„Twój oddany brat i sługa”. Za takim Kościołem głośno tęsknię

Fot. Langusta na palmie

Jeśli jako Kościół chcemy odzyskać autentyczność, musimy powrócić do biblijnego modelu przywództwa. Do modelu rodziny. Rodziny, która mówi o sobie z uznaniem i szacunkiem. Rodziny, w której każdy członek domu jest ważny, i otwarty na to, aby słuchać. Rodziny, która pomaga sobie nawzajem.

Dobrze pamiętam tamten watykański mail. Trafił na moją skrzynkę w związku z jednym z wydarzeń, które razem z moją wspólnotą realizowaliśmy we współpracy Rzymem. Jego autorem był główny dostojnik jednego z bardzo ważnych segmentów Kościoła na świecie, którego wówczas osobiście nie znałem.

DEON.PL POLECA

Sam fakt otrzymania watykańskiej korespondencji był dla mnie czymś szczególnym, ale nie to zwróciło moją uwagę. Nieprawdopodobny był podpis autora. Podpis, w którym nie dało się znaleźć ani tytułów, ani stanowiska, a jedynie – umieszczone przed imieniem i nazwiskiem sformułowanie – „Twój oddany brat i sługa”.

Takiego zapisu nie spotkałem nigdy więcej. Ale właśnie za takim Kościołem głośno tęsknię. I odnoszę wrażenie, że nie jest to wołanie odosobnione. Wielu ludzi tęskni dziś za Kościołem, w którym tytuły i funkcje umieszcza się z drugiej strony nazwiska. Święty Paweł rozpoczynając swoje listy, rozpoczynał je za każdym razem - i nie bez powodu - właśnie tak: „Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa”. Tak wyglądał ówczesny styl apostolskiego przywództwa. A dziś, dwadzieścia wieków później przywykliśmy do sytuacji, w której tytulatura tak znacząco wyparła bycie bratem, że zapomnieliśmy o tym, że jesteśmy rodziną. No właśnie, czy my w ogóle potrafimy tak o sobie myśleć: nie z pozycji władzy, ale z pozycji braci? Wydaje się, że nawet gdy uświadamiamy sobie fakt bycia jedną rodziną, przytłaczające staje się to, jak odległe wobec tego modelu znajduje się nasze wewnątrzkościelne życie. I trzeba sobie uczciwie powiedzieć: od wieków.

Ta diagnoza boli. Tym bardziej, kiedy tę zarysowaną przeze mnie perspektywę Kościoła katolickiego zestawimy ze współczesną postmodernistyczną kulturą. Postmodernizm uczy nas, jak żadne inne wcześniejsze pokolenie, że powinniśmy zerwać ciągłość z tradycją, więź z dziedzictwem i przywiązanie do wartości, które kultywowali nasi rodzice – w to miejsce obierając swoją własną, odmienną, indywidualną ścieżkę życia. Nietrudno się domyślić, że to właśnie ten postmodernistyczny trend zasadniczo przyczynia się do tak wyraźnej zmiany życia społeczeństwa, w którym dziś młodzi ludzie są w Kościele prawie nieobecni, a statystyki apostazji rosną.

Ale jest jeden warunek, który sprawia, że w kulturze postmodernizmu ten trend się odwraca. I jeśli zostanie spełniony, ludzie XXI wieku będą gotowi uznać dotychczasowe wartości za własne. Jest nim test autentyczności.

I tego testu Kościół nie zdaje. Dobrze oddają to ostatnie zdarzenia łączące o. Adama Szustaka i abp Stanisława Gądeckiego. Wywołały one falę komentarzy i emocji. Jedni problem widzą w kilku twardych, a może nawet pasowałoby napisać nieprzyzwoitych wypowiedziach – wyjątkowego w naszym kraju - dominikanina, inni w publicznie wystosowanym oświadczeniu rzecznika Episkopatu Polski. Ale to, co w kontekście autentyczności zwróciło moją uwagę, to fakt, że wyraźna część katolickiego społeczeństwa dostrzegła w skierowanym do o. Adama zaproszeniu do rozmowy "wezwanie na dywanik". To bardzo symptomatyczne. I wskazujące, że zarówno z zaufaniem, jak i wiarygodnością Kościoła katolickiego mamy duży problem. I to z każdej strony.

Współcześnie każdy z nas chce wiedzieć, że to, w czymkolwiek bierze udział, jest uczciwe, spójne i prawdziwe. Chcemy widzieć, że ludzkie deklaracje idą w parze z doświadczeniem. Pokolenie moich rodziców nauczyło nas w tym względzie szczególnej wrażliwości. Oni doskonale pamiętają czasy komunizmu i jego obłudy. Owocem tamtego okresu jest dzisiejsza nieufność względem władzy.

O ile jednak pokolenie moich rodziców nosiło głęboką ufność względem autorytetu Kościoła, o tyle moje pokolenie zupełnie inaczej traktuje autorytety w ogóle – a już w szczególności te kościelne, ponieważ pewne schematy działania Kościoła, zwłaszcza te związane z jego zarządzeniem czy „wewnętrzną polityką”, nierzadko wydają się dużo bardziej pasować do odległego już PRL-u, niż funkcjonowania współczesnego społeczeństwa, dla którego wręcz powszechnie rozumianym i praktykowanym stały się już takie pojęcia jak „zarządzanie kryzysem”, „budowanie zaufania”, „przejrzystość i jawność”, „służebne przywództwo” czy „kultura otwartego dialogu”.

Z drugiej strony Kościół w dużej mierze wciąż jest tworzony przez pokolenie ludzi, które pamięta, że to właśnie Kościół - dzięki swojej determinacji, stanowczości i niezłomności w obronie chrześcijańskich zasad, tradycji i wartości - przyczynił się do wielkiego zwycięstwa, na którym wszyscy dziś budujemy wolną Polskę: tryumfu nad komunizmem. Wielu ludzi, szczególnie starszego pokolenia, pokłada właśnie „w tym wydaniu” Kościoła głęboką nadzieję. I z niepokojem obserwują oni trendy, które coraz szerzej przenikają do społeczności ludzi wierzących w naszym kraju, a które w latach 80. i 90. były generalnie obce, w tym choćby poszanowanie osób homoseksualnych, dążenie do odklerykalizacji, czy szeroką współpracę z przedstawicielami wspólnot protestanckich.

Dlatego dziś, aby odnaleźć się w Kościele i poczuć się w nim bezpiecznie, potrzeba chcieć zrozumieć ten pokoleniowy kontrast. Ci, którzy dostrzegają głęboką nieporadność Kościoła, doświadczają narastającej frustracji, która jest coraz dosadniej wyrażana i manifestowana przez ludzi Kościoła: zarówno świeckich, jak i księży. Z kolei inni doświadczają obaw przed zauważalną, już postępującą ewolucją. To, co dla jednych jest nadzieją, dla drugich stanowi poważne zagrożenie.

Swoją drogą, tu właśnie potrzeba mądrego zarządzania zmianą. Bez nadrzędnej wizji Kościoła w Polsce i jej przemyślanego wprowadzenia, zarówno frustracje jednych, jak i lęki drugich będą dalej narastać, a największą ofiarą tego „konfliktu światów” będziemy my sami i Ewangelia, dla głoszenia której zostaliśmy powołani w tym świecie, jako ludzie wiary. Jeśli pozwolimy sobie na rozbicie, i dyskurs: my – oni, stracimy wszyscy. Jak napisał znany pastor Francis Chan: „Nasz Zbawiciel został ukrzyżowany, aby zakończyć nasze podziały, nakazał nam być ze sobą w jedności i powiedział, że wywrzemy wpływ w świecie, jeśli będziemy jedno”. I do tej lekcji musimy pilnie wrócić. W zamyśle Boga nigdy nie mieliśmy budować między sobą murów. Mieliśmy stać za sobą murem.

A jeśli jako Kościół chcemy odzyskać autentyczność, musimy powrócić do biblijnego modelu przywództwa. Do modelu rodziny. Rodziny, która mówi o sobie z uznaniem i szacunkiem. Rodziny, w której każdy członek domu jest ważny, i otwarty na to, aby słuchać. Rodziny, która pomaga sobie nawzajem. Rodziny, w której rodzice żyją dla swoich dzieci, a dzieci uczą się posłuszeństwa względem swoich rodziców. Rodziny, która jest sobie nawzajem potrzebna. Rodziny, w której jest przestrzeń na różne spojrzenia, ale która zawsze jest razem. Rodziny, w której ojciec nie nakazuje mówić do siebie w trzeciej osobie, ale – tak jak Bóg - pozwala nam zwracać się do siebie „tato”.

To zadanie, które stoi przed każdym z nas. Bo jeśli nie będziemy dla siebie rodziną, to Kościół nie będzie dla nas domem. Musimy na nowo odnaleźć w sobie braci Jezusa. I swoje rodzeństwo.

Założyciel i lider krakowskiej wspólnoty Głos na Pustyni, w ramach której podejmuje szereg działań na rzecz wzrostu i odnowy Kościoła. Prowadzący projekt społeczny na rzecz chrześcijańskiej jedności „Nie wszystko jedno”. Dynamiczny mówca, autor książek i publikacji, sekretarz Sekretariatu ds. Nowej Ewangelizacji Archidiecezji Krakowskiej i członek zespołu Krajowej Służby Komunii CHARIS w Polsce.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

„Twój oddany brat i sługa”. Za takim Kościołem głośno tęsknię
Komentarze (9)
KK
~Katarzyna Kaska
31 maja 2021, 09:07
"Poszanowanie dla osób homoseksualnych"-czy czym ma polegać wg autora tej publikacji,bo prześladowania ich że strony Kościoła nie zauważam?Chyba nie powinien akceptować ich związków i sodomicznego życia, bo sprzeciwia się zasadom Chrystusowego Kościoła. Na temat "mężczyzn współżyjących że sobą "mamy jasne stanowisko w Piśmie świętym?A protestantyzm?Przecież to sekta,która utworzona została przez Lutra jako protest przeciwko nie którym prawdom wiary katolickiej!Mamy do czynienia z niedouczonym publicystą?
SS
~Serce Szukające...
31 maja 2021, 00:57
Tylko czy dobrze jest dobrze mówić, kiedy niedobrze się dzieje? Pozbawić się szczerości? Mam wrażenie, że czasem pod przykrywką Bożego prawa ukrwamy prawdę, niewygodną, że niekiedy na siłę chcemy być grzeczni, nazywając to szacunkiem, a w głębi duszy, aż nami rzuca i głośno krzyczymy "nie". Nie! taki Kościół zostawił nam Jezus. Poza tym wyjątkowo do tej sytuacji pasuje mi pytanie C.K. Norwida: "Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala, Czy ten, co mówić o tem nie pozwala?"Poza tym czy nie tak wygląda właśnie prawdziwa Rodzina? Pełna Miłości, ale zarazem podziałów, a jednocześnie patrząca w jedną stronę, w stronę Ojca, bo ufam, że obie te strony właśnie w Ojca się wpatrują i On jest celem nadrzędnym, a zarazem w Nim nie ma już podziału na strony! Kościół, żeby tworzyć Rodzinę, potrzebuje życia w prawdzie, ludzi, którzy widzą swoją niedoskonałość, potrafią przyznać się do błędu, upomnieć brata w Miłości, mają poczucie własnej wartości, dążą do prawdy i idą w Imię Chrystusa ponad wszystko!
AB
~Anna Brzezinska
30 maja 2021, 14:04
Za takim Kosciolem tesknie... Nic dodac, nic ujac. Trzeba miec glebie duchowa by nie zatrzymac sie na tym co nas rani, w czym sie nie miescimy i na co sie nie zgadzamy. Ale juz samo odczucie ze sie nie zgadzamy jest tworcze jesli stajemy w prawdzie.
JT
Jerzy Tymul
28 maja 2021, 18:40
Tylko powrót do rdzenia - Jezusa Chrystusa - może być drogą do wyjścia kościoła z kryzysu. Bez Niego nic się nie stanie co stać się powinno!. Jak mawia Abp Ryś - Chrystus wchodząc do (pomieszczenia, duszy, człowieka) jest ostatni - bo tak chciał - bo takie jest Jego miłosierdzie. Nie na darmo zostawił nam najważniejsze przykazanie miłości (agape).
ŁM
~Łukasz Morawski
28 maja 2021, 09:44
Dziękuję za ten artykuł, od dawna chodzi za mną taka myśl, że Jezus miał uczniów, a my mamy papieża, prymasów kardynałów biskupów arcybiskup ów, dziekanów kanoników księży diakonów kleryków, wogole napewno coś ominąłem, a najgorsze jest to że większość z wymienionych chciałoby żeby mówić do nich jak do Boga we własnej osobie.
Janusz Podkamienny
27 maja 2021, 19:05
Jeśli Kościół ma stać się Rodziną, to czeka nas długa droga, bo teraz często ma obraz urząd- petent. Kuria to zespół urzędów podlegająca biskupowi w praktyce niedostępna dla dla członka wspomnianej Rodziny, proboszcz i kancelaria parafialna to urząd administracyjny, czyli biurko, pieczątka, zaświadczenie, opłata i przy największej chęci nazwania parafii Rodziną to raczej zastępczą. Podział my-oni to pierwszy próg do pokonania, "my" wiemy, nakazujemy, zabraniamy i "oni" którzy mają wierzyć, słuchać, wykonywać. Tak, w rodzinie są rodzice i mają wiedzę i doświadczenie przekazywać dzieciom, ale czas zrozumieć, że te dzieci są dorosłe i mają swój rozum, swoje doświadczenia i aby w niej było zrozumienie i szacunek niezbędny jest dialog, rozumienie argumentów, szukanie kompromisów i partnerstwo. Nie wiem czy ten mur podziału można rozebrać, ale mam pewność, że samo pukanie do bramy nie wystarczy, jeśli nie ma chęci jej otwarcia.
KS
Konrad Schneider
27 maja 2021, 18:30
Biskupi sie boja, ze jak dadza palec, to potem beda musieli oddac nie tylko reke ale i swoje palace... Tak wiec na tesknocie chyba zostanie...
27 maja 2021, 18:28
Skomentuję, jeśli znajdę poprzednie moje komentarze, które na razie gdzieś "zginęły", i to nie jeden, ale kilka. Czyżby jakiś "wirus" cenzorski? Poczekam.
AD
~Adam Duszyński
27 maja 2021, 17:48
Dzięki Karolu Drogi Bracie w Panu, Twój sługa Adam z Żukowa