Boimy się przyjąć księdza. Mieszkamy razem

(fot. shutterstock.com)
Marta Jacukiewicz

Ludzie mieszkający razem bez ślubu często nie chcą przyjąć księdza po kolędzie. Często po prostu "boją się" kazania, które pewnie ksiądz wygłosi. Czy jest się czego bać? - mówi franciszkanin, o. Leonard Bielecki.

Marta Jacukiewicz: Ojcze, w wielu parafiach cały czas trwa jeszcze kolęda. Niektórzy - zwłaszcza młodzi ludzie - zastanawiają się nad przyjęciem księdza m.in. z powodu wspólnego mieszkania przed ślubem. Zwyczajnie "boją się" kazania, które pewnie ksiądz wygłosi...

o. Leonard Bielecki: Rozumiem, że boją się kazania ci, którzy mieszkają razem na sposób małżeński nie będąc małżeństwem? Ostatecznie ten strach, niepokój może wynikać z kilku powodów. Pierwsza sprawa nie chcą, by ktoś ich pouczał jak żyć, nie chcą, by ich decyzja była krytykowana. Druga sprawa, o wiele ważniejsza, to strach, który może budzić się ze świadomości, że względem Pana Boga jednak nie wszystko jest w porządku. Owszem, to ich decyzja, ale wewnętrzny dyskomfort ze względu na poruszany temat zostaje. Pytanie, dlaczego pozostaje?

Jeśli jest taka możliwość, że tylko jedno będzie w domu na czas kolędy - lepiej aby nie mówiło, że mieszkają razem?

To żadne rozwiązanie, bo nie ważne czy jedno czy dwoje i tak będzie wiadomo, że mieszkają razem. Chyba, że się księdza okłamie, ale to też słabiutko.

A  może lepszym rozwiązaniem będzie przyjąć księdza za rok, np. Już po ślubie?

Jeśli ślub ma być faktycznie za rok, jest już wszystko zaplanowane, to dlaczego nie przyjąć już w tym roku? Można powiedzieć: księże, żyjemy bez ślubu, ale w przyszłym roku bierzemy, sprawa załatwiona, czekamy.

Jednak wydaje się, że zupełnie inaczej spojrzy ksiądz na parę, która planuje ślub za kilka miesięcy niż na taką, która o ślubie nie myśli. Prawda?

No właśnie. Ja czasami pytam: słuchajcie, mieszkacie ze sobą, przyjmujecie kapłana, czyli sprawa wiary nie jest wam obojętna, czy zamierzacie się rozejść? Zasadniczo wszyscy odpowiadają, że chcą być razem. Wtedy pytam, to dlaczego się nie pobieracie?

I co dalej?

Jest to jakiś moment wyjściowy do dialogu, jeśli atmosfera nie robi się zbyt napięta. Dużo zależy od podejścia kapłana. Dla mnie to wyzwanie duszpasterskie, by nie wystraszyć ich do Kościoła. Nie mam zamiaru ich na siłę przekonywać, wyzywać. Oni wiedzą jaka jest ich sytuacja, ale nie wiem, czy wiedzą co tracą… Chcę tak poprowadzić rozmowę, by zobaczyli, że Kościół ich nie odrzuca, a wręcz odwrotnie. Nie mówię o nich, o ich sytuacji, tylko o tym jaki Pan Bóg ma plan dla człowieka. Staram się pokazać, że ich miłość może opierać się nie tylko na ludzkich fundamentach. Bóg zna nas, nasz egoizm, nasze trudności w byciu dobrym, wiernym, kochającym, przebaczającym. Dlatego nie zostawia nas sobie samym, chce dać nam pomoc. Boską pomoc, którą nazywamy łaską. Coś czego nie mamy, bo to jest dar. Na ludzi kochających się wzajemnie, taka szczególna łaska spływa, kiedy zawierają sakrament małżeństwa.

Jako praktykujący katolicy chodzimy do kościoła, modlimy się, do czego nam jeszcze kolęda? Może nawet chodzimy do innej parafii niż należymy, a księża i tak nas nie kojarzą...

Może to jedyny moment kiedy cała rodzina gromadzi się razem i wyprasza Bożą pomoc dla swojego domu? Wspólnie, na głos, z kapłanem. Piękny ten domowy kościół.

Z drugiej strony - jesteśmy katolikami, więc wypada przyjąć księdza? 

Nie ma przymusu. Żal jednak, by ksiądz nie pobłogosławił mieszkania. Jeśli nie ma o czym rozmawiać z kapłanem, to pytanie czy żyję Kościołem, nie tylko parafią, ale Kościołem, Bogiem?

Ksiądz, który przychodzi na kolędę ma prawo oceniać i krytykować?

Kapłan przychodzi w gościnę. Na zaproszenie domowników. To szansa spotkania. Trzeba pamiętać, że jestem pod czyimś dachem. Mogę wyciągnąć otwartą rękę, lub zacisnąć pięść. Pytanie po co zaciskać? A co do oceny to Pan Jezus już tę sprawę jasno ustawił: nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni…

Od kilku lat chodzi Ojciec z kolędą po Poznaniu. Na pewno nie brakowało również zabawnych sytuacji z takimi odwiedzinami?  

O wiele bardziej od komizmu sytuacyjnego zapamiętuję ludzkie dramaty. Na chwilę staję się częścią czyjegoś świata. To jest niezwykle przejmujące, tym bardziej, że kapłan ma być znakiem nadziei.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Boimy się przyjąć księdza. Mieszkamy razem
Komentarze (2)
KS
~Klara Szpadel
10 stycznia 2021, 14:35
Jak kto broi, to się boi. Proste. Widać mają świadomość, że nie jest to zgodne z nauką Chrystusa i Dekalogiem. Sam fakt, że chcą księdza przyjąć, że o tym myślą, już o nich dobrze świadczy. Może wyniknie coś z tego dobrego??? Choć, przyznam, że z wizyt duszpasterskich nie zawsze coś dobrego wynika :( Ale to już zależy od człowieka, ksiądz to nie anioł.
Andrzej Ak
25 stycznia 2016, 16:28
Nie ma się czego bać! Ksiądz to i człowiek i sługa Boga. Tematu niedoskonałości nie będę rozwijał, bo on również dotyczy nas samych, czyli niedoskonałych dzieci Bożych. A więc warto otwierać się na sługi Boże i słuchać z uwagą co mówią. Czasem sam Bóg przemawia przez usta takich ludzi. A skoro dwoje ludzi mieszka ze sobą już jakiś czas,  to może warto głębiej się zastanowić, czy fundamentem tego związku jest miłość, czy może zupełnie coś innego. Warto pomyśleć o swoim życiu za 10, 20 czy 30 lat. Związek bez fundamentu miłości (zbudowany np na żądzach) nie przetrwa nawet tych 10 lat. Czas uwypukli wady, a ludzie w takim związku przemienią się z ludzi w "gady". Tylko miłość i to ta prawdziwa w Darze od Boga sprawia, że człowiek nadal pozostaje człowiekiem dla siebie samego i dla innych ludzi.