Słowo wcielone w codzienność

(fot. cathopic.com)

Musieli zadawać sobie pytania o przyszłość małego Jezusa. Musieli zastanawiać się, czego dokona to Dziecię, skoro sam Bóg jest Jego Ojcem. Maryja i Józef – ci, którzy mieli szczęście uczestniczyć bezpośrednio w tajemnicy Wcielonego Słowa. Jednakże ich szczęście nie oznaczało beztroski.

Poród w warunkach uwłaczających ludzkiej godności, emigracja do Egiptu, a przede wszystkim szara codzienność towarzyszenia wzrastającemu Dziecięciu, które „rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim” (Łk 2,40).

Święta Rodzina to obraz Kościoła, któremu powierzone zostało Słowo – nie po to tylko, by jedynie kontemplować Jego głębię, ale także po to, by wraz z Nim odkrywać Bożą wolę. Maryja i Józef to ludzie, którzy odpowiedzieli pozytywnie na Boże powołanie – Maryja poprzez swoje „fiat”, Józef przez zgodę wyrażoną w przyjęciu do swojego domu brzemiennej za sprawą Ducha Świętego Małżonki. Nie bez wątpliwości i nie bez bólu, lecz rozeznając wolę Boga w Jego obecności i w świetle mesjańskich zapowiedzi – w ten właśnie sposób Maryja i Józef otwierają swoje serce na udział w tajemnicy zbawienia.

Nie otrzymali zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Otrzymali coś więcej, a raczej Kogoś więcej – Emmanuela, czyli „Boga z nami”. Poszli w ciemno za Światłem, odnawiając każdego dnia na nowo swoją fundamentalną zgodę na Boże prowadzenie. W momencie Wcielenia zaczęła się wspólna dla Jezusa, Maryi i Józefa droga na Kalwarię. I choć Józef nie dotrwał kulminacji zbawczych wydarzeń w paschalnej Ofierze Chrystusa, to był świadkiem tego, że „Bóg z nami” oznacza rzeczywiście stałą obecność Boga w każdej chwili naszego życia. Święta Rodzina to obraz Kościoła, który pozwala Słowu prowadzić się poprzez drogi świata ku zbawieniu. To obraz wspólnoty, która czasem gubi Słowo, lecz na powrót Je znajduje, która jest na swej drodze doświadczana, nie poddaje się jednak, lecz chowa „wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu” (Łk 2,51).

DEON.PL POLECA

W Jezusie przyniesionym do świątyni przez Maryję i Józefa starzec Symeon ujrzał wypełnienie wszystkich obietnic, które od Boga w Jego słowie otrzymał. Ujrzał zbawienie. Dlatego wysławiał Boga: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,29-32).

Starzec Symeon był człowiekiem, który przyjął słowo Boże i podporządkował swoją wolę woli Najwyższego.Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż nie zobaczy Mesjasza Pańskiego” (Łk 2,25-26). Innymi słowy: nie ujrzy śmierci, póki nie zobaczy Życia, czyli Słowa wcielonego. Symeon zaufał Słowu Boga, że nie jest Ono słowem bez pokrycia. Nie jest czczą gadaniną podobną do ludzkich słów rzucanych na wiatr. Słowo Boga jest dźwiękiem rzuconym przez Ducha Świętego w kierunku człowieka. Kiedy usłyszę i przyjmę to Słowo, kiedy dam Mu ciało i zacznie ono działać przeze mnie, zobaczę wielkie dzieła, rzeczy, które mi się nawet nie śniły i których się zupełnie nie spodziewałem. Zobaczę Słowo Boże działające i wypełniające obietnicę zbawienia.

Nie można jednak nie skupić uwagi na jeszcze jednej jakże ważnej postaci, która pojawia się w scenie ofiarowania Jezusa w świątyni – jest nią św. Józef. Od 8 grudnia w Kościele obchodzimy rok ku czci patrona Kościoła powszechnego, a papież napisał z tej okazji list apostolski Patris corde, z którym warto się zapoznać. Ewangelia nazywa go ojcem Jezusa i mężem Maryi, a przede wszystkim ukazuje go jako przykład całkowitego zawierzenia Bogu. Od momentu powołania do roli opiekuna Świętej Rodziny musi on wciąż ponawiać, w coraz to nowych sytuacjach, swoje „ufam”. Anioł nakazuje uchodzić do Egiptu czy potem wracać do Izraela, Józef wstaje i idzie. Kiedy boi się, otrzymuje zapewnienie, że nic jego rodzinie nie grozi. I to słowo Pana mu wystarcza. Nie kalkuluje, lecz ufa. „Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11,8). Choć słowa te autor Listu do Hebrajczyków napisał o Abrahamie, możemy je odnieść także do św. Józefa, bo jego postać jasno nam mówi, że droga zaufania Bogu to jedyna droga, która pozwala nam zacząć żyć prawdziwą miłością wobec drugiego człowieka. Innej po prostu nie ma. Myśląc o św. Józefie, zadaję sobie zawsze pytanie, dlaczego w tekście Ewangelii nie znajdziemy choćby jednego słowa przez niego wypowiedzianego. Do dziś nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi, ale bardzo mocno przebija mi się do głowy jedna myśl: Józef w Ewangelii nic nie mówi, by nie zagłuszyć mówiącego Wcielonego Słowa, któremu jako opiekun podporządkował całe swoje życie.

Święta Rodzina: Jezus – Bóg, który przyjął ludzkie ciało, Maryja – Przeczysta Dziewica, która przyniosła na świat Zbawiciela, i Józef – po prostu Józef, z zawodu cieśla. Zdaje się być w cieniu, jakby na doczepkę. Mało istotny, rzadko wspominany. Małomówny, jakby nieobecny. To wszystko jest jednak tylko błędnym wrażeniem. Józef to mężczyzna z krwi i kości. Dbający o byt materialny swojej rodziny. Owszem, być może wydaje się być w cieniu, jest jednak niezbędny. Choć niewiele mówi, wypełnia wszystko, co do niego należy. Józef to człowiek czynu. Józef to mężczyzna, który czuje ciężar odpowiedzialności za powierzone mu osoby i, co najważniejsze, od niej nie ucieka, lecz stawia czoła kolejnym wyzwaniom: poród i połóg w nadzwyczajnych, trudnych warunkach; ucieczka przed zagrożeniem życia i emigracja; poszukiwanie zaginionego Dziecka.

Józef jest jednak przede wszystkim bohaterem szarej codzienności. Towarzyszył wzrastającemu Jezusowi, Wcielonemu Bogu, który uczył się być człowiekiem – jakkolwiek paradoksalnie to zdanie brzmi. Opiekował się Nim. Towarzyszył Mu w pierwszych stawianych przez Niego krokach, uczył Go pierwszych słów. Przyglądał się Jego dojrzewaniu, kształcił w zawodzie cieśli. Być może zadawał sobie ciągle pytanie, jak to jest możliwe, że Bóg stał się człowiekiem i dlaczego chciał być taki zwyczajny. Być może pytał, dlaczego to właśnie on został wybrany na opiekuna tak niezwykłej rodziny. Być może. Z pewnością jednak zaufał Bogu i na tym właśnie polega jego wielkość. Józef pokazuje nam, że bycie „Bożym człowiekiem” nie oznacza braku trosk i nie daje gwarancji, że wszystko będzie się układało pomyślnie. Życie w relacji z Bogiem, to życie w relacji z Tajemnicą, która odkrywa się powoli i tylko po części. To może czasem rodzić w nas wątpliwości, zniechęcenie, wycofanie, a niekiedy i rozczarowanie. „A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono” (Łk 2,33). Potrzeba wielkiego zaufania, by iść za Tym, którego Imię daje nadzieję, wymaga wiary i pobudza do miłości. To nie słowa opisują Józefa, lecz jego pokora w zderzeniu z Tajemnicą Jezusa, Boga Wcielonego. Józef nie nosił Go pod swoim sercem, nie urodził. Widział jednak na własne oczy jak Wcielone Słowo rozwijało się i kształtowało najpierw w łonie Matki, a potem w skrytości nazaretańskiego domu, który jest dla nas dzisiaj mocnym przypomnieniem o tym, jak istotne jest to, co jest codzienne. Bo Pan Bóg tkwi w szczegółach.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Słowo wcielone w codzienność
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.