W naszych głowach BÓG albo … słoma!

(fot. merlinprincesse/flickr.com/CC)

Nie usłyszy (efektywnie) i nie posłucha Jezusa ten, kto nosi w sobie nie zakwestionowaną i nie rozbitą strukturę radykalnie pojętego egocentryzmu. Ta struktura (zaciekle i "skutecznie") broni się przed Miłością swego Stwórcy, a także przed życiem wiecznym, które wykracza poza to, co widać!

Jezus zaś tak wołał: Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał. Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział (J 12, 44-50).

DEON.PL POLECA

Przytoczone słowa Jezusa - zwykle czytane w środę po IV Niedzieli po Wielkanocy - mają swój (pełen powagi) kontekst. A jest nim wielka debata między Tym, który z nieba zstąpił, a tym, którzy są "ziemscy", biedni i, niestety, tak łatwo ulegający zaślepieniu. Uważny czytelnik Janowej Ewangelii zadaje sobie pytanie: Czy Jezus dogada się ze swymi ziomkami, Żydami? Czy zostanie zrozumiany i przyjęty tak, jak na to zasługuje? - Kto zechce, niech wczyta się (przypomni sobie) choćby tylko w rozdział 12 Janowej Ewangelii. Dobrze byłoby "poczuć" powagę chwili, którą uobecnia rozważana perykopa! Dzieje się "coś" naprawdę arcypoważnego i rozstrzygającego. Jezus widzi to z całą ostrością i jasnością. Jego rozmówcy, niestety, nie!

W krótkim rozważaniu nie da się mówić o wszystkim. Tyle rzeczy trzeba założyć. Ale z bezpośredniego kontekstu weźmy pod uwagę słowa, które brzmią szczególnie wymownie i mocno. To rodzaj dramatycznej przestrogi i prośby:

"Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. 36 Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi. Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego".

- Patrząc na czasy, w jakich żyjemy (tyle ciemności, zamętu, chaosu, uwodzeń i uwiedzeń; tyle radykalnego relatywizmu i zwątpienia o prawdzie…), możemy śmiało powiedzieć, że to (specjalnie i) dokładnie do nas - zagrożonych utratą światła Ewangelii - Jezus wypowiada ten dramatyczny apel: "Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła".

Chciałbym, żeby dalsza refleksja odnowiła naszą otwartość na słowa Jezusa Chrystusa! I żeby poprawiła się jakość słuchania! - Zacznijmy od zadania kilku pytań sprawdzających.

Jak ja słuchałem Jezusa w ostatnich miesiącach, tygodniach i dniach?

Czy jestem słuchaczem, który (zasadnie) sam z siebie jest zadowolony? I z którego Jezus jest zadowolony? A może jest tak, że w naszych uszach ktoś - o nic nas nie pytając - zainstalował gęste "filtry", które do naszych wnętrz nie przepuszczają ani światła, ani żaru Miłości, choć te zawarte są w każdym czynie i słowie Jezusa?

Zadając pytania, nie przesądzam odpowiedzi. Zapraszam do zastanowienia się… A poza tym twierdzę, że wcale nie jest tak trudno odpowiedzieć na zadane pytania. Wiem, odpowiedzi mogą (czy nawet powinny) być zniuansowane. Ale w tej chwili nie chodzi o subtelności i niuanse. Chodzi o ewangeliczną zasadę: Niech mowa wasza będzie tak, tak - nie, nie… A zatem jakim ja jestem słuchaczem słów Jezusa? Złym czy dobrym? - A po czym to poznać?

Po prostu, zły słuchacz ma (i akceptuje w sobie) filtry blokujące odbiór tego, co w Orędziu Jezusa jest wspaniałe, piękne, poruszające i może radykalnie odmienić jakość życia! Człowiek źle słuchający Boga mówiącego w Jezusie, wychodzi z czasu (raczej pozornego) słuchania, jakby nie wydarzyło się nic ważnego. Wychodzi: NIE poruszony, NIE wzruszony, NIE pocieszony, NIE rozradowany, a także w niczym NIE zakwestionowany! Jaki wszedł, taki wychodzi.

Kiepski słuchacz wchodzi w słuchanie zimny - i taki sam wychodzi; jak kamień. Zachowuje się jak głaz. Twardy i nieporuszony. Kiepski słuchacz zachowuje się tak, jakby nie miał (czy tylko nie angażował) pojętnego umysłu i czującego serca …

Idźmy jednak dalej i zadajmy zasadnicze pytanie: Co właściwie skrywa się (gdzieś w głębi) za słuchaniem a-osobowym (bez angażowania inteligencji i serca)? Co też to sprawia, że słuchanie nie prowadzi słuchacza do zachwytu objawiającym się Bogiem? Co sprawia, że słuchanie zatrzymuje się w martwym punkcie i nie podprowadza do ufnej i miłosnej rozmowy? A idąc jeszcze dalej, dlaczego za sprawą słuchania - jako owoc - nie pojawia się gotowość do ofiarnej służby, która potwierdza dobrą jakość słuchania i skuteczność słowa Pana.

Odpowiem wprost, dosadnie i prowokacyjnie. Za (czy "popod") naszym - od początku do końca - chłodnym słuchaniem Mowy Jezusa kryje się (smutny w skutkach i) mroczny wybór: siebie samego! Siebie przede wszystkim i ponad wszystko! - Rzec można, że jest to jakiś rodzaj zakochania się w sobie samym, przy jednoczesnym zabronieniu sobie "popatrzenia" i dopuszczenia w pole swojego widzenia Kogoś nieskończenie ważniejszego, większego, piękniejszego! W polu widzenia - oprócz własnej osoby - pozostaje jeszcze tylko widzialny świat, rzeczy. Można się wtedy próbować "narkotyzować" myśleniem o sobie jako kimś najważniejszym, centralnym, dominującym i gotowym do walki o swoją centralną i "wyjątkową" pozycję.

Nie usłyszy (efektywnie) i nie posłucha Jezusa ten, kto nosi w sobie nie zakwestionowaną i nie rozbitą strukturę radykalnie pojętego egocentryzmu. Ta struktura (zaciekle i "skutecznie") broni się przed Miłością swego Stwórcy, a także przed życiem wiecznym, które wykracza poza to, co widać!

Egocentryczny słuchacz (celebrujący siebie tak postrzeganego) zwykle obudowuje swoją centralną pozycję paroma "nieprawymi myślami", które cechuje pycha i pogarda wobec Rzeczywistości. Radykalny egocentryk powołuje do życia swoją logikę, która zarządza owymi kilkoma nieprawymi myślami, z gruntu fałszującymi prawdę o sobie. Owszem, powstają całe (pysznie - w dwojakim znaczeniu - rozbudowane) systemy (raczej pseudo) filozoficzne, które uzasadniają i bronią radykalnego egocentryzmu. - Cóż powiedzieć? Rozum może zostać zaprzęgnięty także do rzeczy niecnych, absurdalnych i destrukcyjnych. Jak w XX-wiecznych totalitaryzmach! A także w rodzącym się (oczywiście, nie od dziś) i w najlepsze rozwijającym się totalitaryzmie, uzasadnianym myśleniem "nowej lewicy", libertynizmu, narastającej "dyktatury relatywizmu" wszelkiej maści oraz sprzężonej z nią tzw. poprawności (która wybitnie i dosłownie kompromituje ludzki rozum i wolność).

Szanując czas i trud uwagi czytelnika, już kończę. Ale dorzucę jeszcze kilka perełek. Najpierw niech będą to słowa, które w Dialogu św. Katarzyny Sieneńska, czytamy jako wypowiedziane przez Jezusa: "Przedwieczny Ojciec w swej niewysłowionej dobroci zwrócił na Katarzynę łaskawe spojrzenie i powiedział: «Bardzo pragnę okazać światu miłosierdzie i przyjść z pomocą ludziom we wszystkich ich potrzebach. Tymczasem człowiek w swej nieświadomości upatruje śmierć w tym wszystkim, co otrzymuje ode Mnie, aby żył. W ten sposób siebie krzywdzi. Moja jednak Opatrzność towarzyszy Mu stale. Dlatego chcę, abyś wiedziała: wszystko, czego udzielam człowiekowi, jest wyrazem niezgłębionej Opatrzności»".

W moim notatniku (z różnymi "złotymi myślami"), znajduję zaraz po tyle co przytoczonej jeszcze te "cudne" myśli, pełne głębokiej prawdy o człowieku - o nas, o cywilizacji, o naszych czasach… Czy także o mnie?

My wydrążeni ludzie

My, chochołowi ludzie

Razem się kołyszemy

Głowy napełnia nam słoma

Kształt bez formy, cienie bez barwy

Siła odjęta, gesty bez ruchu

- Tak T. S. Eliot w roku 1925 proroczo opisał ludzi dzisiejszych czasów.

I na podobnej zasadzie jeszcze ta myśl - od Awicenny (980-1037). To trzeźwy i wspaniały drogowskaz, jak postępować w świecie, w którym (nazbyt) wielu pracuje nad tym, by chodzili po nim sami "wydrążeni ludzie", ludzie "chochołowi", ze słomą w głowach (zamiast wielkich myśli o Bogu i wiecznym powołaniu):

Ten, co wie, że wie - tego słuchajcie,

Ten, co wie, że nie wie - tego pouczcie,

Ten, co nie wie, że wie - tego obudźcie,

Ten, co nie wie, że nie wie - tego zostawcie samego sobie.

Mam nadzieję, że słowa Jezusa, także te wypowiedziane do św. Katarzyny - wbrew Awicennie, przecież jednak nie znającemu mocy zbawczej Jezusa Chrystusa! - potrafią do nowego życia "obudzić" nawet tego, "co nie wie, że nie wie". Wystarczy - oprócz "łaski wystarczającej" (wszystkim dawanej) - odrobina pokory; odrobina szacunku i miłości wobec Piękna widocznego we Wszystkim, co odsłania Jezus Chrystus! I przyda się (a nawet jest konieczna, ku otrzeźwieniu) odrobina odrazy do szpetoty grzechu, złości, kłamstwa i wszelkiej pokrętności… w (niby to) myśleniu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W naszych głowach BÓG albo … słoma!
Komentarze (11)
KO
Krzysztof Osuch
2 maja 2013, 01:34
i dokończenie z KKK: 313 “Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28). Świadectwo świętych nieustannie potwierdza tę prawdę: Święta Katarzyna ze Sieny mówi więc do “tych, którzy gorszą się i buntują przeciw temu, co im się zdarza”: “Wszystko pochodzi z miłości, wszystko jest skierowane ku zbawieniu człowieka, Bóg czyni wszystko tylko w tym celu”152. Święty Tomasz More przed swoim męczeństwem pociesza córkę: “Nic nie może się zdarzyć, jeśli nie chciałby tego Bóg. A wszystko, czego On chce, chociaż mogłoby wydawać się nam najgorsze, jest dla nas najlepsze”153, Juliana z Norwich: “Poznaję więc przez łaskę Bożą, że powinnam mocno trzymać się wiary i z nie mniejszym przekonaniem wierzyć, że wszystko będzie dobre... I zobaczysz, że wszystko będzie dobre” (Thou shalt see thyself that all MANNER of thing shall be well)154.
KO
Krzysztof Osuch
2 maja 2013, 01:30
cd. 311 Aniołowie i ludzie – stworzenia rozumne i wolne – muszą zdążać do swego ostatecznego przeznaczenia przez wolny wybór, a przede wszystkim przez miłość. Mogą więc błądzić. Istotnie, popełnili oni grzech. W ten właśnie sposób zło moralne weszło w świat; jest ono nieporównanie większe od zła fizycznego. Bóg w żaden sposób, ani bezpośrednio, ani pośrednio, nie jest przyczyną zła moralnego148. Dopuszcza je jednak, szanując wolność swego stworzenia, i w sposób tajemniczy potrafi wyprowadzić z niego dobro: Bóg wszechmogący... ponieważ jest dobry w najwyższym stopniu, nie pozwoliłby nigdy na istnienie jakiegokolwiek zła w swoich dziełach, jeśli nie byłby na tyle potężny i dobry, by wyprowadzić dobro nawet z samego zła (św. Augustyn)149. 312 Można więc niekiedy odkryć, że Bóg w swojej wszechmocnej Opatrzności może wyprowadzić dobro ze skutków zła, nawet moralnego, spowodowanego przez Jego stworzenia: “Nie wyście mnie tu posłali – mówi Józef do swoich braci – lecz Bóg... Wy niegdyś knuliście zło przeciwko mnie, Bóg jednak zamierzył to jako dobro, żeby sprawić... że przeżył naród wielki” (Rdz 45, 8; 50, 20)150. Z największego zła moralnego, jakie kiedykolwiek mogło być popełnione, z odrzucenia i zabicia Syna Bożego, spowodowanego przez grzechy wszystkich ludzi, Bóg, w nadmiarze swojej łaski151, wyprowadził największe dobro: uwielbienie Chrystusa i nasze Odkupienie. Zło nie staje się jednak mimo to dobrem.
KO
Krzysztof Osuch
2 maja 2013, 01:26
W odpowiedzi na przedostatnią wypowiedź (~całe zło), dotyczącą jednej z najtrudniejszych kwestii, przytoczę słowa z Katechizmu KK. Dotyczą one dokładnie "Opatrzności" i "zgorszenia złem". (Cytat jest długi, ale waga problemu i znakomite myśli z KKK są warte parokrotnej lektury). "Opatrzność a zgorszenie z powodu zła 309 Jeśli Bóg, Ojciec wszechmogący, Stwórca uporządkowanego i dobrego świata, troszczy się o wszystkie swoje stworzenia, to dlaczego istnieje zło? Tego pytania, równie naglącego jak nieuniknionego, równie bolesnego jak tajemniczego, nie wyczerpie żadna łatwa odpowiedź. Odpowiedzi na to pytanie udziela dopiero całość wiary chrześcijańskiej: dobroć stworzenia, dramat grzechu, cierpliwa miłość Boga, wychodząca ciągle naprzeciw człowieka przez Jego przymierza, odkupieńcze Wcielenie Jego Syna, dar Ducha Świętego, zgromadzenie Kościoła, moc sakramentów oraz wezwanie do szczęśliwego życia, do którego wszystkie wolne stworzenia są zaproszone, zanim przyjmą jeszcze to wezwanie; lecz mogą także – co jest straszną tajemnicą – z góry je odrzucić. Nie ma takiego elementu w orędziu chrześcijańskim, który nie byłby częściową odpowiedzią na pytanie o zło. 310 Dlaczego jednak Bóg nie stworzył świata tak doskonałego, by żadne zło nie mogło w nim istnieć? W swojej nieskończonej mocy Bóg zawsze mógłby stworzyć coś lepszego146. W swojej nieskończonej mądrości i dobroci Bóg chciał jednak w sposób wolny stworzyć świat “w drodze” do jego ostatecznej doskonałości. To stawanie się dopuszcza w zamyśle Bożym pojawianie się pewnych bytów, a zanikanie innych; dopuszcza obok tego, co najdoskonalsze, także to, co mniej doskonałe; obok budowania natury, również zniszczenia. Obok dobra fizycznego istnieje zatem także zło fizyczne tak długo, jak długo stworzenie nie osiągnie swojej doskonałości147.
O
opal
1 maja 2013, 22:51
"... ino oni nie chcą chcieć... powie Wyspiański, ten od " chocholego tańca" z " Wesela" PANIE JEZU DOPOMÓŻ, SRAW, ABYŚMY ' chcieli chcieć" słuchać Ciebie, który mówisz do nas ustawicznie, przez wszystko!!! " Daj nam wszystko, co zaprowadzi nas do Ciebie, odbierz nam wszystko, co nas od Ciebie oddala..."(Św.Edyta Stein) Bądz uwielbiony teraz i na wieki!!!  Rozważanie bardzo twórcze, naprawdę" z górnej półki" i niesamowicie inspirujace!  Bóg zapłać Ojcze!
CZ
całe zło
1 maja 2013, 10:15
"....Dlatego chcę, abyś wiedziała: wszystko, czego udzielam człowiekowi, jest wyrazem niezgłębionej Opatrzności»".  Naprawdę wszystko? A zło, które nas dotyka i miażdży też jest wyrazem Bożej Opatrzności?
A
autor
26 kwietnia 2013, 23:00
Nabrałem w ciągu dnia (m.in. po ..."udyskretnieniu " rozważania na Deonie, bez szczegółów) pewnych wątpliwości, czy ta "słoma" w tytule nie wybrzmiała zbyt mocno i nazbyt prowokacyjnie (może nawet ... dla kogoś gorsząco). Kto przeczyta całość i zechce dotrzeć do sedna, to zareaguje może , jak moja przedmówczyni ~maria... - Ale dość dywagacji. Właściwie to chcę zacytować wypowiedź kard. J. Ratzingera, tym bardziej że słyszał ją Kraków w roku 1999. Będzie to inny (niż u Eliota) sposób powiedzenia tej samej rzeczy, poważnej i gorzkiej! - „Jeśli przestanie się mówić o Bogu i  człowieku,  o grzechu i łasce,  o  śmierci i życiu wiecznym,  wtedy cały krzyk i cały hałas,  jaki daje się słyszeć,  będzie tylko daremną próbą zagłuszenia faktu,  że zamilkło w nas to,  co rzeczywiście ludzkie”.
M
maria
26 kwietnia 2013, 22:01
Świetny tekst! Dzięki.
Y
YJ4MC
26 kwietnia 2013, 19:49
To nie egocentryzm prowadzi do zwątpienia. Prowadzi do niego nadmiar niesprawiedliwych cierpień które spadają na jednego człowieka. Na niektórych, Bóg zsyła znacznie więcej zła niż zasłużyli i niż potrafią unieść.
W
Wie_i_woła
26 kwietnia 2013, 18:38
Jezus mówi i jedno: Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. I drugie: Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział. A mówiąc TO "wołał"! Bo to do Niego odnosi się prawda tego stwierdzenia: "Ten, co wie, że wie - tego słuchajcie".
T
Ta_słoma!
26 kwietnia 2013, 17:00
Wątek "słomy" w tytule brzmi dość prowokacyjnie, ale należy rozumieć poprzez - w pewnym sensie - proroczy język Poety. To Eliot stwierdza, że coraz bardziej żyjemy w takim "świecie", w którym coraz większej ilości ludzi głowy napełnia słoma. Oczywiście, słoma też jest po coś; jest przydatna... Gorzej, jeśli napełnia ona ...głowy! - To obrazowy i symboliczny język poety. Chyba nie tak trudno uchwycić, o co chodzi Poecie i autorowi rozważania. A swoją drogą ma to wydźwięk dość mocny, ale przecież KRZYK, a przynajmniej WOŁANIE widoczne jest w tym, co mówi CHRYSTUS - nierozumiany, źle traktowany, odrzucany; wtedy i dzisiaj.  My wydrążeni ludzie My, chochołowi ludzie Razem się kołyszemy Głowy napełnia nam słoma Kształt bez formy, cienie bez barwy Siła odjęta, gesty bez ruchu  
A
AM
26 kwietnia 2013, 14:13
Słomą którą należy spalić Św. Tomasz z Akwinu nazwał pod koniec swojego życią Dzieła , które napisał. Jak to się często w historii zdarza, nikt go nie posłuchał. Ale tu także Święty się mylił, bo słoma nie jest stworzona do spalenia, ale do innego celu. Ale czy w Kościele Dzieła Akwinity zajmują miejsce słomy ? Mocno w to wątpię....