Chrześcijanie i Bitcoiny. Dlaczego nie?

(fot. shutterstock.com)
Nathan Schneider

Późnym popołudniem 7 grudnia odbyłem spotkanie w szkole biznesu prowadzonej przy mojej uczelni. Później postanowiłem zostać na chwilę po godzinach i odpowiadałem na maile, otoczony studentami ekonomii, którzy w tej samej sali przygotowywali grupowe projekty.

Nasza szkoła biznesu, podobnie jak inne, które miałem okazję odwiedzić, jest ustrojona telewizorami na okrągło emitującymi najnowsze informacje z giełdy i rozmowy o biznesie. Tak jakby prawdziwi biznesmeni rzeczywiście całe dni spędzali, śledząc te programy (robią tak?). Pracując, nie mogłem nie zauważyć, że znana osobistość stacji CNBC, Jim Cramer, krzyczy do mnie z telewizyjnego ekranu.

Normalnie nie miałbym większego problemu z ignorowaniem przenikliwego wrzasku pana Cramera, bo zwyczajnie mnie to nudzi, poza tym nie znam się na kupnie i sprzedaży aktywów.

Jednak tym razem tuż obok twarzy Cramera zauważyłem logo Bitcoina. Pomyślałem, że jeśli zwyczajny program o finansach porusza kwestię Bitcoina, coś musiało się wydarzyć. I miałem rację. Wartość Bitcoina właśnie po raz pierwszy przekroczyła 17 tysięcy dolarów, a wkrótce miała przewyższyć sumę 18 tysięcy dolarów i tym samym osiągnąć rekordowe notowanie tego dnia. No dobrze, w porządku. Wpisałem nowy adres w kilku zakładkach w mojej przeglądarce i już po paru minutach klikania w serwisie handlu kryptowalutami dodałem do mojej szyfrowanej sieci około jedną dziesiątą rocznego dochodu.

Nie jest to coś, co normalnie bym zrobił. A przynajmniej nie coś, co bym zrobił do ostatnich kilku tygodni. W czasie, kiedy byłem bardziej aktywny na kryptoscenie, postanowiłem nie gromadzić kryptowaluty po to, aby chronić moją dziennikarską niezależność. Ale w ostatnich miesiącach, kiedy Bitcoin i inne kryptoaktywa pomnożyły swoją wartość, te maleńkie ilości kryptowaluty, które kupiłem kilka lat temu, aby poeksperymentować, znacznie podniosły swoją cenę i teraz musiałem zdecydować, jak je chronić.

Podobnie rzecz się miała w przypadku moich przyjaciół. Zacząłem bawić się Bitcoinem na tyle wcześnie, że teraz kilku moich znajomych przyszło do mnie po radę. Pomogłem jednej dawnej przyjaciółce zamienić część waluty, którą posiadała, na inną. Aby móc jej lepiej doradzić, zacząłem śledzić rynki i ustawiłem sobie w telefonie powiadomienie o wahaniach cen. Wraz z moją znajomą zgodziliśmy się co do jednej rzeczy: to nie było dobre.

No, dobre i niedobre. Zupełnie jak jabłko w ogrodzie Eden. Kiedy zdajemy sobie sprawę, że granie w gry wyimaginowanymi pieniędzmi może być bardziej opłacalnym sposobem zarabiania na życie niż normalna praca, nagle wchodzimy w posiadanie wiedzy, która zaburza nasz porządek świata.

Częścią obietnicy, którą swojemu właścicielowi składa Bitcoin, jest to, że kiedy się go używa, sektor finansowy staje się "bardziej demokratyczny". Działalność normalnie zarezerwowana dla banków i bogatych ludzi - tworzenie pieniędzy, wczesne inwestowanie, złożone instrumenty finansowe - nagle jest w zasięgu ręki każdego, kto jest w stanie korzystać z odpowiedniego oprogramowania. Firmy start-upowe zarabiają miliony dolarów dzięki swoim "wczesnym ofertom walutowym". Angażują się w to także wielkie korporacje i narodowe banki.

Nie tylko finanse ulegają demokratyzacji (przynajmniej w tym wąskim temacie skupiającym technologicznie zaawansowanych i łatwo adoptujących nowinki techniczne użytkowników). Boom na kryptowaluty demokratyzuje także procesy instytucji finansowych - procesy, przez które zabawa pieniędzmi zaczyna pochłaniać coraz więcej naszego czasu, uwagi i majątku. Znacznie więcej niż inne formy produktywności.

Gdy doświadczałem wczesnych faz fenomenu Bitcoina, widziałem hakerów, majsterkowiczów i idealistów, którzy w ciągu jednej nocy przemieniali się w walutowych pasjonatów. To był jakiś rodzaj edukacji, tym lepszy, że często dotyczył osób mieszkających tam, gdzie stabilna, oficjalna waluta lubiła zapominać, jak delikatne i uzależnione od społeczeństwa i polityki są tak naprawdę pieniądze. Wielu chciało użyć tej waluty do celów transformacyjnych. Wierzyło, że ten rodzaj technologii jest w stanie naprawić wszystko, co było nie tak z sektorem finansowym, i uwolnić bestię naszej zbiorowej inteligencji.

Teraz, kiedy kryptowaluty przeszły ewolucję z potencjalnie rewolucyjnych do rzeczywiście cennych - możliwych do wymiany na rzeczy, które faktycznie jesteś w stanie kupić - ich wartość jest pozbawiana tego elementu majsterkowania i idealizmu. Niedługo po rewolucji kryptowalut wielu decydowało się na odtworzenie Wall Street sprzed 1929 roku - przestrzeni wolnej od przeszkód (przynajmniej do czasu, kiedy zorientują się władze) i chroniącej konsumenta. Ale okazuje się, że w tym świecie łatwiej jest szybko zarobić kilka dolców, niż wprowadzić jakieś zmiany.

Próbuję śledzić, kto i co robi ze swoimi walutami. Niektórzy z kryptonowobogackich finansują ze swoich dochodów wymarzone start-upy. Znam jedną wczesną amatorkę Bitcoina, która używała swoich zysków, by móc poświęcić swój czas i umiejętność programowania lokalnej organizacji pozarządowej. Kiedy ostatni raz spotkałem w Nowym Jorku hakera-trolla znanego pod pseudonimem weev, powiedział mi, że teraz "żyje ze swoich Bitcoinów". Mógł cieszyć się swobodą finansową i pełnić funkcję webmastera w Daily Stormer - stronie internetowej traktującej o wyższości białej rasy.

Jak w poprzednich wcieleniach sektora finansowego, tak i w tym wypadku za wartością waluty stoi pewien realny wkład. Osiągnięcie techniczne, jakim jest Bitcoin, ma wartość społeczną dokładnie tak samo jak wysiłki, które wkłada się w tworzenie całej gamy projektów - począwszy od Coinbase aż po district0x - które sprawiają, że technologia ta staje się łatwiejsza w użyciu i bardziej przydatna. Projekt Moeda, który wystartował w Brazylii, złożył dalekosiężną obietnicę, że kryptowaluta przyniesie proste, wymierne, finansowe włączenie w społeczeństwo najuboższych świata. Założyciele inicjatywy zebrali 20 milionów dolarów na swojej ofercie walutowej.

Obietnica zawarta w tym rodzaju pieniędzy - a tak naprawdę w tej nowej technologii społecznej - jest tam wciąż obecna, dokładnie tak samo, jak na początku i przez cały czas jej istnienia. Ale nie o tym krzyczał pan Cramer. Nas, zamieszanych w ten walutowy boom, takie doświadczenie uczy czegoś nowego, nawet jeśli nie wiemy do końca czego. Możemy natomiast być pewni, że stara utopia umarła. Przed nami stoi drzewo poznania, na którym jest zarówno dobro, jak i zło, i może nas spotkać jedno i drugie.

Mój przyjaciel, młody pastor, był jedną z osób, które dowiedziały się o Bitcoinie wiele lat temu, i teraz pluje sobie w brodę, że przed laty nie kupił trochę kryptowaluty. Ale z tego okresu pozostały mu także wspomnienia sprawiające, że jest w stanie ochłonąć w swoich emocjach. Akurat tak się stało, że pierwszy pogrzeb, jaki miał okazję odprawić po swoim wyświęceniu, był pogrzebem chłopaka, który został zabity przez innego dzieciaka właśnie z powodu Bitcoina. Nie wiadomo, co dokładnie się wydarzyło, ale przyczyna jego śmierci była jasna.

Dla pastora, dla tych dzieciaków i pewnie dla wielu z nas to zapewne koniec przygody. To już nie jest wyśniony raj. Jabłko zostało nadgryzione.

Nathan Schneider - reporter pracujący m.in. dla America Magazine. Jest profesorem na wydziale badań nad mediami University of Colorado Boulder. Tekst ukazał się pierwotnie w America Magazine

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Chrześcijanie i Bitcoiny. Dlaczego nie?
Komentarze (1)
a a
23 stycznia 2018, 18:20
Bardziej debilnego tekstu dawno tu nie czytałem (a to sztuka na deonie)... Bitcoin zły, bo ktoś go użył do szerzenie rasizmu czy zabił z jego powodu - no matko, przecież to samo można powiedzieć o zwykłym pieniądzu. "Działalność normalnie zarezerwowana dla banków i bogatych ludzi - tworzenie pieniędzy, wczesne inwestowanie, złożone instrumenty finansowe - nagle jest w zasięgu ręki każdego, kto jest w stanie korzystać z odpowiedniego oprogramowania" No chyba nie - od wieków wieków tworzeniem pieniądze zajmował się rynek, czyli zwykli ludzi, którzy poprzez swoją pracę nadawali mu wartość (w zależności od ilości i dostępności danego kruszca na rynku). Dopiero w erze pieniądza fiducjarnego, czyli niecałych stu lat, to się zmieniło i kontrolę nad pieniądzem na wąska elita. Bitcoin jest więc oddolną próbą przywrócenia stanu naturalnego i wyrwania się z niewoli pieniądza bez pokrycia.