Groźba relatywizmu
O krytycznym okresie dla Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego i współczesnych zagrożeniach - rozmowa z patriarchą Moskwy i całej Rusi Cyrylem I. Wywiad dla "Gościa Niedzielnego" i KAI w siedzibie Patriarchatu Moskiewskiego przeprowadził Andrzej Grajewski.
Gość Niedzielny i KAI: Wasza Świątobliwość stoi na czele największego lokalnego Kościoła prawosławnego na świecie. Jak wygląda współczesny stan Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP) zarówno w Rosji, jak i w innych krajach, należących do jego obszaru kanonicznego? Jakie są główne problemy i wyzwania, stojące dzisiaj przed prawosławiem?
Jego Świątobliwość Patriarcha Cyryl: RKP rzeczywiście obejmuje swoją jurysdykcją nie tylko Rosję, Białoruś, Ukrainę i Mołdawię, ale także te kraje, w których prawosławie nie jest religią większości, to znaczy byłe środkowoazjatyckie republiki dawnego ZSRR i kraje nadbałtyckie. Oczywiście każde z tych państw ma swoją specyfikę. Myślę, że jest to dobrze zrozumiałe dla świadomości katolickiej, dla Kościoła katolickiego, który rozciąga swą jurysdykcję na wielką liczbę krajów. Wiadomo, co to są warunki miejscowe. I zadanie Kościoła polega na tym, aby w kontekście tych warunków być zawsze aktualnym, być w stanie otwierać ludziom Słowo Boże i czynić je przekonującym.
Gdy chodzi o pewne zagadnienia ogólne, związane z dzisiejszym życiem RKP, to przede wszystkim trzeba pamiętać, że walec ateizmu przetoczył się po Związku Sowieckim tak, jak w żadnym innym kraju. Wiemy, że były ograniczenia wolności religijnej w Europie Wschodniej, w tym także w Polsce, ale to było zupełnie co innego. Pamiętam, gdy po raz pierwszy w życiu znalazłem się pod koniec marca 1968 w Polsce - był to pierwszy kraj, do którego pojechałem. Byłem po prostu porażony tym, że mnisi chodzili po Warszawie w swych szatach, nie było żadnego zamkniętego kościoła. Gdy przypadkowo zapytałem człowieka, który mnie oprowadzał po mieście, czy ten kościół jest otwarty czy zamknięty, on uśmiechnął się i powiedział: "U nas nie ma zamkniętych kościołów".
Zupełnie inaczej było u nas. Zakonnicy nie mogli chodzić w swych szatach, bezwzględna większość świątyń była zamknięta lub po prostu zniszczona. I w tym sensie twardy wpływ ideologii czynnika administracyjnego na życie religijne w okresie czterech pokoleń miał oczywiście swoje skutki. Trudno powiedzieć, co byłoby z RKP, gdyby sytuacja nie zmieniła się. Czy potrafilibyśmy zachować wiarę w naszym narodzie, powiedzmy jeszcze przez 20 lat? Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku stanowił krytyczny okres w dziejach RKP.
Czy była to ostatnia chwila?
Być może rzeczywiście tak było. Przytoczę przykład z życia eparchii smoleńskiej, której biskupem zostałem w 1984. Władze zabroniły mnie jako biskupowi odwiedzania parafii i mogłem jedynie odprawiać nabożeństwa w samym mieście Smoleńsku. Ale pierwsze, co zrobiłem, to nie posłuchałem władz i pojechałem w teren. Pierwszym miastem, do którego się udałem, był Jarosław. Gdy wszedłem do miejscowej cerkwi, poczułem się tak, jakby mnie uderzono nożem w serce. Zobaczyłem świątynię w opłakanym stanie - była brudna, okopcona, w chórze śpiewały jakieś 3-4 staruszki, a wśród wiernych, których zresztą było bardzo mało, też przeważały stare kobiety, żadnej młodej osoby, to ja byłem tam najmłodszy. A na wsiach obraz był jeszcze gorszy - na poły zniszczone cerkwie, w których na nabożeństwa w niedziele zbierało się 10-15 staruszek. Wówczas zrozumiałem, że doszliśmy już do punktu granicznego i jeśli potrwa to jeszcze jakiś czas, to te świątynie opustoszeją. Ale Pan pozwolił nam zbliżyć się do tego punktu i właśnie od niego rozpocząć nową rachubę dziejów.
Nie będę mówił, czym dzisiaj jest RKP - można sobie o tym przeczytać w różnych informatorach, mogę tylko powiedzieć, że jest to Kościół większości narodu, Kościół, który bezsprzecznie wywiera duchowy i moralny wpływ na życie społeczeństwa, ale który zarazem napotyka dziś zarówno na pozostałości tego samego ateistycznego wpływu, jak i nowe wyzwania, których korzenie nie tkwią tym razem w rzeczywistości rosyjskiej, ale są "importowane" jako pochodne idei skrajnie radykalnego liberalizmu. Wykluczają one pojęcie grzechu ze stosunków międzyludzkich i wprowadzają do nas kategorię relatywizmu moralnego, który - naszym zdaniem - jest jeszcze groźniejszy od wojującego ateizmu.
W jakim sensie jest on jeszcze groźniejszy?
W tym sensie, że ateizm jest wrogiem otwartym - patrzysz i widzisz, że masz przed sobą wroga, który proponuje ci idee nie do przyjęcia. Masz wtedy dwie możliwości: albo poddać się, albo stawić opór. Niekiedy wybory te były bardzo radykalne: albo żyć, albo umrzeć. I przed takim wyborem stanęli moi rodzice - mój dziadek i ojciec, a także ogromna liczba ludzi w Związku Sowieckim, będący członkami Kościoła.
Dziś nikt nie żąda od ciebie wyboru: życie lub śmierć, ale po prostu twemu sumieniu proponuje się takie stereotypy myślenia, które pozornie popiera bardzo wielu ludzi i których prawdziwość jest jakby niepodważalna, które w istocie są jednak antychrześcijańskie i antykościelne, niosące z sobą duchową zagładę człowieka. I gdy dzisiaj widzimy moralny upadek wielu społeczeństw, ogromny kryzys rodziny, zapominanie o przykazaniach Bożych, zanik pojęcia odpowiedzialności, gdy mówimy o wolności, to mimo woli prowadzi to nas do smutnych myśli. Obecnie w Rosji i na całym obszarze kanonicznym RKP zmagamy się z tymi dwoma wyzwaniami. Z jednej strony jest to jeszcze częściowy wpływ czasów ateizmu, z drugiej zaś nowa fala zeświecczenia i radykalnego liberalizmu. Daj Boże, żebyśmy się uporali z tymi wyzwaniami.
Jak Wasza Świątobliwość ocenia obecny stan stosunków państwowo-kościelnych w Rosji?
W dzisiejszej Rosji, być może po raz pierwszy od 1917, zasada rozdziału Kościoła i państwa, ogłoszona po rewolucji październikowej, prawidłowo działa. Sprowadza się ona do tego, że i państwo, i Kościół mają swoją autonomię. Jesteśmy rzeczywiście oddzieleni, nie mieszamy się w sprawy wewnętrzne drugiej strony i strzeżemy tej autonomii. Kościół rosyjski bardzo ceni sobie tę wolność i tę autonomię, jaka dzisiaj istnieje.
Czy nie ma żadnych problemów w tych stosunkach?
Jeśli można, to o problemach powiem nieco później... Powiedziałem kiedyś, że problemów nie ma tylko na cmentarzu, na co znajomy odpowiedział: "Mylicie się, gdyż na cmentarzach w dużych miastach jest bardzo dużo problemów". Wróćmy do naszych rozważań. Istnieje autonomia, ale z drugiej strony jest wspólny porządek spraw. Zagadnienia moralności nie są obojętne dla każdego normalnego państwa. Nie można w nieskończoność regulować stosunków międzyludzkich wyłącznie przez podnoszenie poziomu ustawodawstwa, umacnianie sił porządkowych, doskonalenie wymiaru sprawiedliwości. Wszystko to może oczywiście przynieść korzystne wyniki, ale przecież nie powstrzymuje to człowieka np. przed wejściem do kina i strzelaniem do widzów ani od dokonywania innych szaleńczych czynów. Gdy rodzice porzucają dzieci, dzieci zabijają swych rodziców. Inaczej mówiąc - żadne, najdoskonalsze nawet prawodawstwo i najlepszy system sądowniczy i prawny nie zabezpieczają ludzi przed popełnianiem strasznych zbrodni, gdyż źródłem zbrodni jest właśnie człowiek, jego życie wewnętrzne i jego serce.
Sądzę więc, że każda rozsądna władza rozumie pragmatyczne znaczenie moralności w stosunkach społecznych. Człowiek moralny to ktoś, kto przestrzega prawa, nawet, jeśli go nie zna. Dlatego też sprawy związane z moralnością i inne wynikające z nich, np. alkoholizm, narkomania, prostytucja, wzrost liczby aborcji - długo jeszcze można ciągnąć ten wykaz - należą do tych, które znajdują się na porządku dziennym stosunków państwowo-kościelnych. Dziś Kościół jak najaktywniej włącza się i w programy zwalczania alkoholizmu, zwłaszcza w tych regionach Rosji, gdzie jest to szczególnie aktualne, i w rehabilitację uzależnionych od narkotyków, zakładamy schroniska dla kobiet, które nie chcą przerywać ciąży itp. Istnieje wielka liczba socjalnych programów kościelnych, które prowadzimy albo samodzielnie, albo we współpracy z różnymi instytucjami państwowymi.
Ale jest też jeszcze jedno, by tak rzec, skrzydło, na którym się opieramy. Chodzi o społeczeństwo obywatelskie, o wielką liczbę organizacji niekomercyjnych, z którymi także współpracujemy, prowadząc jednocześnie właściwą nam działalność duszpasterską.
W czasie pobytu w Rosji jesienią ub.r. relikwiarza z Pasem Bogurodzicy na spotkanie z nim przyszła ogromna rzesza ludzi. Rozdano np. około 4 mln małych "pasków" maryjnych. Co to mówi o społeczeństwie rosyjskim?
Wydarzenie to charakteryzuje społeczeństwo rosyjskie jako ludzi o bardzo wysokim poziomie religijności. W ciągu jednego miesiąca Pas nawiedziło prawie 4 miliony osób. W pewnym momencie zabroniliśmy nawet dotykania Pasa, gdyż hamowało to przepływ pielgrzymów. Wtedy relikwię podniesiono i ludzie przechodzili pod nią. A z jakim żalem Rosjanie rozstawali się z Pasem... Sądzę, że gdyby to nawiedzenie trwało jeszcze 10 miesięcy, to pielgrzymów byłoby pewnie z 40 milionów i nie jestem pewien, że napływ ludzi by się zmniejszył.
Obecnie uważam, że społeczeństwo rosyjskie i w tych państwach, w których RKP jest obecny, jest religijne. Jednocześnie mam świadomość, że wewnątrz tego społeczeństwa jest jeszcze wiele problemów. Może najważniejszym z nich jest niedostateczne wychowanie religijne. Bardzo często bywa tak, że człowiek, który socjologicznie określa siebie mianem prawosławnego, który w odpowiedzi na pytania socjologów, stwierdza, że jest wierzący, niestety żyje tak, jak niewierzący. Dlatego na porządku dziennym działań RKP jest katechizacja, nauka religii i oczywiście wzmożenie działalności duszpasterskiej, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży.
Czy chodzi również o katechizację w szkołach?
Katechizacja w szkołach jest sprawą, której nie udało się nam rozwiązać. Państwo nie zdecydowało się na dopuszczenie religii do nauczania w szkołach. Władze zgodziły się jedynie na nasze kompromisowe propozycje, aby w szkołach nauczano podstaw kultury prawosławnej, a także żydowskiej, muzułmańskiej i buddyjskiej, a ci, którzy by tego chcieli, mogliby się uczyć podstaw kultury wszystkich religii światowych. Zaproponowaliśmy ponadto, aby ludzie niereligijni mogli się uczyć etyki świeckiej.
Główni przeciwnicy nauczania religii i religijnie ukierunkowanych przedmiotów w szkole mówili, że w warunkach społeczeństwa wielonarodowego i wieloreligijnego doprowadzi to do konfliktów. My ze swej strony przekonywaliśmy, że wcale tak nie jest, gdyż wcześniej przeprowadziliśmy projekty pilotażowe w tym zakresie w różnych rejonach Rosji i nigdzie i nigdy nauczanie tych przedmiotów nie wywoływało konfliktów. Nie można było jednak przekonać naszej liberalnej prasy, która walczyła z tym, ani podejmowanych w tym celu wysiłków, godnych innych celów. Wówczas prezydent Dmitrij Miedwiediew zdecydował się na kompromis, z którym się zgodziliśmy.
To na dzisiaj, a co będzie jutro?
Jutro będziemy się wspólnie modlić i patrzeć, co się dzieje z naszym narodem i w jakim stopniu nauczanie podstaw kultury prawosławnej będzie humanizować dzieci i rodziców.
Na zakończenie chciałbym wrócić do dokumentu o pojednaniu, który Wasza Świątobliwość podpisze wkrótce z abp. Józefem Michalikiem. Jakie osobiste odczucia towarzyszą Wam w związku z tym przesłaniem?
Zgadzam się w pełni z tym dokumentem, budzi on we mnie uczucia optymizmu, a nawet w pewnym stopniu radości. Przecież tak wiele złego było w stosunkach między naszymi krajami i narodami. I jeśli w takiej historycznej chwili, przy jak najbardziej aktywnym udziale dwóch Kościołów, podpisuje się tego rodzaju dokument, oznacza to, że narody nie są takie złe i że mają w sobie potencjał do tego, aby zbudować wspaniałą wspólną przyszłość. Dokument taki może budzić wyłącznie uczucia radości.
Czy inni biskupi nie mieli wątpliwości w tej sprawie?
Nie omawialiśmy go w ramach całego episkopatu [AG: w Polsce tak było], ale w różny sposób dyskutowaliśmy nad nim w gronie hierarchów i ostatecznie dokument ten zostanie przedstawiony na Soborze Biskupim na początku lutego przyszłego roku.
Czy więc decyzja o jego podpisaniu była osobistą decyzją Waszej Świątobliwości ?
Nie, to nie oznacza, że sprawa podpisania go jest moją osobistą decyzją - wszystko to było uzgodnione z dużą grupą biskupów, którzy biorą udział m.in. w kontaktach zewnętrznych RKP. Pod tym względem nie uwzględnialiśmy także znanych nam nastrojów ludzi. Jestem przekonany, że dokument ten zostanie bardzo pozytywnie przyjęty przez nasz episkopat i ludzi wierzących.
Skomentuj artykuł