Matka Cabrini - święta, która nie wsiadła na Titanica
Historia Matki Franciszki Ksawery Cabrini – pierwszej amerykańskiej świętej – pełna jest niezwykłych zbiegów okoliczności i dramatycznych podróży. Choć nie znosiła morskich rejsów, to właśnie morze kilkakrotnie ocaliło jej życie, a opatrzność uchroniła ją nawet przed wejściem na pokład Titanica.
- Dlaczego Matka Cabrini nie popłynęła Titanic'iem?
- Wspomnienia z rejsu La Normandie
- Lodowe pola i cud opóźnienia
- Atak na pociąg w Teksasie
- Jej duchowość: pełne zaufanie Bożej opatrzności
Matka Franciszka Cabrini, pierwsza kanonizowana obywatelka USA, była znana z odwagi i niezwykłej determinacji, choć sama przyznawała, że nie cierpi podróży morskich. Paradoksalnie to właśnie podczas takich wypraw wielokrotnie była świadkiem wydarzeń, które – jak wierzyła – odsłaniały działanie Bożej opatrzności. Najbardziej znanym z nich pozostaje historia z 1912 roku, kiedy to jej siostry w Anglii zarezerwowały dla niej bilet na dziewiczy rejs nowoczesnego liniowca RMS Titanic. Matka Cabrini nigdy jednak nie dotarła na pokład. Otrzymawszy nagłą wiadomość o problemach w nowojorskim szpitalu Columbus, który sama założyła, zmieniła plany i popłynęła wcześniej z Neapolu, by osobiście ratować trudną sytuację placówki. W liście napisanym tuż po katastrofie podkreśliła, że „Boska Opatrzność nie dopuściła”, by znalazła się na tonącym statku.
Ta dramatyczna historia nie była w jej życiu wyjątkiem. Już podczas drugiej podróży do Ameryki, w 1890 roku, płynęła wraz z tysiącem pasażerów na pokładzie statku La Normandie, gdy sztorm zamienił Atlantyk w kipiącą toń. Matka Cabrini – choć świadoma zagrożenia – zachowywała spokój, gotowa ratować swoje siostry, jeśli padnie komenda do opuszczenia statku. Pisała listy nawet w środku burzy, opisując potęgę oceanu i „cudowność Bożych dzieł”. Gdy pewnej nocy statek nagle się zatrzymał, a załoga przygotowywała się na najgorsze, okazało się, że awaria silnika spowodowała długie, wielogodzinne opóźnienie. Dopiero potem wyszło na jaw, że zwłoka ocaliła życie pasażerów: dwa dni później La Normandie wpłynęła w ogromne pole lodowe, gdzie góry lodowe górowały nad statkiem jak poszarpane klify. Gdyby jednostka dotarła tam w nocy — mogłoby dojść do tragedii podobnej do tej, jaka spotkała Titanica.
Niebezpieczne przygody Matki Cabrini nie kończyły się jednak na morzu. W drodze między sierocińcami w Teksasie pociąg, którym podróżowała, został ostrzelany przez napastników. Jedna z kul trafiła tuż obok jej głowy. Później tłumaczyła współpasażerom, że powierzyła podróż Najświętszemu Sercu Jezusa, a w liście napisała: „Cudownie żyję”.
Wszystkie te wydarzenia utwierdzały ją w przekonaniu, że człowiek nie powinien polegać na własnych siłach, lecz ufać Opatrzności. Jak sama pisała: „Wspierana przez mojego Ukochanego, żadna przeciwność mnie nie wstrząśnie”. Jej życie – od ocalenia z Titanica, po spotkania z burzami i kulami – dla wielu pozostaje świadectwem wiary, odwagi i niezwykłej ufności.
Skomentuj artykuł