Zobaczcie, jak żyje się na dnie piekła [WYWIAD]
"Niedawno odwiedziłem Aleppo, które doświadczyło niewyobrażalnego zniszczenia. Ale znacznie większe spustoszenie dokonało się w duszach ludzkich" - mówi kard. Mario Zenari, nuncjusz apostolski w Syrii.
W Syrii jesteśmy już od dwóch dni. W Damaszku nie ma prądu, nie ma ogrzewania. Kto by pomyślał, że zima na Bliskim Wschodzie może być tak dotkliwa. Mamy na sobie po kilka warstw swetrów i polarów. Czujemy się bardzo niezręcznie - w końcu nie tak należy wyglądać podczas oficjalnego spotkania z nuncjuszem apostolskim.
Jest weekend, na ulicach ogromne korki, w dodatku na każdym kroku na check-pointach zatrzymują nas żołnierze. Spóźnimy się. Po drodze mijamy oblężony młodymi mężczyznami budynek urzędu, w którym otrzymuje się zgodę na odroczenie służby wojskowej. Damaszek to dziś królestwo chaosu.
Dojeżdżamy do nuncjatury. Na ulicy jest cicho, kardynał Zenari, nuncjusz apostolski mieszkający od 8 lat w Damaszku, wita nas uśmiechem i herbatą. Chcemy rozmawiać o pokoju. Ale nie da się rozmawiać o pokoju bez rozliczenia z wojną.
Kardynał był niezwykle niechętny do dawania abstrakcyjnych odpowiedzi i sugerowania rozwiązań oderwanych od życia zwykłych ludzi. Mówił przede wszystkim o swoim doświadczeniu. Uderzył nas swoją pokorą, spokojem i serdecznością. "Wybaczcie, ale na pewne wasze pytania nie będę mógł odpowiedzieć".
Po skończonej rozmowie mamy wrażenie, że nuncjatura apostolska, ten skrawek Watykanu w sercu kraju ogarniętego wojną domową, jest cudowną wyspą normalności na morzu szaleństwa.
Oto jak przebiegała nasza rozmowa z kardynałem Mario Zenarim, nuncjuszem apostolskim w Damaszku od 2008 roku.
Karol Wilczyński: Eminencjo, w jednym z wywiadów udzielonych w 2012 roku powiedział Ksiądz Kardynał, że uważa możliwość pozostania w Syrii za przywilej udzielony przez Boga. Co to oznacza? Po sześciu latach wojny dalej Ksiądz Kardynał tak uważa?
Tak, wydaje mi się, że wypowiedziałem to zdanie kilka razy. A nawet powtórzyłem je niedawno, może kilka miesięcy temu, podczas jednego ze spotkań.
Będąc tutaj, widzi się dwie strony medalu. Widzimy, że jest to ciężki czas dla Syrii i trudne doświadczenie dla wszystkich. Ale z drugiej strony miałem także unikalne doświadczenie pozostania tutaj z cierpiącymi ludźmi. Można powiedzieć, że w ciągu ostatnich sześciu lat dostąpiłem przywileju doświadczania cierpienia razem z dziećmi, ze społecznością tego kraju, z chrześcijanami i muzułmanami.
Moje człowieczeństwo jest głęboko dotknięte tym doświadczeniem. To mnie zmieniło, nie jestem tym samym człowiekiem. Nie jestem tym samym nuncjuszem, którym byłem, kiedy przyjechałem do Damaszku osiem lat temu. To doświadczenie radykalnie mnie dotknęło. Rozmyślam o tym często, ale staram się spoglądać na nie w pozytywnym świetle.
KW: W tym samym wywiadzie udzielonym Radiu Watykańskiemu w 2012 roku powiedział Ksiądz Kardynał, że Syria zstępuje do piekła. Tak to wyglądało dla Księdza Kardynała wtedy. Jak jest teraz?
Pamiętam bardzo dobrze, kiedy to powiedziałem. W tamtym czasie sytuacja w Syrii pogarszała się z dnia na dzień. Syria zstępowała do samego dna piekła. Ale teraz, w 2017 roku, mamy nadzieję, że wraz ze wsparciem wspólnoty międzynarodowej Syria podźwignie się i wyjdzie z tego tragicznego położenia.
Od końca 2016 roku, a także teraz - na początku roku 2017 - możemy obserwować różne dobre znaki i mamy nadzieję, że z Bożą pomocą, a także dzięki wspólnemu, ekumenicznemu działaniu wielu środowisk religijnych, zbudujemy nową Syrię. Ale do tego musimy dojść drogą pojednania.
KW: Jak możemy nazwać to, co teraz dzieje się w kraju?
Jestem przerażony, widząc ogromne zniszczenie, takie jak na przykład w niektórych dzielnicach Homs. Niedawno miałem okazję odwiedzić Aleppo, które doświadczyło niewyobrażalnego zniszczenia.
Ale trzeba podkreślić, że znacznie większe spustoszenie dokonało się w duszach ludzkich. To mnie bardzo mocno uderza - nie tylko zewnętrze zniszczenie, zrujnowane budynki i infrastruktura, ale także ogromne, głębokie zranienia w sercach - zwłaszcza młodego pokolenia.
KW: Jak uleczyć tak głębokie rany?
Dzięki pieniądzom Syria może powoli odbudowywać budynki, które zostały zniszczone, ale musimy wyleczyć także rany w sercach dzieci, młodych ludzi. To jest ogromne wyzwanie dla przywódców religijnych. Przywódcy religijni nie są ekspertami w dziedzinie inżynierii, w rekonstrukcji budowli.
My, przywódcy religijni, jesteśmy inżynierami duchowymi i mamy za zadanie odbudowywanie ducha i pomoc w zagojeniu ran wojny. To jest wielkie wyzwanie dla przywódców religijnych muzułmanów, którzy stanowią w Syrii większość, ale także dla chrześcijan i dla przywódców innych religii.
Anna Wilczyńska: Wasza Eminencja widział wiele konfliktów w swoim życiu: Sierra Leone, Burkina Faso, Wybrzeże Kości Słoniowej, Sri Lanka… Czy jest Ksiądz Kardynał w stanie porównać te konflikty z tym, co dzieje się w Syrii? Czy są do siebie podobne czy zupełnie różne?
Proszę wybaczyć, że sam siebie tak nazwę, ale uważam się za nuncjusza weterana wojennego. Odkąd 18 lat temu zostałem wyznaczony do pełnienia roli nuncjusza apostolskiego, ambasadora Watykanu, przebywałem w trzech krajach, które zmagały się ze strasznymi wojnami domowymi. I w każdym z tych krajów - na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w Sri Lance czy w Syrii - pojawiało się wielkie okrucieństwo.
Ale kiedy konflikt syryjski zaczynał się sześć lat temu, już wówczas wiedziałem, że jest on zupełnie inny niż na Wybrzeżu Kości Słoniowej czy w Sri Lance. W tamtych krajach konflikt wybuchł i utrzymywał się w obrębie jednego kraju, a w Sri Lance - w obrębie jednej, pięknej wyspy. Tutaj, w Syrii, ten konflikt, ten ogień, rozprzestrzenił się na sąsiednie kraje i na cały region. Jego straszne konsekwencje dotarły również do Europy: do Paryża, do Brukseli… Dlatego jest całkiem inny od pozostałych i niebezpieczny. Bardzo niebezpieczny.
AW: Czy Wasza Eminencja ma jakieś przewidywania co do tego, co się wydarzy w Syrii?
Ciężko powiedzieć, bo ten konflikt rozwijał się i rozwija w sposób nieobliczalny. Nikt nie przypuszczał, że dziś będziemy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Myśląc o tym, zawsze przypominam sobie zdanie drugiego specjalnego pokojowego wysłannika ONZ do Syrii Lakhdara Brahimiego, który powiedział, że w sprawie Syrii zawsze się myliliśmy. W Syrii i poza nią popełniono wiele błędów. Powtarzam - w Syrii, ale także poza Syrią.
AW: Jak można to wyjaśnić ludziom, którzy nie rozumieją gier politycznych?
Konflikt syryjski jest niebywale skomplikowany. Sytuacja tego kraju rozwijała się ze złej... w jeszcze gorszą. Na dowód tego chciałbym opowiedzieć o dwóch rzeczach. Pierwsza z nich w moich oczach jest absolutnym cudem. Na przełomie sierpnia i września 2013 roku dotarliśmy do tego tragicznego momentu wojny. Po atakach chemicznych w Damaszku niektóre z krajów zachodnich, a także inne państwa, podjęły decyzję o tym, że są gotowe, aby wesprzeć militarnie Syrię. To były bardzo trudne dni. Pamiętam, że dokładnie 7 września papież Franciszek wezwał wszystkich do modlitwy za Syrię.
Już w następnych dniach, także poprzez zawarcie porozumienia pomiędzy prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem Obamą i prezydentem Rosji Władimirem Putinem, stało się coś niespodziewanego: rząd syryjski zadeklarował, że odstąpi od użycia broni chemicznej i był gotowy podpisać konwencje międzynarodowe. Wiele razy odnosiłem się do tego nieoczekiwanego rozwiązania wydawałoby się beznadziejnej sytuacji. Gdybyśmy nie mieli tego porozumienia podpisanego we wrześniu 2013 roku, być może nie byłoby mnie tu i nie rozmawiałbym z wami. A może połowa tego składu broni chemicznej trafiłaby w ręce terrorystów. Co wtedy stałoby się z Syrią?
Aleppo, dzielnica Dżabal Badru (fot. K. Wilczyński / islamistablog.pl)
Myślę, że musimy przypominać sobie te pozytywne zdarzenia, które miały miejsce w trakcie rozwoju konfliktu syryjskiego. W tamtych dniach pytałem sam siebie, dlaczego nie pójdziemy dalej w tym kierunku - w kierunku wzmożonej modlitwy, w kierunku, jaki ukształtowała ugoda Putina i Obamy - aby osiągnąć jakiś kompromis w sprawie Syrii. Ale to było jeszcze przed kryzysem krymskim, przed kryzysem ukraińskim. Jeśli te dwie siły zdołałyby się porozumieć w tamtym czasie, być może moglibyśmy podejmować coraz więcej takich pozytywnych kroków. Ale zimna wojna także w negatywny sposób wpłynęła na sytuację w Syrii.
AW: Czy Wasza Eminencja uważa, że sytuacja może się zmienić teraz, kiedy prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump?
Na to pytanie zwykłem odpowiadać: poczekamy, zobaczymy (śmiech).
KW: Jeden z moich znajomych dziennikarzy odwiedził w trakcie wojny Ukrainę, a wcześniej był także w Czeczenii, Bośni i Afganistanie, kiedy trwały tam konflikty zbrojne. Po tych doświadczeniach powiedział, że to, co zobaczył w Syrii, jest najbardziej brutalnym konfliktem, który miał okazję opisywać. Nazwał go "holokaustem".
Myślę, że jeśli ktoś miał okazję przejeżdżać przez niektóre, także chrześcijańskie części Aleppo lub Homs… Ja sam nie znajduję w sobie odpowiednich słów, żeby opisać, wytłumaczyć, jak ta sytuacja wygląda. Pomagają mi w tym dwa fragmenty z księgi Lamentacji Jeremiasza, które Kościół czyta w Wielki Piątek.
Pierwszy z nich to wers dwunasty rozdziału pierwszego Lamentacji: "Wszyscy, co drogą zdążacie, przyjrzyjcie się, patrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co mnie przytłacza". Ten fragment odnosi się do zniszczenia Syjonu i wyniszczenia Chrystusa na krzyżu. Jest także inny wers z Lamentacji, odnoszący się do Córy Syjońskiej: "zagłada twoja wielka jak morze. Któż cię uleczy?" (Lm 2, 13). Te dwa fragmenty Lamentacji Jeremiasza miałem w głowie, kiedy odwiedzałem różne rejony Syrii, a zwłaszcza wschodnie Aleppo. Nie mam innych słów, aby opisać tę sytuację.
KW: Czy chrześcijanie są w Syrii wyjątkowo prześladowani?
Jestem w Syrii jako przedstawiciel papieża, dlatego informuję go o tym, jak wygląda sytuacja kraju, a szczególnie jak wygląda sytuacja społeczności chrześcijańskich. Tutaj wszyscy cierpią i to cierpienie jest uniwersalne - każda grupa etniczna i religijna ma swoich męczenników. Jeśli mówimy o ryzyku ataków, to należy powiedzieć, że chrześcijanie są szczególnie zagrożeni podczas tej wojny, ponieważ są mniejszością i tak jak inne mniejszości nie mają odpowiedniej siły, aby się bronić. Oczywiście nie umniejsza to cierpienia innych grup społecznych, bo jak powiedziałem, cierpienie jest tu uniwersalne.
W tym momencie za zaginionych uznaje się pięciu duchownych, w tym dwóch biskupów metropolitów Aleppo. W kwietniu tego roku będziemy obchodzić smutną rocznicę czterech lat od czasu zaginięcia dwóch księży z Aleppo oraz rocznicę trzech i pół roku od zaginięcia jezuity, księdza Paolo Dall’Oglio. Zatem cierpienie jest tutaj wciąż obecne. Ale należy spojrzeć na to zaginięcie, porwanie pięciu duchownych, w kontekście 30 tysięcy innych zaginionych osób. Dlatego powtarzam: cierpienie jest uniwersalne.
KW: Czy my jako Kościół możemy coś zrobić, by przeciwdziałać efektom tej wojny?
Jeśli chodzi o rolę papieża w przeciwdziałaniu efektom wojny, przypominam ustanowiony przez niego na 7 września Dzień Modlitwy i Postu oraz tysiące bardzo mocnych wezwań do zaprzestania przemocy w Aleppo. Papież Franciszek spotkał się także z głowami państw: z Barackiem Obamą, z Władimirem Putinem, z François Hollandeʼem i wieloma innymi. Jako priorytetowy punkt spotkań zawsze pojawiało się wezwanie do zakończenia konfliktu w Syrii. Papież ma także swoich emisariuszy tutaj, w Syrii, między innymi mnie, ale także reprezentantów w ONZ, w Genewie i w innych organizacjach.
KW: A jeśli chodzi o bardziej konkretne działania? Nie tylko polityczne?
Zostały opublikowane statystyki mówiące, że w 2016 roku w Syrii i w całym regionie - w Libanie, Iraku i Jordanii - Kościół katolicki rozdystrybuował 200 milionów dolarów w ramach różnych projektów żywieniowych, edukacyjnych czy zdrowotnych. Te fundusze pochodziły od katolickich konferencji episkopatów wielu krajów z różnych stron świata i organizacji kościelnych takich jak Caritas. Ważna części tych funduszy pochodzi także z datków rządów niektórych krajów, na przykład z Austrii, Niemiec, poprzez kanały, jakimi są katolickie instytucje, m.in. Caritas czy Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Rząd niemiecki przekazuje fundusze Caritas Deutschland, która z kolei przeznacza je na pomoc na Bliskim Wschodzie. W gestii Kościoła jest więc nie tylko modlitwa i nawoływanie do pokoju, ale także konkretna pomoc finansowa.
Jak zauważyliście, ciężko pracujemy w Syrii, ulepszamy nasze instytucje humanitarne, zwłaszcza Caritas Syria, i próbujemy docierać do możliwie jak największej liczby osób w potrzebie - bez względu na ich religię czy pochodzenie etniczne. Zatem Kościół jest tutaj obecny i cały czas działa oraz próbuje usprawniać swoje działania w zakresie organizacji pomocowych. Gdybym miał porównać nasze obecne działania z tym, jak zaczynaliśmy sześć lat temu, to muszę powiedzieć, że zauważam znaczą poprawę w naszym systemie udzielania pomocy.
Aleppo, zabytkowe stare miasto (fot. K. Wilczyński / islamistablog.pl)
Z drugiej strony od początku tego konfliktu doświadczałem dowodów wielkiej solidarności płynącej z różnych stron świata. Kiedy podróżuję do Włoch czy do innych miejsc, ludzie w wielu parafiach mówią, że co tydzień organizują godzinę modlitwy w kościele w intencji Syrii i pokoju na Bliskim Wschodzie, a także przeprowadzają zbiórki pieniędzy. To jest dobroć prostych ludzi i wielki wyraz solidarności.
Doświadczam także wielkiej solidarności i gotowości do pomocy od Kościołów katolickich w Azji, Ameryce Łacińskiej, Ameryki Północnej. Mogę powiedzieć, że śledzę raporty i zauważam bardzo szeroko zakrojoną pomoc dla syryjskich rodzin. Ciężko sobie to wyobrazić, ale potrzebujemy 13,5 miliona dolarów dziennie, aby pomóc w zapewnianiu podstawowych potrzeb rodzin w Syrii.
Ogromne wsparcie dociera do nas każdego dnia. Pracownicy organizacji humanitarnych dostarczają dzięki temu jedzenie, wodę, inne niezbędne produkty potrzebującym. Wielu z tych pracowników straciło życie, niosąc pomoc innym. Obecnie mówi się już o kilku tysiącach takich osób. Część z nich była wolontariuszami. Nie możemy o tym zapominać. I oczywiście z jednej strony doświadczamy strasznego okrucieństwa, ale musimy dostrzec coś, co można by nazwać "kwiatami na pustyni". To są dwie strony medalu - okrucieństwo, ale także piękny dowód hojności i solidarności.
AW: Jeśli spojrzymy na kwestię ekumenizmu, Syria jest ojczyzną wielu Kościołów - prawosławnych, protestanckich, katolickich. Czy te Kościoły mogą zdziałać coś razem w Syrii?
Dwa lata przed rozpoczęciem konfliktu doświadczyłem tego, jak dobre i głębokie relacje łączą społeczności chrześcijańskie. Odbywało się wiele spotkań, konferencji, wspólnych modlitw.
Zobaczyłem wtedy, jak wzrastamy w tych wzajemnych relacjach. Podobnie dzieje się teraz, w latach wojennych. Ale muszę także wspomnieć, że oprócz wielu Kościołów Syria jest piękną mozaiką wielu grup etnicznych. Oczywiście wojna odkryła wiele ran, które istnieją we wzajemnych relacjach. Ale wciąż odbywa się wiele spotkań na szczeblach przywódców chrześcijańskich i muzułmańskich. Ostatnio byłem w Aleppo i mogłem sam zaobserwować, że relacje chrześcijan i muzułmanów są bardzo dobre. Ta mozaika syryjska kultur i religii może być nieco uszkodzona, ale musimy powoli próbować składać ją na nowo.
KW: W Polsce można usłyszeć głosy, że w Syrii i na Bliskim Wschodzie dochodzi do ludobójstwa chrześcijan. Podpisano nawet odpowiedni dokument w Stanach Zjednoczonych i w Polsce, w którym stwierdzono, że mamy do czynienia z ludobójstwem chrześcijan i jazydów na Bliskim Wschodzie. Czy Wasza Eminencja się zgadza z tym stwierdzeniem?
Mogę mówić tylko o Syrii, bo każdy kraj na Bliskim Wschodzie ma swoją specyfikę i swoją odrębną sytuację. Powtórzę to, co powiedziałem wcześniej i co widzę codziennie w Syrii. Cierpienie jest uniwersalne. Możemy mówić o 400 tysiącach ofiar śmiertelnych podczas tego konfliktu. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, ile z nich to muzułmanie, a ile chrześcijanie. W Syrii wszyscy cierpią. Około dwóch milionów domów jest zniszczonych. Także nasze, chrześcijańskie, domy i kościoły są zniszczone. Ale kiedy spojrzymy na Aleppo i Homs, możemy zobaczyć wiele zniszczonych meczetów. Cierpienie dotyka wszystkich. Mieliśmy przypadki atakowania chrześcijan przez grupy ekstremistów. Więc tak: chrześcijanie cierpią.
Ale jeśli chodzi o ludobójstwo w Syrii, być może istnieje takie ryzyko. Każda parafia ma swoją listę męczenników, którzy brali udział w walkach i polegli. Czterech księży zostało zamordowanych, z czego najbardziej znany jest przypadek jezuity, ojca Fransa van der Lugta z Homs. Ale było także wielu innych księży - zginęli w okolicznościach, których nie jesteśmy w stanie do końca wyjaśnić.
Słyszałem, że w Malouli (wioska zamieszkana niemal w całości przez chrześcijan, zajęta i zniszczona przez dżihadystów - przyp. AW) wielu młodych ludzi zostało zastrzelonych, ponieważ byli chrześcijanami.
Cierpienie dotyka także rodzin. W Dżazirze czy Dair az-Zour małe społeczności chrześcijańskie opuściły swoje miejsca zamieszkania na wieść o nadciągających grupach zbrojnych Państwa Islamskiego. Można by tak wymieniać w nieskończoność. Społeczność międzynarodowa próbuje udowodnić, że jest to objaw ludobójstwa w Syrii. Wielu przywódców religijnych otwarcie mówi, że chrześcijanie cierpią jak inni, a być może bardziej niż inni, bo są mniejszością. Ale z drugiej strony, wielu biskupów stwierdza, że nie możemy mówić jednoznacznie o prześladowaniu chrześcijan.
Przypominam sobie, że mamy około 700 katolików we wspólnocie na północ od Latakii, którzy żyją pod rządami Frontu an-Nusra (jedna z głównych grup dżihadystycznych walczących na terenie Syrii - przyp. AW). Udało im się przetrwać, ale nie mogą publicznie nosić krzyży, używać dzwonów kościelnych, kobiety muszą zakrywać twarze, ale mogą odprawiać modlitwy w swoim kościele. Tak więc musimy zbierać informacje z całego kraju, bo w przeciwnym razie nie będziemy w stanie stwierdzić, czy mamy do czynienia z prześladowaniem lub ludobójstwem chrześcijan.
KW: W Polsce mamy dużą grupę osób związanych z Kościołem, w tym księży, które są wrogo nastawione do islamu. W mediach, na portalach społecznościowych, a czasem nawet w kazaniach można usłyszeć słowa nawołujące do obrony chrześcijaństwa w duchu wypraw krzyżowych. Łatwo natknąć się na postawy atakujące muzułmanów i islam, a także ostro sprzeciwiające się przyjmowaniu muzułmanów w naszym kraju. Przywoływane są bitwa pod Lepanto, odsiecz wiedeńska… Co Wasza Eminencja powiedziałby młodemu katolikowi z Polski, który prezentuje taką postawę i afiszuje się ze swoją nienawiścią w stosunku do muzułmanów?
Spędziłem osiem lat tutaj, w Syrii, i doświadczam szacunku od wszystkich, których spotykam, również od muzułmanów. W tym kraju jest ogromna większość umiarkowanych muzułmanów. Nie doświadczamy, ani ja, ani inni, żadnych prześladowań za strony naszych braci i sióstr muzułmanów, którzy żyją z nami w Syrii. Niestety jednak bardzo mała grupa ekstremistów, terrorystów, niszczy obraz islamu i szarga dobrą opinię muzułmanów.
Poza nimi jednak muzułmanie żyją zupełnie normalnie, pracują, mają swoje rodziny i są pozytywnie nastawieni do chrześcijan i do Kościoła. W końcu dzielimy tę samą wiarę w Abrahama, proroków, sędziów. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Musimy bardzo uważać, aby nie mylić ekstremistów z osobami, które szanują innych. Przed przywódcami wspólnot muzułmańskich stoi teraz wielkie wyzwanie ochrony wiary muzułmańskiej przed wpływami ekstremistów doszukujących się w islamie usprawiedliwienia dla okrucieństwa, którego się dopuszczają.
AW: Na początku powiedział Ksiądz Kardynał, że efekty konfliktu syryjskiego dotykają także Europę. W Polsce trwa dyskusja na temat tego, czy powinniśmy przyjmować syryjskich uchodźców w naszym kraju. Wielu jest zdania, że powinniśmy pomagać tylko na miejscu, być może także w regionie - w Libanie czy w Turcji, gdzie osiedlają się uchodźcy - ale nie powinniśmy pozwalać im docierać do Europy. Jaka jest opinia Waszej Eminencji?
Tak, czasami konflikt syryjski dociera do Europy i bywa tak, że dzieje się to poprzez ludzi, którzy docierają do Europy z Syrii. Myślę, że jeśli ktoś jest zmuszony opuścić swój kraj, nie zawsze jest tak, że ma przed sobą szeroki wybór, ale jest przymuszony do podjęcia pewnych działań. Ludzie tutaj borykają się z bardzo różnymi i dotkliwymi okolicznościami.
Wystarczy spojrzeć na osoby, które opuściły Aleppo. Mówi się, że powinniśmy pomóc Syryjczykom pozostać w Syrii, ale oni nie mogą pozostać w swoim kraju pod ostrzałem albo bez środków do życia. Dodatkowo każde państwo musi stosować się do podpisanych przez siebie postanowień konwencji międzynarodowych, w których sygnatariusze zapewniają o konieczności udzielenia pomocy.
Sytuacja wzmożonej emigracji Syryjczyków sprawia także, że Kościoły tracą swoich wiernych. W Aleppo mówi się, że dwie trzecie mieszkańców opuściło miasto. Więc oczywiście nie jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu spraw. Ale w jaki sposób jesteśmy w stanie ochronić na miejscu rodzinę w sytuacji, kiedy bomby spadają im na głowę i nie widzą w Syrii przyszłości dla swoich dzieci.
Gdy nie mają pracy? Jak możemy ich zmuszać do pozostania w Syrii? Nie naciskamy na nich, aby wyjechali, ale nie możemy ich zatrzymać. Musimy wzmóc nasze wysiłki dla zaprzestania przemocy. To konieczne rozwiązanie, które pozwoli nam doprowadzić do tego, aby Syryjczycy mogli pozostać w swoim kraju. To jest też istotne dla naszych Kościołów.
KW: Chciałbym zapytać Waszą Eminencję, przede wszystkim jako kapłana, o to, jakby Ksiądz Kardynał odpowiedział komuś, kto żyje i cierpi w Syrii na pytanie "gdzie jest Bóg"? Jak może On pozwalać na to, aby ktoś dokonywał przemocy w Jego imię?
Papieże, począwszy od Jana Pawła II, poprzez Benedykta XVI, aż do papieża Franciszka, powtarzali, że zabijanie niewinnych w imię Boga jest czynem nie do zaakceptowania. Tu, w Damaszku, doświadczamy cierpienia, ale nie jesteśmy pod stałym ostrzałem. Czasami jednak spadały na nas rakiety. Kilkukrotnie odwiedzałem szpitale w Damaszku, w których leżały dzieci ranne z powodu tych ataków. Wiele dzieci zginęło na skutek bombardowań w czasie powrotu ze szkoły do domu.
Kilka dni temu widziałem film o obozie nazistowskim Auschwitz. W filmie pojawiła się piosenka z tekstem: "Boże, wysłuchaj nas. Czemu śpisz, Panie?". Nie ma odpowiedzi na cierpienie niewinnych, na cierpienie dzieci.
Co roku, kiedy obchodzimy Święta Bożego Narodzenia, kilka dni później wspominamy rzeź niewiniątek. W Syrii słyszę o ponad 15 tysiącach dzieci, które zmarły wskutek bombardowań i ostrzału. To prawdziwa rzeź niewiniątek.
Wiele dzieci cierpi także z powodu traumy wojennej. To jest straszne cierpienie. Podobnie dzieje się z rodzinami, z których wiele się rozpada. Spotykałem się z dziećmi, a także z kobietami, na których spoczywa cały ciężar wojny, ponieważ mężczyźni walczą na wojnie, giną, wyjeżdżają. Zatem jest to zniszczenie nie tylko w sferze materialnej, ale także rozbicie rodziny.
To jest straszne cierpienie niewinnych dzieci. Nie mam na to odpowiedzi. Jedyną może być spojrzenie na ukrzyżowanego Jezusa.
* * *
Anna Wilczyńska - arabistka. Prowadzi wraz z mężem bloga islamistablog.pl. Współpracuje z Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć. Jest nauczycielem i tłumaczem języka arabskiego.
Karol Wilczyński - dziennikarz portalu DEON.pl. Współtwórca islamistablog.pl.
Skomentuj artykuł