Chrześcijanin to nie smutas

(fot. Nwardez/flickr.com)

„Przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na twarzach. Osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie”(Iz 35,10).

W III Niedzielę Adwentu Kościół wzywa nas do radości. Co roku rodzi się jednak we mnie pewien dylemat. Bo nie wiem, na czym ta radość ma tak naprawdę polegać. Niektórzy teologowie sądzą, że chrześcijańska radość to wewnętrzny stan niezachwianego pokoju, który niekoniecznie wyraża się w zewnętrznych gestach. Jako przykład podają św. Pawła, który z więzienia nawołuje Filipian: „Radujcie się zawsze w Panu” (Flp 4,4), chociaż okoliczności bynajmniej nie zachęcają do takiego optymizmu.

Inni twierdzą, że adwentowa radość powinna wyrażać się w śpiewie, tańcu i uśmiechu, bo jako chrześcijanie nie mamy powodów do tego, by chodzić ze zwieszoną głową. Ale czy rzeczywiście można zawsze być w skowronkach i nucić radosne pieśni? Jak tu się cieszyć, jeśli nagle cierpienie lub inne kłopoty dotkną nas lub naszych bliskich? To prawda, że Jezus zachęca w błogosławieństwach do radości nawet pośrodku prześladowań. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby chrześcijanie tańcowali i śmiali się w chwili zadawanych cierpień. Byłby to raczej przejaw postradania zmysłów. Więc kto tu właściwie ma rację?

Niewiadomo, czy św. Paweł nie podskakiwał z radości w więzieniu. W każdym bądź razie, przypomnijmy sobie chociażby bł. Matkę Teresę z Kalkuty. Ta kobieta przez przeszło 40 lat doświadczała ogromnych wewnętrznych udręk, ciemności i zwątpień. Nadto, codziennie stykała się z umierającymi, porzuconymi i zapomnianymi przez innych. Z ludzkiego punktu widzenia nie pozostawało nic innego jak tylko się załamać. Tymczasem, mimo konfrontacji ze smutkiem i cierpieniem, uśmiech nie znikał z jej twarzy. Gdyby go na sobie wymuszała, nie byłaby w stanie przez tyle lat wypełniać owocnie swojej misji. Z jej twarzy promieniowała prawdziwa radość, której źródło biło znacznie głębiej.

DEON.PL POLECA

Ronald Rolheiser trafnie zauważa, że “zbyt często mylimy radość z chwilową uciechą oraz pewnym zmobilizowaniem ducha, kiedy próbujemy rozkręcić się na całego i rozładować nasze napięcia, na przykład, podczas przyjęcia w piątkowe wieczory. Zazwyczaj myślimy o radości w ten sposób: W życiu istnieje zwykły czas, kiedy obowiązki, praca, emocjonalne i finansowe ciężary, zmęczenie i troski oraz wszelkiego rodzaju presja powstrzymują nas od cieszenia się życiem w sposób, który odpowiadałby naszym oczekiwaniom. Ale jest też czas, na który czekamy z niecierpliwością: specjalne okazje, weekendy, nocne wyjścia, wakacje, celebracje i imprezy, które pozwalają nam zerwać z rutyną, cieszyć się sobą i doświadczyć radości”.

Chociaż nie chciałbym deprecjonować wartości chwilowej rozrywki i oderwania od znojów życia, wydaje się, że chrześcijańska radość przekracza zwykłe wytchnienie i emocjonalne podekscytowanie, podobnie zresztą jak miłość, która nigdy nie może być utożsamiona z przelotnym uczuciem. Wydaje się, że św. Pawłowi chodzi o radość, która jest stałym elementem naszej codzienności, niezależnym od zmiennych kolei życia.

Na początku Listu do Filipian apostoł wyjaśnia, gdzie leży źródło takiej radości. Pisze tak: „Dziękuję Bogu mojemu, ilekroć was wspominam zawsze w każdej modlitwie, zanosząc ją z radością za was wszystkich z powodu waszego udziału w [szerzeniu] Ewangelii od pierwszego dnia aż do chwili obecnej” (Flp 1, 3-5). Zauważmy najpierw, że radość św. Pawła wypływa z uczestnictwa z Filipianami w tym samym powołaniu i łasce. Ten udział w misji apostoła został podarowany adresatom listu i jego autorowi przez Ojca. To nie jest radość „wyprodukowana” naprędce, która pryska jak bańka mydlana, lecz stan ducha, który towarzyszy nieustannie jego modlitwom i wszelkim innym poczynaniom. Po drugie, ta radość nie powstaje w izolacji od innych, lecz musi być dzielona z wierzącymi. Pewnie nieraz zauważyliśmy, iż znacznie łatwiej jest nad czymś pracować i nie poddawać się zniechęceniu (czyli smutkowi) w obliczu trudności, jeśli mamy świadomość, że nie jesteśmy sami. Wspólne zaangażowanie w jakieś dzieło (chociaż każdy może wykonywać w jego ramach inne zadanie) wzmacnia motywację i rodzi większą radość w momencie osiągnięcia zamierzonego celu.

Chrześcijańska radość bierze się więc z rozpoznania otrzymanych darów i aktywnego pełnienia misji w obrębie wspólnoty Kościoła. Dzięki przyjściu Syna Bożego staliśmy się jednym Ciałem Chrystusa. Nie jesteśmy sierotami, ani nie działamy w pojedynkę. Dobrze jest o tym wiedzieć. Powołanie każdego chrześcijanina to ważna cząstka ogromnej duchowej budowli. Św. Paweł pisze, że cała wspólnota jest „świątynią Boga” (1 Kor 3, 16), a nie pojedynczy wierzący. W sumie nie jest istotne jaką formę przyjmie nasze chrześcijańskie świadectwo. Jeśli więc będę robił to, co do mnie należy, w jedności z Chrystusem i pozostałymi wierzącymi, będę doświadczał „radości w Duchu” (Rz 14,7).

Kiedy Jezus rozradował się w Duchu, zaczął wychwalać Ojca, a następnie zaprosił innych do przyjęcia Jego brzemienia i jarzma, by mogli znaleźć ukojenie dla swoich serc (Por. Mt 11, 25-30). Znamienne, że Chrystus doznał pocieszenia w chwili, kiedy uświadomił sobie, że Ojciec objawił tajemnice królestwa „prostaczkom”, czyli tym, którzy wedle ludzkiego rozumienia, nie zasługują na taki dar, bo nie błyszczą mądrością i elokwencją. Radość bierze się również z rozpoznania Boga działającego w świecie.

Św. Tomasz z Akwinu pisał, że radość jest przede wszystkim rzeczywistością duchową, chociaż twierdził, że rozlewa się także na ciało jako pozytywne uczucie, gdyż nie jesteśmy czystymi duchami. Co więcej, Tomasz nie wyklucza, że radość może mieć w sobie domieszkę smutku, co jest pewnym paradoksem. Bo jeśli zachoruje mój przyjaciel, to będę się smucił z tego powodu i współczuł mu. Ale nawet wtedy te uczucia nie wymazują z serca głębszej radości.

Można więc podejść do dzisiejszej zachęty Kościoła w następujący sposób: W każdym czasie radość chrześcijańska wyraża się w pokoju i pewności, że ciągle pozostajemy w rękach Boga, tworząc równocześnie wielką wspólnotę. W chwilach trudnych radość będzie się objawiać w ufności i wewnętrznym wzmocnieniu. Ale kiedy nie ma podstaw do zewnętrznego smutku, ta sama radość może się czasem wyrazić w śpiewie, tańcu i uśmiechu.

Radujmy się więc tak, jak potrafimy. Cieszmy się, że Bóg jest z nami, że zostaliśmy wybrani, chociaż nikt z nas nie zasłużył na tę godność. Nie pozwólmy, aby prorocy pesymizmu i nieszczęścia, którzy wszystko widzą w ciemnych barwach, zdusili w nas płomień radości podsycany ciągle przez Bożego Ducha.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chrześcijanin to nie smutas
Komentarze (14)
Jurek
12 grudnia 2010, 19:18
Ostatni czytam ojca Dariusza od deski do deski i coraz bardziej podobają mi się jego rozważania. Zwrócił moją uwagę akapit: Chrześcijańska radość bierze się więc z rozpoznania otrzymanych darów i aktywnego pełnienia misji w obrębie wspólnoty Kościoła. Dobre, bo jest w tym i niezalezne od nas obdarowanie przez naszgo Pana i nasza aktywność. I cieszy mnie, że ojciec rozszerzył aspekt chrześcijańskiej radości o wymiar wspólnoty. To ważne. bracie_robot rozbawiłeś mnie :) bo celnie strzeliłeś. Przypomniała mi się śpiewana na przedwczorajszej mszy św pieśń: Gdy wśród przekleństwa od Boga Czart panował, śmierć i trwoga A ciężkie przewinienia Zamkły bramy zbawienia. Oczywiście robię pewne uproszczenie bo są i radosne pieśni adentowe jak chociażby: "Oto Pan Bóg przyjdzie" i w kościołąch akademickich, na mszach dla młodziezy wyglada to trochę inaczej. Dobry temat na dobry czas kiedy wciska nam się pseudo radość za świecidełek, mikołajów, gwiazdek, prezentów etc.
N
n.
12 grudnia 2010, 18:35
Dziś dowiedziałam się o dwóch wiadomościach, jedna trochę dobra, a druga bardzo zła. Nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać. Ale raczej mi smutno, więc to drugie.. Pozdrawiam smutnych - jutro na pewno będzie leipiej - wierzmy...
12 grudnia 2010, 18:17
Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny Tęskny się w niebo unosi dźwięk. :)
E
effa
12 grudnia 2010, 17:11
Radujmy się więc tak, jak potrafimy. Cieszmy się, że Bóg jest z nami, że zostaliśmy wybrani, chociaż nikt z nas nie zasłużył na tę godność. Nie pozwólmy, aby prorocy pesymizmu i nieszczęścia, którzy wszystko widzą w ciemnych barwach, zdusili w nas płomień radości podsycany ciągle przez Bożego Ducha. Amen! Tymbardziej, że czasami trzeba się wykazać wielką wiarą i dużym zrozumieniem szczególnie dla tych, którzy są powołani do głoszenia słowa Bożego.
Dariusz Piórkowski SJ
12 grudnia 2010, 16:19
Drogi -R, tak, często też odnoszę takie wrażenie, zwłaszcza patrząc na twarze zebranych w Kościele od strony ołtarza. Ale to chyba nie jest wyłącznie problem nabożeństw i chrześcijaństwo jako takiego. Mnie się wydaje, że wiele zależy od osobistego zaangażowania i od przekonania, po co ja tutaj tak naprawdę przychodzę.  Jeśli oderwę mszę św. od codziennego życia, to będzie ona dla mnie jałowa. Jeśli przyjdę do kościoła jak do teatru, jako widz, to rzeczywiście mogę tam stać jak mumia egipska lub się nudzić. Co tydzień to samo, tylko kostiumy i wystrój czasem się zmieniają. No i czytania. Jeśli przyjdę spełnić obowiązek, to zazwyczaj nie robię tego w podskokach. Jeśli wbiegnę do kościoła bez żadnego przygotowania, to nie będę nawet wiedział, co ja tutaj robię. Ale jeśli uświadomię sobie, że przychodzę na spotkanie z Panem, który cieszy się z mojej obecności, że ten Pan chce mi coś dać, to moje przeżywanie mszy może sie zmienić. Mnie bardzo pomaga takie nastawienie. Doświadczenie radości podczas mszy św. też wymaga wysiłku. Sam odprawiam mszę św. codziennie i wiem, że różnie bywa. Ale bardzo pomaga mi  przeżywać ją z radością (co nie oznacza wesołkowatością), jeśli próbuję się skupić na słuchaniu, na wypowiadanych słowach, być obecnym. To oczywiście nie zawsze jest łatwe i proste. Ale często Słowo Boże mnie porusza, podobnie dalsza część Eucharystii. W końcu wydaje mi się, że nie można nastawiać się, że podczas mszy św. doświadczę czegoś podobnego jak na koncercie rockowym czy występie kabaretu. To zupełnie inny poziom. 
Olinka
12 grudnia 2010, 15:58
A ileż "radości" widać w kościele na mszy świętej. Z jakim entuzjazmem śpiewane są psalmy i pieśni. Doprawdy sama radość bije z Kościoła i Jego nauki. Jakość chrześcijaństwo nie cieszy, przeniknięte jest smutkiem, a nabożeństwa są ponure. Nabożeństwa nie są ponure, nawet te w okresie Wielkiego Tygodnia. A jeśli ktoś tak czuje, to powinien zastanowić się dlaczego tak się dzieje. Smutek, który ktoś odczuwa w chrześcijaństwie trzeba poddać refleksji. Być może powodem jest niewłaściwa formacja duchowa? Albo, co bardziej prawdopodobne, jej brak? Czy wiele osób czyta Pismo św., tak po prostu, bez "powodu" lub bez nakazu? Czy wiele osób czyta komentarze do Pisma? Mam na myśli czytanie ze zrozumieniem, a nie czytanie tylko po to, by znaleźć nieścisłości lub wykazać błędy?
:
:-)
12 grudnia 2010, 15:29
A same rozważania naprawdę dobre. Oby tak dalej. (Choć nie wszystkim komentatorom to się podoba i pozostają smutni. Mam nadzieję, że radość jedna okaże się w nich silniejsza...) Ciekawe jak rozmuiesz słowa: radość i smutek, skoro odnosisz je do stanu po przeczytaniu artykułu. Lektura rozważań może pomóc w objasnieniu jakichś wątpliwości, pobudzić do dalszych pytań, poszukiwań, może czasem i zdenerwować albo wręcz przeciwnie wprawić w łagodny nastrój. Jednak ani smutku, ani radości tak nie osiągamy.
R
R
12 grudnia 2010, 15:25
A ileż "radości" widać w kościele na mszy świętej. Z jakim entuzjazmem śpiewane są psalmy i pieśni. Doprawdy sama radość bije z Kościoła i Jego nauki. Jakość chrześcijaństwo nie cieszy, przeniknięte jest smutkiem, a nabożeństwa są ponure. Dlatego też młodzież z nich  ucieka. Woli rozrywkę. Ale zgadzam się, że dojrzały Chrześcijanin nigdy nie powinien dawać się wpędzić w ponuractwo. Smutek to co innego. Tylko ilu nas takich jest?
12 grudnia 2010, 15:05
A ja tylko na marginesie dodam małą uwagę techniczną :). "W każdym bądź razie" jest błędem wyrażeniem. Powinno się pisać: W każdym razie. Po prostu. :) A same rozważania naprawdę dobre. Oby tak dalej. (Choć nie wszystkim komentatorom to się podoba i pozostają smutni. Mam nadzieję, że radość jedna okaże się w nich silniejsza...)
Olinka
12 grudnia 2010, 13:53
Chrześcijańska radość, to często radość "mimo wszystko"; taka, która jest w stanie dać siłę do przeciwstawienia się trudnosciom, problemom życia codziennego. To czasem radość, która nie jest idoczna na twarzy, lecz zawsze jest tłem życia; a nie ma nic wspólnego z wesołkowatością i hurraoptymizmem.
M
Martin
12 grudnia 2010, 12:48
W sercu może nie smutas, ale na zewnątrz jak się cieszyć widząc taki świat i takich ludzi..
E
ela
12 grudnia 2010, 10:56
"Można więc podejść do dzisiejszej zachęty Kościoła w następujący sposób: W każdym czasie radość chrześcijańska wyraża się w pokoju i pewności, że ciągle pozostajemy w rękach Boga, tworząc równocześnie wielką wspólnotę. W chwilach trudnych radość będzie się objawiać w ufności i wewnętrznym wzmocnieniu. Ale kiedy nie ma podstaw do zewnętrznego smutku, ta sama radość może się czasem wyrazić w śpiewie, tańcu i uśmiechu." Cóż, nie każdemu udaje się dorównać Matce Teresie. Zatem nie napiętnujmy tych bez codziennego dyżurnego chichotu i zawsze przyklejonego usmiechu. Dobrze byłoby pozwolić każdemu przeżywać radość na jego sposób, nie napiętnować przeżywających trudności jako zgorzkniałych pesymistów. A co do wspólnoty- już rozmawialiśmy o trudnościach z jej przezywaniem w Kościele, nie zawsze jest ona źródłem radości.  "Nie pozwólmy, aby prorocy pesymizmu i nieszczęścia, którzy wszystko widzą w ciemnych barwach, zdusili w nas płomień radości podsycany ciągle przez Bożego Ducha." Ja myslę, że trudno byłoby jakimś "prorokom pesymizmu" zdusiś naszą radość. Jeżeli jej brak, to raczej ten stan ma źródło w nas, naszych sprawach. A Ojciec często tańczy i śpiewa z radości? :)
R
R
12 grudnia 2010, 09:17
Ciężko jest codziennie musieć coś napisać. Proponuję rzadziej, mniej i mądrzej.
A
Anna
12 grudnia 2010, 08:24
"Nie pozwólmy, aby prorocy pesymizmu i nieszczęścia, którzy wszystko widzą w ciemnych barwach, zdusili w nas płomień radości podsycany ciągle przez Bożego Ducha." Czy jezuici z Deonu  codziennie nie pełnia roli takich proroków. Wystarczy popatrzec na informacje jakie codziennie zamieszczaja i na komentarze pod nimi. Nikogo nie oszczędzą a źródła informacji sa rzadko oryginalne. Wolą dziennikarskie komentarze.