Ernest Bryll: Objawienie siostry Faustyny zmieniło moje spojrzenie na świat

Kraków-Łagiewniki - Krystyna Pruchniewska, CC BY-SA 4.0 www.creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons
KAI

„Chciałbym opowiedzieć o przygodzie z objawieniem siostry Faustyny, które zmieniło moje spojrzenie na świat” – powiedział Ernest Bryll w 2012 r. zapytany o osoby, które wywarły wpływ na jego życie. Poeta, dramaturg i scenarzysta, autor popularnego w latach 80. songu „Psalm stojących w kolejce” oraz poetyckiego dramatu „Wieczernik”, wystawianego w stanie wojennym w kościele przy ul. Żytniej w Warszawie, zmarł 16 marca br.

Chciałbym opowiedzieć o przygodzie z objawieniem siostry Faustyny, które zmieniło moje spojrzenie na świat. Nie mogę powiedzieć, że nic nie wiedziałem o Faustynie – coś tam wiedziałem, ale nie byłem specjalnie zainteresowany tymi sprawami. Traktowałem to jako obrzeże religii, pewien rodzaj folkloru religijnego; nawet nie kwestionowałem, że Faustyna miała objawienia, ale nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia.

W stanie wojennym był wystawiany „Wieczernik” w kościele na Żytniej. To właśnie tutaj w 1925 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia Helenka Kowalska, w zakonie siostra Faustyna. Podczas prób, gdy przechodziłem korytarzem, widziałem jeden z rysunków, robionych dla Faustyny przedstawiający Jezusa miłosiernego z jej wizji. Przechodziliśmy obok tego – i nic nie widzieliśmy. Co więcej, po „Wieczerniku” ks. Czarnowski, który był proboszczem kościoła, jeszcze wtedy w budowie, zaproponował mi, że mogę wziąć stare cegły szamotowe z rozbieranych pieców na kominek, bo wiedział, że buduję dom, a cegły szamotowe były wtedy nie do dostania. Ksiądz nawet dodał, że jest prawdopodobne, że w tych piecach Faustyna piekła chleb. Wziąłem je i powstał z nich bardzo ładny kominek, którego używam do dziś.

Popularność orędzia miłosierdzia w Irlandii

Potem minęły lata stanu wojennego i w 1991 r. zostałem pierwszym ambasadorem w Irlandii, ambasadorem dość nietypowym, bo poetą, który wraz z żoną tłumaczy irlandzkie wiersze. I zdarzyło się chyba w 1992 r., że pojechałem do małego prywatnego hoteliku odbierać jakiegoś artystę i tam nagle zobaczyłem na ścianie obrazek z Faustyną i obraz Miłosiernego. Zbiega właścicielka tego hoteliku, Irlandka, i mówi: „Pan jest z Polski, to niechże nam Pan opowie, jak to było z tą Faustyną, bo u nas w Irlandii to jest bardzo ważne objawienie”. A tu ja stoję, jak ten tępy, coś ględzę, ale naprawdę to nic nie wiem. No, jakoś z tego wybrnąłem. Myślę – niedobrze, że nic nie wiem, bo się zorientowałem, że w Irlandii orędzie miłosierdzia to jest jeden z głównych punktów kultu, prawie narodowego. (…)

Przychodzi siostrzyczka podkuchenna…

W Polsce związałem się z produkcją filmową. (…) Film [o Faustynie z Dorotą Segdą] zostawiał jakieś wrażenie mistyczne, oparte na przeświadczeniu, że Faustyna nie mogła być zrozumiana, a cała jej droga życiowa polegała na tym, że musiała przepychać sprawę nie do przepchnięcia. Bo wyobraźmy sobie, że nam się objawia Pan Jezus i że mamy załatwić, żeby w jakimś kościele zawisnął Jego obraz. Przy naszych nawet dość dobrych stosunkach z Episkopatem czy księżmi, to ja już widzę, że to jest rzecz nie do wykonania. A tam się tak jakoś dziwnie działo, że ta dziewczyna znajdowała osoby, choćby księdza Sopoćkę, które jej pomagały, mimo całego oporu środowiska. Bo opór był ogromny! Ale spróbujmy zrozumieć też tę drugą stronę, choćby przełożoną: przychodzi do niej siostrzyczka podkuchenna i mówi, że Jezus jej się objawił i jeszcze kazał malować obraz. Przecież ona zwaliła na głowę tej przełożonej problemy zupełnie bezsensowne! Czy Jezus naprawdę potrzebuje takiego obrazu?

Kiedyś w czasie spotkania z Marianem [Terleckim, producentem filmowych], żona go spytała, jak ty widzisz tę Faustynę, czy znasz „Dzienniczek”? A Marian, który nie był człowiekiem wielce uczuciowym, powiedział: „Ja przeczytałem to bardzo, bardzo dokładnie, kiedy w latach 80-tych siedziałem w więzieniu”. (…) Marian dodał, że to była przez pewien czas jedyna książka, którą czytał. Poprosiliśmy go o „Dzienniczek”. Przyniósł nam stare wydanie w ceratowej czarnej oprawie, może jedno z pierwszych.

Gdy zacząłem czytać, miałem wrażenie, że otrzymuję bardzo głębokie przesłanie, które nie jest w stanie objąć tego na takim poziomie, na jakim bym chciał. Mieszają się tam rzeczy trochę naiwne z rzeczami ważnymi, ale jednocześnie jest to poczucie, że to naprawdę Jezus jej się objawia. Nawet On mnie trochę denerwował, bo ją tak męczył, a mógł przecież wybrać sobie kogoś innego, który by to szybko załatwił. A przez to, że wybrał sobie Faustynkę, to orędzie nie ma żadnych szans. I jednocześnie wbrew oporowi wszystkich, łącznie z oporem całych kół Episkopatu, to się realizowało. I potem takie dziwne przypadki, że Wojtyła chodził do pracy koło tego klasztoru i coś do niego może przemówiło, że jak został papieżem, zaczął o to walczyć.

Ciągła szarpanina świata i Boga

Wtedy zdałem sobie sprawę, że to bardzo poważnie zmieniło moje życie. Zacząłem myśleć sobie, że właściwie wszystkie ważne sprawy, a szczególnie te, które my uważamy, że są nadawane przez Boga światu, nie mogą być nadane cudem, bo świat opiera się na wolnej woli, i że zawsze jest to jakby z góry skazane na przegraną. Pomyślałem sobie, że gdyby były jakieś anioły public relations, to przecież wyrywałyby sobie pióra z powodu planu Boga zesłania Jezusa na ziemię. To wszystko było bezsensownie zorganizowane: zesłanie do narodu, który był pogardzany, do jakiejś Galilei, która była pogardzana przez tych ważnych z Judei, do języka aramejskiego, który był znany, ale prowincjonalny. W dodatku Jezus pewnie mówił z akcentem galilejskim, który wyniósł z miejsca swego urodzenia, bo przecież po akcencie poznawano jego uczniów. Musiał wkurzać tych wszystkich faryzeuszy. Wyobraźmy sobie, że ktoś teraz mówi ważne rzeczy z akcentem śląskim albo lwowskim. To wszystko nie miało sensu! To trzeba było zrobić w innej rodzinie, w innym kraju, w innym wykształceniu, żeby to poszło w świat. Przecież to wszystko było zamierzone co najwyżej na jakieś beznadziejnie prowincjonalne! (…)

Historia Faustyny zmieniła moje nastawienie do świata

Nagle zrozumiałem, że tu wypełnia się coś, co przekracza tak zwaną normalną logikę świata. Objawienie Faustyny właśnie punktuje tę sprawę, bo przecież dawniej, w Ewangeliach, też o tym mówiono. Ale może teraz szczególnie było światu potrzebne: zdanie sobie sprawy, że jest nielogiczność tej miłości i nielogiczność tego miłosierdzia, i tego zakochania się w nas Boga, i tego wybaczania, i tego bólu Boga – można to tak nawet powiedzieć – która tworzy przestrzeń w obecnym czasie dającą nam szansę. Może coś stało się w tym świecie takiego, że trzeba było wyłożyć kawę na ławę, łopatą do głowy, i że to padło jak zwykle na kogoś, który z punktu widzenia public relations nie miał najmniejszych szans. I po raz kolejny zostało to zrobione w sposób niebywały, bo ten kult rośnie na całym świecie w sposób zastanawiający.

Powiedzmy sobie uczciwie, że nie jest ten kult zbyt kochany przez ludzi, którzy próbują zrozumieć naszą relację z Bogiem intelektualnie. Bo to okropnie przeszkadza, jak przeszkadzał ten smród pieluszek w narodzeniu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa – nie mogli przyjąć Boga, który sikał w pieluchy, nawet krzyczano, że trzeba wywalić tą część Ewangelii Łukaszowej. Podobnie z miłosierdziem jest coś nie w porządku logicznie, i właśnie w tym nieporządku kryje się niebywała szansa, bo to odpowiada naszym skrytym marzeniom, że jednak jakoś zostaniemy zrozumiani.

Historia Faustyny zmieniła moje intelektualne i uczuciowe nastawienie do świata i do tego, jak to będzie z nami i na co my zasługujemy. Bo po sprawiedliwości, to nie zasługujemy na nic, i właściwie powinniśmy sami zagryźć się na śmierć. Ale miłosierdzie daje szansę, tak, że jeżeli jest piekło, to ono jest zaludnione tylko tymi, którzy mówią: zrobiłem źle, bo to mi się podobało – takich ludzi znajdujemy w życiu. Choć większość do końca nie wie, że robi źle, ba, nawet uważają, że robią dobrze! Odtąd zacząłem inaczej patrzeć na świat, na ludzi.

A poza tym zauważyłem, że ten kult szerzy się wśród narodów, które potrzebują szansy miłosierdzia, wśród Irlandczyków, którzy mają poczucie pęknięcia, niejasności swojego położenia; wśród społeczeństw, które wiszą na włosku z powodów politycznych i ekonomicznych, głodu, nieszczęść...

Sanktuarium Miłosierdzia - Kraków-Łagiewniki - https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/Objawienie o miłosierdziu Bożym pozwoliło mi inaczej spojrzeć także na siebie. Przy czym, niestety, wcale mnie to nie poprawiło! No, ale z drugiej strony uważam, że posiadanie przez Boga ludzkiej natury i posiadanie jej w sposób pełny zakłada zrozumienie, jak trudno być dobrym, będąc niedoskonałym i czasowym.

To wszystko jest idiotyczne logicznie. Bo uważamy, że doskonały Bóg powinien znać wszystko to, co poznał wcielając się w ludzką osobę. A ja myślę, że nie. Myślę, że musiał przyjąć także zasadę wolnej woli, która postawiła go wobec możliwości czynienia tak albo tak. Tak rozumiem np. kuszenie Jezusa na pustyni, które inaczej jest dla mnie żadne, bo przecież jeżeli diabeł by wiedział, że kusi Boga, to jego propozycje są żałosne i śmieszne. Jeżeli Bóg by wiedział, że jest Bogiem będąc kuszony, to jego odpowiedzi są też, że tak powiem, wątpliwe. Dla mnie jedyne wytłumaczenie jest takie, że coś było zawieszone i że On musiał przejść to jako człowiek. Bo to przenikanie się człowieczeństwa i boskości w Jezusie to jest w ogóle rzecz trudna i nie da się tego wytłumaczyć. Myślę, że bez tego przejścia przez miłosierdzie, to chyba bym tego intelektualnie nie zrozumiał, że miałbym poczucie pęknięcia katolicyzmu: na uczuciowy i intelektualny.

To są sprawy trudne. Nasza religia jest po prostu religią oksymoronu – „Bóg się rodzi”. I wszystko w nas jest religią oksymoronu, tzn. coś jest intelektualne, a jednocześnie nie jest. Bo intelektualnie próbujemy podejść do problemów, które właściwie są niemożliwe do pełnego zrozumienia. To są ciągłe pulsowania i są różnego rodzaju odcienie w chrześcijaństwie, a w katolicyzmie szczególnie. Jakby zapytać Faustynkę, to ona przecież nie umiała nic z siebie wyjaśnić, a jednocześnie realizowała rzeczy niemożliwe do wykonania.

Ale istnieje też niebezpieczeństwo, że my się w uczuciowości tak zatopimy, że miłosierdzie zrobi się miałkie. Bo to wszystko jest przeciwne naszym ludzkim wyobrażeniom. Dlatego czasami rozumiem tych, którzy troszkę to studzą, tak jak Faustynkę studzono – przecież wszyscy ją jakby obkładali lodem – „Uspokój się, dziewczyno”. Przecież nie robili tego ze złości.

Gdyby to było wymyślone, to by było bardziej logiczne

Myślę, że istota Faustyny jest istotą naszej wiary: to jest przebijanie się czegoś, co w pewnym momencie staje się zrozumiałe i poddaje się intelektualnemu badaniu, ale przebijanie się przez pewnego rodzaju chwastowisko, niejasności, wątpliwości, że to właśnie takie było zawsze. I myślę, że to jest szalenie ważna rzecz w tym przebijaniu się, bo to daje mnie osobiście przekonanie, że coś, co nie ma w zasadzie żadnych szans z punktu widzenia logicznego, wszystko, co powinno być inaczej zrobione, a jest robione przeciwko temu, daje największe owoce.

Od kiedy to zrozumiałem, zupełnie inaczej patrzę na tzw. ruchy beznadziejne, które bardzo często pojawiają się w historii ludzkości. Odnosi się to także do wielu innych rzeczy, do bytowania naszego. Z jednej strony chcielibyśmy, żeby wszystko działało, a z drugiej widzimy, że to działa zupełnie inaczej. I w tym momencie dla mnie świat robi się bogaty, nieprzewidywalny. Ta linia oksymoronu idzie od samego początku, od narodzenia Jezusa. Właściwie jest niemożliwe to, w co wierzymy. Chrześcijaństwo jest jedyną religią monoteistyczną z wielkich religii, która zakłada oksymoron, niemożliwość. Bo myślę, że gdyby to było tylko wymyślone, to by było o wiele bardziej logiczne.

(Wypowiedź Ernesta Brylla, nagrana 10 maja 2012 r., opublikowana w: „Bunt Młodych Duchem” (nr 67/2012), w cyklu: „Jaka osoba poznana osobiście lub poprzez lekturę wywarła wpływ na moje życie?”. Śródtytuły pochodzą od redakcji).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ernest Bryll: Objawienie siostry Faustyny zmieniło moje spojrzenie na świat
Komentarze (16)
JK
~Jolanta Korzeniowska
21 marca 2024, 20:09
Ponawiam wpis który został ocenzurowany, mimo że był na temat: "[Jezus] musiał wkurzać tych wszystkich faryzeuszy" co to za język ? Jakich "wszystkich" ? Józefa z Arymatei czy Nikodema też "wkurzał" ? A może nie byli faryzeuszami ?
AE
~Anna Elżbieta
19 marca 2024, 21:47
Bóg się objawia ludziom, także w objawieniach prywatnych, często nieujawnianych przez te osoby, może tylko zaufanemu spowiednikowi lub bardzo bliskim duchowo osobom. Bóg, który jest tak blisko w człowieku, mieszka w nim... Oczywiście to często nie są objawienia, o których mnożna by było mówić światu, bo dotyczą często spraw bardzo osobistych, osobistego życia. Ale On jest, żyje w nas, mówi do nas, a my rozmawiamy przecież z Nim. Nie mówimy w próżnię! I to nie są urojenia. To jest prawdziwe życie duchowe, wewnętrzne. Dlatego w bardzo wielu prywatnych objawieniach jest Boża Prawda i Boże słowa. Ale oczywiście trzeba być roztropnym, bo także ludzie z chorobami psychicznymi mogą uważać, że mają objawienia, a to jest choroba. Dlatego ufamy Kościołowi, Jego ocenie, choć niekiedy na tę decyzję Kościoła trzeba bardzo długo czekać. Bo Kościół musi być wiarygodny.
KI
Kam il
17 marca 2024, 23:42
Z wieloma rzeczami się zgadzam z Panem Ernestem św. pamięci. A brak logiki ludzkiej w dziele miłosierdzia i w tym że zostało to zlecone św Faustynie bardzo łatwo tłumaczy Izajasz 55 werset 8. Wasze drogi nie są moimi drogami i wasze myśli nie są moimi myślami. W innym miejscu św. Paweł piszę w jednym z listów: Spodobało się Bogu uczynić mądrość świata głupstwem a głupotę świata Mądrością. Dużo można tu rzeczy wymienić, które dają nam potwierdzenie że Bóg działa inaczej niż my zwykli ludzie i przez to często nie rozumiemy czemu tacy mali ludzie niosą takie wielkie przesłania :) dużo Bożego miłosierdzia;)
AB
~Anita Boff
17 marca 2024, 19:37
Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie
JK
~Jolanta Korzeniowska
17 marca 2024, 19:18
Żadne "prywatne objawienia" nie są prawdą wiary.
LH
~Leon Hedwig
18 marca 2024, 00:12
Zamiast się wymądrzać, niech Pani lepiej pomyśli, ile dobra światu i ludziom przyniosły słowa zapisane przez św. siostrę Faustynę
JK
~Jolanta Korzeniowska
18 marca 2024, 16:12
Dlaczego mój wpis jest minusowany ? Obraża czyjeś uczucia religijne ?
JK
~Jolanta Korzeniowska
18 marca 2024, 16:52
Jakie "wymądrzać" ? W imię czego mnie Pan pucza ? Piszę prawdę, że "objawienia" nie są prawdą.
MP
~Max Payne
18 marca 2024, 22:47
Bo jest GŁUPI
~Jan Ślepowroński
19 marca 2024, 08:30
To prawda. Przypominają jedynie, pomagają w lepszym zrozumieniu i przyjęciu prawd dawno już przez Boga objawionych, a które my grzeszni ludzie często ignorujemy.
AB
~Antoni Block
19 marca 2024, 08:53
Do JK: Jest minusowany bo współczesnego katolicyzmu (przynajmniej w Polsce i w wersji powszechnie obowiązującej) nie można sobie wyobrazić bez objawień, proroctw, obietnic udzielonych komuś tam, przepowiedni, wizji itd...
RA
~Rena Ata
19 marca 2024, 10:38
Oczywiście nie musimy w nie wierzyć. Nie należy jednak negować tego, że Bóg je dopuszcza, aby pomóc ludziom w wierze. To dokonało się w życiu sp. Ernesta Bryła. O to chodziło w powyższym tekście. Serdecznie pozdrawiam. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
AS
~A. Szczawiński
19 marca 2024, 13:57
Nie, nie obraża. Ale Twój wpis obniża wartość spotkania Pana Jezusa ze św. Faustyną i Jego słów o Miłosierdziu. Nawet jeśli nie taka była Twoja intencja.
JK
~Jolanta Korzeniowska
19 marca 2024, 15:57
Do Maxa "Bo jest GŁUPI" o jak ładnie, a co mówi Mt 5, 22 o wyzywaniu o "głupich" ? Do A. Szczawińskiego "Twój wpis obniża wartość spotkania Pana Jezusa ze św. Faustyną" To także nie jest prawdą wiary. Do AntoniegoBlocka : dzięki za zrozumienie.
JE
~Józ Ef
19 marca 2024, 16:49
Raczej nie, po prostu, wydaje mi się: jest nie na temat.
JK
~Jolanta Korzeniowska
19 marca 2024, 17:42
Jaki "nie na temat" ? Przecież mowa "objawieniach prywatnych" i o tym jest artykuł.