"Myślałem, że moja żona umrze. Wtedy usłyszałem wyraźnie niezwykły głos"

(fot. Sławomir Klimczyk)
Sławomir Klimczyk

Z powodu nasilenia ataków padaczki nietypowej moja żona Katarzyna przez trzy dni nie śpi. Pod sercem nosi naszą córeczkę. Atak doprowadza do tego, że wzywamy karetkę. Kasia trafia do szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, gdzie niestety bagatelizują problem.

Czuwam przy Kasi, która kolejną noc nie śpi, a nad ranem teściowa, która Mnie zmienia, robi wielki hałas i wymusza, aby szpital przewiózł Kasię do innego ośrodka. Udaje się i żona jedzie do Kopernika w Łodzi. Tam pani doktor po wstępnych badaniach (i w końcu tomografii głowy) informuje nas, że stan Kasi jest bardzo ciężki i że ta noc będzie decydująca.

Teściowa była załamana, ale dziwnie ja - kiedy na sygnale samochodem jechałem do szpitala ciągle płacząc z myślą w głowie, że stracę ukochaną osobę - słyszałem wyraźnie głos "nie martw się, wszystko będzie dobrze". To mnie uspokajało.

Święty ksiądz i fala modlitwy

W szpitalu nic nie mogłem zrobić poza uruchomieniem przez znajomych księży i przyjaciół fali modlitwy za zdrowie Żony. Po kontakcie ze znajomym księdzem z Caritas, Arkadiuszem, pojawił się przy mnie posługujący właśnie w tym szpitalu ks. Juliusz (człowiek, jak się później okazało, święty). Ks. Juliusz był przy mnie, kiedy płakałem, a na powitanie poczęstował mnie czekoladowym cukierkiem. Dalej porozmawiał z lekarzami, dopytał co i jak, i uruchomił falę modlitwy za żonę i dzidziusia w brzuchu, jako że codziennie odprawiał msze w szpitalu dla najciężej chorych z oddziału onkologii.

DEON.PL POLECA

Dodatkowo wezwał grupę modlitewną z Łodzi, która modliła się nad żoną, dzidziusiem i mną. Na koniec wydarzył się fenomen - ks. Juliusz wręczył mi tacę ze zbiórki po mszy ze słowami, że to mi bardziej są te pieniądze teraz potrzebne (co było prawdą, ponieważ tylkoja pracowałem; mieliśmy dwójkę dzieci, które szykowały się do szkoły i drugie do przedszkola).

Do tej pory nie wiem, jak dziękować

Nie wiedziałem, jak dziękować. Zamurowało Mnie. Modlitwa i wsparcie materialne, i ten do dzisiaj pamiętany przez nas uśmiech ks. Juliusza to dowód, że ten kapłan był i jest nadal prawdziwym uczniem Chrystusa. Głos który usłyszałem w samochodzie, jak jechałem do żony, nie pomylił się. Żona wyzdrowiała, a po 4 miesiącach urodziła się mała piękna Zosia i całkiem zdrowa, mimo przyjęcia wielu leków ciężkich przy ratowaniu żony.

Pamiętamy o ks. Juliuszu i modlimy się za Niego po dziś dzień, a Zosia ma już 6 lat i szykuje się do pierwszej klasy.

To był cud wymodlony i cud spotkania świętego, zwyczajnego człowieka w postaci ks. Juliusza. Żona, gdy się wybudziła, opowiedziała o tym, jak była po drugiej stronie, widziała Nas i nie chciała stamtąd wracać. Widziała całe swoje życie w zwierciadle, dostała nakaz zmiany w stosunku do swojej teściowej i choć nie chciała ze względu na odczucie pełnej nie do opisania miłości, to wróciła do nas w pełni zdrowa. Ja wiem, że Chrystus był przy Mnie i to był Jego głos.

* * *

Autorem świadectwa jest pan Sławomir Klimczyk, który skorzystał z naszego formularza "dobrych newsów" i przesłał nam powyższy tekst oraz zdjęcia swojej rodziny (po prawej córeczka, Zosia, dziś cała i zdrowa):

I osobno zdjęcie syna, Huberta:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Myślałem, że moja żona umrze. Wtedy usłyszałem wyraźnie niezwykły głos"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.