Byłam ateistką przez 40 lat. Wszystko zmieniło się dzięki św. Józefowi

fot. Daniil Kuželev
Maria Bieńkowska-Kopczyńska

Byłam ateistką przez 40 lat. Świadomie wybrałam życie bez Boga. Moje małżeństwo też było bez Boga, bez Bożego błogosławieństwa. Po latach okazało się, że bez Boga nie sposób żyć. Nie można się zakorzenić ani w życiu, ani w małżeństwie. Następuje pustka, a zamiast szczęścia doświadcza się dramatu.

Po tych trudnych latach niewiary, przypadkowo pojechałam z pielgrzymką do Włoch i u św. Michała Archanioła na górze Gargano przeżyłam gwałtowne nawrócenie. Do domu wróciłam napełniona wiarą. Początkowo mój mąż był zadziwiony moją przemianą i chociaż był niewierzący, towarzyszył mi co niedziela we Mszy św. Zamieszkaliśmy w osobnych pokojach, bym mogła przystępować do sakramentów świętych. Byłam zachwycona postawą męża i wraz z nim miałam nadzieję na rychłe jego nawrócenie. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Minęło pięć lat, a Bóg nie reagował. W końcu doszło do konfliktu między nami. Małżeństwo obumarło. Przyszły trudne rozmowy o przerwaniu tego niesakramentalnego związku, o rozstaniu się. Był to trudny i bolesny czas dla mnie. Nie wiedziałam co robić. Bałam się rozwodu. Nie wiedziałam na co mam się zgodzić? Wcześniej odmówiłam pojedynczego ślubu, a teraz po trzydziestu latach wspólnego życia nie umiałam podjąć żadnej decyzji. Nie potrafiłam zgodzić się na rozstanie i nie mogłam zgodzić się na życie bez sakramentu. Oddałam wszystko Bogu. Prosiłam o pomoc w tej sprawie.

Pewnego dnia we wrześniu znalazłam modlitwę Jana Pawła II do Świętej Rodziny z Nazaretu. Od razu wiedziałam, że za moją rodzinę, za jej uratowanie muszę się modlić do Świętej Rodziny. Patrząc na Świętą Rodzinę z Nazaretu, pomyślałam o św. Józefie. Przecież on jest patronem rodzin. To on był opiekunem Świętej Rodziny i on pomoże mi w tym trudnym czasie. Postanowiłam, że codziennie będę się modliła do Świętej Rodziny i codziennie będę odmawiała Litanię do św. Józefa. Wyznaczyłam sobie też czas trwania mojej modlitwy. Ustaliłam, że będę się modlić w tej sprawie do świąt Bożego Narodzenia. Potem Pan Bóg miał rozstrzygnąć sprawę mojego małżeństwa. Do modlitwy dołączyłam piątkowy post o chlebie i wodzie. Teraz miałam pewność, że nie jestem sama, że jest ze mną św. Józef ze swoją Rodziną. To Bóg wybrał św. Józefa na opiekuna dla Jezusa i Jego Matki. To św. Józef troszczył się o Jezusa i Maryję. Oni ufali mu we wszystkim. Święty Józef był dla Nich opoką. A więc skoro wybrałam sobie św. Józefa na opiekuna mojej rodziny, na pewno przyjdzie mi z pomocą.

Tak, jak postanowiłam, modliłam się codziennie. Był to trudny czas nie tylko w małżeństwie, ale i w domu. Brakowało pieniędzy. Zbliżało się Boże Narodzenie i perspektywa ubogich świąt. Pomyślałam, by św. Józefa prosić o finanse - przecież to on troszczył się o byt swojej Rodziny. Chociaż miałam namalowanych dużo obrazów, to brakowało kupców na nie. Niebawem do mojej pracowni przyszedł mój znajomy i zabrał z niej trzy obrazy dla swojego przyjaciela w celu zakupu ich. Ucieszyłam się tą perspektywą, ale obrazy nie zostały zakupione. Ja modliłam się nadal za małżeństwo i o zakup obrazów. Upłynęło kilka tygodni, a obrazy nie zostały zakupione. W końcu straciłam cierpliwość. Po porannej modlitwie w sposób kategoryczny powiedziałam do św. Józefa: "Święty Józefie, to ja się modlę i modlę do Ciebie, a Ty nic i nic. Już więcej do Ciebie modliła się nie będę". Po upływie pięciu godzin dostaję telefon, że wszystkie trzy obrazy zostały zakupione. Kochany św. Józef odpowiedział błyskawicznie na ten mój bunt. Zawstydziłam się sobą, ale też niezmiernie ucieszyłam się jego hojnością. Miałam mieszane uczucia. Byłam zawstydzona moją nachalnością, niecierpliwością, tym wymuszaniem mojej woli. W tym zawstydzeniu i skruszeniu pomyślałam, że nie potrzebuję naraz tak dużo pieniędzy, że połowa tego wystarczyłaby mi.

Gdy tak martwiłam się nadmiarem gotówki, Pan szybko dał mi odpowiedź na co są przeznaczone te zbędne pieniądze. Jest to suma potrzebna na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W jednej chwili zdecydowałam się na wyjazd. Jakie wielkie było moje zdziwienie, gdy wylądowałam w Ziemi Świętej w dniu święta Świętej Rodziny. Był to dla mnie znak z nieba, że Święta Rodzina ze św. Józefem przyjęli moją modlitwę. Chociaż Bóg nie przyszedł z ostatecznym rozwiązaniem mojego problemu, to wyraźnie widziałam, że jest ze mną, że On panuje nad wszystkim, że mogę Mu ufać. Ja dopełniłam mojej obietnicy, jaką dałam Bogu. Wypełniłam mój ślub. Wiedziałam, że Bóg też odpowie w swoim czasie na moją prośbę.

Minął rok i znów zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Tymczasem mój mąż zbliżył się do Boga i zapragnął pojechać do Ziemi Świętej. Zgłosiłam nasz wyjazd na pielgrzymkę. Przyszłam do organizatorki pielgrzymki, a ona zadała mi pytanie o rocznicę naszego ślubu, by w Kanie Galilejskiej odnowić przyrzeczenia ślubne. Przyznałam się, że nie mamy ślubu kościelnego, tylko kontrakt cywilny. "A więc jest to najwyższy czas, by wziąć ślub kościelny. Zapytam w Kanie Galilejskiej, czy nie udałoby się, byście wzięli tam ślub podczas pielgrzymki". Byłam zaskoczona oczywistością, z jaką mówiła "organizatorka" już nie pielgrzymki, ale naszego ślubu. Nie wiedziałam, jak mam o tym powiedzieć mężowi. Przez trzydzieści lat nie było takich rozmów między mną a mężem, a jeśli one pojawiły się po moim nawróceniu, to przecież nie chciałam brać ślubu tylko dla tradycji. Przez tych trzydzieści lat naszego związku, który był bez błogosławieństwa rodziców i błogosławieństwa Boga, nasze życie było wręcz nieznośne, niespokojne, rozdarte. Nie byliśmy wciąż otwarci na siebie. Choć mieliśmy dużo wspólnego ze sobą - podobne widzenie świata, podobny stosunek do ludzi, podobne gusty i upodobania, to jednak nie było w nas pełni. Żyliśmy w ciągłym rozdarciu, wewnętrznym rozbiciu i wzajemnym niezrozumieniu. Z byle powodu następowały podziały między nami. Łatwe odchodzenie od siebie. Żyliśmy przecież w grzechu, bez błogosławieństwa. A teraz, nagle, ktoś nie znając naszej decyzji, decyduje za nas dzwonić do Kany Galilejskiej i uzgadniać datę naszego ślubu!

Byłam tym tak bardzo zaskoczona i nieprzygotowana, że nawet nie wiedziałam, jak powiedzieć o tym mężowi. Wspólnie z organizatorką podjęłyśmy decyzję o odprawieniu nowenny przed rozmową z mężem. Ona odmawiała nowennę do Bożego Miłosierdzia, ja do św. Józefa. Sprawa została oddana Bogu i św. Józefowi, patronowi rodzin. To nie w moich rękach ani w rękach mojego męża były decyzje o naszym ślubie. Były w rękach Boga. Przez dziewięć dni trwania nowenny nic nie mówiłam mężowi. Nowennę skończyłyśmy w święto Matki Bożej Miłosierdzia i w tym samym dniu mój mąż ponowił pytanie o pielgrzymkę. Dopiero wtedy powiedziałam o planowanym naszym ślubie. Prawie nie zareagował. Ja nie naciskałam. Przyszłam zapłacić za pielgrzymkę w ostatnim terminie i wtedy dowiedziałam się, że mamy ustalony termin ślubu w Kanie Galilejskiej na 30 grudnia o 8.00 rano w sobotę, w wigilię święta Świętej Rodziny. I chociaż organizatorka pielgrzymki do końca nie miała naszej decyzji, to siostra zakonna opiekująca się tym Sanktuarium Zaślubin powiedziała stanowczo, że datę ślubu należy ustalić!

Data została ustalona; papiery do wypełnienia formalności wysłane. Byłam oszołomiona tymi natychmiastowymi decyzjami, a zwłaszcza tą oczywistością. Najdziwniejsze dla mnie było to, że tą niezwykłą dla mnie, zaskakującą wiadomość, której początkowo nie umiałam przekazać mężowi, on przyjął również jako... oczywistą! Niczego nie trzeba było wyjaśniać, niczego tłumaczyć. Nagle wszystko stało się proste, a najważniejsze było to, że ani on, ani ja nie musieliśmy podejmować decyzji. Spadło to na nas z góry, z nieba, jako oczywistość! Nagle też zapanował w nas pokój, zgoda we wszystkim. Pojawiło się też pewnego rodzaju podekscytowanie, ciekawość i oczekiwanie na to, co nam przygotował Bóg. To była Jego decyzja! On tego chciał. On chciał nam pobłogosławić. On usuwał wszelkie przeszkody, jakie napotykaliśmy po drodze, byśmy w tak krótkim czasie mogli przygotować się do zawarcia sakramentalnego ślubu.

Za zgodą kanclerza, ksiądz udzielił nam potrzebnych dyspens. Przyjechaliśmy do Kany Galilejskiej. Był wczesny ranek. Wszyscy pielgrzymi - a tego dnia goście weselni - uczestniczyli w naszej radości. Pomogli mi ułożyć bukiet ślubny z tutejszych kwiatów. Nie wiedziałam, że prawdziwy bukiet ślubny z białych lilii i róż czeka na mnie w kościele. To był prezent od pielgrzymów. Ołtarz udekorowany był bukietami z białych i czerwonych goździków. Klęczniki obleczone białym materiałem; przybrane były białymi różami. Przed ołtarzem oddano mnie mężowi, jak oddaje się narzeczoną panu młodemu. Mszę św. celebrowało czterech kapłanów. Zaśpiewano hymn do Ducha Świętego. Czytana była Ewangelia św. Jana o cudzie w Kanie Galilejskiej, o przemienieniu wody w wino. Odbyła się ceremonia zaślubin, podczas której Jezus i Maryja zaznaczyli swoją żywą obecność. Byli z nami. Oni zawsze tu są. Włożyliśmy na palce złote obrączki, które przez trzydzieści lat leżały w szufladzie. Nie były poświęcone, jak nasz związek nie był pobłogosławiony. Teraz otrzymaliśmy błogosławieństwo Boga Ojca. Przy Marszu Mendelssohna uroczyście wyszliśmy z kościoła, witani entuzjastycznie okrzykami i brawami, przez pielgrzymujących Włochów. Piliśmy wszyscy wino zaraz po wyjściu z kościoła. Wina nie mogło zabraknąć! Byliśmy przecież w Kanie na weselu!

Tutaj wino jest szczególnym znakiem przemiany. Wiedziałam, że za tą przemianą wody w wino kryje się coś więcej - przemiana serca, przemiana życia. Odrodzeni, odmłodzeni i przemienieni pojechaliśmy na Górę Błogosławieństw po błogosławieństwo. To, czego nie otrzymaliśmy od rodziców, otrzymaliśmy od kapłanów. Tak jak powinny nas błogosławić ręce czworga rodziców, pobłogosławiły nas ręce czterech kapłanów. Z rąk kapłanów otrzymaliśmy błogosławieństwo od Boga Ojca. Spełniło się to, co powinno się spełnić trzydzieści lat wcześniej. W ślubnych strojach popłynęliśmy po Jeziorze Galilejskim. I tu odbyło się nasze wesele. Wszyscy tańczyliśmy. Cały dzień świętowaliśmy, chodząc w ślubnych strojach, przyjmując życzenia od spotkanych ludzi. Wieczorem, już w Nazarecie uczestniczyliśmy w procesji różańcowej ze świecami. My, jako para nowo poślubiona, odmawialiśmy dziesiątkę różańca po polsku. Cały dzień nosiłam ślubny bukiet, by na zakończenie procesji złożyć go w Grocie Zwiastowania, gdzie Archanioł Gabriel pozdrowił Maryję i oznajmił Jej, że znalazła Ona łaskę u Boga. A czy i ja nie doświadczyłam tu łaski Bożej? Czy i ja nie znalazłam łaski u Boga? Wyruszyliśmy z Groty. Wciąż wzbudzaliśmy wielki entuzjazm u ludzi. Zagrano nam walca, by wesele trwało nadal. Tańczyliśmy przed Sanktuarium na ulicach Nazaretu - w mieście Jezusa, Maryi i Józefa. Zaczynało się święto Świętej Rodziny.

Następnego roku, w pierwszą rocznicę naszego ślubu, znów pojechaliśmy do Ziemi Świętej. Tym razem była to pielgrzymka dziękczynna. W Nazarecie w kościele św. Józefa, w wigilię święta Świętej Rodziny została odprawiona dla nas Msza św. dziękczynna. W kościele tym jest duży obraz przedstawiający Świętą Rodzinę - św. Józef przy pracy, dorastający Jezus pomagający św. Józefowi i Maryja roztaczająca ciepło i zatroskanie o Rodzinę. Obraz inny niż te, do których przywykliśmy. Scena pełna zwyczajności - bez zbędnych upiększeń i idealizacji. Scena pełna codzienności - jak w każdej zwykłej rodzinie. Prawdziwy obraz zmagania się z codziennością - obraz naszego życia. I chociaż spotykają nas różne cudowne zdarzenia, to są one wplecione w naszą codzienność pełną trosk i zabiegania. Obraz ten noszę w mym sercu, by pamiętać o cudach, jakie Bóg uczynił w moim życiu, by pamiętać o Jezusie i Jego Matce obecnych na moim weselu, by pamiętać o św. Józefie, który nieustannie wstawia się u Boga za każdą rodziną, by nasze rodziny były na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu. Od tej pory św. Józef stał się patronem mojej rodziny. Zrobiłam jego figurę, która stoi na ganku przed wejściem -i św. Józef strzeże naszego domu.

Maria Bieńkowska-Kopczyńska, malarka

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Byłam ateistką przez 40 lat. Wszystko zmieniło się dzięki św. Józefowi
Komentarze (23)
BS
~Bozena Sadlik
16 grudnia 2020, 13:13
Do wszystkich ,,Zacmionych nienawiscia glupcow ,ktorzy raczyli zamiescic te idiotyczne komentaze -zobaczymy co powiecie w dniu Sadu Bozego ....czy wiara miala sens,czy ,,te bzdury ktore wypisujecie!!!Zycze wam z calego serca POWODZENIA!!! Oczka sie otworza ,tylko ze juz nic sie nie da zrobic. Do Pani Marii Bienkowskiej:jezeli to naprawde Pani stoi za pogrzebem tych setek niewinnych istotek zamordowanych przez tzw.,,mamusie!!!"-niech Bog Pani Blogoslawi ...
DA
~dorota anna
30 września 2020, 18:38
A po co z tym do gazety? Dla reklamy? Żeby obrazy lepiej szły...? Rozumiem. Dziś się lepiej opłaca być katolikiem, bo katolicy stanowią większość :) :)
TW
~Tyle w temacie
27 września 2020, 16:00
Ja nie wierzę że ludzie kochają Boga - moim zdaniem wmawiają to sobie ze strachu przed nim, przed ewentualnym piekłem. Przecież nie można na prawdę kochać kogoś, kogo się boimy. No i gdyby ludzie na prawdę kochali Boga, to by nie grzeszyli i nie próbowaliby szukać wytłumaczeń, że człowiek jest ułomny i nie doskonały, tylko byłyby puste konfesjonały.
GP
~Grzegorz Paweł
27 września 2020, 15:53
Najlepsze jest to, że jak człowiek mówi, że modlitwa jest nieskuteczna, to ci od razu wymyślą taką odpowiedź, żeby tylko wytłumaczyć Boga. I żeby sami się tym wspomogli, by nie stracili wiary. Co wtedy usłyszysz? Albo że źle się modlisz, albo że musisz być cierpliwy, bo Bóg na pewno szykuje dla ciebie wspaniałą przyszłość, albo że każdy niesie swój krzyż, albo że cierpienie to zaszczyt i dar od Pana (a więc przekuwanie wady w zaletę czyli robienie czarnego białym). Niektorzy zrobią wszystko, aby nie zburzyć swojego bezpiecznego świata :)
G1
~Gość 12345
27 września 2020, 15:39
N@wiedzeni już tak mają. Zbiegi okoliczności traktują jak cuda. Bo gdzie dowód, że to nie przypadek? Moim zdaniem ludzie dlatego starają się wierzyć, bo nawet jako dorośli chcą się czuć czyimś dziećmi i każdy lubi czuć czyjąś opiekę nad sobą, a rodzice nie żyją na wieki, więc trzeba ich czymś lub kimś zastąpić.
KJ
~Karol Jebaka
16 maja 2020, 19:11
Musiał cię ten Józef dobrze wydupczyć, bo go kochasz!
RP
~roman piertolkler
16 maja 2020, 19:01
Umarł i pogrzebion i do nieba wy....strzelon! Amen!
KW
~Kornel Wolny
1 maja 2020, 11:55
Mówicie, że wystarczy nakrzyczeć na świętego?
TS
~Taki Sobie
2 maja 2020, 13:24
Widać w życiu tej Pani tak było, a o co chodzi?
ST
~Scep tyczka
27 września 2020, 14:59
Dokładnie. Ale ja też tak kiedyś próbowałam i w moim przypadku to się nie sprawdziło. Czyżby ta Pani inny krzyk miała...?
CB
Cuda Boga
20 marca 2015, 23:11
Chwała Panu! nasze doświadczenie Bożej opieki i wstawiennictwa Świętego Józefa opisujemy na blogu www.cudaBoga.blogspot.com - zapraszamy
GA
~gość anonim
27 września 2020, 15:19
jak nie macie o czym pisać, to sobie piszcie :) :)
S
Sceptyk007
20 marca 2015, 13:39
Takie świadectwa między bajki trzeba włożyć.
21 marca 2016, 09:27
dlaczego? tak piękne, że aż nierzeczywiste :) ? Taki właśnie jest Pan Bóg. Taka jest Jego miłość. Niesposób to ogarnąć rozumem. Ale to się dzieje. Święci się za nami wstawiają, a Bóg jest hojny w Swym błogosławieństwie i z radością przemienia nasze życie. I chwała Mu za to!! Znam Marysię osobiście. Miałam szczęście Ją poznać. Jest wspaniałą Kobietą. Razem z mężem dają teraz piękne świadectwo, nie tylko swoją historią, ale przede wszystkim codziennym życiem. Ta łaska nawrócenia o której pisze promieniuje wokół nich niosąc innym nadzieję i umocnienie. 
KK
~Kasia koścista
4 maja 2020, 13:48
dlaczego? Dlatego, że nie ma ani słowa o tym jak się przemieniła. Była tyle lat ateistką i nagle sobie zaczęła wierzyć. Jej mąż był niewierzący i sobie tak po prostu wziął i się zbliżył do boga. Nie wiedziała co zrobić z pieniędzmi i nagle pan dał jej odpowiedź. Jak? Przyszedł do niej na herbatę, a może płonący krzak jej kazał wziąć ślub. Jak można przez przypadek pojechać na pielgrzymkę?
IP
~i po co ten artykuł
27 września 2020, 15:08
"Taki właśnie jest Pan Bóg" czyli jaki? Nie konsekwentny? Nie równo traktujący swoje owieczki? Ateistka żyjąca seksem przez tyle lat i nagle jakaś łaska, a ja ja, wierząca stara panna i nie puszczająca się na prawo i lewo i ciagle sama? Tak. Taki właśnie jest Pan Bóg. To rzeczywiście piękne świadectwo. Niesprawiedliwości. Ale, wie, wiem, będzie mi to wynagrodzone w... "Niebie"...
AS
Agata S.
12 kwietnia 2022, 21:08
Tak? I wygląda tak jak na tym zdjęciu?
K
kasia
19 marca 2015, 21:48
dziekuje za to wspaniale i swiete swiadectwo, sw Jozef niesamowicie pomaga kazdemu kto prosi;
CC
~człowieku, człowieku...
27 września 2020, 15:11
nie pie*r*dol że każdemu bo mnie nie pomógł
F
fbb1
19 marca 2015, 17:29
Przepiękne świadectwo.
DN
~deonn nie jestem robotem
4 maja 2020, 13:23
Świadectwo czego? Tego, że wzięli ślub na pielgrzymce. Swietnie.
PP
~Pleć pleciugo byle długo
27 września 2020, 14:56
Swiadectwo chyba tego, że "dzialanie" sw. Jozefa to był jeden wielki przypadek hahahaha. Ciekawe co by sie stalo gdyby Józef "nie zadzialal". To odeszlaby znowu od kosciola hahahaha. A facet na starosc poszedl na jej warunki bo zycie zlecialo i czego bedzie w tym wieku szukal hahahaha. To artykuł dobry dla ludzi żyjących w swoim świecie. I jeszcze jedno: jak się wy-ść*ig-a*ła i se*x jej wywietrzal z glowy to teraz by się robiła wierząca, hahahaha. Ludzie mnie nigdy nie przestaną zadziwiać...
AM
~Anna M.
27 września 2020, 15:16
Piękne swiadectwo??? Przecież to niesprawiedliwość! MNIE TEN ARTYKUŁ DOBIJA.