Błogosławieni, którzy są na obrzeżu Kościoła

(fot. youtube.com)
Tomáš Halík

Los naszego świata, Kościoła i społeczeństwa zależy być może, bardziej niż skłonni jesteśmy przypuszczać, także od tego, czy Zacheusze zostaną pozyskani czy nie. Błogosławieni jesteście wy, na obrzeżu, ponieważ to wy znajdziecie się w centrum, w sercu!

Główną różnicę między wiarą a ateizmem dostrzegam w cierpliwości. Ateizm i religijny fundamentalizm oraz entuzjazm zbyt łatwej wiary są uderzająco podobne do siebie w tym, jak szybko potrafią uporać się z tajemnicą, którą nazywamy Bogiem - i właśnie dlatego wszystkie te trzy postawy są dla mnie jednakowo nie do przyjęcia. Z tajemnicą człowiek nigdy nie może się "uporać". Tajemnicy - w odróżnieniu od problemu - nie można zdobyć; trzeba cierpliwie przebywać na jej progu i trwać w niej. Do wiary nie doprowadziłyby mnie również "dowody na istnienie Boga", o których czytamy w wielu nabożnych książkach. Gdyby znaki Bożej obecności były aż tak banalnie osiągalne na samej powierzchni rzeczywistości, jak sądzą niektórzy religijni entuzjaści, wiara stałaby się niepotrzebna.

Owszem, istnieje także wiara tryskająca z prostej radości i oczarowania samym faktem, że świat jest, oraz ze sposobu, w jaki jest - wiara, którą pewnie możemy podejrzewać o naiwność, ale nie możemy zaprzeczyć jej szczerości i autentyczności. Ta jasna i radosna forma wiary często towarzyszy pierwszemu "zakochaniu" nawróconych lub nieoczekiwanie przebłyskuje w podniosłych chwilach drogi życiowej, czasem nawet także na dnie bólu. Jestem jednak przekonany, że dojrzewanie do wiary wiąże się także z przyjęciem i przecierpieniem chwil - a niekiedy i długich okresów - gdy Bóg wydaje się daleki, gdy pozostaje w ukryciu.

Wiara - podobnie jak miłość - wiąże się nierozerwalnie z ufnością i wiernością. A sprawdzianem ufności i wierności jest cierpliwość. Mało co tak bardzo wskazuje na Boga i tak natarczywie woła o Boga, jak właśnie przeżycie Jego nieobecności. Przeżycie to może jednych prowadzić do "oskarżenia Boga", które kończy się odrzuceniem wiary. Istnieje jednak - zwłaszcza w tradycji mistyków - szereg interpretacji tej nieobecności, innych sposobów radzenia sobie z nią. Bez bolesnego doświadczenia "świata, w którym brak Boga", trudno zrozumieć sens religijnych poszukiwań i tego wszystkiego, co chcemy powiedzieć o "cierpliwości wobec Boga" i jej trzech aspektach - wierze, nadziei i miłości.

DEON.PL POLECA

Również ateizm może być pomocny w "przygotowaniu dróg Pańskich", może nam pomóc oczyścić naszą wiarę z "religijnych iluzji". Nie można mu jednak pozostawiać ostatniego słowa, jak czynią to ludzie niecierpliwi. Także w chwilach wielkiego zmęczenia powinniśmy być przygotowani na poselstwo podobne do tego, które prorokowi Eliaszowi przyniósł anioł podczas jego wędrówki na górę Horeb: wstań, masz jeszcze długą drogę przed sobą! (por. 1 Krl 19, 7).

Jezus do Zacheusza przemówił po imieniu , zachęcił go, by wyszedł z ukrycia. Zaskoczył go zamiarem przyjścia pod jego dach; choć musiał się liczyć z tym, że natychmiast będzie za to obmawiany i krytykowany: "Do grzesznika poszedł w gościnę!". Zacheusz może się wydawać niepoprawnym indywidualistą, niemożliwym do "zaszufladkowania" - tam, gdzie ludzie ochoczo przyłączają się do rozentuzjazmowanych lub rozgniewanych tłumów, on instynktownie szuka miejsca, by ukryć się w gałęziach sykomory. Nie robi tego z powodu pychy, jak by się mogło wydawać, przecież ma świadomość swego "małego wzrostu" i wielkich słabości, wie, że nie potrafi sprostać absolutnym wartościom i wyzwaniom. Swoją prywatność, dystans i spojrzenie z lotu ptaka potrafi i skłonny jest porzucić tylko wtedy, gdy ktoś do niego "przemówi po imieniu" - wtedy może się zdarzyć, że nagle przyjmie również owe absolutne wymagania i zmieni swoje życie.

Przemówić do Zacheusza może jednak tylko ten, dla kogo ów człowiek ukryty w gałęziach sykomory nie jest kimś obcym i nieznajomym; ten, kto nim nie pogardza i komu nie jest obojętny; ten, dla kogo nie jest dalekie także to, co dzieje się w jego myśli i sercu. Zacheuszów jest wśród nas niemało - los naszego świata, Kościoła i społeczeństwa zależy być może, bardziej niż skłonni jesteśmy przypuszczać, także od tego, czy Zacheusze zostaną pozyskani czy nie.

Przemówić do Zacheusza może tylko ten, kto "zna jego imię" - zna jego tajemnicę. Ten, komu taki typ człowieka nie jest obcy, kto potrafi wczuć się w skomplikowane przyczyny jego nieśmiałości. Do Zacheuszów dzisiejszej epoki może się tak naprawdę przybliżyć tylko ten , kto sam pozostaje w pewnym stopniu Zacheuszem . Ludzie, którzy najlepiej czują się pośród rozradowanego tłumu, z trudem rozumieją Zacheusza.

Być może nastał czas, kiedy wiele "pobożnych słów" nie musi i nie powinno pojawiać się na naszych ustach i na naszych sztandarach. Niektóre pobożne słowa brzmią już dzisiaj jak pęknięty bębenek, nie mogą wyśpiewać Bożej chwały - "nie potrafią tańczyć", jak tego oczekiwał Nietzsche od Boga, w którego nie mógł uwierzyć. Taniec Dawida przed Arką był jednak czymś zupełnie innym niż efekciarskie numery zawodowych zabawiaczy we współczesnych religijnych cyrkach.

Miejsce Zacheusza poza tłumem nie jest przypadkowe. Zacheusz - mimo że jako zwierzchnik celników zajmował wysokie i intratne stanowisko - to człowiek z obrzeża. Jezus stale wypatruje "oddalonych". To Jego zainteresowanie nie jest ani romantycznym zamiłowaniem do półświatka, ani prowokacyjną młodzieńczą rewoltą przeciwko panującym stosunkom, ani nawet rodzajem "społecznej troski" i politycznej solidarności z ubogimi, uciskanymi i wykorzystywanymi, w dzisiejszym znaczeniu.

Wraz z ubogimi w centrum Jego uwagi znajdują się chorzy, wszelkiego rodzaju "grzesznicy". Świat, do którego Jezus przyszedł, właśnie w świetle Jego przyjścia ukazał się jako chory, pusty, zamknięty w sobie, jako świat bez serca . Ci, którzy zajęli w nim czołowe miejsca, mieli serca z kamienia, a nie serca z ciała. Jezus żyje w ciągłym konflikcie z osobami, grupami, instytucjami, symbolami stanowiącymi centrum, elitę tego społeczeństwa. Błogosławieni jesteście wy, na obrzeżu, ponieważ to wy znajdziecie się w centrum, w sercu! - również w takich słowach moglibyśmy zawrzeć sens istotnej części Jezusowych słów i czynów. Błogosławieni jesteście wy, na obrzeżu, ponieważ to wy znajdziecie się w centrum, w sercu! - również w takich słowach moglibyśmy zawrzeć sens istotnej części Jezusowych słów i czynów.

Solidarność z ubogimi i społecznie słabymi, troska o chorych i upośledzonych, odwaga wstawiania się za uciśnionymi, wykorzystywanymi i prześladowanymi stanowią w całych dziejach Kościoła jedną z nieodłącznych form świadectwa chrześcijańskiego na tym świecie, dziś może jeszcze bardziej potrzebną niż kiedykolwiek wcześniej. Błogosławił ubogim - nie w taki sposób, by utwierdzać ubogich w ich położeniu. On czyni z ubóstwa metaforę otwartości na dary Boże. Należy zachowywać ducha ubóstwa , nie zajmować miejsca wśród sytych, pewnych siebie i zadufanych, którzy są zadowoleni i zamknięci w sobie. Tak jak dla pełnienia misji w świecie społecznie ubogich niezbędne jest istnienie ubogiego Kościoła, tak też wchodzeniu w świat religijnej niepewności musi towarzyszyć wyzbycie się wielu pewników.

Jeśli zrozumiemy tych, którzy poddani zostali próbie Bożego milczenia, ukrycia i oddalenia - tak, tak, również tych, których to doświadczenie doprowadziło do odrzucenia religii - możemy wówczas dojść do bardziej dojrzałej formy wiary aniżeli naiwny i wulgarny teizm, który nie bez podstaw prowokował i prowokuje krytykę ateistyczną. "Solidarność z poszukującymi" obejmuje również współudział w ich poszukiwaniach i stawianiu pytań.

Tekst pochodzi z fragmentów książki "Cierpliwość wobec Boga".

Tomas Halik - czeski ksiądz katolicki, wykładowca i autor wielu znanych książek teologicznych. Laureat nagrody Tempeltona w 2014 r.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Błogosławieni, którzy są na obrzeżu Kościoła
Komentarze (2)
P
Paweł
8 lutego 2017, 07:40
Myślę że poukładani po urzędach bogaci "zacheusze" nie mają problemów najmniejszych jak widzę kogo pod kosciołem ksieza z ukłonem witaja bogactwa życzą a kogo ciepłym moczem olewaja i ubóstwa wymagaja w imie Papieża Franciszka słów. To tak prosto z mostu 
KB
Kasia Brzez
7 lutego 2017, 11:54
Witam. Bardzo dobry artykuł. Kiedyś żyłam w przeświadczeniu, że coś ze mną nie tak, czytaj: "źle się modlę", "za mało się staram" itp., ponieważ nie czułam stale Bożej obecności, wsparcia, miłości. Ba, rzadziej nie czułam niż czułam. Więcej, czułam chwilami :-). W Kościele, uczęszczając głównie na niedzielne Msze plus rekolekcje, słyszy się o nawróceniu i koniec, o tym, że ktoś się nawrócił i już jest super, ewentualnie do czasu, jak zgrzeszy, no ale potem spowiedź, i znowu powinno być super. Nie jest to absolutnie moja krytyka, po prostu tyle czerpie się zazwyczaj z "głównego nurtu". A jest inaczej, trudno mi nawet powiedzieć jak, bo wymyka się to słowom. Ale dzięki temu, jak ksiądz napisał, jest wiara i jest nadzieja. Dziękuję.