"Nowenna Pompejańska uratowała mnie przed szatanem"
Przez przypadek natknęłam się na świadectwo kobiety, która uratowała swoje małżeństwo właśnie dzięki Nowennie Pompejańskiej. Filmik trwał prawie godzinę, ale oglądałam z takim zainteresowaniem, że nie wiedziałam, że już się skończył.
Ta historia wydarzyła się kilka miesięcy temu, a konkretnie na samym początku Roku Miłosierdzia.
Wraz z narzeczonym wróciliśmy z wakacji podczas których nie chodziliśmy do kościoła, nie dotrzymywaliśmy Przykazań Bożych. Hulaj dusza, piekła nie ma. Ogólnie byliśmy wtedy osobami wierzącymi i chodzącymi do kościoła, ale nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy Boga Żywego. Nasza wiara była słaba. Nie rozumieliśmy, nie wiedzieliśmy.
Wracając z podróży, uświadomiłam sobie, że między nami jest na prawdę źle - ciągłe kłótnie, brak szacunku - związek był na skraju wyczerpania, tracił sens, a ja tak bardzo pragnęłam go uratować.
Kiedy byłam już w domu, włączyłam laptopa i zaczęłam szukać jakiegoś rozwiązania tego problemu. Jakiejś ostatniej deski ratunku. I wtedy przez przypadek natknęłam się na świadectwo kobiety, która uratowała swoje małżeństwo właśnie dzięki Nowennie Pompejańskiej. Filmik trwał prawie godzinę, ale oglądałam z takim zainteresowaniem, że nie wiedziałam, że już się skończył.
Oczywiście to nie był przypadek, że się na niego natknęłam. Nic nie dzieje się przypadkiem, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Po obejrzeniu tego nagrania od razu postanowiłam, że odmówię całą Nowennę, ale żeby było trudniej - cztery tajemnice, a nie trzy. Chciałam najpierw zamówić książeczkę, różaniec pompejański i kalendarzyk, aby odhaczać kolejne dni. Ale klamka zapadła.
Zbliżała się godzina 21, więc postanowiłam, że pójdę już spać, aby wcześniej wstać - wszystko zamówić. Zgasiłam światło, położyłam się do łóżka, zamknęłam oczy. Po kilku minutach zaczęłam się dziwnie czuć. Zaczęłam czuć strach, który z każdą sekundą stawał się coraz większy. Byłam pewna, że ktoś jest w moim pokoju. Nie wiedziałam, co się dzieje. Kiedy miałam zamknięte oczy, widziałam cień, który przelatywał mi tuż przed oczami.
Czułam dziwne i przerażające wibracje w nogach, tak jakby ktoś albo coś miało mnie zaraz za nie złapać, cała się zaczęłam pocić. Wstałam natychmiast, zapaliłam światło. Pierwsza myśl - różaniec. Usiadłam na łóżku, opatuliłam się i zaczęłam się modlić. Nic się nie zmieniało - nadal czułam czyjąś obecność w pokoju, czułam ten przeraźliwy strach, który mnie nie opuszczał. Zaczęłam szukać przyczyny w Internecie. Okazało się, że mogło to wynikać z obecności złego ducha, który się wkurzył, że chcę odmawiać Pompejankę.
Byłam przerażona. Nie spałam całą noc. Mieszkam obok kościoła, więc o szóstej rano byłam już na mszy. Poszłam do spowiedzi i opowiedziałam wszystko księdzu, wyspowiadałam się z grzechu. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Czułam ogromne oczyszczenie. Całą mszę przepłakałam, czując ulgę. Ksiądz poradził mi skontaktować się z egzorcystą z naszej parafii. Zaniechałam to, bo pomyślałam, że to koniec. Wygrałam. Niestety byłam w wielkim błędzie.
Oczywiście wszystko opowiedziałam chłopakowi. Dzwoniłam do niego w nocy, ale nie odbierał. Jak już mieliśmy okazję porozmawiać, to był sceptyczny. Chyba średnio mi wierzył. Razem pracujemy, więc byłam wykończona po nieprzespanej nocy. Kilka godzin później zostałam sama w pracy. Zaczęło się ściemniać dosyć wcześnie - była zima. I znowu to uczucie. Znowu poczułam czyjąś obecność. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Czułam, że zły duch mnie nie opuścił. Zaczęłam zgłębiać wiedzę, jak się przed tym bronić. Modliłam się. Czekałam aż przyjdzie do mnie różaniec pompejański, aby zacząć Nowennę.
Wróciłam do domu, położyłam się i to samo. Nie wytrzymywałam psychicznie. W środku nocy udało mi się dodzwonić do chłopaka i pojechałam do niego. Ale niestety też nie spałam. Już dwa dni chodziłam jak zombie. Trzeciego dnia byłam na skraju załamania, płakałam. Poprosiłam chłopaka, by został u mnie na noc. Zasnął natychmiast - ja nie mogłam. Obudziłam go w środku nocy.
Włączyliśmy jakiś film, abym spróbowała skupić uwagę na czymś innym. W końcu razem się modliliśmy. Około 3-4 nad ranem zasnęłam. Chłopak odłożył laptopa na ziemię. Położył się i zamknął oczy. Kiedy je otworzył, znowu miał laptopa na kolanach. Był przerażony. To był moment, kiedy mi uwierzył.
Czwartego dnia poszłam do spowiedzi i przeżyłam najowocniejszą i najpiękniejszą spowiedź w swoim życiu. Ksiądz powiedział, że po tej spowiedzi już więcej nic mnie nie będzie dręczyć, bo wyrzekłam się wszystkich grzechów. I miał rację. Jednak to nie jest koniec historii. Kiedy otrzymałam już różaniec i instrukcję, zaczęłam się modlić. Każdego dnia cztery różańce. Było ciężko. Bałam się modlić w nocy. Nie spałam już sama, ale z chłopakiem. Nic mnie nie dręczyło, ale został uraz w psychice.
Któregoś dnia poszłam na mszę o uwolnienie, która jest raz w miesiącu w naszej parafii. Wszystko było na początku okej. Pod koniec mszy ksiądz egzorcysta powiedział że teraz będzie największe uwolnienie poprzez różaniec. Najświętszy Sakrament został wystawiony i zaczęła się modlitwa. Przy którymś Zdrowaś Maryjo w drugiej dziesiątce zaczął się ten sam koszmar co tamtych nieszczęsnych nocy.
Tylko było gorzej. Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, cała się spociłam, spodnie można było wyrzynać z wody, mdlałam, nie mogłam oddychać i ledwo co widziałam Sakrament. Zaczęłam błagać Maryję i Boga, aby to minęło. Nie mogłam nic mówić. Nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Miałam paraliż. Ale po moim błaganiu to minęło. Mogłam już mówić i modlić się normalnie. To było przerażające, ale i niesamowite doświadczenie. Od tamtej pory nic takiego nie doświadczyłam. Wierzę, że zostałam uwolniona.
Na początku kwietnia skończyłam Nowennę. Pokornie prosiłam, aby Pan Bóg wypełnił swoją wolę. Prócz tego, że się nawróciłam, uwierzyłam i byłam szczęśliwa, to kilka dni po skończonej Pompejance otrzymałam pierścionek zaręczynowy. Spełniło się moje największe marzenie. Dla mnie to był cud. Naprawdę. Moja wiara jest głęboka jak nigdy wcześniej.
Pan Bóg dopuścił do mnie coś złego, aby mogło z tego wyniknąć jeszcze większe dobro. Byłam w tym roku w Częstochowie, na pielgrzymce. Niektórzy uważają, że zwariowałam, ale po prostu odnalazłam Boga Żywego. Każdego dnia się modlę. Bóg dał mi łaskę modlitwy, bo wiem, że sama bym sobie nie dała rady. Nikt by nie dał. Wszystkie nasze modlitwy są dzięki Duchowi Świętemu. On nas kieruje. Życzę wszystkim tego samego. Tego szczęścia. Spokoju ducha. Kiedy jesteś z Panem Jezusem nic Ci nie zagraża. On przemienił moje serce i wiem, że to samo może zrobić z Twoim. Musisz tylko Go poprosić.
Skomentuj artykuł