Zmieniałam pieluchy, a znajomi robili kariery

(fot. shutterstock.com)

Moi rówieśnicy pisali doktoraty i zwiedzali świat, ja zmieniałam pieluchy. Zamiast wygrzewać się na plażach, poznawałam miejską dżunglę. Coś musi poczekać, by coś innego nie musiało.

Pewien filmik, znaleziony kiedyś przypadkowo w internecie, został na dłużej w mojej pamięci. Występujący w nim mężczyzna prezentował pozornie błahą czynność. Miał przed sobą puste naczynie, kilka większych kamieni i sporo piasku. Gdy wsypał piasek do naczynia, nie był w stanie umieścić w nim również kamieni, które zajmowały sporo miejsca. Jednak gdy dokładnie te same bryły skalne włożył do naczynia w pierwszej kolejności, a dopiero potem wsypał piasek, wszystko zmieściło się bez problemu.

Dlaczego właśnie w ten sposób zaczynam moją opowieść o "nieczekaniu"? Dlatego, że trudno w lepszy sposób pokazać, jak ważne jest w życiu określenie priorytetów. W życiu każdego z nas są takie sprawy, które możemy opatrzyć etykietą "nie czekaj". Inne bez szkody dla nas i reszty świata można na jakiś czas odłożyć do poczekalni. Jeśli uda nam się wybrać je w dobry sposób, będziemy w stanie cieszyć się życiem, które będzie PEŁNE - czyli spełnione.

DEON.PL POLECA

Nie wiem, jaki cel jest najważniejszy dla Ciebie - czy będzie to założenie rodziny, wyjazd na misje do Afryki czy pójście do zakonu. Nie wiem, czy Twoją największą pasją będzie praca w laboratorium naukowym czy raczej śpiewanie dzieciom kołysanek. To Twoje pytania, Twoje odpowiedzi i Twoje przygody, które czekają, byś mogła/mógł je przeżyć. To Twoja historia, którą piszesz dzięki codziennym decyzjom. Nie mogę Ci doradzać - to nie moja rola. Chętnie jednak podzielę się opowieścią o moich poszukiwaniach i wyborach, które uczyłam się podejmować. Chcesz posłuchać?

Tymczasem

W jednej z popularnych reklam przewija się jak refren słowo "tymczasem". Mogłabym streścić ją mniej więcej w takich słowach: wiem, że czekają mnie decyzje, wybory i odpowiedzialność, tymczasem jednak eksperymentuję, szukam i dobrze się bawię. Pewnie nic w tym złego, jeśli nie tracę z oczu tego, co dla mnie ważne. W przeciwnym wypadku może okazać się, że dzień po dniu, rok po roku, może życie wypełnia się drobiazgami, które są fajne, ale niewiele wnoszą. Z kolei na wielkie marzenia i pragnienia robi się coraz mniej przestrzeni - dokładnie tak jak w przypadku naczynia napełnianego piaskiem.

Moje pragnienia też były wielkie, co dobrze obrazowała chociażby lista miejsc, które chciałam odwiedzić w czasie podróży moich marzeń. Były na niej same ogromne kraje! Nadal mam wielką nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić Stany Zjednoczone, zobaczyć Wielki Kanion, zjeść prawdziwego amerykańskiego hamburgera i wypić kawę w miasteczku, w którym kręcono "Przystanek Alaska".

Wtedy, pod koniec studiów, marzyłam o podróży koleją transsyberyjską przez Rosję i Mongolię, aż do Chin. Odkładałam oszczędności ze stypendium i mozolnej pracy korepetytora z nadzieją, że uda mi się ruszyć w tę niezwykłą (choć niskobudżetową) wyprawę. Moje plany uległy jednak zmianie. Zdałam sobie sprawę, że owszem, muszę na własne oczy przekonać się kiedyś, czy w Pekinie naprawdę jest 9 milionów rowerów (jak śpiewa Katie Melua), ale jest coś, czego pragnę bardziej i na co nie chcę dłużej czekać.

W tamtym czasie, bardzo świadomie i po rozeznaniu, a jednocześnie pod wpływem pragnienia, które odzywało się w nas coraz częściej, zdecydowaliśmy się wraz z mężem wsiąść do innego pociągu - nie byle jakiego, ale takiego, który zawiezie nas do stacji "rodzicielstwo". Gwoli wyjaśnienia - nie sądzę, że bycie mamą stoi w opozycji do zwiedzania świata. Życie pokazuje jednak, że zaskórniaki można odkładać albo na bilet lotniczy, albo na wózek, a do lekarza chodzić na szczepienia przeciwko chorobom tropikalnym lub na USG połówkowe. Czasami, jak w naszym przypadku, trzeba dokonać wyboru - jedno albo drugie. Coś za coś - choć w przypadku bycia rodzicem jest to raczej wszystko za wszystko.

Nasza decyzja mogła być dla innych niezrozumiała - młode małżeństwo, studia w toku, po co się spieszyć? A ja tylko głaskałam brzuch, pakując do szpitala nie tylko wyprawkę dla noworodka, ale również atlas anatomiczny i podręcznik chirurgii szczękowo-twarzowej, z którym spędzałam długie godziny na oddziale patologii ciąży. Moja córeczka przyszła na świat na ostatnim roku moich studiów. Pogodzenie nauki i macierzyństwa było możliwe dzięki pomocy moich rodziców, którym jestem ogromnie wdzięczna. Był to jednocześnie naprawdę rzut na głęboką wodę. Ale daliśmy radę, zarówno wtedy, jak i dwa lata później, gdy na świat przyszedł nasz syn.

W czasie, gdy wielu moich rówieśników rozkręcało swoje kariery, pisało doktoraty i zwiedzało świat, ja... zmieniałam pieluchy. Zamiast wygrzewać się na egzotycznych plażach, poznawałam miejską dżunglę z innej perspektywy. Niekiedy wyprawa autobusem miejskim do nadmorskiego parku i na plac zabaw była w moim odczuciu niemalże tak wymagająca jak podróż przez Amazonię.

Brakowało wprawdzie maczety i niebezpiecznych zwierząt, zdarzały się jednak ulewy (bez parasola), pełne emocji poszukiwania (foremek zagubionych w piaskownicy) i dzikie zwierzęta (o ile kaczki pływające w stawie można zaliczyć do tej kategorii). Wracałam do domu niekiedy zlana potem tak samo jak podróżnicy przemierzający pustynię, bo udało mi się wnieść na czwarte piętro wózek, roczne dziecko i pół warzywniaka po tym, jak na zakupach puściłam wodze fantazji. I chociaż byłam wtedy zmęczona, czułam jednocześnie radość, bo w czasie tych małych wypraw budowałam nie tylko swoje wspomnienia, ale też świat dzieciństwa małej istotki, która postawiła nasze życie do góry nogami i udowodniła, że tak jest lepiej.

Coś musi poczekać

Coś musi poczekać, by coś innego czekać nie musiało. Wierzę, że Wielki Mur Chiński, który przetrwał setki lat, dotrwa również do chwili, gdy uda mi się wybrać w moją podróż życia. I proszę, nie zrozum mnie źle. Nie namawiam Cię do rezygnacji z szalonych wypraw ani z Twoich marzeń. Zachęcam tylko do mądrych wyborów - takich, które faktycznie odzwierciedlają to, czego pragniesz.

Dzielę się też tym, co działo się w moim życiu. Z perspektywy czasu widzę, że wiele moich marzeń - tych mniejszych, ale dających wiele radości - spełnia się w szeroko pojętym międzyczasie. Macierzyństwo to dużo więcej niż zmienianie pieluch i zasypianie na stojąco ze zmęczenia. To również szkoła kreatywności i impuls do odkrywania nie tylko dalekich krajów, ale i tego, co mamy czasem pod nosem.

To właśnie ta zmiana perspektywy nauczyła mnie, że nie ma nic złego w wielkich marzeniach, takich jak wyprawa na Alaskę czy obserwacja egzotycznych motyli nad Amazonką. Warto jednak spytać siebie samego, ile razy w ciągu ostatniego roku udało się zauważyć nie tylko te wymarzone motyle, ale też… zwykłą biedronkę.

Ile zachodów słońca nas zachwyciło i czy chociaż raz mogliśmy w spokoju posłuchać śpiewu ptaków wiosną. Ile małych cudów przegapiliśmy tylko dlatego, że były pozornie #zwyczajne i że #tymczasem decydowaliśmy się szukać niezwykłości. I być może piszę to dlatego, że moje wielkie cuda - moje dzieci - otwierają mi oczy na takie drobiazgi, nie tylko przez to, że przynoszą na palcu biedronkę, każą liczyć jej kropki i wysyłać ją do nieba po kawałek chleba. Pokazują mi to, co najważniejsze. A ja, patrząc na ich radość, uśmiechy, na to, jak poznają świat, czuję, że wszystko inne to dla mnie dodatek. Czuję, że wybrałam dobrze. Cała reszta - może poczekać.

Majka Moller - aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama

*

A ty na co czekasz? #Nie czekaj

Ciągle tęsknimy, ciągle czekamy. Na awans, wakacje, na coś, na kogoś. Na więcej czasu i dłuższą dobę. Na dobry moment i jakiś znak. Na lepsze jutro i lepszy świat. Adwent to wbrew pozorom dobry czas, żeby wreszcie przestać czekać. Autorzy Deon.pl podpowiedzą, jak ​zrobić to skutecznie.​

Już w sobotę na DEON.pl przeczytacie kolejny tekst z tego cyklu. Stay tuned! (Bądźcie czujni!:)

Przeczytaj też: Z mężem jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zmieniałam pieluchy, a znajomi robili kariery
Komentarze (3)
7 grudnia 2017, 15:01
A my czekamy na dziecko, już 3 rok. Aby nie myśleć o tym poświęcamy się pracy. Wiele już komentarzy słyszeliśmy: "robią karierę, o dzieciach by pomyśleli". I tylko ocierasz w domu łzy, uciekając w kolejny projekt by zapomnieć o bólu, który codziennie wraca jak mantra.
Agamemnon Agamemnon
7 grudnia 2017, 13:10
Nie wiem, czy Twoją największą pasją będzie praca w laboratorium naukowym czy raczej śpiewanie dzieciom kołysanek. Jedno i drugie.
A
Anastazja
7 grudnia 2017, 11:47
Nasuwa się podstawowe pytanie: dlaczego tylko 2 dzieci?