Taco Hemingway jedzie na rekolekcje

(fot. Craig Boudreaux on Unsplash)

W rekolekcjach chodzi trochę o to, żeby wrócić do siebie - zetrzeć kurz z dawnych ideałów (także religijnych), dostrzec drzemiący w sobie potencjał (także religijny) i w sumie odbudować jakiś kawałek swojego życia codziennego (także religijnego). Dlatego w ten piąty tydzień Wielkiego Postu warto ruszyć w rekolekcyjną podróż. W przedziale są jeszcze wolne miejsca. Czemu by nie?

Album Taco Hemingway’a "Marmur" w taką okołorekolekcyjną podróż nas zaprasza. Płyta jest dostępna do pobrania za darmo na stronie artysty, ale w wersji fizycznej dostajemy do krążka coś na kształt mapy hotelu i oczywiście książeczkę - obie świetnie ilustrowane, pięknie obrazują i uzupełniają treści całej płyty. Na okładce widzimy mężczyznę przed wejściem do tytułowego hotelu Marmur. Ruszamy w tę drogę? Wchodzimy do środka? Decyzję każdy musi podjąć sam.

"Stutonowy pociąg pełznie po szynach. / Szyny ryczą jak matula, która jęczy po synach, / bo historii zegar wskazuje że śmierci godzina / już nastała" - tak zaczyna się pierwszy i tytułowy utwór z "Marmuru". Nie ma złudzeń, sytuacja jest dramatyczna: "A ja uciekłem, bo mnie męczy rap gra / Jeszcze chwil parę, musiałby mnie ktoś uwięzić w kaftan. / Jestem za stary, żeby walczyć już o względy świata / (…) / Męczy oraz dziwi wszystko", a jeszcze później: "Z lustra parzy na mnie obca osoba. / Jednocześnie moja lepsza oraz gorsza połowa". Taki właśnie Filip Szcześniak (już w ósmym wersie się przedstawia) ucieka z Warszawy na północ, do Trójmiasta. W przedziale czeka już na niego Współpasażer - który zresztą będzie towarzyszem całej tej podróży "po siebie". Gdy serce jest tak bardzo obciążone, jak u Filipa, to jest jasne - trzeba ruszyć na rekolekcje, po siebie właśnie. I oczywiście po Pana Boga.

DEON.PL POLECA

Sama decyzja nie jest łatwa (u Taco rozpina się ona między ostatnią piosenką epki "Wosk" a pierwszym numerem z "Marmuru"), a i później wcale nie będzie prościej (każda z piosenek będzie o tym przekonywać) - już moment wyruszenia na rekolekcje obnaża różne zepchnięte w kąt serca pokusy: "Czarne myśli w jego czaszce już się budzić chcą. / Pragnienia ma ukryte, nie na pokaz. / Widzę, że chce mieć duży dom pełen cudzych żon". I te pokusy jeszcze będą wracać jak refren. Decyzja jednak już podjęta i już za chwilę razem z Filipem można chłonąć zew morza. Zetknięcie z "wodnymi bezdrożami" przynosi już trochę pokory: "To tylko ja mały kontra ogrom przestworza"; takiej pokory, jaką daje zetknięcie się z ogromem Bożej mocy - widocznej przecież też w świecie. Szcześniak pod koniec pierwszej piosenki przypomina też cel całego przedsięwzięcia: "Nie będę szukał wrażeń. / Chcę żyć w hotelu, czasem co najwyżej pójść na plażę. / Napisać płytę, pić herbatę i się czuć jak starzec". Rekolekcje to przecież na nowo odkrywane małe rzeczy. I nastawienie na nie-szukanie-wrażeń jest nastawieniem zawsze dobrym, bo pozwala, by Pan Bóg nas zaskoczył. Trzeba jeszcze serce trochę wyciszyć, hotelowy portier przypomina: "Zachęcamy naszych gości do niekorzystania z technologii". No tak, jak rekolekcje, to rekolekcje.

Razem z Filipem wchodzimy do hotelu i zaczyna się pierwszy rekolekcyjny wieczór. Treść otrzymanego pod koniec pierwszej piosenki wideo powitalnego słyszymy w drugim utworze, "Witaj w hotelu Marmur". A tam, jak na zachętę, garść dobrych wskazówek: "Zażywaj słońca i jodowanego powietrza / Ciesz się szumem drzew, bulgotaniem morza / I niestworzonym krzykiem lokalnego ptactwa (…) / Nie rób głupstw, Filip, masz tu wypocząć!". Rekolekcje to dobry czas, żeby zwolnić i zacząć oddychać pełną piersią. To jedna z przestrzeni, które lubiłem w seminarium - w czasie rekolekcji spokojniejsze były spacery, późniejsze było wstawanie. Wszystko po to, by serce stawało się czujne i gotowe do działania - i nieskore do głupot.

Wydawać by się nawet mogło, że na rekolekcjach na głupoty nie ma miejsca i że klimat jest tak bardzo sprzyjający, wszak w trzeciej piosence, "Żyrandol", słychać: "Architektura archaiczna, nie chcę wracać już na dwór, / gdzie na każdym rogu Telepizza, Żabka lub Carrefour / (…) / Znasz mnie chyba, chcę spokoju dzisiaj, żadnych awantur". Dookoła Filipa, w sali bankietowej, mnóstwo rozmów, alkoholu i hazardowych emocji, a on zupełnie wbrew temu mówi: "Chcę tylko ciszy". Pod koniec piosenki pojawia się pociągowy Współpasażer, który niejako przypomina, że trzeba mierzyć się z sobą i z tym, co narosło w sercu. Filip chce przed tym uciec - i, jak zazwyczaj to się dzieje, ucieka w sam środek walki ze sobą.

I właśnie trochę o różnych walkach i zmaganiach opowiada numer cztery, "Krwawa jesień". Filip tuła się w noc po Trójmieście - trochę szukając siebie, a później szukając guza. W tle kibice, przy których pada ważne pytanie: "czy podziały są nam w ogóle potrzebne?". Ale odpowiedzi próżno szukać, gdy w sercu burzy się coraz więcej spraw - pierwszy tydzień marmurowych rekolekcji każe poukładać pewne doświadczenia, jednak zamiast oddechu, jest coraz więcej niepokoju. Walka z samym sobą i ze światem zostawia krwawe ślady - to niezwykle przejmujący rekolekcyjny obraz mierzenia się ze sprawami najważniejszymi. I choć wydaje się, że walka jest przegrana ("Byk chłopak nagle pyta mnie czy chodzę na Arkę. / W mig skopał, gasną światła jakbym oczy miał martwe"), to całe doświadczenie przynosi upragniony sen - w którym można nie tylko złapać oddech, ale spokojnie spojrzeć na przed-rekolekcyjnego siebie.

Śnią się w kolejnej piosence, "Grubo-chudych psach", rzeczy pozornie normalne: Warszawa z Uberami, neonami i korkami. Pośród tych obrazów pojawia się jedna z najbardziej bezpośrednich i intymnych modlitw: "co u Ciebie, Boże? U mnie git", by za chwilę zmienić się w mocną konfrontację z własnym życiem: "Jakieś niby tam sukcesy, lecz to w sumie pic. / Od ćwierćwiecza się pałętam, czuję że nie umiem nic. / Świat to film, siedzę gapiąc się jak bardzo głupi widz. / Chciałbym grać w nim (…) główną rolę". Walki na rekolekcjach są po to, bym w pozornej bezsilności umiał się później przyznać, że nie wszystko jednak u mnie gra - że dookoła mnie toczy się film, którego częścią sam chciałbym być. To przyznanie się do słabości jest często pierwszym krokiem na drodze nawrócenia. Ale drugi krok zrobić niełatwo.

Po grubo-chudych snach do Filipa przychodzi "Portier", utwór numer sześć, który wprowadza dwie kolejne piosenki, z mgłą w tle. Oto w pokoju nad Filipem ktoś hałasuje, a w pokoju niżej, ktoś płacze i narzeka. Słychać tu symbol typowych dla rekolekcji rozproszeń - które zresztą często skutecznie nas prowadzą na manowce.

Filip owym rozproszeniom zaczyna się przyglądać - i znów pozornie przegrywa, bo zamiast zająć się swoim wnętrzem, ucieka wzrokiem w stronę innych ludzi. Ale serce otworzyło się już na rekolekcyjny rytm i kolejne dwie piosenki "Mgła I (Siwe włosy)" i "Mgła II (Mówisz, masz)" opowiadają trochę o spotykanych w hotelu osobach, ale też słychać trochę mierzenia się z sobą, szczególnie w pierwszej z nich. Zauważane na skroniach bliskich (i własnych) siwe włosy zdają się mobilizować do pewnej refleksji o dzieciństwie naznaczonym "wojną domową", a mijający "bieżący" czas powoli zaczyna owocować konkretnymi postanowieniami: "Przestaję rozmyślać i siadam do płyty, bo muszę ten album napisać".

Pomocną i inspiracją staje się hotelowa recepcjonistka - Filip słucha jej historii i pisze "obcy lovesong", w którym główną rolę odgrywa (ocalony) karciarz, rozpalający kobiece serca. To pisanie jest niemal jak okołorekolekcyjne ćwiczenie, do którego zachęcał nas już James Blunt w trzeciej postnej płycie: ocalać zagubione dusze w piosenkach, zatopić w nich uczucia jak inkluzje w bursztynie.

"Obcy lovesong" prowadzi Filipa… na siłownię (tak zdaje się sugerować dołączona do płyty mapa). Kolejna, dziewiąta już piosenka to dość trafne stwierdzenie, że "Świat jest WFem". W szkolno-sportowej poetyce Filip opowiada o relacjach damsko-męskich (wszak "Wielki wuefista każde dziś się stawiać w pary"), ale też szczerze opowiada o sobie: "Świat jest WFem, a ja chcę do domu. / (…) a ja nie mam chęci" i zauważa własne nieprzystosowanie do mierzenia się z różnymi wyzwaniami codzienności: "Świat jest WFem, a ja nie mam stroju".

Rekolekcje zdają się rozkręcać na dobre - bo oto kolejny, dziesiąty utwór to "Świecące prostokąty", to próba osiągnięcia pewnej wolności od telefonów: "Zdarza mi się ta ochota, że chcę. / Schować prostokąt do szuflady nim pochowa on mnie". Filip zauważa, że "świecące prostokąty" są atrakcyjniejsze niż Drugi, że przerywają nam myśli, że dają złudne poczucie bezpieczeństwa. "Kiedyś tańczyliśmy" - wspomina i podejmuje ważną decyzję: "ja odłączam się". Jeśli rekolekcje, także te w biegach codzienności, mają się udać, to trzeba choć chwilę być offline.

I kiedy wszystko idzie już dobrze, nagle pojawia się Współpasażer, który do Filipowego drinka wrzuca coś jeszcze. Kolejna piosenka, "Tsunami blond", jest owocem tego szalonego odurzenia. Słychać tu mocne przypomnienie, że Zły nie śpi - i wtedy, gdy zaczynają dziać się rzeczy dobre, to tym chętniej zaatakuje. Ale Pan Bóg nawet w takiej sytuacji jest w stanie wyprowadzić nas na prostą, wszak sam Filip w tym numerze zauważa: "Nic tak nie budzi do życia tak jak / te otrzymywane w klubie ciosy".

Faktycznie, już w kolejnej piosence, "Ślepych sumach", słychać to budzenie się do życia. Jeszcze przez kilkanaście wersów Filip lawiruje i opowiada niby o marzeniach, o pieniądzach, ale mija już miesiąc w Marmurze i sam zauważa, że od siebie uciec się nie da. Wszak "pisze prawie o wszystkim lecz prawie nigdy o sobie", dlatego gdy na horyzoncie znów pojawia się Współpasażer, Filip wie: "Już czas jest na mą terapię".

"Żywot", trzynasta marmurowa piosenka, to właśnie owa terapia. Filip opowiada swoje życie - mówi o płytach, zakochaniach, rozstaniach, sukcesach i porażkach. Wreszcie dochodzi do ważnej konkluzji: "Tęsknisz za przeszłością, bo ci coraz szybciej płyną dni? / Lecz pamiętaj: / nie wie się o starych dobrych czasach, gdy się żyje w nich. / Stare dobre czasy trwają teraz, to przywilej żyć". Trzeba w rekolekcjach opowiedzieć sobie swoje życie, zobaczyć momenty jasne i ciemniejsze, żeby dostrzec, że wszystko układa się w jeden, całkiem ładny pejzaż. I że teraz, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, jest czas, którego nie warto zmarnować.

I taki, dość już spokojny Filip, opowiada czternasty piosenkowy odcinek marmurowej historii: "Ściany mają uszy". Bit jest spokojny, nawet trochę leniwy, zresztą Taco przeciąga trochę niektóre sylaby, żeby poczucie pewnego luzu było też udziałem słuchaczy. Powoli zbliża się koniec rekolekcji, czas na pierwsze podsumowania: "Nauczyłem się by ważnych spraw nie spychać na później, / bo możesz dożyć starości, ale z tym bywa różnie, wiesz?". Pojawia się nawet błysk, który mógłby zaowocować nawiązaniem relacji z Bogiem: "chyba nade mną ktoś czuwa", jednak tu przyzwyczajenie (a może i pewne zranienia, wciąż niedogojone) jest silniejsze: "Do Boga nie modlę się wcale, bo nie chcę się Bogu narzucać". Może ten kawałek serca uda się rozruszać w kolejne rekolekcje? Wszak jedne rzadko kiedy "załatwiają wszystko".

W ostatnim dialogu z portierem (utwór piętnasty, "Jak cień"), sam Filip zauważa: "Wspaniałe lato. Wiele się o sobie nauczyłem". I ów czas rekolekcji pomoże całościowo podsumować Współpasażer, spotkany na trójmiejskim dworcu w szesnastym, przedostatnim utworze, "To by było na tyle". Choć może jeszcze nie wszystko jest poukładane ("Owszem w głowie zamiast róż ciągle dzikie badyle"), to pewien spokój ducha udało się odzyskać. Współpasażer, który okazuje się być samym Filipem ("Pan jest częścią mnie, ja częścią pana"), syntezuje rekolekcyjne doświadczenie ze wszystkich poprzednich piosenek - po co? "Byś uświadomił sobie że zdobyłeś to czegoś łaknął, / gdy te ściany były głuche i pachniało stypą". Zostaje tak naprawdę kwestia pojednania się ze sobą; Współpasażer jest uosobieniem ambicji, Filip w Marmurze nabrał sił i znalazł pokój serca. Czy da się znaleźć złoty środek? Rekolekcje wszak wymagają ode mnie podjęcia konkretnych decyzji: "Masz dwie opcje, Fifi ze szmatą albo Taco z koroną. / Także wybieraj mądrze (…) plata o plomo?". Nie można zostać w Trójmieście, rekolekcje nie mogą trwać wiecznie - trzeba ruszyć, żeby nowego (odnowionego?) siebie skonfrontować z pozostawioną codziennością.

Znów pociąg, w finałowym utworze "Deszcz na betonie (?)", Filip wraca do Warszawy. W sercu co prawda brzmią dylematy: "Chcę być poza głównym nurtem, ale kusi widmo platyn", ale podstawowa decyzja już jest podjęta: "Wracam do muzyki", czyli do tego, co jest najważniejsze, najbliższe, co najbardziej prawdziwe. Tak wraca się do Pana Boga - z nową mocą, z nową nadzieją, że tym razem dobre postanowienia nie ulecą w powietrze. Druga zwrotka przynosi garść miłosnych wyznań - do muzyki, rzecz jasna, lecz czy nie można nimi się też modlić? "Nie powiem Ci, że Twa obecność jest jak (…) / śpiew skowronków (…) / Raczej jak po poranku zapach porządnej kawy / Krótki rękaw w letni dzień, zapach koszonej trawy / (…) Jesteś jak nieoczekiwany zwrot podatku / (…) Gdy wszyscy wokół brzmią nijak, Twój głos wciąż spijam / Tak jak szum winyla o poranku". Serce na nowo przepełnia miłość - bardzo prosta, nie "zdobyta", co odkryta na nowo.

Tytułowy "deszcz na betonie" i wspominane w refrenie "ostatnie dni wakacji" to nie tylko westchnienie za rekolekcyjnym czasem. Fani Taco zauważają, że jeszcze przed nagraniem anglojęzycznej płyty, Szcześniak pod koniec sierpnia 2011 r. udostępnił piosenkę, w której pojawia się w pierwszych sekundach ujęcie padającego na beton deszczu. Marmurowy powrót do muzyki ma korzenie głębiej - Filip wraca do wczesnych chwil z muzyką, ocala tamtą świeżość i pasję. Rekolekcje mają stać się powrotem do Galilei - do tych chwil pierwszego spotkania Pana Boga, bo to tam ukryta jest siła i nadzieja, która będzie krzepić nas w trudnych dniach i pomoże odnaleźć na nowo sens życia. Z rekolekcjami nie warto zwlekać, jakkolwiek są doświadczeniem trudnym, to przecież też niezbędnym.

Na koniec trzeciej zwrotki, Filip i Współpasażer wysiadają na Centralnym i "zastany widok nie napawa nadzieją". Okazuje się, że "życie było jednak trochę szybsze" - nikogo dookoła, tylko wieżowce zamiast Wisły. Taco Hemingway zostawia nam to ostrzeżenie, by naprawdę nie czekać z rekolekcjami - i by wziąć się za siebie na serio. Finał płyty może wydawać się smutny, nawet dramatyczny - ale Pan Bóg sam dopisuje kolejne rozdziały i rozjaśnia nadzieją te ostatnie dźwięki: w kilka miesięcy po "Marmurze" Taco wydał "Szprycer", a kilka dni temu pojawił się singiel zwiastujący jego projekt z Quebonafide. Powrót do muzyki się udał. Dlatego, jeśli po zakończeniu rekolekcji w pierwszym zderzeniu z codziennością będzie wydawało ci się, że jednak nic nie wyszło, że nic się nie udało - bądź cierpliwy. Pan Bóg już przygotowuje piękne bity i melodie dla naszej codzienności.

ks. Wojciech Koladyński - zakochany w Panu Bogu ksiądz archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Badacz-amator popkultury, miłośnik polskiej muzyki. Szczęściarz. Prowadzi bloga księdza.pl

* * *

Najpierw była nieśmiała myśl - ale na tyle odważna, że drążyła po różnych zakamarkach serca, nie dając mi spokoju: "a może by na ten Wielki Post wziąć ze sobą w drogę jeszcze kilka płyt?".

Pan Bóg mówi do mnie od lat przez muzykę, a moje życie jest jak musical. Św. Stanisław Kostka, jak to ma ostatnio w zwyczaju, dodał mi otuchy i stwierdziłem, że spróbuję.

Dużo łatwiej byłoby wybierać pojedyncze piosenki - całe płyty uczą pokory, bo coś może mnie wybić z własnego rytmu rozważań. Stanąłem więc przed półką, wziąłem oddech, pomodliłem się - i sam się zdziwiłem, ale też ucieszyłem, bo Postne Płyty, to świetne albumy, do których dobrze się wraca (a do niektórych dawno nie sięgałem!).

Drżę na myśl, że w tym roku na tę drogę zapraszam więcej osób, ale odwagi dodaje mi właśnie św. Staszek Kostka - dzielny chłopak - a skoro to jego rok, to wierzę, że wszystko na Bożą chwałę się uda.

Przy sięganiu po Postne Płyty dobrze mieć przygotowane:

  • słuchawki (takie intymne, pierwsze słuchanie postnych płyt, może pomóc w skoncentrowaniu się na słowie i dźwięku)
  • jakiś notes i coś do pisania (ja zostawię kilka swoich refleksji, ale Pan Bóg jest dużo bardziej pomysłowy i pewnie będzie podpowiadał kolejne)
  • otwarte serce (ono w ogóle się przydaje w życiu, a przy takich akcjach, to już zupełnie)

"Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" [POSTNE PŁYTY #1] >>

"Czas na mierzenie się z tym, co najtrudniejsze" [POSTNE PŁYTY #2] >>

"Kim są zagubione dusze?" [POSTNE PŁYTY #3] >>

Jak znów spotkać Boga, gdy się Go zgubi? [POSTNE PŁYTY #4] >>

zakochany w Panu Bogu ksiądz archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Badacz-amator popkultury, miłośnik polskiej muzyki. Szczęściarz. Prowadzi bloga księdza.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Taco Hemingway jedzie na rekolekcje
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.