Gospodarz się ociąga

(fot. my hovercraft is full od eels/flickr.com)

"Czemu, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serce nasze staje się nieczułe na bojaźń przed Tobą?" (Iz 63, 16).

Cóż za niepokojące pytanie! I to na samym początku Adwentu. Czy autor tego westchnienia życzy sobie, aby Bóg zagradzał nam drogę i ze świetlistym mieczem w ręku groził, byśmy nie ważyli się przekroczyć cienkiej czerwonej linii? Czy boleje z tego powodu, że Bóg ze stoickim spokojem przygląda się, jak to człowiek wikła się głową w cierniste zarośla? Czy pragnie, aby Pan jednak bawił się w wielkiego sterowniczego, w zawiadowcę na ludzkich rozjazdach i namolnego przewodnika, który chodzi za człowiekiem jak cień?

A jeśli jednak tego nie chce, to dlaczego tak usycha z pragnienia i wygląda odczuwalnej obecności Boga jak kania dżdżu, wołając: "Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił"? Chyba biedaka coś przycisnęło. Czyli czego pragnie? Żeby Bóg w końcu zrobił porządek na tym świecie? Żeby chwytał ludzi za fraki, zanim rzucą się z lubością w objęcia pokusy? Żeby potarmosił człeka, kiedy tylko przemknie mu ponętna myśl, by sobie dać spokój i wrzucić jałowy bieg? Żeby szybko i sprawnie prostował powzięte złe decyzje? Żeby przestał z oddali obserwować "niewinne" igraszki ludzi i skłonił karki do ziemi? 

Ciekawe, jak wiele ludzi dzisiaj dostaje białej gorączki (nie wiem, czy wcześniej ten poziom znerwicowania był mniejszy) na myśl, że Pan mógłby zbliżyć się do człowieka, bo sobie ubzdrzyli, że ta bliskość, ich zdaniem, oznacza Bożą wścibskość i utratę autonomii. Bo oko w trójkącie widzi wszystko, jak Sauron z "Władcy pierścieni". Zagląda w każdy zakamarek, przez okna, szpary, dziurki od klucza, a nawet przez judasza, chociaż z korytarza niewiele przez niego widać. Ma też swoich tajemnych szpiegów i zauszników. Włazi również do małżeńskiej alkowy, nie drzwiami, tylko przez ścianę, skoro niektórzy odwracają święte obrazki, gdy nadchodzi czas spełnienia miłosnej powinności. (Myślę też o lękach tych, co to lubią podglądać "gwiazdy i gwiazdeczki" i biednych myszoludzi, zamkniętych w kontenerach Big Brothera).

F. Nietzsche lamentuje w "Tako rzecze Zaratustra", że człowiek jest opuszczony i przez świat zaniedbany. I w jęku tęsknoty krzyczy: "Kto mnie ogrzeje, kto kocha mnie jeszcze?" A zarazem nazywa Boga "łowcą zza chmur", który razi gromami, wypuszcza strzały, zionie ogniem. Wszystko jedno, byle tylko ugodzić człowieka. Nie zostawia go w spokoju, wyziera zza obłoków swym "szyderczym okiem" i czyha na niego jak pantera przyczajona na swoją zdobycz. Któż by się nie bał tak wytrawnego myśliwego, przed którym trudno ujść? Ale na szczęście to nie Bóg, lecz bożek. Konstrukt schorowanej ludzkiej wyobraźni. Właśnie ten wtłoczony w "trójkąt"  bożek  sprawia, że wielu ludzi nie chce użyczyć przestrzeni, czasu i wolności prawdziwemu Bogu.

Czemu Bóg pozwala nam błąkać się po bezdrożach? Abyśmy w końcu zaczęli Go pragnąć, jak spękana ziemia oczekująca deszczu. Jak nam już dokuczy, to wtedy dopiero szukamy wyzwolenia. "Musimy cierpieć, bo inaczej zbyt łatwo zapominamy, że nie jesteśmy Bogiem" - pisała Simone Weil.

Dzisiejsza Ewangelia również powiada, iż Pan wcale nie jest żadnym policjantem, detektywem czy mamusią prowadzącą za rączkę. Bo zostawił swój dom (ciekawe, że na świecie jesteśmy tylko gośćmi i chwilowymi zarządcami) w rękach człowieka i wyjechał. Żyjemy w czasie pozornej nieobecności gospodarza tego świata, w czasie zbiorów wolności, w czasie wykuwania swojej przyszłości, albo, co nie daj Boże, jej powolnego "zjadania", kawałek po kawałku.   

Całe czuwanie adwentowe z grubsza polega na tym, by sobie uświadomić, że Bóg jest. Nic prostszego, a jakie to trudne. "Jest" nie oznacza tutaj po prostu, że istnieje na podobieństwo wielu innych osób i rzeczy. Ponadto, Jego obecność bliższa jest łagodności rozwijającego się pąka kwiatu o świcie niż hukom wodospadów. Kwiatów można w ogóle nie zauważyć, chociaż rosną obok nas. I Bóg zachęca, ale nie wchodzi nam w paradę. Patrzy, ale nie po to, by pożreć nas wzrokiem. 

I mówi: "Czuwajcie, a więc róbcie swoje tak, jakby Mnie nie było. Zostawiam wam pole do popisu. Ale przyjdę i ufam, że jakoś odnajdę się w tym swoim domu. Taką przynajmniej mam nadzieję".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gospodarz się ociąga
Komentarze (7)
zielona żmija
30 listopada 2011, 21:56
Wiem, że Bóg nie chce oddanych Mu zombii, pragnie, aby człowiek odpowiedział ja Jego wołanie przez własną decyzję. Czasami jednak myślę, że to źle, że Bóg dał nam wolną wolę. Możemy z nawet bardzo błahych przyczyn odrzucić największą miłość, jaką nam ofiarowuje.
I
Ini
28 listopada 2011, 00:45
Cyt: ..sobie uświadomić, że Bóg jest. Nic prostszego, a jakie to trudne. "Jest" nie oznacza tutaj po prostu, że istnieje na podobieństwo wielu innych osób i rzeczy. ...Jego obecność bliższa jest łagodności rozwijającego się pąka kwiatu o świcie niż hukom wodospadów. Kwiatów można w ogóle nie zauważyć, chociaż rosną obok nas...
W
wierzący
27 listopada 2011, 22:25
Jeśli już to my jesteśmy podobni do Boga, niż Bóg do nas. Ten "Psychiatra Boga" trochę przesadza, antropomorfizuje Boga, psychologizuje Go, typowe dla kultury amerykańskiej, a my to łykamy jak kaczor gnojówkę...
V
veritas
27 listopada 2011, 22:21
Dziękuję za to rozważanie i prostowanie "nerwicowych" obrazów Boga...... Nie wiem dlaczego, ale przyszła mi na myśl niedawno przeczyatna książka pt. "Psychiatra Boga"....... Może dlatego, że nie teologicznie, ale beletrystycznie pokazuje bliski nam obraz Boga: trochę zagubionego, cierpiącego, osamotnionego i chcącego dzielić się problemami........... A więc bardzo podobnego do nas - ludzi..... Bo skoro stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo, to dlaczego nie miałby być do nas podobny?........ Pozdrawiam I czasem sobie grzeszy? Jak my ludzie? I taki obraz Boga-safanduły naprawdę jest ci bliski? Litości!
WD
Wojtek Duda
27 listopada 2011, 22:01
Effa - dobra ta książka  ?
A
anlu
27 listopada 2011, 12:29
Czemu traktujemy Boga jako coś odrębnego od nas?Przecież On jest w nas:Cierpi naszym cierpieniem (a może i większym bo jest święty),kocha naszym kochaniem(pewnie większym).Kochanie i cierpienie jest Jego ,a my tylko narzędziami....
AC
Anna Cepeniuk
27 listopada 2011, 11:42
Dziękuję za to rozważanie i prostowanie "nerwicowych" obrazów Boga...... Nie wiem dlaczego, ale przyszła mi na myśl niedawno przeczyatna książka pt. "Psychiatra Boga"....... Może dlatego, że nie teologicznie, ale beletrystycznie pokazuje bliski nam obraz Boga: trochę zagubionego, cierpiącego, osamotnionego i chcącego dzielić się problemami........... A więc bardzo podobnego do nas - ludzi..... Bo skoro stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo, to dlaczego nie miałby być do nas podobny?........ Pozdrawiam