Czy siostry mogą być trendy?
Od 1990 roku systematycznie spada w Polsce ilość zakonnic, zwłaszcza w zgromadzeniach czynnych. Liczba powołań zmniejszyła się o 70 proc., niektóre klasztory są zamykane. 20 lat temu było około 1200 nowicjuszek, które chciały wieść życie konsekrowane, w 2010 r. już tylko 355. Trochę lepiej jest w zakonach klauzurowych. Statystycy biją na alarm, eksperci debatują, a problem się pogłębia. Tak będzie, dopóki kwestia kobiet nie zostanie uznana za znak czasu - w teorii i praktyce.
Kryzys ma płeć?
Jan Paweł II, podobnie jak papież Jan XXIII, w uświadomieniu sobie przez kobietę jej godności i wychodzeniu z marginalnych pozycji, upatrywał znak czasu. Określenie to, zapisane w Gaudium et spes i innych dokumentach soborowych, oznacza konieczność teologicznej interpretacji współczesnych wydarzeń, w których odkrywamy zamysł Boga w historii.
Niewiele jest "znaków czasu", które miałyby większe znaczenie dla przyszłości Kościoła, niż te dotyczące kobiet. Kobiety są dziś znakomicie wykształcone, niezależne finansowo, sprawdzają się w niedostępnych dotąd profesjach. Odkryły smak podmiotowości i nowe ścieżki rozwoju. Dotyczy to również sfery ducha. Dominują na nabożeństwach, pielgrzymkach, w duszpasterstwach, scholach i wspólnotach. Nadal częściej zginają kolana przed Bogiem, niż mężczyżni, lecz są inne, niż ich mamy i babcie.
Przyczyn kryzysu powołań jest wiele. Jan Paweł II w 1996 roku encyklice Vita Consecrata pisał, że "w niektórych kręgach opinii publicznej osłabł szacunek dla życia konsekrowanego" {VC, 109] - dotyczy to nie tylko kobiet. W czasach sekularyzacji, indywidualizacji, upadku autorytetów, konsumpcjonizmu, banalizacji seksu, życie wspólnotowe oparte na ideałach czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, musi tracić na atrakcyjności. Prestiż duchowego ojca oparty jest na solidnych podstawach - kapłaństwie i wiedzy. Wzory matek duchowych tak bardzo dziś tracą w relacji do wzorów świeckich, że głos powołania musiałby brzmieć jak dzwon, by ktoś go usłyszał.
Aktywność pod kontrolą
Kiedyś kobiety nie miały innych zadań i obszarów działania niż dom. W XX wieku nabyły nowych kompetencji, pełnią po kilka ról jednocześnie, z żadnej nie chcą na trwałe rezygnować. A od od sióstr oczekuje się wyłącznie aktywności w formie duchowego macierzyństwa - choć pod różnymi postaciami. Inne rodzaje służby rzekomo prowadzą do egoizmu, maskulinizacji, wrzodów i utraty łaski.
Ma rację urszulanka, matka Joanna Olech, sekretarka generalna Konferencji Przełożonych Wyższych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce, gdy mówi, że istotnym źródłem problemu jest tożsamość kobiet (Rzeczpospolita, 01.02.2012 r.). Wstąpienie do zakonu wiąże się z przyjęciem tożsamości osoby konsekrowanej, czemu służy wieloletnia formacja. Ma ona sens, gdy adeptka doświadcza realnego wzrostu. Zanegowanie siebie musi wypełnić coś, co będzie wyzwaniem - barierą do pokonania w duchowym rozwoju. Tożsamość indywidualna, osobowa, musi w tym procesie jakoś korelować z tożsamością płci. Tym bardziej, że wspólne życie z siostrami dla wielu kobiet nie jest łatwe, wychowujemy się koedukacyjnie.
Rola matki duchowej może mieć wielkie znaczenie dla kobiet świeckich pod warunkiem, że spotkają ja w życiu codziennym. Niestety marne są na to szanse. Siostry matkują chorym i cierpiącym, niepełnosprawnym, bezdomnym i dzieciom. Innym kobietom już nie albo niezwykle rzadko. To ojcowie są kierownikami duchowymi, prowadzą formację, są obecni we wspólnotach i duszpasterstwach. Nie można poczuć powołania do zgromadzenia, które zna się ze słyszenia albo wcale.
Pilna potrzeba zmian
Jest kilka świetnych sióstr łamiących stereotypy, np. prof. dr hab. etyki Barbara Chyrowicz SSpS czy s. Małgorzata Chmielewska przełożona Wspólnoty "Chleb Życia". Obie od dawna upominają się o zmiany w kwestii kobiet w Kościele. Niestety lęk przed słowem "feminizm" tak usztywnia katolików - z hierarchią włącznie - że debata zamyka się w punkcie wyjścia.
Według Aliny Petrowej, dziennikarki KAI, wiceprezes Stowarzyszenia Amicta Sole tradycyjny feminizm "narzucił kobietom hierarchię męskich wartości, zamiast wypromować i podnieść prestiż tego, co kobiece. Liczy się tylko samorealizacja, renoma, siła, pełnienie ważnych funkcji społecznych. Nie ma miejsca na macierzyństwo, ofiarę, chronienie słabych, życiodajność. A właśnie życiodajność jest istotą powołania zakonnego - dlatego realizowanie się w życiu zakonnym nie przemawia do współczesnych kobiet, które chcą uciec od obciążeń związanych z macierzyństwem, ścigać się z mężczyznami - na ich warunkach, uczestnicząc w ich turniejach." Ale w odróżnieniu od krytyków ruchu, Petrowa widzi sprawę szerzej. Mówi: "W aspekcie nadprzyrodzonym człowiek powołany odpowiada lub nie - w swej wolności - na wezwanie Boga. Sądzę, że taka decyzja nigdy nie była łatwa. Mimo to osoby konsekrowane cieszyły się prestiżem i szacunkiem otoczenia. Dziś ta odpowiedź jest bez porównania trudniejsza. Ale jest też aspekt doczesny życia zakonnego. Kiedyś pójście do zakonu umożliwiało kobietom sporą niezależność, możliwość kształcenia się, wywierania wpływów - także politycznych (słowo ksieni pochodzi od "księżna" i coś w tym jest). Obecnie kobiety w świeckim życiu mogą osiągnąć praktycznie wszystko w polityce, gospodarce, nauce i jakiejkolwiek dziedzinie. A jaką "karierę" mogą zrobić w Kościele? Nie mam wątpliwości, że większe zaangażowanie kobiet w życie Kościoła, ich wykształcenia i kompetencji, jest dziś zadaniem pilnym i naglącym."
Ambicje motywują
Jak podaje "Rzeczpospolita": "spośród niemal 19,6 tys. zakonnic 3200 jest katechetkami, 1600 pracuje z chorymi i niepełnosprawnymi Zgromadzenia żeńskie prowadzą w sumie 1156 dzieł, m.in. żłobki, przedszkola, ośrodki opiekuńcze i resocjalizacyjne, placówki edukacyjne, domu samotnej matki, schroniska dla bezdomnych, domy rekolekcyjne, wydawnictwa." Nie znam żadnego wydawnictwa czy pisma tworzonego przez kobiety konsekrowane, a bardzo bym chciała. To zresztą dobry sposób na promocję zgromadzenia. Kobiety powinny pisać i publikować, nie tyko dla kobiet, ale także - nie tylko dla dzieci.
Dziwi negatywny stosunek katolików, w tym - niestety - duszpasterzy powołań, do ambicji sióstr. Formacja mężczyzn nie wyklucza osiągnięć. Ambicje motywują ich do pracy nad sobą i dobrej służby, a młodzież - do naśladowania. Sukcesy w danej dziedzinie: kaznodziejskiej, duszpasterskiej, apostolskiej, naukowej, medialnej, organizacyjnej, charytatywnej, jest "wabikiem" dla kandydatów do zakonu. Młodzież przyciąga nie tylko liczba świętych męczenników, ale i żyjących, wybitnych członków wspólnoty. Siostry mają wyrzec się ambicji - na obraz Maryi. Kobiety mają być gospodyniami domu, ale panowie nie są zmuszani do bycia, jak Jezus, kapłanami-stolarzami. Czyż per analogiam, jedynym powołaniem i wzorem służby dla mężczyzn nie powinien być cieśla?
Dla ścisłości: zakopywanie talentów nie zawsze jest skutkiem podziału ról. Paweł Kozacki OP, przeor krakowskich dominikanów, w Polityce ("Zakonnice odchodzą po cichu", 15.09.2011 r.) podzielił się niedawno spostrzeżeniami spowiednika: Znam sporo sytuacji, "gdy jakaś przebojowa zakonnica robi coś sensownego, angażuje się, rozwija akcje, staje się znana w środowisku, przełożona odsyła ją do pralni, żeby się nauczyła życia cichego i pokornego". I dalej: "Jak któraś coś powie lub wydrukuje pod swoim nazwiskiem, to wcześniej czy później usłyszy, że robi z siebie gwiazdę, że się promuje, że się wymądrza". To jak przekonać dziewczęta, że w zakonie osiągną mądrość? Jak promować zakon? Jako masę bez jednostek?
Według Agnieszki Poźniak, doktorantki w IEiAK UJ, która pisze pracę na temat społecznego wizerunku żeńskich zgromadzeń zakonnych, "składając śluby, oddaje się talenty Bogu i zgromadzeniu. Nie można ich realizować, jeśli tak zdecydują przełożone - głos Boga." Jednak mądre przełożone - mówi Poźniak - umożliwiają realizację talentów: "badałam zgromadzenie pijarek, które zajmuje się szkolnictwem. Rozmawiałam z siostrą, która uczy biologii. Po studiach chciała zostać nauczycielką. Poczuła powołanie i wybrała takie zgromadzenie, które dawało jej możliwość połączenia służby Bogu z marzeniami. Inna siostra, duchaczka, wstąpiła do klasztoru po studiach medycznych. Przed podjęciem ostatecznej decyzji rozmawiała z przełożoną i ta zgodziła się, by robiła specjalizację (rodzinną) i kontynuowała naukę, będąc w zakonie. Łączenie pracy w przychodni z życiem wspólnotowym jest trudne, ale możliwe".
Jak stwierdza Poźniak "Sama idea służby nie wystarcza. Służba nie jest trendy. Jeśli rosną ambicje młodych kobiet, to trzeba im stwarzać nowe możliwości".
***
Na koniec rozważań - zagadka. Czyje to słowa?
"Należy zatem pilnie podjąć pewne konkretne kroki, poczynając od otwarcia kobietom możliwości uczestnictwa w różnych formach działalności i na wszystkich jej szczeblach, także w podejmowaniu decyzji, zwłaszcza w sprawach, które ich dotyczą.
Jest także konieczne, aby formacja kobiet konsekrowanych, w takim samym stopniu jak mężczyzn, była dostosowana do nowych potrzeb, przewidywała realne, instytucjonalne możliwości systematycznego kształcenia i przeznaczała na nie odpowiednio wiele czasu, tak by obejmowało ono wszystkie dziedziny — od teologiczno-duszpasterskiej po zawodową. [...]
[...] Kościół bardzo liczy na specyficzny wkład kobiet konsekrowanych w rozwój nauki, obyczajów, życia rodzinnego i społecznego, zwłaszcza w dziedzinach związanych z obroną godności kobiety i z poszanowaniem życia ludzkiego. Istotnie, "kobiety mają do odegrania rolę wyjątkową, a może i decydującą, w sferze myśli i działania: mają stawać się promotorkami «nowego feminizmu», który nie ulega pokusie naśladowania modeli «maskulinizmu», ale umie rozpoznać i wyrazić autentyczny geniusz kobiecy we wszystkich przejawach życia społecznego, działając na rzecz przezwyciężania wszelkich form dyskryminacji, przemocy i wyzysku" .[podkr.MB]
Jan Paweł II napisał "Vita Consecrata" 16 lat temu. Pozostaje jedynie zapytać, jaką miarą w Kościele mierzy się słowo "pilne"?
Skomentuj artykuł