Małżeństwo katoliczki i protestanta

(fot. shutterstock.com)
Zuzia i Tomek

Bóg sam powiedział, że zjednoczy wszystko w Chrystusie jako głowie - mówi Tomek. Jest protestantem. Jego żona, Zuza, to katoliczka. Jedność, o której mówi Biblia, dzieje się na ich oczach każdego dnia.

Zuzia

Ponad 20 lat byłam bardzo religijną katoliczką. Ciągle skupiona na tym, by zadowolić Boga. By za wszelką cenę udowodnić Mu, że jestem warta Jego miłości.

Im bardziej się starałam, tym częściej zawalałam, a moje życie po przekroczeniu progu kościoła było zaprzeczeniem życia w kościele. Nie byłam po prostu w stanie udźwignąć ciężaru uczynków, jaki na siebie nakładałam (święcie przekonana, że te ciężary nakłada na mnie Bóg).

DEON.PL POLECA

I w takim stanie kilka lat temu przyczepił się do mnie pewien protestant. I zadał jedno pytanie, które później zrewolucjonizowało moje życie: "Dlaczego chodzisz do kościoła skoro w tym chodzeniu nie ma pasji dla Boga?". Było jeszcze jedno: "Jak chcesz poznać naturę Boga i to, co On ma dla Ciebie, skoro nie czytasz Biblii?".

Tak zaczęły się miesiące (albo raczej lata) rozmów o Bogu, Kościele, o obowiązkach i ciężarach, które wtedy wydawały mi się częścią mojej religii. Tomek zadawał mi mnóstwo pytań, zresztą zadawał je również sobie. Ja nie znałam odpowiedzi, ale czułam, że bardzo chcę poznać mojego Boga i zrozumieć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Kupiłam zatem Biblię. Czytałam, czytałam czytałam...

I wtedy zakochałam się w Jezusie. W Biblii przeczytałam, że moje zbawienia nie zależy od tego, jak bardzo się napnę i ile dobrego zrobię. Że moja świętość nie zależy od tego ile dobrych uczynków mam na koncie. Zakochałam się w Bogu, który uniżył dla mnie samego siebie i zawisnął na krzyżu, żebym ja była czysta, wolna od grzechu i dostała nowe życie.

W odkrywaniu chrześcijaństwa pomógł mi nie tylko mąż, ale również wspólnota. Zaraz po zakupie Biblii dołączyłam do małej grupy formacyjnej w Głosie na Pustyni - wspólnocie, w której jesteśmy z mężem od 3 lat.

Dlaczego między chrześcijanami jest tyle nienawiści i sporów? Wiem jedno. Dopóki będziemy się bić Biblią po głowie i strzelać do siebie argumentami, to nigdy nic się nie zmieni.

Gdzie w tym wszystkim jest Chrystus? Co Bóg myśli o nas, kiedy patrzy na naszą wściekłość? W naszym życiu przeszliśmy naprawdę prawdziwą lekcję z dyskutowania. Kłóciliśmy się o wszystko na wszystkie sposoby. Do momentu, kiedy zaprosiliśmy Jezusa, aby On nas poprowadził.

Kiedy zamiast na dyskutowaniu, skupiliśmy się na wspólnej modlitwie. Choć takie małżeństwo po ludzku wydaje się niemożliwe, dla Boga nie ma w tym żadnego problemu. On jest przecież Bogiem wszechmogącym i współdziała z nami dla naszego dobra. Wierzymy, że tak nas prowadzi i widzimy konkretne owoce.

Jestem dzieckiem Bożym, dlatego pytam mojego Tatę o to, co mam robić, jak mam robić. Zawszę znajduję odpowiedź, bo On jest wierny. To On kieruje nasz wzrok ku temu, który jednoczy, a nie dzieli, na Jezusa. Jeśli masz Jezusa, oddajesz mu swoje życie - masz wszystko. Na Nim się skupiamy, czytamy Boże Słowo, codziennie wspólnie się modlimy i zawsze wracamy do źródła.

To nie znaczy, że nie ma problemów i różnic. Różnice są, ale ważniejsze jest to, że naszym Panem jest Jezus. Nic tak bardzo nie jednoczy.

To małżeństwo prowokuje mnie do sięgania głębiej, do wczytywania się w Słowo, do poznawania Boga bardziej. Uczy mnie szacunku, inspiruje i motywuje do miłości. To, że mamy braci w innych denominacjach jest dla nas bogactwem, możemy wzajemnie wymieniać się darami, które Bóg złożył w naszych Kościołach. I paradoksalnie, wcale nie przestałam kochać Kościoła Katolickiego. Zaczęłam go kochać jeszcze bardziej.

Tomek

Popatrzmy na kościół prześladowany. Na chrześcijan na całym świecie. Na te ciemne miejsca: Erytrea, Korea Północna, Chiny, Nigeria i wiele innych. Przystawiając pistolet do głowy, prześladowcy nie pytają cię, czy jesteś katolikiem, czy protestantem.

Pytają, czy wierzysz w Jezusa, czy On jest Twoim Panem? Traktują ich tak samo, wrzucają do jednego worka. Paradoksalnie, nasi prześladowcy traktują nas jako jedno, a my sami z tego worka wychodzimy i dzielimy się, podkreślając to, co nas dzieli.

W jedności nie chodzi o to, by narzucać sobie zdania, choć konfrontacja naszych postaw serca z Bożym Słowem jest niezwykle potrzebna. Chodzi o to, by być jednego serca, jednego Ducha, według Bożych standardów. Powinno nas wszystkich zastanowić, dlaczego Jezus w tak ważnym momencie, przed swoją śmiercią wołał, abyśmy byli jedno (J 17,21)? Dlaczego tak bardzo mu na tym zależy? A skoro Jemu na tym zależy, to jak może nie zależeć nam?

Takie małżeństwo uczy mnie pokory. Zamiast wymądrzania się w swojej jedynej prawdzie, uczy krytycznego patrzenia na tę prawdę, którą często nosimy nawet nie w swoim sercu, ale głowie. Takich przekonań, które od lat narastają, jest mnóstwo, a często odbiegają one od rzeczywistości.

Dla mnie rewolucyjne było odkrycie wspólnot katolickich, w których czuję się właściwie tak samo dobrze jak w wielu zborach protestanckich. Takich, które kładą nacisk na Jezusa i Boże Słowo, które mocno podkreślając fundament wiary.

Czuję się tam jak w domu, a nie skupiam się na wszelkich różnicach, które kiedyś mocno mnie dotykały. Kiedy parę lat temu przyszedłem do Głosu na Pustyni i zobaczyłem, że tam też jest uwielbienie, byłem wewnętrznie zły. Czułem, że ktoś mnie okrada z mojej jedynej prawdy (przecież uwielbienie to tylko u protestantów!). A czym jest prawda? Jest zakorzeniona tylko w osobie Jezusa Chrystusa, nie w doktrynie, czy miejscu. Ważne, by trzymać się Jego Słowa, mieć z Nim żywą, osobistą relację.

Jestem głową rodziny. Czuję się odpowiedzialny za moją żonę, siebie i nasze przyszłe dzieci. Jednego pragnę - aby moja rodzina była pełna pasji dla Jezusa. Pragniemy wychować nasze dzieci na takie, które będą kochały Boga i zawsze kierowały się Słowem. Denominacja jest drugorzędna.

Jesteśmy zafascynowani tym, co Duch Święty czyni w Kościele. Bóg sam powiedział, że zjednoczy wszystko w Chrystusie jako Głowie (Ef 1,10). To dzieje się na naszych oczach. Chrześcijanie, tak jak w tym tygodniu, spotykają się razem, by wołać o jedność, o pojednanie. Duch wzbudza w naszych sercach pragnienie jedności, po to, aby świat uwierzył, że Bóg posłał Jezusa dla naszego zbawienia (J 17,23).

Zuzia - PR-owiec, katoliczka. Tomek - prawnik, kościół zielonoświątkowy

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Małżeństwo katoliczki i protestanta
Komentarze (7)
AC
Anna Chmielewska
25 stycznia 2016, 14:31
Wiadomo w jakim kościele para wzięła ślub? w katolickim czy protestanckim?
22 stycznia 2016, 23:12
To strasznie skomplikowane i nie widzę w tym przyszłości a zwłaszcza, iż są w "Głosie na pustyni". Trochę o tej wspólnocie napiszę. Uogólniając, to po prostu wspólnota, która ma więcej wspólnego z "zielonymi", niż z katolikami a w/g mnie katolickość to tylko przykrywka. No ale powiedzmy, że jeszcze to nie jest groźne. O wiele groźniejsza jest manipulacja występująca w owej a więc wszelkie "uzdrawiania", nie wspomnę o tym, że mają zapędy na wskrzeszanie z marłych. To nie żart :-), oni chcą to robić, co oczywiście im się nie uda, ale to nie znaczy, że w swoich zapędach nagle nie wmówią komuś lub nawet sobie samym, że takie coś się będzie działo. No i dlatego "głos" to kolejna wspólnota z która mam "na pieńku" :-). To nie żart i już im się "oberwało" :-), ale to z powodu mojej osobistej interewewncji "ci panowie" nie przyjechali do mojej parafii :-). Śmieję się ale to naprawdę nie żart :-), - "dostali trzęsiawki" i nie przyjechali a właściwie jeden z członków do N. Targu. No i chwała Bogu :-), po co nam owi ? No i takie mam osobiste potyczki z różnymi "charyzmatykami" :-). No ale, jeżeli jest takie małżeństwo i jest we wspólnocie w jakiś sposób destrukcyjnej, to jaką ono ma przyszłość ? Nie ma przyszłości, co nie znaczy, że owo małżeństwo nie może jakoś egzystować a zwłaszcza, że kiedyś - ten pan - mąż będzie informował lub nawet jakoś tam wmawiał swojemu dziecku coś w stylu "nie będziesz spożywał Chrystusa, ale opłatek (chlebek)". No i jak takie dziecko później ma rozumieć istotę komunii świętej ? Nie wspomnę tutaj o innych sakramentach lub dogmatach katolickich. Ok. - rozwiązanie jest, ale trzeba po prostu błagać Miłosierdzie Boże o nawrócenie - tego pana a czas ? Ano czas należy do Boga :-).
PA
Piotr A.
23 stycznia 2016, 00:02
Tak z ciekawości spytam... Jak rozumiesz słowa Jezusa: "Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!" (Mt 10,8) lub "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca" (J 14,12)?
26 stycznia 2016, 21:25
Brrrrr :-) a coż to za pytanie ? To będę też pytał :-), w końcu Jezus też tak często robił, albo wogóle nie odpowiadał na pytania :-). Do kogo to powiedział Jezus ?, komu dał takie możliwości, czy władzę ? Kto, gdzie i kiedy na przestrzeni wieków - "dokonywał tych dzieł" i jak onie się działy ? :-). Kurcze, no nie, bo "zapytam na śmierć" :-), odpowiedź - Jezus wybiera "do tych dzieł" ludzi szczególnych a nie pierwszych lepszych a zwłaszcza nie wybiera do tego ludzi o podłożu podejrzanym, np. psychopatów lub byłych przestępców. Znam pewnego przestępca (to psychopata), który też się chwali, iż "dokonuje większych dzieł od Jezusa". Nooo, ale on tylko się chwali a tak naprawdę manipuluje, z resztą jak duża część różnych "manów - charyzmanów" :-). Ok. pytanie - a jak określić, że dane "dzieło" to cud a nie np. efekt placebo ? To jeszcze jedno pytanie :-), a jak "wyrzuciłem złego ducha z opętanego" przez internet, to co to było ? To nie żart (chociaż nie wiem, co z tym człowiekiem się podziało ), ale przynajmniej już nie atakuje kościoła katolickiego na wszelkie możliwe sposoby i "nie usprawiedliwia szatana", poprzez swoje myśli "teo - filozoficzne", w stylu - cytuję "szatan też będzie zbawiony". No a jeżeli, poprzez wyrzucenie złego ducha z członka głosu na pustyni, nie przyjechał do parafii, to co to było ? Naprawdę tak zrobiłem :-), ale nie chce mi się przypominać dokładnie jakich słów użyłem, w każdym razie, mój e-mail dotarł do lidera "głosu" a tenże zabronił przyjeżdzać swojemu koledze do nas :-). Naprawdę, bo pomyliłem e-maile :-), i tak się stało, no i co ?, no i co to było ? Ach, powiem już amen :-).
PG
Pawel G
22 stycznia 2016, 20:49
Małżeństwa interkonfesyjne to trudna sprawa i nieraz lepiej zrezygnować z ich zawierania. Tak nauczał Kościół do niedawna, a i dzisiaj nauczają tak ci, którzy mają odwagę. Tych dwoje zrozumie to lepiej, jeśli wiara zacznie w ich życiu odgrywać naprawdę istotną rolę, a skończy się burza uczuć. Życie wszystko zweryfikuje. Na razie mówią jak ludzie, którzy są na biochemicznym rauszu.
Piotr Szyndrowski
22 stycznia 2016, 10:06
Piękne świadectwa, mówiące o prawdziwej i głębokiej wierze. Życzę Zuzi i Tomkowi szczęścia w życiu, odwagi w znoszeniu prześladowań i cierpliwości w dźwiganiu wszelkich trudów. Chwała Panu!
22 stycznia 2016, 23:30
Świadectwa? Chyba o niedojrzałości religijnej Zuzi, która zadziwiająco łatwo dała się urobić heretykowi.  Prześladowania? Chyba czytelników jakością formacji katolickiej.