"Czy pójdziesz ze mną do Santiago?" [ŚWIADECTWO]

(fot. shutterstock.com)
Basia

Spotkanie zakończyliśmy śniadaniem o piątej nad ranem w knajpce z naleśnikami. W pewnym momencie Michał chwycił mnie za rękę i zapytał: "Basiu, czy pójdziesz ze mną na spacer do Santiago?". Czułam, że nie chodzi mu tylko o pielgrzymkę, ale o coś więcej. Miałam pewność, że pyta mnie o spacer na koniec świata.

Pragnienie poznania osoby o podobnych wartościach chodziło za mną od dłuższego czasu. Chciałam poznać chłopaka, dla którego moja wiara i przekonania nie byłyby tematem żartów, a raczej wzbudziłyby w nim szacunek do mojej osoby.

Pomimo dość aktywnego życia towarzyskiego w środowisku "katoli" nie udawało mi się poznać nikogo, z kim mogłabym pójść na koniec świata.

Natchniona krótką wizytą w Fatimie, 23 czerwca 2015 roku, rozpoczęłam swoją przygodę z Nowenną Pompejańską w intencji dobrego męża. Po jej skończeniu poczułam pewność, że to, o co prosiłam, spełni się. Zostawiłam więc całą sprawę w rękach Boga i żyłam dalej pracą, rodziną, przyjaciółmi i rozwijaniem pasji.

DEON.PL POLECA

Dokładnie siedem miesięcy później, 23 stycznia 2016 roku, spotkałam Michała. Dzień wcześniej dostałam od niego pierwszą wiadomość, w której zaprosił mnie na spacer. Okazało się, że dowiedział się o mnie od naszego wspólnego przyjaciela. Pomimo marudzenia zgodziłam się.

Mroźny sobotni poranek, -13 stopni, a my uśmiechnięci od ucha do ucha, zachwyceni błękitnym niebem i sobą nawzajem. Z każdym krokiem i słowem Michała zdawałam sobie sprawę, że obok mnie idzie człowiek, który kocha Boga, ludzi, zwierzęta, podróże, pikantną kuchnię, spanie pod gołym niebiem, swing i rock & roll.

Michał dwa lata temu odbył rowerową pielgrzymkę z Warszawy do Santiago de Compostela, po czym "zajechał" jeszcze do Fatimy, modląc się w Kaplicy Objawień o dobrą żonę. Dokładnie tam, gdzie ja rok później modliłam się o dobrego męża. Oboje byliśmy bardzo zaskoczeni, że tak wiele nas łączy.

Oczywiście mając doświadczenie z przeszłości, staraliśmy się zachowywać jak najczystszy umysł, żeby nie dać się ponieść nadmiernej fascynacji i urokowi chwili. Spacer skończył się po dwóch godzinach i braku czucia w palcach, stopach i uszach. Wieczorem pojechaliśmy na potańcówkę w stylu lat 20.

Spotkanie zakończyliśmy śniadaniem o piątej nad ranem w knajpce z naleśnikami. W pewnym momencie Michał chwycił mnie za rękę i zapytał: "Basiu, czy pójdziesz ze mną na spacer do Santiago?". Czułam, że nie chodzi mu tylko o pielgrzymkę, ale o coś więcej. Miałam pewność, że pyta mnie o spacer na koniec świata. Z ufnością i zachowaniem pełni świadomości odpowiedziałam: "Tak".

Tak pięknie się złożyło, że nasze grafiki w tamtym okresie pozwoliły nam na częste spotkania. Od początku znajomości nie było żadnego lukrowania, oszukiwania czy wybielania. Rozmawialiśmy na wiele tematów bardzo szczerze i otwarcie, nie czując zażenowania tym, w co wierzymy, co jest dla nas ważne i istotne w życiu we dwoje.

Byłam szczęśliwa, że spotkałam chłopaka, dla którego nie muszę "obniżać" poprzeczki wartości, ani też nie rezygnować z czystości przedmałżeńskiej. Oczywiście były również romantyczne chwile, niespodzianki, kwiaty, książki z dedykacją, i w końcu miłość.

Dwa tygodnie od pierwszego spaceru pojechaliśmy na Podlasie do moich rodziców, aby poznali Michała. Mama i babcia otrzymały od niego piękne bukiety róż.

Po obiedzie, w trakcie luźnej rozmowy z rodziną, Michał chwycił mnie za rękę, wstał i po wygłoszeniu swoich słów wdzięczności w kierunku rodziców za moje wychowanie, poprosił ich o moją rękę. Wszyscy oniemieli, ja najbardziej. Rodzice byli bardzo zaskoczeni, dlatego Michał postanowił złożyć im deklarację, że będzie o mnie dbał całe życie najlepiej jak to możliwe, bo wie, że jestem darem od Pana Boga. Zgodzili się.

Tydzień później, dokładnie 23 dni od pierwszego spotkania, w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu Michał w obecności przyjaciół i orkiestry zapytał, czy zostanę jego żoną. Zaskoczona niespodzianką, śmiałam się tak głośno, że nie słyszałam jego pytania, więc musiał je powtarzać kilkukrotnie. W końcu usłyszał odpowiedź.

Ślub i wesele odbyły się 13 sierpnia 2016 roku, po prawie siedmiu miesiącach znajomości. Był to cudowny dzień, pełen łez radości i wszechogarniającego szczęścia. Tego dnia usłyszeliśmy od wielu naszych bliskich, że widzą żywą miłość między nami, że kiedy się na nas patrzy, aż chce się wierzyć. Cóż piękniejszego można usłyszeć?

Zgodnie z obietnicą z pierwszego spotkania, po ślubie wyruszyliśmy do Santiago de Compostela, wybierając trasę Camino Inglese. Po osiągnięciu jakubowego celu pojechaliśmy do Fatimy, gdzie już razem, w tej samej Kaplicy Objawień, dziękowaliśmy Maryi za wstawiennictwo w naszych modlitwach, wciąż nie mogąc się nadziwić, jak pięknie ułożyło sie nasze życie.

Dziś, pełni wiary, nadziei i miłości kroczymy razem we wspólnym kierunku, w drodze ku świętości. Czy po ślubie jest inaczej? Czy bańka mydlana pęka, a motyle ulatują w siną dal? Szczerze, jest o niebo lepiej.

Sakrament małżeństwa ma potężną moc. Usuwa przepaść i niszczy wszelkie mury, jakie są między dwojgiem ludzi. Sprawia, że stajecie się jednym ciałem, dosłownie. Przysięga małżeńska daje siłę, aby każdego dnia wzrastać, być lepszym, mądrzejszym, szlachetniejszym, a przede wszystkim wdzięcznym Bogu za dar, który siedzi obok Ciebie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Czy pójdziesz ze mną do Santiago?" [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.