. W tym czasie wystrzelono stamtąd na miasto moździerz z gazem musztardowym.

Ale wtedy na szczęście byliśmy już w oddali. Jadąc w konwoju wzdłuż linii frontu usłyszeliśmy wybuch. Powiedziano nam, że to naloty amerykańskie.

Natomiast na co dzień się z tym nie spotykamy. Czujemy się bardzo bezpiecznie, chociaż wiemy, że jesteśmy niedaleko od tego najgorszego.

(fot. facebook.com/stepin.iraq)

Skąd wynika ten silny opór Kurdów wobec ISIS? Nie macie obaw, że fala dżihadystów przewali się przez ten teren i podbije część Kurdystanu na której teraz pracujecie?

Kurdowie, choć są w większości muzułmanami, są też odmienni etnicznie i kulturowo od Arabów. A to Arabowie są po drugiej stronie frontu i to oni stanowią większość rekrutów Państwa Islamskiego. Spośród Kurdów tych rekrutów jest bardzo niewielu.

Tak naprawdę wynika to z wielu rzeczy. Choćby z tego, że Kurdowie mają silną tożsamość narodową. Oprócz tego ich służba bezpieczeństwa działa dość sprawnie. Przez tą odmienność kulturową, etniczną i językową, muszą oni bronić "swoich" społeczności - uciskanych wcześniej przez irackiego dyktatora Saddama Husajna - przed likwidacją ze strony Państwa Islamskiego. I dlatego my możemy czuć się dość bezpiecznie. Oni po prostu walczą o swoją ojczyznę, religia nie ma tutaj żadnego znaczenia.

A dlaczego bronią oni chrześcijan i jazydów?

Ponieważ dla nich priorytetem jest ich państwowość. Dlatego mówiłem tu o sporze politycznym, a nie religijnym. Kurdowie też wyznają islam. Ale dla nich najważniejszym motywem działania jest osiągnięcie niezależnej państwowości. Nie są oni wrogo nastawieni do mniejszości religijnych.

Trzeba mieć świadomość, że jest to największy naród (ok. 40 milionów) na świecie, który nie posiada własnego państwa. Ale nie wykluczam, że gdyby Kurdowie tą państwowość osiągnęli, to być może skupiliby się na swojej tożsamości religijnej, co mogłoby doprowadzić do wzrostu bardziej radykalnych prądów. W tej chwili rząd kurdyjski, a raczej rząd tego regionu Kurdystanu (Kurdowie mieszkają również w Turcji, Iranie i Syrii), bardzo dba o bezpieczeństwo również pod tym względem. Kontroluje mocno i stara się, by ruchy radykalne nie doszły do głosu, by skupić się na walce o niepodległość.

Ale żaden rząd nie jest wieczny i zarówno chrześcijanie, jak i jazydzi obawiają się zmiany.

Widziałem niedawno relację z waszego spotkania z patriarchą jazydów, który - jak cała ta wspólnota religijna - chroni się w irackim Kurdystanie lub jeszcze dalej. Czy wybieracie komu pomagacie, np. uznając, że chrześcijanie są bardziej potrzebujący od muzułmanów?

Pomagamy wszystkim bez różnicy. Nasza klinika ks. Jerzego Popiełuszki na początku działała w obozie czysto jazydzkim. W regionie miasta Dohuk stanowią oni większość uchodźców, choć uciekali też chrześcijanie i muzułmanie. W obozie, w którym działaliśmy, muzułmanie stanowili niecałe 10 procent mieszkańców. Ale nigdy nie prowadziliśmy żadnej selekcji pacjentów na podstawie przynależności religijnej czy etnicznej.

W tej chwili nasza mobilna klinika również pracuje w wioskach zamieszkanych głównie przez jazydów. W Erbilu, gdzie mamy drugą klinikę - tę stacjonarną - pracujemy w nowo wybudowanej dzielnicy domków jednorodzinnych, które powstały podczas intensywnego ekonomicznego rozwoju Kurdystanu, zatrzymanego m.in. przez przybycie ISIS, a potem jeszcze przez kryzys związany ze spadkiem cenowym ropy naftowej, na którym utrzymuje się gospodarka tego kraju.

Po wybuchu wojny kościół wynajął te puste jeszcze domy hurtowo dla uchodźców chrześcijańskich po obniżonej cenie - mowa tu o około pięciuset domach. My wynajęliśmy jeden z tych domków od kościoła i tam założyliśmy naszą klinikę. Ale muszę podkreślić, że to osiedle nie jest zamieszkane tylko przez chrześcijan, są tam w podobnej ilości muzułmanie i nieco mniej liczni jazydzi. Przyjmujemy wszystkich, nie dyskryminując nikogo.

(fot. facebook.com/stepin.iraq)

I nikt nie ma z tym problemu?

Niestety, nie wszystkim to się podoba - szczególnie wśród chrześcijan. Ludzie z różnych grup religijnych często patrzą na siebie krzywo. Ma to związek z tym, co stało się podczas wojny.

Widać żal i gniew wśród chrześcijan z którymi rozmawiamy. Są źli na muzułmanów, i to generalnie wszystkich. Czują się skrzywdzeni tym, że żyli wśród muzułmanów, którzy nie pomogli im, gdy nadeszło ISIS. Muzułmanie zostali, oni musieli odejść, bo tak nakazali im terroryści.

Na pewno każda z tych historii to jest wielki dramat i każdy ma jakieś indywidualne doświadczenia, więc staram się tego nie osądzać. Chcemy raczej wszystko jakoś moderować w naszej pracy, nie chcemy z jednej strony nikogo dyskryminować, a z drugiej - zaogniać konfliktów.

Mówisz o napięciu. Czy w takim razie na terenie Kurdystanu też może dojść do jakiegoś otwartego konfliktu między wyznawcami islamu i innych religii? Czy chrześcijanie mogą się zemścić jakoś na muzułmanach?

Chrześcijanie z którymi pracujemy, bardzo często mówią o tym, że nie widzą dla siebie przyszłości w Iraku. Bardzo trudno będzie o powrót do miejsc, z których zostali wygnani. Jedyne rozwiązanie jakie widzą, które mogłoby w tym pomóc, to jakaś długotrwała obecność międzynarodowych sił pokojowych, które mogłyby im zapewnić bezpieczeństwo. Nie ufają już ani wojskom irackim, ani kurdyjskim. To Kurdowie mieli ich bronić, a odeszli, zmuszając chrześcijan i jazydów do gwałtownej ucieczki. Wiele się nasłuchamy, natomiast nie widzimy żadnych objawów agresji ze strony muzułmanów i chrześcijan. Jest niechęć, jest wzajemna izolacja. Chrześcijanie chcą mieszkać tylko w takich miejscach, gdzie jest ich najwięcej.

Czy spotkałeś się może z agresją ze względu na twoje wyznanie? Albo czy Twoja dziewczyna - lekarka, zajmując się muzułmanami, spotkała się z jakimiś przykrymi sytuacjami?

Nie. Z niczym takim się nie spotkała w swojej pracy. Oczywiście, zawsze każdemu lekarzowi zdarzy się jakiś pacjent, który albo z pretensjami przyjdzie albo z pretensjami wyjdzie. Ale nie było tak, żeby wśród muzułmanów był jakiś większy odsetek takich pacjentów.

Ani ona, ani ja nie spotkaliśmy się z jakąś otwartą wrogością na tle religijnym w naszym kierunku, czy to ze strony muzułmanów czy to ze strony kogokolwiek innego.

Ostatnio w Polsce coraz bardziej popularne są głosy, że zamiast pomagać tym imigrantom, którzy przybyli rozmaitymi drogami do Europy, należy raczej jechać do Iraku, Syrii, Libanu, Jordanii i tam na miejscu pomagać. Co o tym sądzisz?

Nie mogę na ten temat zająć twardego stanowiska. Ludziom trzeba przede wszystkim pomagać, tym którzy naprawdę tej pomocy potrzebują. Niezależnie, czy szukają jej w Polsce, w Europie, w Iraku czy Syrii. Czy mielibyśmy tych emigrantów wszystkich przyjmować? Czy mielibyśmy ich odsyłać z powrotem? Czy potrafimy ich w jakiś sposób selekcjonować? Na to nie umiem odpowiedzieć.

Ten temat jest bardzo trudny. Ale wiem na pewno, że powinniśmy starać się znaleźć jakiś sposób, żeby pomóc ofiarom tej straszliwej wojny.

(fot. facebook.com/stepin.iraq)

Czy uda nam się - oprócz doraźnej pomocy - stworzyć bezpieczną przestrzeń dla chrześcijan w Iraku?

Sami chrześcijanie mówią, że nie widzą dla siebie w tym momencie przyszłości w tym kraju. Ale mówią też, że wraz z odejściem chrześcijan Irak bardzo dużo straci. Chrześcijanie są bardzo ważnym pierwiastkiem w tym społeczeństwie, bardzo dużo wnoszą.

Oprócz tego, że czują się chrześcijanami, to czują się też Irakijczykami. Są bardzo nieszczęśliwi widząc to, co stało się z ich ojczyzną, z ich rodzinami i wspólnotami. Nie chcą odchodzić, a jednocześnie - są do tego zmuszeni. Po roku, który przeżyłem, chyba najbardziej cieszyłbym się, gdyby udało się zrobić coś, żeby ci ludzie mogli tam zostać i prowadzić normalne życie.

* * *

Szkoła Św. Elżbiety z siedzibą w Bratysławie - organizacja non-profit, która środki pozyskane z kształcenia socjalnego i zdrowotnego personelu przeznacza na prowadzenie lub wspieranie licznych projektów rozwojowych i humanitarnych na całym świecie. Jako szkoła wyższa oferuje studia w językach słowackim i angielskim. Jako organizacja humanitarna prowadzi liczne projekty: kliniki w odległych regionach Afryki, sierocińce dla dzieci chorych na AIDS w Kambodży, ośrodki dla bezdomnych w Bratysławie itd.
Założycielem szkoły jest znany słowacki lekarz i filantrop, profesor Vladimir Krcmery.

STEP-IN - to prowadzony w Iraku projekt Wyższej Szkoły im Św. Elżbiety w Bratysławie. Założony w styczniu 2015 roku przez P. Ulmana i Z. Dudovą projekt obejmuje dwie kliniki dla irackich uchodźców wewnętrznych. Pierwsza, w stolicy Irackiego Kurdystanu, pomaga chrześcijanom i muzułmanom. Druga, Mobilna Klinika im. bł. J. Popiełuszki, działa sto czterdzieści kilometrów dalej, w prowincji Dohuk, gdzie niesie pomoc Jazydom.

Jeśli chcesz wesprzeć działalność Przemka i Zuzy, kliknij tutaj.

Zainteresowanych pracą w zespole STEP-IN, prosimy o kontakt na e-mail: stepin.irak@gmail.com

Przyjąć przybysza - to cykl tekstów dotyczących problematyki migracji i uchodźców. Wraz z Caritas Polska przygotujemy dla czytelników DEON.pl wywiady, reportaże i opracowania związane z obecnym kryzysem migracyjnym. Chcemy, by dotarły do was opinie osób, które stykają się z migrantami od wielu lat i poświęcili im swoje życie. Chcemy, by dyskusję na temat uchodźców prowadzono na spokojnie, bez uprzedzeń i w oparciu o fakty. Aby dowiedzieć się, jak możesz wesprzeć Caritas Polska w pomocy uchodźcom, kliknij tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Budujemy szpital. Przy granicy z ISIS" [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.