Skąd się wzięło sześć prawd wiary? Co ze zdaniem" Bóg za złe karze?" [WYJAŚNIAMY]
Wniosek jest jeden: pokutujące wciąż w katechizmach dla dzieci zdanie, że „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza, a za złe karze” powinno zostać jak najszybciej zmienione. Dlaczego?
Zaintrygowana gorącym sporem, który wybuchł w internecie po raz kolejny wokół zdania „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza, a za złe karze”, postanowiłam przeprowadzić małe dziennikarskie śledztwo i ustalić, czy słynne „sześć prawd wiary” to niezbywalna i wypracowana przez wieki istota wiary katolickiej, czy też może teologiczny wypadek przy pracy, nadający się do szybkiej kasacji. Wniosek jest jeden: pokutujące wciąż w katechizmach dla dzieci zdanie, że „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza, a za złe karze” powinno zostać jak najszybciej zmienione. Dlaczego?
Czy Kościół zawsze uczył, że Bóg cierpieniem karze za popełnione zło?
Wnikliwa lektura piętnastu katechizmów, publikowanych po polsku, niemiecku, angielsku i francusku między 1533 a 1868 rokiem oraz dwóch z XX wieku pozwala jasno stwierdzić, że owo przekonanie, iż Bóg karze za grzechy złem i cierpieniem, którego ludzie doświadczają podczas życia na ziemi, dołączyło do rzeczy, które Kościół podaje do wierzenia w zasadzie mimochodem i dzięki pewnej nadgorliwości tłumacza. Jak to się stało? Jak zwykle – bardzo prosto. Do wykładni wiary zawartej w katechizmie rzymskim z 1566 roku (zleconym przez Sobór Trydencki, by uporządkować głoszenie katolickiej nauki i wykluczyć niezgodne z objawieniem interpretacje), polski (a dokładnie litewski) tłumacz dołożył swoje trzy grosze, wypaczając lekko objawioną prawdę o Bożej sprawiedliwości i miłosierdziu. Brzmi jak ironia losu? Niestety tak.
Ale od początku. Skąd akurat taki przedział czasowy? Stąd, że chcemy znaleźć pierwsze miejsce, w którym pojawia się nasze „sześć prawd”, a właśnie w 1533 roku ukazał się pierwszy polski „Katechizm brzeski” – czyli przystępne opracowanie chrześcijańskich prawd wiary autorstwa Hozjusza, a więc to w nim mógł się po raz pierwszy pojawić znany nam dziś zestaw sześciu twierdzeń. Katechizm Hozjusza składa się z dwóch części. Pierwsza to zawarta w pytaniach i odpowiedziach wykładnia prawd wiary dla dorosłych, druga – to coś na wzór rozbudowanej Haggady, czyli zapis rozmowy ojca z synem, w której to rozmowie syn z ciekawością i wnikliwością pyta ojca o wszystko, co powinien wiedzieć chrześcijanin.
Czy "sześć prawd wiary" jest niezbędną częścią katechizmu?
I tu niespodzianka. Wbrew twierdzeniom niektórych środowisk, utrzymujących, że to stara polska katolicka tradycja w nauczaniu, w tym pierwszym polskim katechizmie nie ma nawet wspomnienia o tym, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza, a za złe karze, nie ma też sformułowanych w znanej nam katechizmowej formie tzw. sześciu prawd wiary. A więc nasze sporne sześć prawd to żadna stara polska tradycja ani żaden oryginalny polski sposób nauczania wiary dorosłych. Źródła musimy zatem szukać gdzie indziej.
Kolejna publikacja, która mogła wprowadzić do obiegu nasze „sześć prawd wiary”, to soborowy „gamechanger” – czyli „Katechizm rzymski”, o którym wspominałam wyżej: wydany w 1566 roku, jest przystępnym wyjaśnieniem dwunastu (!) prawd wiary zawartych w Credo, a także nauką o sakramentach, modlitwie Pańskiej i chrześcijańskich cnotach i obowiązkach. Również tutaj nie mamy nigdzie wspomnianej Bożej sprawiedliwości. Co więcej, przy wyjaśnieniu słów „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego” nie ma rozważanych żadnych innych bożych przymiotów poza ojcostwem i wszechmocą, a katechizm podkreśla celowość tego zabiegu (sic!). Jedyne zaś wyjaśnienie dotyczące bożego sądzenia (lecz nie sprawiedliwości) jest związane z fragmentem Credo mówiącym o tym, że Jezus przyjdzie sądzić żywych i umarłych, co wiąże się z trafieniem tychże do piekła lub do nieba, tak, jak na to swoimi uczynkami zasłużyli. Nie pada tu jednak ani słowo „sprawiedliwość”, ani „kara”.
Kto wymyślił, że "Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze"?
Skoro w oficjalnej, soborowej (podkreślam, trydenckiej) wykładni katolickiej wiary nie mamy ani naszego kluczowego sformułowania, ani tym bardziej „sześciu prawd wiary”, skąd się nagle wzięło w polskich katechizmach? Jak wspominałam, jednym z podejrzanych jest pewien tłumacz z XVI wieku. Przyjrzyjmy się tej sprawie.
Katechizm rzymski z 1566 roku, przeznaczony głównie dla księży, by głosili jak należy i nie popadali w herezje, został przetłumaczony na język polski zaraz po wydaniu dwukrotnie. Pierwszy przekład, dokonany w 1567 roku przez księdza Walentego Kuczborskiego, nie mówi ani o Bogu, który karze, ani o Bogu sprawiedliwym, nie pada też w tekście żadne stwierdzenie, które mogłoby być początkiem tzw. katechizmowej "drugiej prawdy wiary". Jednak niedługo później, w 1572 roku, ukazuje się drugi przekład, który w zasadzie nie jest wiernym przekładem, ale adaptacją. Wykonał go litewski jezuita, ks. Jan Poszakowski, i wydał w Wilnie. I to właśnie w tym katechizmie znajdujemy ciekawy i inny niż w oryginalnym tekście katechizmu rzymskiego zapis dotyczący Jezusa: „To wszystko Chrystus czyni: bo rządzi swoim Kościołem, który jest królestwem jego, wewnątrz przez laski i oświecenia, a powierzchownie przez namiestników swoich, broni nas od dusznych nieprzyjaciół, zawojowawszy szatana, z niewoli jego nas wyrwał, królestwo swe rozszerza przez posłańców swoich mężów Apostolskich, opatruje poddanych swoich wszelką łaską do zbawienia w Świętych Sakramentach, dobrym niebem nadgradza, a złych piekłem karze” [pisownia oryginalna].
Jak tłumacz z 1572 roku wpłynął na nasze myślenie o Bogu
I tu przeżywamy pewne zaskoczenie, gdyż w oryginale takie stwierdzenie w ogóle nie pada. Nie chodzi nawet o sam dobór słów, ale o myśl, która się za nimi kryje: katechizm soborowy mówi o Jezusie, który na końcu czasów przyjdzie sądzić – czyli oceniać wszystkie uczynki człowieka i ich skutki oraz na ich podstawie wskazywać mu jego ostateczne miejsce, co jest biblijnie uzasadnione. Natomiast nasz tłumacz interpretuje sobie ów sąd po swojemu, twierdząc, że Bóg ukarze nas piekłem, jeśli byliśmy źli. To nie jest dobre wyjaśnienie, gdy wiemy, że skutki grzechu, które nas dotykają, nie są cierpieniem dołożonym nam przez zagniewanego Boga, byśmy zmądrzeli na przyszłość, ale są ponoszonymi przez nas konsekwencjami wprowadzania do świata zła, które niszczy, psuje i powoduje cierpienie w różnych miejscach i obszarach, o których czasem nawet nie myślimy. A więc naturalne konsekwencje grzechu, które Bóg pozwala nam ponosić ze względu na naszą wolność i z których wyprowadza dobro - a taka myśl pojawia się we wszystkich oficjalnych katechizmach Kościoła katolickiego - są u Poszakowskiego zastąpione wizją Boga, który karze nas za zło.
Można by to uznać za niefortunny skrót myślowy, bo Poszakowski uczciwie zaznacza, że chodzi o tu sąd na końcu życia. Jednak w dalszej części katechizmu ta jego myśl ewoluuje i to w kiepską stronę: wątek kary pojawia się jeszcze jeden raz, w rozdziale o sakramencie pokuty. I tam nasz tłumacz jeszcze bardziej się rozpędził. Dodatek brzmi bowiem: „żal niedoskonały [jest wtedy] kiedy grzesznik żałuje za grzechy z bojaźni piekła, z utraty nieba, albo że zasłużył na inszą karę boską naprzykład: iż P. Bóg karze grzechy ludzkie chorobami, głodem, powietrzem, ogniem, szarańczą [pisownia oryginalna]”. A więc mamy tu przemyconą koncepcję bożej sprawiedliwości nie tylko jako sprawiedliwego potraktowania po śmierci, według zasług, ale także jako źródła chorób i głodu: według Poszakowskiego to kara wymierzana już tu na ziemi, w formie bożej zemsty za ludzkie zło. Auć.
Bóg, który karze za zło kontra Bóg, który ma lekarstwo dla grzesznika
Dla porównania – Kuczborski, który tłumaczył katechizm trydencki wcześniej niż Poszakowski ani słowem nie wspomina o Bogu karzącym chorobą czy głodem grzeszników. Wręcz przeciwnie: w całym rozdziale o sakramencie pokuty Bóg jest przedstawiany jako miłosierny, mający lekarstwo dla grzesznika, a powód skruchy jest opisany zupełnie inaczej, niż to zrobił Poszakowski: „Bo kto chce się zjednać z przyjacielem, któremu niejaką uczynił krzywdę, więc musi żałować za to, co go ukrzywdził zelżył, musi nadto pilnie uważać, aby w niczem potem nie naruszył onej przyjaźni” - mamy u Kuczborskiego [pisownia oryginalna]. Być może dodatek Poszakowskiego wziął się z doświadczenia – będąc księdzem, zapewne spowiadał i widział ten mechanizm w umysłach ludzi, którzy do spowiedzi przychodzili ze strachu przed karą boską, a choroby, głód i inne cierpienia przypisywali boskiej odpowiedzi na swoją grzeszność. Jednak po wnikliwej lekturze Katechizmu rzymskiego (przeczytałam go od deski do deski) stwierdzam, że zupełnie nie jest to myśl, którą nauczającym lud chcieli przekazać ojcowie trydenccy.
Mamy więc uchwycony pierwszy moment, w którym do treści wiary chrześcijańskiej mimochodem zostaje przemycony obraz Boga rozmyślnie karzącego cierpieniem za grzechy ludzi żyjących na ziemi. I to właśnie jest źródło naszej "drugiej prawdy wiary" i powód wszystkich sporów, które od pewnego czasu toczą się w środowiskach katolickich – a które można by w tym momencie z pokorą zakończyć.
Skąd "sześć prawd wiary" wzięło się w polskich katechizmach?
Ale to nie koniec, bo na razie wiemy, jak to się stało, że ów karzący Bóg wemknął się tylnymi drzwiami do katechizmu, ale nie wiemy jeszcze, skąd się wzięło nasze "sześć prawd wiary", które wciąż i wciąż wtłaczamy do głów kolejnych pokoleń (choć ani w trydenckim, ani w brzeskim, ani w żadnym późniejszym oficjalnym katechizmie Kościoła katolickiego ich nie ma, co chcę tutaj mocno podkreślić).
Kogo typujemy na sprawcę? Jest jeden mocny kandydat: by go znaleźć, trzeba zajrzeć do podręcznika dla katechetów diecezji wrocławskiej, napisanego, jak głosi tytuł, przez księcia-arcybiskupa Henryka i wydanego w 1856 roku. I to właśnie w tym katechizmie, przygotowanym dla najmłodszych uczniów szkoły elementarnej, jako ostatnią i dwudziestą piątą „naukę”, czyli po ludzku rzecz biorąc, lekcję podsumowującą, tuż przed dodatkiem z modlitwami znajdujemy nasze sporne „sześć prawd wiary”.
"Sześć prawd wiary" to... podsumowanie działu w podręczniku dla dzieci z 1856 r.
Tutaj chcę dodać, że jako warsztatowiec ja to nawet rozumiem. Częścią mojego życia jest uczenie innych i wszelkie podsumowania oraz skróty ułatwiające zapamiętanie dłuższej całości są świetnym narzędziem edukacyjnym. I nie dziwi mnie, że ktoś, kto chciał nauczyć dzieciaki rzeczy kluczowych i najważniejszych, zrobił takie podsumowanie, skrót, klucz do reszty ważnych treści. Szkoda tylko, że tak słabo wyszło w punkcie drugim.
Jak dokładnie wygląda ta pierwsza wersja naszych „sześciu prawd”, przygotowanych dla najniższych klas ówczesnej podstawówki?
Że jeden Bóg jest, który wszystko stworzył i wszystkim rządzi.
Że Bóg jest sprawiedliwy sędzia, który dobre nadgradza a złe karze, albo zaraz, albo za czasem, jeśli nie w tem, to w przyszłem życiu.
Że w Bóstwie są trzy osoby: Ojciec, Syn i Duch Święty.
Że Druga Osoba w Bóstwie stała się człowiekiem dla zbawienia naszego.
Że łaska boża jest do zbawienia potrzebna.
Że dusza człowieka jest nieśmiertelna.
I tu jest pies pogrzebany. Gdy prześledzimy treści późniejszych katechizmów, od tego właśnie momentu nasze „sześć prawd wiary” pojawia się zazwyczaj przy końcu wszystkich lekcji jako podsumowanie – ale uwaga, tylko dla uczniów klas najmłodszych. W katechizmach dla starszych uczniów naszej sześciopunktowej wyliczanki nie ma. Także biskup Likowski, który najpierw w 1864 roku przetłumaczył zagraniczny katechizm Josepha Deharbe'a, a potem dwanaście lat później napisał swój własny "dla archidiecezyi gnieźnieńskiej i poznańskiej", również tylko w katechizmie dla małych dzieci umieszcza „sześć prawd wiary”; w katechizmie dla starszych ich nie ma, dorosłych też się tego nie uczy, a w kolejnym wydaniu z 1929 roku "druga prawda wiary" jest skrócona i zapisana po prostu tak: „Bóg jest sprawiedliwy”.
Kto jest winny? Niemcy czy Francuzi?
By (nomen omen) nie być niesprawiedliwą, muszę dodać, że pomysł z opisywaniem Boga, który za dobre nagradza, a za złe karze, który to opis trafił do "sześciu prawd wiary", niekoniecznie musi być wyłącznym pomysłem Poszakowskiego. Podobną intuicję znajdujemy u innego jezuity, Francuza Josepha Deharbe’a , teologia i katechety, który potrzebował katechizmu, czyli podręcznika do uczenia i zachęcony przez swojego przełożonego po prostu go napisał i wydał (po niemiecku) w 1847 roku. I to właśnie Deharbe na pytanie, co znaczy, że Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy, odpowiada wciąż prawie biblijnie: „Znaczy, że wynagradza i karze każdego wedle zasługi. „Bóg odda każdemu wedle uczynków jego, albowiem nie masz względu na osoby u Boga” (Rz 2,11). Jak widać, stwierdzenie, że Bóg "karze i nagradza" to interpretacja biblijnego "odda każdemu wedle uczynków".
Skąd u Deharbe’a niekatechizmowa w czasach po soborze trydenckim intuicja dotycząca Boga, który karze i nagradza? Tworząc swój podręcznik do nauki religii, skorzystał z dwóch źródeł: francuskiego katechizmu dla diecezji Maux atorstwa bpa Jacquesa Bassueta, wydanego w 1687 oraz dużo późniejszego, bo z 1845 roku katechizmu Johannesa Hirschera, niemieckiego teologa i katechety, napisanego w kontekście protestanckim.
W zagranicznych katechizmach nie ma sześciu prawd wiary
Skoro francuski podręcznik był pierwszy, czy winni są francuscy XVI-wieczni teologowie? Dowody mówią, że nie: ani w oryginale u Bassueta, ani w późniejszym, przetłumaczonym na polski przez Antoniego Piramowicza w 1860 roku katechizmie francuskim nie pojawia się zdanie „Bóg jest sędzią sprawiedliwym…”.
Jednak stwierdzenie o Bogu karzącym i sprawiedliwym znajdziemy właśnie u Hirschera. „Dlaczego Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy? „Bo dobrych wynagradza, a złych karze według ich zasług” wybrzmiewa sobie głośno w jego tekście. Czy znowu mamy sprawcę? Tak, sądząc z faktu, że to właśnie Hirscher jako jedyny dodaje do naszego słynnego zdania biblijne uzasadnienie w postaci trzech wersetów (z których tak naprawdę tylko jeden zawiera słowo „kara”, co więcej, w tekście oryginalnym Pisma Świętego tego słowa… nie ma). A więc oto prawdopodobnie nasz sprawca numer dwa, choć nie jest wykluczone, że od czasów wydania Katechizmu rzymskiego jakiś inny Niemiec wpadł na ten sam pomysł, a Hirscher po prostu go skopiował.
Co więcej, ani u Bossueta, ani u Deharbe’a nie pojawia się tzw. sześć prawd wiary. U Bossueta sa dwie, a u Deharbe’a trzy, występujące jako podsumowanie: „Tego uczy nasza Boska Religia: że jesteśmy na tym świecie, abyśmy mogli służyć Bogu w tym życiu i być wiecznie szczęśliwi z Nim w niebie. W tym celu musimy: 1. Wierzyć we wszystko, co Bóg objawił. 2. Przestrzegać wszystkich przykazań, które Bóg dał nam osobiście lub przez swój Kościół; w związku z tym unikać także grzechu, przez który łamie się Boskie przykazanie, i starać się prowadzić cnotliwe życie. 3. Ale tego nie możemy zrobić bez łaski Bożej. Dlatego też musimy korzystać ze środków łaski, które ustanowił Bóg; mianowicie Sakramenty i modlitwa" [pisownia oryginalna]. A więc to nasz własny polski pomysł. Zaskoczeni? Nic dziwnego...
A gdyby tak wreszcie przestać uczyć "sześciu prawd wiary" w obecnej wersji?
Podsumujmy więc to nasze małe śledztwo. Jak jasno z niego wynika, „sześć prawd wiary” jest niczym innym, jak podsumowaniem treści z katolickich lekcji religii dla najmłodszych uczniów podstawówki, zrobionym w 1856 roku przez wrocławskiego arcybiskupa Henryka, za którym później podążyli kolejni twórcy katechizmów diecezjalnych. W punkcie drugim zawiera stwierdzenie "Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza, a za złe karze", które na przestrzeni czasu ewoluowało od oryginalnej myśli ujętej w trydenckim katechizmie, mówiącej o tym, że Jezus na sądzie ostatecznym wyjawi wszystkie ludzkie uczynki i na ich podstawie jedni zmartwychwstaną do życia w niebie, a inni do wieczności w piekle, do wersji sugerującej, że Bóg na bieżąco karze nas za nasze grzechy.
I tak męczymy się z tym tematem do dziś. Co więcej, dwa późniejsze katechizmy: wydany w 1906 roku Katechizm Piusa X oraz Katechizm Kościoła Katolickiego z 1998 roku ani słowem nie wspominają o „sześciu prawdach wiary”, a nawet nie ma w nich stwierdzenia, że „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro nagradza, a za zło karze”. O tym, co to oznacza dla naszej wiary i jak się ma do Ewangelii i teologii, opowiem w kolejnym tekście.
Nie deprecjonując więc intencji autora, który niecałe 200 lat temu przy pomocy "sześciu prawd wiary" chciał pomóc uczniom podstawówki w swojej diecezji zapamiętać rzeczy najistotniejsze, może można by wreszcie uporządkować drugą z nich? I to jeszcze łącząc tę zmianę z porządnym wyjaśnieniem, czym jest Boża sprawiedliwość? Sugerował to już jakiś czas temu bp Andrzej Czaja, ale realne zmiany nie nastąpiły.
Skoro po raz kolejny społeczna i teologiczna dyskusja otwiera ten temat, dlaczego jako Kościół nie możemy tego wykorzystać, by opowiedzieć o Bogu sprawiedliwym? Nie mam nic przeciwko podsumowaniom, które zapadają w pamięć na długo (większość dorosłych Polaków jest w stanie wymienić nasze "sześć prawd wiary", ale ośmiu błogosławieństw już nie, co dowodzi skuteczności formuły sześciu prawd). Źródła wskazują jednak na to, że „druga prawda wiary” to mała aberracja myśli teologicznej, która wynikła trochę na zasadzie głuchego telefonu, zaczynającego się w XVI wieku, nie mająca potwierdzenia ani w najnowszym KKK, ani w nieco wcześniejszym katechizmie Piusa X. Co więcej, miała ona być podsumowaniem wszystkiego, czego się wcześniej dzieciaki nauczyły, a nie pierwszą i najważniejszą rzeczą kształtującą myślenie o tym, jaki Bóg jest. A teraz "sześć prawd wiary" z całym wątpliwym dobrodziejstwem inwentarza w postaci formy naszej "prawdy drugiej" przejmują kolejni wydawcy katechizmów dla małych dzieci, umieszczając je na samym początku nauki i wpływając w sposób istotny na obraz Boga, z którym potem dzieciaki będą próbowały budować osobistą relację. Może warto by już przestać?
Skomentuj artykuł