Tomasz Nowak OP: Bóg nie działa przez lęk i niepokój
Bóg działa przez różnorodność, choć po ludzku wydaje się, że to przeczy jedności. Tak samo można myśleć o naszych wspólnotach, o dominikanach, jezuitach, franciszkanach – mówi dominikanin w rozmowie z Marcinem Jakimowiczem.
Marcin Jakimowicz: W czasie pandemii w sieci pojawiło się mnóstwo nauczań, komentarzy, homilii mających budzić lęk czy wręcz nim manipulować. Niektórzy mówili wprost: „Teraz Bóg przychodzi ze sprawiedliwością, a nie miłosierdziem”. Czy lęk jest językiem Pana Boga?
Tomasz Nowak OP: Bóg nie działa przez lęk, nigdy nie będzie się posługiwał złem.
Genialne! Czytam książkę Szkoła modlitwy, w której anonimowy mnich kartuski pisze: „Bóg nigdy nie działa przez niepokój serca”.
To czasami nawet nie jest lęk, tylko właśnie niepokój, niepewność, czy Bóg nas kocha, co ma źródło jeszcze w grzechu pierwszych rodziców.
Gdy odwiedzałem różne wspólnoty i obserwowałem, co się w nich dzieje, często wracałem rozbity. Pierwsze pytanie, które zadała mi siostra Bogna Młynarz, doktor teologii duchowości, brzmiało: „Marcin, miałeś po takiej modlitwie pokój serca?”. „Nie” – odpowiadałem. „Więc to nie było z Ducha Świętego”. Bardzo mi tym pomogła.
Jakiś czas temu miałem spotkanie z kobietami, rozważaliśmy czytanie o wdowie i Eliaszu. Nawiązaliśmy do homilii arcybiskupa, który rozważał, czy przypadkiem sami nie jesteśmy przyczyną pustyni w swoim życiu. Pojawiła się niebezpieczna sugestia: „Ja jestem źródłem pustyni dla mojej rodziny, muszę się tym zająć”. Jedna z kobiet podczas wspólnotowego dzielenia stwierdziła: „Tak, ja w tym słowie usłyszałam właśnie, że jestem źródłem pustyni”. Zakrzyknąłem: „Tam jest pokusa!”.
Przychodzi na nas pokusa, by się osądzić bez miłosierdzia.
Kolejny etap? Zacznie ojciec rzucać mięsem…
(śmiech) W każdym razie rzeczywiście tak mnie to dotknęło: to jest zło, demon, przejaw wikłania tej kobiety w nieprawdę, że aż zakrzyknąłem: to jest pokusa.
Gdy patrzymy z bliska na Księżyc, widzimy jedynie dziury i kratery. Pumeks. Szaroburość. Dopiero gdy spojrzymy z daleka, możemy się zachwycić jego pięknem. Księżyc nie świeci, odbija światło Słońca. To obraz nas samych. Ojciec Mirosław Pilśniak powiedział, że gdy przyjeżdża do dominikanek, widzi płonące oczy, pasję, radość. Tymczasem one same mówią: „Ciemność, posucha, pustynia”. Stwierdził ciekawą rzecz: „Wbrew pozorom to, co ja w nich widzę, jest prawdziwsze od tego, co same o sobie myślą”. Dystans jest uzdrawiający.
Jasne, że tak, z tym że jedno drugiemu nie zaprzecza. Bóg używa Księżyca przez oświetlenie go Słońcem, żeby wskazywał drogę w nocy.
Nawet pumeks może świecić! Kolejny świetny tytuł…
Wszystko funkcjonuje zgodnie z tym, do czego Pan Bóg chce tego użyć. Mogę się koncentrować na łowieniu komara, jak mówi Ewangelia, a przegapić wielbłąda (por. Mt 23,24), ponieważ skupiam się na rzeczy nieważnej – chociaż realnej – która mi przesłania wszystko, co ważne. Właśnie takie doświadczenie jest opisane w Drugiej Księdze Królewskiej (por. 2 Krl 6,16–17): Elizeusz pokazuje słudze, że ten źle patrzy, że nie po[1]winien skupiać się na tych, którzy ich otoczyli i zaraz pewnie będą chcieli ich zabić. Mówi: „Nie lękaj się, bo liczniejsi są ci, co są z nami, aniżeli ci, co są z nimi”. Poprosił Pana, by On otworzył oczy sługi, a sługa zobaczył: „oto góra pełna była ognistych rumaków i rydwanów otaczających Elizeusza”. Potem prorok wznosi do Boga krótką modlitwę i wszyscy Aramejczycy w jednym momencie ślepną.
Nie chodzi o to, że Goliat nie jest silny albo że nie ma szans – ja idę w imieniu Pana Zastępów.
A Jozue słyszy: „Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami” (Joz 6,2). Daję ci Jerycho. Jedyne, co Jozue musi zrobić, to spojrzeć.
Mocny jest ten moment! Jakże ważne jest posłuszeństwo Bogu – nic mniej i nic więcej. Czemu nie patrzymy, tak jak Bóg nas uczy patrzeć? Czemu Go nie słuchamy? Po ludzku niby widzisz realnie, prawdziwie, to, co masz przed oczami, ale nie widzisz według zamysłu Bożego. I to nie jest widzenie zmieniające rzeczywistość. Dlatego jestem coraz bardziej przekonany, że tylko w Duchu Świętym jesteśmy w stanie głosić. Tylko On ma moc gładzić grzechy, tylko On ma moc czynić porządek we wspólnocie. Jeżeli nie On, to kto?
Nie boi się ojciec, że jeśli odda się prowadzenie modlitwy (na przykład słynnych Weekendów Pełnych Łaski) Duchowi Świętemu, to wszystko wymknie się spod kontroli? Zapanuje chaos?
W ogóle się tego nie boję, wręcz odwrotnie: boję się, że powstanie chaos, jeśli nie będzie Ducha Świętego. Albo że skupimy się na darach, a samego Ducha Świętego w ogóle nie spotkamy. Duch Święty nie działa przez chaos, zawsze przychodzi w harmonii. Jej przykładem jest modlitwa chórowa u kamedułów. To nawet nie jest śpiew, oni raczej skandują modlitwy. Każdy jest z innej bajki, ale nigdy nie ma kakofonii.
Niepotrzebnie boimy się różnorodności w Kościele?
Tak. Bóg działa przez różnorodność, choć po ludzku wydaje się, że to przeczy jedności. Tak samo można myśleć o naszych wspólnotach, o dominikanach, jezuitach, franciszkanach.
A o innych denominacjach? Wspominał ojciec o Mate.O. Nigdy nie debatowaliście o roli Maryi czy sakramentów?
Ależ oczywiście, że debatowaliśmy, i to jest piękne! Odwiedziłem go kiedyś w nowym domu i mówiliśmy cały wieczór o Maryi. Ja mu opowiadałem o swojej drodze z Maryją, a on na końcu stwierdził, że w jego dotychczasowym doświadczeniu i myśleniu to się nie mieści. Ale było tyle w tym zrozumienia i pokoju, że ani on mnie do niczego nie zmuszał, ani sam nie czuł się do niczego zmuszony. Dzieliliśmy się wiarą i tak jak jego piosenki otwierają mnie na Ducha Świętego, na przyjmowanie Bożej łaski, tak mam nadzieję, że to, co mówię, służy jego życiu. Tego pragnę najbardziej. Takie mam zresztą doświadczenie: że nawet jeśli mój rozmówca ma skrajnie odmienne poglądy, kiedy w rozmowie jest Bóg, On nas łączy. Z Bogiem porozumienie zawsze jest możliwe.
Arcybiskup Grzegorz Ryś, komentując fragment Dziejów Apostolskich o Ananiaszu, zwrócił uwagę na kapitalną rzecz. Ananiasz, początkowo zaskoczony, woła: „Panie, ale ja wiem, kim on jest” (por. Dz 9,13), a zaraz potem dodaje: „Szawle, Bracie” (por. Dz 9,17). To „Szawle, Bracie” rozbraja niewidomego gościa z Tarsu. Wówczas z jego oczu spadają łuski…
To niesamowite: muszę rzeczywiście przyjąć, że Jezus jest moim bratem, a jest też przecież bratem moich – zdawałoby się – wrogów, przeciwników, tych, którzy się ze mną nie zgadzają. I przez braterstwo z Jezusem my też jesteśmy braćmi.
* * *
Fragment książki W ciemno za światłem (Wydawnictwo WAM)
Skomentuj artykuł