Niepłodność to stan permanentnego cierpienia

Fot. freestocks / Unsplash
Żaneta Pawłowska

Niepłodność jest trudna, jest ciągłym cierpieniem, a pary, które jej doświadczają, żyją wokół Ciebie i codziennie mierzą się z rozczarowaniem i niespełnioną nadzieją.

Nie mam dzieci.

Chciałabym nie czuć się z tego powodu gorsza, ale naprawdę nie jest to proste. Dlaczego? Poświęć chwilę, aby przeczytać ten tekst. Może pomoże Ci zrozumieć kogoś z Twojego otoczenia…

DEON.PL POLECA

Brak dzieci nie jest wyborem moim i mojego męża. Oboje bardzo pragniemy mieć potomstwo. Najlepiej co najmniej szóstkę albo i więcej. Jak Bóg da. Ale nie daje.

W ten sposób jesteśmy jedną z 1 500 000 polskich par, których dotyka niepłodność.

1 500 000 par – 3 000 000 osób, z których każda historia jest inna. To sporo, prawda? Aż trudno uwierzyć. Gdzie ci ludzie są? Nie widać ich na ulicach, nie wyróżniają się w sklepie, w kościele nie dają świadectw o swym doświadczeniu.

Nie piszą o tym na Facebooku. A jednak statystyki podają, że istnieją.

Może jednak znasz taką parę? Wiesz, że bardzo chcą, ale nie mogą mieć dzieci. Osądziłeś już ich? Stwierdziłeś w duchu, że przecież mogą adoptować? Zażartowałeś, aby wzięli się do roboty? Może jednak nie wiesz, co o tym sądzić, co im powiedzieć…

Jeśli nigdy w życiu nie doświadczyłeś niemożności posiadania dzieci, bardzo trudno, jeśli w ogóle, będzie Ci zrozumieć, czym jest ból niepłodności.

Tak, ból. Niepłodność to stan permanentnego cierpienia, które rzadko Cię opuszcza. Może ewentualnie zmieniać swoją intensywność, jednak myśl, że pragnienie posiadania dziecka się nie ziszcza, zawsze oblepiona jest bolesnymi odczuciami. Niepłodność to ciągły wyrzut, że Twoje wielkie pragnienie się nie spełnia.

Uważam, iż pragnienie posiadania potomstwa jest wpisane w naturę człowieka. Będąc kobietą, podzielę się swoją perspektywą.

Jako mała dziewczynka bawisz się lalkami. Nawet nie zastanawiasz się, dlaczego tulisz misie, sprawdzasz, czy lale są ciepło ubrane, uwielbiasz spędzać czas przy zrobionym z pudełka po butach domku dla lalek. Tak po prostu jest.

Gdy jesteś większa, widzisz jak opiekuńczość jest wpisana w Twoją naturę. Po prostu troszczysz się o swoje rodzeństwo, chętnie zrobisz kanapkę głodnej koleżance, pocieszysz smutnego przyjaciela. Czasem, będąc nastolatką, wyobrażasz sobie, ze swymi kumpelkami, jak będzie wyglądało Wasze dorosłe życie. Życie, w którym Wasze dzieci będą się razem bawiły, a mężowie z pewnością się zaprzyjaźnią

Potem mija kilka lat i w końcu spotykasz tego jedynego. Może wcześniej byli inni, z którymi próbowałaś ułożyć sobie życie, którym dawałaś szansę, ale w głębi serca czułaś, że to jeszcze nie to. I w końcu jest. Wiesz, że to jego przeznaczył Ci Pan.

Planujecie wspólną przyszłość, kreujecie wizję Waszej rodziny, wybieracie imiona dla dzieci. Tak – dzieci są dla Was oczywistością.

Ślub jest piękny. Podróż poślubna niezapomniana. A potem mija jeden, drugi, dwunasty miesiąc i nic. Okres pojawia się regularnie. Jeden dzień spóźnienia powoduje, że z nadzieją robisz test, ale on już po dwóch minutach zabija Twoje nadzieje. I nie możesz uwierzyć.

Wasz wielki plan się nie realizuje! Pragnienie o Jasiu, Antosiu czy Hani nie urzeczywistnia się.

Ale jak to? Co zrobiliśmy źle? Przecież nie współżyliśmy przed ślubem. Modlimy się, oddajemy nasze małżeństwo Bogu. Nie krzywdzimy innych, jesteśmy otwarci na życie. Chcemy naszym dzieciom przekazać wiarę. Chcemy dać im miłość. Co w tym złego?

Jest przecież tylu rodziców, którzy krzywdzą swoje dzieci. Biją je, gwałcą, głodzą. Oni zasługują na potomstwo, a my nie?

W czym jesteśmy od nich gorsi?

Cykl kobiecy staje się kołem naprzemiennych nadziei, rozczarowania, bólu. Końcówka cyklu to wręcz koszmar, kiedy ścierają się ze sobą nadzieja i pierwsze symptomy zbliżającej się menstruacji. Nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że obolałe piersi i ból podbrzusza zwiastują okres. Przecież czytałaś, że tak czasem wygląda początek ciąży.

A potem widzisz krew. Czasem nie widzisz jej dokładnie, bo jej widok zasłaniają Ci łzy. Przyszło Ci do głowy, że okres dla 1,5 miliona polskich kobiet jest powodem do rozpaczliwego płaczu? Płaczu, któremu towarzyszy fizyczny ból, jakby ktoś przebijał Twoje serce nożem.

Smutek pojawia się również w innych okolicznościach: gdy widzisz bawiące się dzieci, gdy dowiadujesz się o kolejnej ciąży znajomej, gdy usłyszysz słowa…

Tak, każdy wie, że słowa ranią. Pary niepłodne słyszą wiele raniących i niesprawiedliwych słów. Bez wgłębiania się i spytania o ich sytuację, ludzie wiedzą i nie mają oporów, by mówić że wybierają karierę, że wolą podróżować, że zdecydowanie wolą mieć psa niż dziecko.

Jeśli zatem nie rzeczywistość w realu, to może ta wirtualna będzie prostsza w odbiorze?

Kobieta niepłodna wchodzi na Facebooka i widzi, jak wylewają się z niego posty młodych kobiet o tym, jak cudownie jest być matką, jak popularność zdobywają memy o pięknie macierzyństwa. Matki są wszędzie. Nie tylko na ulicy, w przychodni, w sklepie.

Czy widziałeś jakiś post kobiety, która napisze o swej niepłodności? Otwarcie. Nie chowając się za pseudonimem, inicjałami?

Tych kobiet nie widać. One się wstydzą. Nieważne jak abstrakcyjne i nielogiczne jest ich odczucie, one czują się gorsze.

W zalewie - słusznych - hołdów dla macierzyństwa, zachęt do bycia matką, peanów dziękczynnych dla każdej kobiety, która dała życie dziecku, kobiety, które dzieci mieć nie mogą, nie znajdują dla siebie miejsca.

Niepłodność jest nierozumiana.

Nie masz dzieci? Adoptuj. Przecież domy dziecka pękają w szwach. To egoizm nie móc urodzić i nie zdecydować się na adopcję. Nieważne, że adopcja jest powołaniem, że jest drogą piękną, ale nie dla każdego.

Nasze cierpienie odnosimy do Pana Boga - szukamy Go, pytamy, krzyczymy do Niego. Poprzez nasze doświadczenie już wiemy, że to On, nie my, jest Dawcą Życia. Nie znaczy to, że się nie buntujemy, nie przeżywamy kryzysów. Bez niego jednak nie jesteśmy w stanie zrozumieć naszej historii.

Modlimy się, szukamy odpowiedzi w Piśmie Świętym. Jedna, druga, dziesiąta nowenna. Poznajemy cały zastęp Świętych, którzy są orędownikami par niepłodnych. I staramy się trwać przy Nim. Kilka, kilkanaście lat, kiedy mamy wrażenie, że On jest głuchy na nasze modlitwy, że błogosławieństwo, które otrzymaliśmy w dniu ślubu nie realizuje się w naszym życiu.

Wtedy chyba zaczyna się wiara - kiedy nic Ci już nie zostaje, gdy Twoje działania nie przynoszą rezultatów i zrezygnowany, z pustymi rękoma przychodzisz przed Pana, mówiąc „tak”, na to co dla Was przygotował.

Bolesne jest to, że w poszukiwaniach i odkrywaniu Bożej woli tak rzadko towarzyszą niepłodnym małżeństwom Kapłani, którzy ten problem chcieliby zrozumieć. Jest coraz więcej duszpasterstw i wspólnot dla małżeństw pragnących potomstwa, ale to kropla w morzu potrzeb. Chciałabym, aby więcej Kapłanów pochylało się nad małżeństwami, które dzieci mieć nie mogą. Może gdyby ktoś wcześniej otoczył wiele par duszpasterską opieką, zapewnił, że Pan Bóg ich nie skreślił, nie zdecydowaliby się na in vitro, nie obrazili by się na Boga, nie odeszliby z Kościoła?

Dlaczego zatem piszę ten tekst?

Abyś zrozumiała - zrozumiał, że w Polsce 3 000 000 mężczyzn i kobiet cierpią, ponieważ nie mogą mieć upragnionego dziecka. To, co dla jednych jest oczywistością, dla nich pozostaje nieosiągalnym pragnieniem. Może dzięki temu lepiej zrozumiesz Twojego brata, który po trzech latach małżeństwa nadal nie ma dzieci lub bezdzietną przyjaciółkę, która ma łzy w oczach, widząc Twoje maleństwo.

Będę wdzięczna, jeśli zapamiętasz tylko jedno zdanie: niepłodność jest trudna, jest ciągłym cierpieniem, a pary, które jej doświadczają, żyją wokół Ciebie i codziennie mierzą się z rozczarowaniem i niespełnioną nadzieją.

Aby wysłać nam swoje świadectwo, należy wypełnić poniższy formularz:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niepłodność to stan permanentnego cierpienia
Komentarze (8)
ZG
~Z G
20 kwietnia 2020, 10:29
Dziękuję za ten tekst. Bardzo brakuje mi świadectw dotyczących przeżywania niepłodności. Pojawiają się jedynie te dotyczące narodzin dziecka. Nie każdemu małżeństwu niestety jest ono dane...
AB
~A B
18 kwietnia 2020, 16:54
Ja mam inny problem. Nie czuje potrzeby, powołania do posiadania dzieci i czuje się do tego przymuszana. Jakby to był mus i jedyna słuszna droga.
EK
~E K
18 kwietnia 2020, 12:27
Bardzo prawdziwe...czytając ten artykuł czułam się jakby ktoś wypowiedział dokładnie moje przeżycia. Rozumiem ten smutek i cierpienie.
ZO
~Zuzanna O.
17 kwietnia 2020, 23:07
Dziękuję za ten artykuł. Bardzo brakuje takich tekstów. Często podobne historie zamieszczane w Internecie kończą się zwykle tym, że po wielu latach czekania, modlitw itp. pojawia się jednak dziecko... I dobrze! Ale co z tymi ludźmi, u których się jednak nie pojawia? I którzy nie czują powołania do adopcji? Dzięki takim tekstom jak ten tutaj bezdzietni nie czują się tak samotni w ciągłym cierpieniu. Dziękuję!
ES
~e s
17 kwietnia 2020, 14:31
I właśnie tego typu komentarze świadczą o niezrozumieniu tych osób, które jednak nie potrafią z tym żyć.. Dziękuję za ten artykuł, bardzo się w nim odnajduję i dodaje mi otuchy że nie jestem w moim cierpieniu sama <3
NP
~n p
17 kwietnia 2020, 12:28
Bez przesady. Piszę za siebie: da się z tym żyć. Posiadanie dzieci to niejedyny gwarant szczęścia i niejedyna przyczyna cierpienia. Życie, zawłaszcza z perspektywy wiary, nie kończy się na rodzicielstwie. Głowa do góry!
ŻG
~Ż G
20 kwietnia 2020, 10:28
Sądzę, że to kwestia indywidualna. Sformułowanie "bez przesady" świadczy o braku empatii. Każdy przeżywa swoje cierpienie indywidualnie i nie nam oceniać jego skalę.
NP
~n p
21 kwietnia 2020, 15:51
Ok, może "bez przesady" to dla ciebie za dużo. Chodzi mi o to, że nie ma co się załamywać niezależnie od sytuacji. Choć problem czasem boli, staramy się nie popadać w cierpiętnictwo (a moglibyśmy zrobić to od zaraz). Ból wraca, ale nie częściej niż raz na 2 miesiące. Z Bogiem;)