Kościół w Polsce wg Dudycza

(fot. Lawrence OP/flickr.com)
Zdzisław Wojciechowski SJ

Na początek krótkie streszczenie. Jaki jest Kościół w Polsce opisany przez Jarosława Dudycza? Tym co najbardziej go wyróżnia jest polskość. Jego etniczność, która całkowicie zawładnęła i podporządkowała sobie wszystko – teologię, katechezę, kaznodziejstwo a nade wszystko liturgię. Polskość wyrugowała jedno z najważniejszych znamion Kościoła – jego katolickość, powszechność. Nie gromadzi on ludzi różniących się etnicznie, polityczne czy kulturowo tylko jednorodną, narodową, ksenofobiczną i antysemicką wspólnotę. Dla ochrony swoich interesów politycznych funkcjonariusze bożka polskości opanowali przede wszystkim liturgię katolickiej Eucharystii, dokonując jej destrukcji. Nie jest już ona przestrzenią obecności i działania Boga, uobecnianiem misterium śmierci i zmartwychwstania Jezusa, nawiązywaniem mistycznej wspólnoty z Nim. W miejsce Ewangelii i nauki Kościoła pojawiła się mitologia, Jezus z prywatnych objawień, Jezus siostry Faustyny, lukrowany Jezus rozmaitych legend i ludowych obsesji. Najważniejszy jest teraz kapłan, kreator, demiurg, który ma władzę dowolnego używania liturgii niczym modeliny do modyfikowania rzeczywistości sakralnej na własną lub najczęściej narodową modłę.

Konkluzja młodego księdza z zachodniej Polski, z którą autor się zgodził i na której zbudował cały swój wywód, brzmi wyjątkowo pesymistycznie. „Mało kto odprawia mszę jak Kościół przykazał, większość urządza ideologiczną hucpę. To jest największa tragedia Kościoła w Polsce, że on jest strasznie lokalny, upaprany w lokalne spory, w małe rzeczy, i ten szkodliwy lokalny nacjonalizm wnosi do liturgii. Polski ksiądz po prostu musi kochać Polskę i musi to wyrażać w liturgii. Na inną perspektywę bardzo często nie ma miejsca. Choćby ksiądz był najporządniejszy, miał największą wiedzę i wiarę, choćby chciał dać wiernym porządną liturgię, która by im ukazała Chrystusa, to mu nie pozwolą koncelebransi albo sami wierni czy nawet organista. Zawsze znajdzie się ktoś, kto na mszy albo zaśpiewa „Rotę”, albo wniesie sztandary do kościoła, albo powie, kto jest prawdziwym Polakiem, a kto nie”.

I dalej: tak tragiczny stan rzeczy aprobują biskupi, pasterze Kościołów lokalnych. „Ani razu hierarchowie nie występowali przeciw niemu, nie starali się go rozwiązać, niemal wcale nie dostrzegali”. Podobnie postępuje intelektualna elita Kościoła (profesorowie teologii). Nie potrafili oni merytorycznymi argumentami przeciwstawić się zanegowaniu bóstwa Jezusa Chrystusa przez eks – kapłana i profesora teologii. Nie potrafili też przeciwstawić się negatywnym trendom pojawiającym się w kulturze czy filozofii inicjując nowatorskie projekty teologiczne. W domyśle nie dostrzegają też systematycznego procesu niszczenia sfery sacrum i instrumentalnego wykorzystywania liturgii do celów świeckich, politycznych i jemu się nie przeciwstawiają.

Wg autora ten stan „jest już dowodem kompletnego zagubienia Kościoła, zatracenia świadomości wiary, zatracenia tożsamości. Jeśli liturgia ma się kiepsko, trudno, żeby sytuacja pastoralna miała się dobrze. Skoro źródło jest zabrudzone, to i strumienie są niezbyt klarowne, nieczystości rozlewają się na wszystkie sfery kościelnej pracy”.

DEON.PL POLECA

Mam nadzieję, że oddałem dobrze intencje autora i że taki jest właśnie wg Niego Polski Kościół i że tacy są polscy kapłani. Nieliczne wyjątki, które chciałyby inaczej celebrować liturgię nie mają szans. Inni im nie pozwolą. Nie pozwoli im narodowy sznyt Kościoła w Polsce. Sami zaś są na tyle słabi duchowo, moralnie i charakterologicznie, że nie stać ich na odwagę w stylu św. Piotra i innych Apostołów, którzy Sanhedrynowi, najwyższej władzy Żydowskiej powiedzieli: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29).

Czy Kościół w Polsce jest taki, jakim opisał go Jarosław Dudycz? Czy rzeczywiście liturgia sprawowana w kościołach w Polsce to „pogański spęd”? Kościoła opisanego przez Jarosława Dudycza po prostu nie ma. Ja takiego Kościoła nie znam. Nie spotkałem takiej „religijności” ani w Warszawie, ani nigdzie indziej. Zapewne nie oznacza to, że nie zdarzają się wyjątki. Pewnie tak, i to jest smutne a nawet naganne. Przykłady, na które powołuje się Autor są, dzięki Bogu, marginalne. Ja zwróciłbym uwagę raczej na problem pomniejszania czy zawłaszczania świętości i boskości sprawowanej liturgii Eucharystii w innej, bardziej powszechnej, formie. Na przykład kiedy wizytującego parafię księdza biskupa wita się lub żegna pompatycznymi przemówieniami w czasie Eucharystii. Albo kiedy liturgia sprawowana jest niechlujnie, pospiesznie i byle jak. Kiedy „zagaduje się” Mszę Świętą długimi i najczęściej zbędnymi komentarzami, kiedy ogłoszenia parafialne trwają 15-20 minut, w czasie których wyczytuje się, ile dana rodzina dała na remont kościoła (lub czytane są zaraz po Modlitwie Powszechnej, bo po Komunii świętej parafianie wychodzą z kościoła). Albo kiedy ksiądz przed ofiarowaniem zdejmuje ornat i zbiera tacę, po czym ubiera się i dalej kontynuuje liturgię. Kiedy Msza święta traktowana jest jako element uroczystości państwowej, na którą przychodzą niewierzący lub walczący z wartościami chrześcijańskimi parlamentarzyści lub urzędnicy (propagujący aborcję, związki homoseksualne itd.); skonfliktowani ze sobą politycy obecni na Eucharystii, czasem prawie siedzący obok siebie, którzy w ramach przekażcie sobie znak pokoju nie widzą siebie, nie czynią kroku ku przebaczeniu, ale za chwilę idą do Komunii świętej; księża, którzy nie przygotowują się do homilii lub popełniają inne grzechy na ambonie.

W „Więzi” z lipca 1997 roku ukazał się artykuł Bożeny Matuszczyk adiunkta Katedry Języka Polskiego na KUL-u pt.: "Siedem grzechów głównych polskiego kaznodziejstwa". Oto one: negatywizm - narzekanie (nastawienie bardziej na tępienie postaw i wartości nie akceptowanych niż prezentacja pożądanych); normatywizm (nadużywanie wyrażeń typu: trzeba, należy, powinien, musieć itd.) albo moralizowanie, w tym lęk przed wolnością a umiłowanie zakazów i nakazów, także administracyjnych); brak odniesienia egzystencjalnego do codzienności; brak konkretnych wskazań i wzorców postępowania; doktrynalizm (kazanie jako teologiczny wykład lub gorzej jako indoktrynacja z pod hasła Bóg i Ojczyzna); niekomunikatywność oraz brak wyraźnie zarysowanego tematu.

A brudne obrusy, bielizna kielichowa, kiepski, czasem nawet nie liturgiczny śpiew, sztorcowanie ministrantów, wiernych, ubiór wiernych (czasem taki jak na piknik czy nawet plażę), plaga spóźniania się, itd. Czy takie zachowania nie sprawiają, że liturgia traci blask, nie pociąga ku Bogu, nie uskrzydla, nie tworzy z Nim mistycznej więzi? Czy nie gorszą? Dlaczego Autor tekstu o destrukcji liturgii dostrzegł jedynie tę najbardziej marginalną, a pominął milczeniem te najbardziej powszednie, więc tym groźniejsze jej formy?

To właśnie takie „niewinne” zachowania sprawiają, że umniejsza się Boga i Jego świętość. Zamiast otwierać się na Jego Słowo i działanie, zamiast Go adorować i wielbić, dziękować i prosić wkrada się autokreacja, chęć dostosowania Boga do swoich i wiernych potrzeb. Doświadczenie pokazuje, że tam gdzie liturgia jest skracana, odwalana jako kolejny obowiązek urzędnika kościelnego tam zmniejsza się liczba wiernych. I odwrotnie, gdzie jest ona celebrowana z pełnym ceremoniałem, powagą, bez pośpiechu, z dobrym śpiewem, z chwilami ciszy i adoracji tam wiernych przybywa nawet jeśli czasowo jest ona dłużej sprawowana. Wiem to z własnego doświadczenia jako wieloletni duszpasterz akademicki. Wiem to także z rozmów z licznymi osobami, które przyjeżdżają z całej Warszawy i okolic na Eucharystię do Dominikanów na Służewie. Przyjeżdżają, bo tam sprawowana jest ona tak, że staje się prawdziwym spotkaniem z Bogiem.

Drugi zarzut, jaki mam do artykułu p. Jarosława Dudycza to brak odpowiedzi na pytanie: a co możemy zrobić, żeby przeciwdziałać desakralizacji liturgii. Pół zdania – księża niech się nauczą odprawiać mszę to za mało. Można się dobrze nauczyć odprawiać Mszę świętą i Ją dobrze celebrować. Jednak samo dobrze wykonywane rzemiosło nie wystarczy jeśli kapłan (także wierny) nie będzie święty, bardzo mocno i głęboko kochający Boga, otwarty na Jego natchnienia, na Jego Słowo, dalej, jeśli swoim życiem nie będzie pokazywał, że Bogu i Jego woli jest posłuszny.

Kardynał Joseph Ratzinger, jeszcze jako Prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, w swojej książce „Duch liturgii” pisze, że do dobrego oddawania czci Bogu „przynależy nie tylko kult Boży, liturgia w ścisłym sensie tego słowa, lecz również życie zgodne z wolą Bożą, będące niezbywalną częścią właściwego uwielbienia Boga”. Jeśli życie codzienne celebransa nie będzie zgodne z wolą Boga to sprawowana przez niego Eucharystia nie będzie pociągała wiernych ku Bogu, nie będzie otwierała ich na żywą przyjaźń z Bogiem. Jeśli moja osobista więź z Bogiem będzie żywa i mistyczna to będę także i w czasie Eucharystii o niej świadczył, pokazywał, że jest ona możliwa dla każdego. Jak sprawić, abyśmy wszyscy – kapłani i wierni – byli święci, ożywiani bliskością Boga, doświadczający Jego mocy? W tym pytaniu zawarta jest sugestia jak wygląda w naszym życiu osobista, przedłużona modlitwa, lektura i medytacja Bożego Słowa, lektura duchowa, z jakim nastawieniem i przygotowaniem idę na Eucharystię, jaka jest jakość naszych corocznych rekolekcji, okresowych dni skupienia itd. Od tego wszystkiego zależeć będzie jak będziemy sprawować czy uczestniczyć we Mszy świętej.

Myśl kard. Ratzingera o bliskiej więzi między liturgią a codziennością zgodną z wolą Boga odsyła nas do społecznego wymiaru naszej wiary. Wiara jako żywa więź z Bogiem wyraża się aktami modlitwy osobistej i liturgicznej. Wiara jest też postawą wobec konkretnych spraw dotykających pojedyncze osoby, większe grupy i społeczności, czy też dotyczących spraw globalnych. Z chrześcijańskiej antropologii wyrastają konkretne propozycje oraz projekty społeczne i polityczne. Wiara nie ma więc tylko wymiaru osobistego, lub prywatnego ale ma także wymiar społeczny, polityczny, ekonomiczny, kulturowy. Dlatego Kościół w ciągu swej historii, a zwłaszcza w XIX i XX wieku, niejako w reakcji na problemy społeczne wynikające z industrializacji, urbanizacji, informatyzacji itd., wypracował zasady, kryteria osądu i wytyczne do działania. Wraz z wnioskami wynikającymi z badania znaków czasu tworzą one korpus Katolickiej Nauki Społecznej (dalej KNS). Dysponując takimi narzędziami teologicznymi i społecznymi Kościół wobec życia społecznego pełni role krytyczną i prorocką, wypowiadając się w kwestiach dotyczących człowieka, jego godności, niezbywalnych praw, sprawiedliwości czy dobra wspólnego. Nauczanie Kościoła nie jest z tych racji nigdy ahistoryczne, zawsze wnika w konkretną rzeczywistość danej społeczności, narodu czy państwa.

Jak wygląda w naszym Kościele znajomość i stosowalność w życiu codziennym zasad, kryteriów osądu i wytycznych wypracowanych przez KNS? Z tej perspektywy patrząc na Kościół w Polsce nie mamy czym się pochwalić. Owszem mamy w placówkach akademickich jedną katedrę i jeden zakład KNS. Wydaje się, że w każdym Seminarium Duchownym są wykłady z tego zakresu. Należałoby zakładać, że przeciętny polski kapłan wie czym jest społeczne nauczanie Kościoła i umie się nim posługiwać, dokonując aplikacji ogólnych zasad i kryteriów do szczegółowych wydarzeń społecznych. Wydaje się jednak, że świadomość społecznego wymiaru wiary w niewielkim stopniu widoczna jest w zwyczajnym nauczaniu, czyli katechezie, kazaniach, prasie katolickiej, czy w programach katolickich w radiu i telewizji.

Latem zeszłego roku w rozmowie prywatnej z pewnym biskupem ordynariuszem, którego znam z czasów pobytu na KUL-u, zapytałem dlaczego Episkopat nie reaguje na szczegółowe kwestie społeczne lub nie inicjuje pogłębionej refleksji w tak ważnych kwestiach jak bezrobocie, korupcja, własność prywatna (państwo nie chce zwrócić prawowitym właścicielom tego, co nieprawnie znacjonalizowano po II wojnie światowej), ludzka przedsiębiorczość hamowana przez biurokrację, zakres bezpłatnego dostępu do opieki medycznej, szkolnictwa, kwestia zapłodnienia in vitro itd.? Usłyszałem, że Kościół nie dysponuje odpowiednimi zespołami specjalistów, którzy mogliby takie stanowisko wypracować. Poza tym trudno jest w tak dużym zespole jakim jest Episkopat wypracować dokument na jakiś temat szczegółowy, który by zadowolił wszystkich biskupów, a jeszcze bardziej świeckie gremia.

Dlatego także kaznodziejstwo ma u nas charakter biblijno-dewocyjny (lub moralizujący) z naciskiem na indywidualnego słuchacza, a w niewielkim stopniu pojawia się odniesienie do wymiaru społecznego i politycznego. A szkoda, bo KNS ma w różnych kwestiach wiele cennych propozycji do zaproponowania. Bardzo reprezentatywnym przykładem takiej postawy jest książka „Kapitał. Mowa w obronie człowieka”, autorstwa monachijskiego kardynała Reinharda Marxa.

Z drugiej strony pewna cześć kapłanów zdając sobie sprawę, że wiara ma także wymiar społeczny, zamiast aplikować Ewangelię czy szerzej Boże Słowo w postaci zasad, kryteriów ocen i konkretnych dyrektyw moralnych do życia społecznego, politycznego czy ekonomicznego, włącza się w aktualny spór polityczny, opowiadając się za jednymi przeciw drugim. Taka aplikacja nauki Kościoła do wymiaru społecznego i politycznego jest sprzeczna z tym, co Kościół rozumie przez swe społeczne nauczanie. Jest ponadto nadużyciem w stosunku do misji jaką ma Kościół w społeczeństwie jako ponadpartyjnego autorytetu danego przez samego Boga. Jego misja wyraża się w zwyczajnym nauczaniu w postaci encyklik, adhortacji, listów apostolskich i polega na dawaniu orientacji, drogowskazów, punktów odniesienia dla oceny całości życia społecznego i politycznego.

Jeśli mimo to jakiś kapłan angażuje się w bieżący spór polityczny, Kościół przestaje być powszechnym – katolickim a staje się partyjnym (pars-część). Wtedy też nie należy się dziwić, ani oburzać, gdy Kościół jest traktowany jako polityczna strona sporu, której nie trzeba słuchać z uwagą jako autorytetu moralnego i z którym należy walczyć metodami politycznymi, traktując Go jako swego przeciwnika.

Problemem nie jest aplikacja nauczania Kościoła do życia społecznego i politycznego, bo to należy czynić. To wynika z istoty misji Kościoła. Problemem jest natomiast jak się to robi (stosowalność). Dla Kościoła w Polsce przez lata bardzo dobrym wzorem aplikowania nauki Ewangelii i KNS do bieżącej sytuacji kościelnej i społecznej był Jan Paweł II. Pamiętamy, że do 1989 roku Jego przemówienia były silnie nacechowane miłością do Ojczyzny, czasem zawierały mocny krytyczny głos napomnienia dla aktualnej władzy. Czy dla J. Dudycza celebracje JP II, szczególnie Jego kazania i homilie wygłoszone w Polsce to też był pogański spęd?

Dobrze byłoby gdyby p. Jarosław Dudycz zajrzał do jakiegoś dobrego podręcznika z dogmatyki lub nawet do samego Katechizmu Kościoła Katolickiego. Nie popełniłby wówczas błędu utożsamienia tekstów „Dzienniczka” S. Faustyny, kanonizowanej świętej Kościoła Katolickiego z innymi tekstami czy objawieniami prywatnymi osób nie beatyfikowanych albo jeszcze żyjących. W procesie beatyfikacyjnym wszystkie teksty, które pozostawiła święta S. Faustyna były badane pod kątem zgodności z Pismem Świętym i z nauką Kościoła. Ogłoszenie Jej jako świętej oznacza, że Pan Jezus jaki Jej się objawiał jest tym samym, który objawia się w Piśmie Świętym i w nauce Kościoła. Słowa autora, że Kościół w Polsce zastąpił Jezusa Ewangelii Jezusem siostry Faustyny są wyrazem albo ignorancji nauki Kościoła albo świadomą prowokacją.

Żeby podsumować. Różne odcienie czy formy desakralizacji liturgii są w Kościele faktem. Ma ona różne podłoże i przyczyny. Bez wątpienia należy zrobić wszystko, aby nasza liturgia, a szczególnie Eucharystia była miejscem doświadczania obecności i działania żywego Boga. Grzech, kapłanów i wiernych w różny sposób i o różnym ciężarze gatunkowym może umniejszać działanie łaski Boga, psuć klimat ciszy, adoracji, uwielbienia, dziękczynienia i prośby, czy klimat słuchania Bożego Słowa. Także słabe, odbębniane kazania mogą się do tego przyczyniać. Niemniej należy odróżnić to, co jest nieświadomym i niecelowym działaniem płynącym z małej wiary i co prowadzi do zaciemnienia, zniekształcenia ducha liturgii, od tego, co jest świadomym i destrukcyjnym niszczeniem kultu oddawania czci i uwielbienia dla Boga. Kazania w duchu Bogoojczyźnianym, o ile nie przekraczają zasad KNS, płyną moim zdaniem, z dobrej woli, z umiłowania Ojczyzny, z szukania Jej dobra wspólnego. Kazania upolitycznione na ogół wywołują grzech zgorszenia u wiernych. Są one owocem braku spójności duchowej u konkretnego księdza, który nie potrafi zespolić, zintegrować w sobie miłości do Ojczyzny, do konkretnych ludzi z innymi zasadami i wartościami ważnymi dla Kościoła, takimi jak Jego powszechność, ponadpartyjność, duch wspólnotowości (jedność w sprawach doktrynalno-moralnych, wielość w sprawach politycznych).

Takim kapłanom należy pomoc, by byli duchowo i moralnie spójni, bardziej święci, by byli pasterzami wszystkich, a nie tylko jakiejś konkretnej partii politycznej. Tytuł artykułu Jarosława Dudycza – „Destrukcja liturgii” oskarża kapłanów o świadome i systematyczne działanie (przy aprobacie biskupów) zmierzające do zniszczenia kultu oddawania czci i uwielbienia dla Boga. Zarzut jaki został postawiony przez autora jest bardzo poważny. Zatem dowody powinny też być dokładnie przez Niego zbadane i udokumentowane. Czy takie dowody p. Jarosław Dudycz przedstawił? Mam wątpliwości! Gdyby w sądzie prokurator oskarżył kogoś o najcięższe przestępstwo a nie zebrał dobrze udokumentowanych dowodów potwierdzających akt oskarżenia, ośmieszyłby się.

Czy przytoczenie dwóch przypadków nadużycia słowa przez kapłana to wystarczające przykłady świadomego niszczenia liturgii (jej destrukcji), czyli tego, co Kościół ma najcenniejszego? Powtórzmy to raz jeszcze. Te dwa przypadki stają się w oczach autora obrazem całego Kościoła w Polsce. Może to jest tylko konkretna forma grzechu, znanych z imienia i nazwiska biskupów i kapłanów, którzy swymi kazaniami przyczyniają się do jednej z wielu form desakralizacji ducha liturgii w naszym Kościele? Nie wszyscy, nie większość biskupów i kapłanów, tylko mimo wszystko nieliczni. Ta druga alternatywa jest moim zdaniem bliższa prawdzie. Dlatego mój artykuł jest formą protestu przeciwko uogólnieniu, uczynieniu z Kościoła w Polsce, prawie, że sektą, która w imię polskości, narodowego sznytu, niszczy wspaniałe dzieło Boga, jakim jest liturgia Eucharystii.

Na koniec dobra rada dla autora tekstu. Wydaje mi się, że lepszym pomysłem niż publiczna krytyka celebransów i kaznodziejów jest osobista rozmowa z nimi. Znam wiele osób, które po skończonej Eucharystii idą do zakrystii, by podziękować kaznodziei, ale też nie mają zahamowań, by w sposób taktowny wypowiedzieć słowa krytyczne wobec jakiegoś aspektu kazania.

Jestem też zdania, że dobrym pomysłem autorów katolickich, czy redaktorów pism katolickich, choćby takich jak „Przegląd Powszechny”, byłoby zainicjowanie szerszej dyskusji na temat desakralizacji liturgii oraz społecznego wymiaru naszej wiary w konkretnych realiach naszej Ojczyzny. Można by w ten sposób pomóc biskupom, katechetom, kaznodziejom, redaktorom rozgłośni katolickich, redaktorom pism, dziennikarzom, by każdy w swej posłudze mógł lepiej służyć bliźnim, by stawali się oni lepszymi a życie społeczne bardziej sprawiedliwe.

Kiedyś przy Prymasie Polski działała Rada Społeczna, złożona z duchownych i laikatu. Może przy każdym biskupie diecezjalnym mogłoby powstać podobne ciało, które wypracowywałoby punkty orientacyjne do refleksji oraz do działania w sferze społecznej i politycznej z ewangelicznych motywów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół w Polsce wg Dudycza
Komentarze (37)
T
tak
7 lutego 2013, 11:49
studencik, pamiętam jak sam narzekałem na pieśni religijne, że nudne, na modlitwy, że ciągle to samo. Potem jednak, dzieki różnym splotom okoliczności przestałem być naskórkowym wierzącym. Przedtem byłem  zdyscyplinowanym wierzącym - na każdą mszę św. chodziłem, bo to należało się Panu Bogu. Niewiele w w tym było miłości za to obowiązek spełniony. Gdy odkryłem znaczenie miłości w relacjach z Bogiem zacząłem słuchac tego co mówię na modlitwie do Niego i nagle okazało się, że modlitwy są pełne głebokich znaczeń. Sama możliwość powiedzenia do Boga Ojcze jest wspaniała. Ale trzeba skupić się i rozumieć to co się mówi. Albo pieśń w Krzyżu cierpienie, w Krzyżu zbawienie, w Krzyżu MIŁOSCI nauka. Czy to nie piękne i mądre? Gdybyśmy rzeczywiście uwierzyli w to co w tej pieśni śpiewamy inaczej by miłość i relacje międzyludzkie wyglądały. nie szukalibyśmy tylko swojego. Ale przecież tę pieśń wcześniej tyle razy śpiewałem  i jakoś  mnie tak nie wzruszała. W tym sęk, że ja nie słuchałem tego co śpiewam będąc myślami gdzie indziej. Tak więc drogi studenciku może to nie tylko księża,  złe teksty , rutyna, Kościół  i wszystko inne dookoła jest winne? Może ta nuda jest w nas i może na nic się zda wydłużenie liturgii słowa , bo ludzie tylko dłużej będą się nudzić? Aby wszystko nie stało się rutyną musi pasjonować. To co kachamy, czym się pasjonujemy jakoś nas nie nudzi,chociaż ciągle się powtarza. Gdy kocha się treść forma nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.
&
<jerzy>
7 lutego 2013, 01:23
Dziękuję o. Zdzisławie za świetny artykuł - chylę czoła.  Według mnie ten cały Dudycz, to jeszcze młodzik, przedszkolak, szkoda tylko, że już odzywa sie w nim heretyk. I sporo już "nabroił"-  delikatnie mówiąc. Mam nadzieję że kiedyś zmądrzeje - oby.
S
studencik
14 sierpnia 2011, 19:59
Uważam, że Kościół w obecnym kształcie w Polsce, w innych krajach Europy oraz w Ameryce zmierza ku samozagładzie i to w galopującym tempie. I nie chodzi tutaj o niecne czyny niektórych księży i brak dobrego przykładu, bo każdy dorosły i zarazem dojrzały człowiek ma swój rozum i potrafi odróżniać dobro od zła, natomiast młodzi winni mieć za przykład przede wszystkim rodziców, dziadków, może starsze rodzeństwo. Chodzi natomiast o formę w jakiej przekazywana jest nauka Kościoła, w tym forma samej Mszy Świętej, która w obecnym kształcie nie trafia do człowieka!!!!!! Powtarzane co tydzień te same formułki nie zmuszają ludzi do myślenia. Ludzie klepią i klepią wciąż to samo, uciekając gdzieś tam myślami. I wychodzą z tego kościoła tak samo puści jak do niego przyszli. Czasami ktoś się zmusi i wysłucha kazania, które najczęściej też jest usypiające. NIE TĘDY DROGA. Potrzeba więcej zwykłego tekstu mówionego, a nie naukowego, czy wytartych formułek (z całym szacunkiem dla Mszy Świętej). Potrzeba więcej zwykłej rozmowy z ludźmi o tym co dobre, a co złe, o tym co trudne, o tym co w życiu najważniejsze, jak żyć żeby nie krzywdzić innych, jak opierać się łatwym pokusom i złu, jak dawać przykład najbliższym i otoczeniu. O tym trzeba rozmawiać. Ale jak rozmawiać. Otóż zmienić obecną formę, ograniczyć liturgię eucharystyczną do niezbędnego minimum, rozbudować liturgię słowa, wyjść do ludzi, mówić do nich i samemu też się pytać. T0 CO OBECNIE MAMY ODSTRASZA PO PROSTU LUDZI. CZY KSIĘŻA TEGO NIE WIDZĄ????? Bo ja widzę. Widzę zwłaszcza co niedzielę na Mszy Świętej, jak ludzie z wielką niechęcią na wielką siłę wogóle nie myśląc o tym co klepią i gdyby ksiądz sam nie mówił, bądź organista nie śpiewał, to by już wogóle nic nie klepali, tylko by chyba posnęli. CZAS NA ZMIANY I TO WIELKI.
M
mc
22 maja 2011, 19:05
A Twoja osobista postawa, księże Wojciechowski czy nie przyczyniła się nie tylko do deskakralizacji, ale profanacji Boga w sercach niektórych osób?! I nie byłożadnej skruchy, żadnej prośby o wybaczenie z księdza strony! Kolejny z gatunku "grobów pobielanych".
C
caterina
10 kwietnia 2011, 21:18
Dziekuję Ojcu Wojciechowskiemu za świetny mądry komentarz!
M
Magda
10 marca 2011, 15:54
Apropos otwarcia Kościoła: mieszkam w Angli, w mojej miescowości jest polska parafia, na liturgię przycholdzą Romowie, Slowacy, Litwini również Anglicy i to nie tylko ze względu na mieszane rodziny. Ci z którymi rozmawiałam czują się częscią i parafi i w pełni uczestniczą w liturgi. Według mnie artykuł p.Jarosława jest bardzo subiektywny.
S
sm:)
10 marca 2011, 15:24
Przeczytałam dość wnikliwie tekst Pana Jarosława Dudycza oraz polemiczną odpowiedź Ojca Wojciechowskiego a także pobieżnie parę komentarzy. Zgadzm się z tym, że w niektórych parafiach zdarzją się różne „przerosty” w liturgii. Niemniej, zarówno w artykule Pana Dudycza , jak i w części komentarzy pomiędzy wierszami wyczuwam mocniejszą od troski o „ortodoksję”w liturgii tendencyjną postawę niektórych polskich środowisk , preferujących swoistą koncepcję „ rozdziału Kościoła od państwa”. To koncepcja z mocnym piętnem zamierzchłej epoki, gdzie Kościół chciano zamknąć w zakrystii. Zwolennicy tej koncepcji każdą patriotyczną nutę w Kościele uważają za naruszenie wyznawanej przez siebie zasady. W Kościele nie mogą być nieobecne sprawy Ojczyzny, bowiem tworzą go ludzie, którzą są jej cząstką . Oczywiście ta obecność musi być wg zasad KNS, którą każdy katolik ma obowiązek zgłębiać, nie ograniczając się tylko do treści usłyszanych z ambony. W kontekście prowadzonej polemiki uważam, że ważne jest, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w podjętej dyskusji chodzi nam o troskę o „chwałę Bożą w liturgii”, czy też ta troska to tylko pretekst i narzędzie, aby osiągnąć jakiś „inny”cel.  Głos Ojca Wojciechowskiego w tej sprawie uważam za trafiony w dziesiątkę. Ojciec ujął problem całościowo, rzeczowo i profesjonalnie, a przede wszystkim osadził go w zdrowej nauce Kościoła, zarówno w odniesieniu do KNS, jak też do formacji duchownych i świeckich. Głos jego uważam za sprawiedliwy i obiektywny – nie oszczędził nikogo – ani świeckich, ani duchownych różnych stopni. Gratuluję!  
AC
Anna Cepeniuk
10 marca 2011, 09:09
Na szczęście Jezus przyszedł do "marginesu", a nawet do tych, którzy są już poza nim...
R
realista
10 marca 2011, 08:52
Jak się nie chce z czymś zmierzyć to często używa się argumentu że to margines więc nie warto się tym zajmować. I po problemie!!!!!!!! 
I
Ignacy
10 marca 2011, 08:34
Te linki to dobry pomysł. Widać skalę zjawiska. Ja też dołączam. http://www.youtube.com/watch?v=4Q92LBllozU&feature=related W pewnym momencie staje za ambonką jakiś świecki facet i już pierwsze zdanie ma niezłe. "Katastrofa smoleńska to dopełnienie ofiar wojny". Tutaj moje pytanie do księdza Wojciechowskiego. Naprawdę tego nigdy nie widział? Naprawdę uważa, że to margines?
T
Teofil
9 marca 2011, 20:00
To ja też coś wrzucę. http://www.youtube.com/watch?v=U_nTIsKahmc To taka tradycyjna pieśń eucharystyczna. ;) Nie wydaje mi się, żeby to był wyjątek. W moim kościele parafialnym słyszę ją co najmniej trzy razy w roku. 3 maja, 15 sierpnia i 11 listopada.
AC
Anna Cepeniuk
9 marca 2011, 19:36
No, proszę - jest też Rzeszów....to chyba dla równowagi z zachodnią częścią Polski.. Południe też się pojawiło, tylko ostrą reprymendę dostało od "wszystko wiedzącego" ~leszka......... Brakuje mi tylko północnej części.........
R
Ross
9 marca 2011, 17:49
Mocny link. Jakby to było z Rzeszowa to by powiedzieli na forum, że to wyjątek. A tak mamy katedrę w Warszawie. Katedra w Warszawie to raczej reguła.
R
rr
9 marca 2011, 17:40
@Czytelnik Ale oni to widzą, tylko że im taki stan rzeczy odpowiada.
C
Czytelnik
9 marca 2011, 17:29
Zjawiska, o których pisze Dudycz, są na porządku dziennym. Tutaj taki przykładowy dowód: http://www.youtube.com/watch?v=rh5ZzL_DNco Polskość odmieniana przez wszystkie przypadki, naiwne kazanie, a potem tendencyjna modlitwa wiernych, która niosła jasne intencje polityczne i światopoglądowe. W tej mszy aż kipiało od narodowej poetyki. Zarysowano jasny podział na tych dobrych i tych złych. Ofiary katastrofy smoleńskiej zostały nazwane męczennikami. Potem te oklaski, zryw ludzi. Wszystko podane dla ideologicznej rozróby. Duch Chrystusa był nieobecny, za to obecne było przeświadczenie, że Ruscy zrobili zamach. Nie widzicie tego? Naprawdę trudno to dostrzec? Warszawa jeszcze trzyma poziom, strach pomyśleć, co się po wsiach wyrabia.
M
m
9 marca 2011, 14:29
Ale problem w tym, że kompletnie a-logiczne i bez sensu jest Twoje dowodzenie że konfesjonał to taka skrzynka skarg i zażaleń. Bo skarga czy zażalenie to zupełnie co innego niż pojednanie się. Jeśli ktoś składa skargi i zażalenia w celu innym niż próba dojścia do porozumienia - to nie mamy o czym dyskutować. Z uszanowaniem W Skargi i zażalenia nie składa się w celu dojścia do porozumienia lecz w związku z jakimiś nieprawidłowościami, a więc w celu zlikwidowania tych nieprawidłowości, a nie w celu dojścia do jakiegoś porozumienia. Ciekawe jak miałoby wyglądać to dojście do porozumienia? Nieprawidłowości już nie będą na codzień a 'tylko' raz w tygodniu w uzgodnionym w porozumieniu terminie? @W, skoro usiłujesz dowodzić, że konfesjonał to taka skrzynka zażaleń i jak ktoś pragnie złożyć na kogoś skargę to sobie może wyznać swoje grzechy aby w jakiś sposób dojść do porozumienia z Panem Bogiem, to rzeczywiście nie mamy o czym rozmawiać.
L
leszek
9 marca 2011, 13:48
To zupełnie jałowa dyskusja, nic nie daje, nic nie wnosi. @maris, nieprawda. To zależy od Ciebie. Być może Tobie nic nie daje i nic nie wnosi, ale nie wypowiadaj się autorytatywnie za wszystkich że nikomu nic nie daje i nic nie wnosi. Polska- wspólnota narodowa, jest jak rodzina rodzin. Trudno by mi było klękać wieczorem do modlitwy i poprzestać na uniwersalnych intencjach (choćby ułozonych w brewiarzu) i nie skierować modlitw o charakterze osobistym, dotyczącym spraw rodziny. Rozumiem to. I dobrze że tak jest. A masz wręcz prawo wnosić modlitwy o charakterze osobistym, dotyczącym spraw rodziny. Masz prawo np. modlić się o dobrych małżonków dla swoich dzieci, a jeśli będziesz przekonany że Twoje dziecko zadaje się z kimś niewłaściwym, to obawiając się o jego dobro masz nawet prawo modlić się o to aby z planów ślubnych Twojego dziecka nic nie wyszło. Ale gdybyś zaczął korzystać z tego swojego prawa w trakcie rodzinnej, wspólnej modlitwy wieczornej, to oczekiwanie że dziecko będzie chciało uczestniczyć w takich modlitwach i odpowie 'wysłuchaj nas Panie' i że takie modlitwy będą budowały Wasze więzi rodzinne byłoby naiwnością graniczącą z głupotą. Zarzuty, że Polkość komuś przeszkadza, są po prostu głupie. Nikt nie stwierdzał że mu Polskość przeszkadza. Głupie to jest wyciąganie takich wniosków. NIe jestem nacjonalistą, antysemitą, ksenofobem. Nie przeszkadza mi słabość niektórych prezbiterów. Pomyłki, czy błędy można naprawiać, upmnieniem, uwagą... ale żeby smarować od razu reforamtorski tekst w internecie :) Mnie również nie przeszkadza słabość niektórych prezbiterów, i nie sądzę aby autorowi artykułu przeszkadzała. Masz również oczywiście racje, że pomyłki czy błędy można naprawiać uwagą czy upomnieniem. Ale tu nie było mowy o pomyłkach czy błędach ale o świadomych, celowych i systematycznych działaniach politycznych. Masz prawo mieć swoje poglądy polityczne, więc masz prawo być zwolennikiem PIS lub PO lub PSL czy jakiejkowliek innej partii - to Twój wybór. Czy słuszny czy nie to inna sprawa ale jednak Twój wybór. Pragniesz wygranej w wyborach dla swojej partii i o to się modlisz. I przychodzisz do kościoła i słyszysz wezwanie modlitewne w intencji partii której gorąco życzysz przegranej... I jak się poczujesz? Odpowiesz z serca: wysłuchaj nas Panie? Będziesz się modlił prosząc o to co uważasz za ewidentne zło? I będziesz poczuwał się do wspólnoty z tymi modlącymi się o te ewidentne zło? Będziesz poczuwał się do wspólnoty z tymi którzy za konieczne uznają manifestowanie swoich poglądów politycznych oraz abyś Ty zadeklarował swoje poglądy polityczne?
L
leszek
9 marca 2011, 13:00
W pobliskiej  parafii   /diecezja opolska / w  niedzielę  Ks.proboszcz  odprawia  PO NIEMIECKU Drogę  Krzyżową a zaraz po niej  Gorzkie Zale po polsku z  kazaniem pasyjnym ...SZOK SZOK SZOK !!! gdzie jest  biskup ...czy tan proboszcz tak  może ? zna  prawo  kanoniczne? studiował  teologię  ?   @Joachimie, a Ty znasz prawo kanoniczne? Studiowałeś teologię? Biorąc pod uwagę co piszesz jestem przekonany, że nie tylko nie studiowałeś teologii  i nie znasz prawa kanonicznego ale i nie masz pojęcia o czym piszesz. I tylko pokrzykujesz sobie nie mając pojęcia o czym... No to idź się dowiedz! Zapytaj proboszcza albo i biskupa to Ci wyjaśnią.
M
maris
9 marca 2011, 11:45
To zupełnie jałowa dyskusja, nic nie daje, nic nie wnosi. Polska- wspólnota narodowa, jest jak rodzina rodzin. Trudno by mi było klękać wieczorem do modlitwy i poprzestać na uniwersalnych intencjach (choćby ułozonych w brewiarzu) i nie skierować modlitw o charakterze osobistym, dotyczącym spraw rodziny. Zarzuty, że Polkość komuś przeszkadza, są po prostu głupie. NIe jestem nacjonalistą, antysemitą, ksenofobem. Nie przeszkadza mi słabość niektórych prezbiterów. Pomyłki, czy błędy można naprawiać, upmnieniem, uwagą... ale żeby smarować od razu reforamtorski tekst w internecie :)
K
Krystyna
9 marca 2011, 10:13
Ojcze Zdzieslawie - niesensowne jest porównaie kościoła w w Warszawie z malymi, wiejskimi czy małomiesteczowymi kościołami w Polsce. To dwie różne bajki. Sama mieszkam w dość duzym miescie i zawsze mam wybor - unikam rozpolitykowanych proboszczów i skupiam się się na mszach w kościołach, gdzie prezentuje sie uniwersalne prawdy. Ale podczas wakacji, wyjazdow sluzbowych itp. nieraz miałam okazje uczestniczyc w takiej własnie "hucpie'. W małych miejscowościach, gdzie ksiadz pleban wobec braku "konkurwencji' może sobie "porządzić" i uprawiac w kościele wlasny ogródek. Szokowalo mnie np. wyliczanie nazwisk, kto z parafian ile dał na remonty, a czasem kto nie dał:(( Wstyd! Wyliczanie, kto pracuje w niedzielę i zaniedbuje mszę św. Lecz ci parafianie nie maja specjalnego wyboru, sa niejako podporządkowani takiemu "panu feudalnemu"...
W
w
9 marca 2011, 10:08
Ale problem w tym, że kompletnie a-logiczne i bez sensu jest Twoje dowodzenie że konfesjonał to taka skrzynka skarg i zażaleń. Bo skarga czy zażalenie to zupełnie co innego niż pojednanie się. Jeśli ktoś składa skargi i zażalenia w celu innym niż próba dojścia do porozumienia - to nie mamy o czym dyskutować. Z uszanowaniem W
J
Joachim
9 marca 2011, 09:48
W pobliskiej  parafii   /diecezja opolska / w  niedzielę  Ks.proboszcz  odprawia  PO NIEMIECKU Drogę  Krzyżową a zaraz po niej  Gorzkie Zale po polsku z  kazaniem pasyjnym ...SZOK SZOK SZOK !!! gdzie jest  biskup ...czy tan proboszcz tak  może ? zna  prawo  kanoniczne? studiował  teologię  ?  
M
m
9 marca 2011, 08:57
...A jeśli Tobie wydaje się, że Ty dochodzisz do porozumienia z Bogiem, że Ty sobie przychodzisz poukładać swoje sprawy i wyjaśnić sobie nawzajem(!), to jednak nie masz pojęcia o sakramencie pokuty i pojednania. Chwila, wróćmy do źródła: wcześniej mowa była o skrzynce na "uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia...". OK, no to powróćmy do źródeł :-) Tak, wcześniej była mowa o 'skrzynce na uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia... '. Co istotne, mowa o tej skrzynce była ze względu na różnorakie zarzuty dotyczące nieprawidłowości w Kościele (chodziło głównie o nieprawidłowości liturgiczne). Rozumiem, że chodziło Ci o jakąś formę dialogu z Kościołem, której celem miałoby być wzajemne pojednanie - innego celu skarg i zażaleń nie widzę. I skoro zaprezentowałeś tego typu rozumienie to Ci od razu napisałem że coś Ci się kompletnie pomerdało. Nie rozróżniasz skargi czy zażalenia od dojścia do wzajemnego porozumienia i pojednania. Jak w urzędzie źle Ciebie obsłużą, np. będziesz musiał czekać bo panie sobie muszą poplotkować przy kawie, i złożysz na to skargę, to skarga ta ma na celu wasze wzajemne(!) porozumienie i pojednanie? Ty masz porozumieć się z nimi? Nie one mają zaprzestać na przyszłość tego typu zachowań ale Ty masz się porozumieć z nimi? I Ty masz się z nimi pojednać? I jak masz się pojednać? Może przeprosić je? Jak ksiądz wykorzystuje ambonę do agitacji politycznej albo uprawia radosną twórczość liturgiczną to JA mam się z nim porozumieć? To JA mam się z nim pojednać? O jakim wzajemnym dialogu tu mówisz?!? Jakie wzajemne(!) pojednanie masz na myśli?!? Ja twierdzę, że sakrament pojednania został ustanowiony między innymi w tym celu - co zdaje się potwierdzać min. Katechizmi Kościoła Katolickiego (KKK 1443-1445) Czy to nie jest logiczne? Z poważaniem W Owszem, sakrament pojednania zostału stanowiony m.in. w celu pojednania się grzesznika z Kościołem. I to jest jak najbardziej logiczne. Ale problem w tym, że kompletnie a-logiczne i bez sensu jest Twoje dowodzenie że konfesjonał to taka skrzynka skarg i zażaleń. Bo skarga czy zażalenie to zupełnie co innego niż pojednanie się. Pokrzywdzony chce złożyć skargę na krzywdziciela i szuka skrzynki zażaleń, a Ty mu mówisz że to konfesjonał jest taką skrzynką i że przecież może wyznać swoje grzechy w konfesjonale. Uważasz że to jest sensowne? Że nic Ci się nie pomerdało?
.
.
9 marca 2011, 00:08
Czy nie m. in. takich kapłanów trzeba? <a href="http://www.youtube.com/user/JanBerezaOSB#p/a/u/0/PK1nTIkyPP0">http://www.youtube.com/user/JanBerezaOSB#p/a/u/0/PK1nTIkyPP0</a>
M
Młody
8 marca 2011, 23:25
Niezwykle jałowa dysputa. Msze św. w kościołach odprawiane są po bożemu, z większą lub mniejszą gorliwością, ale nie ma tam żadnych rewolucji. A, że tam gdzies komuś coś się nieopacznie "wypsnie".... to z tego zaraz wysmażyć wielkii artykuł i gryźć się o to i rozdymać sztuczną "debatę"? Może by sie tak zająć raczej tym, dlaczego w takiej np. Warszawie do kościoła, tak naprawdę chodzi znikomy ułamek młodzieży? Dlaczego duchowość katolicka w jej obecnym wydaniu jest dla niej zupełnie, biorąc ją en bloc, nieatrakcyjna? Niezależnie od tego jak wygląda liturgia. Skąd powszechyna moda na Buddyzm w kręgach wykształconych młodych ludzi? Gdzie się podział skarb katolickiego życia kontemplacyjnego? Dlaczego nie czerpie się z niego powszechnie? Dlaczego nikt nie umie go przywrócić i podać w atrakcyjny sposób? Dlaczego tylko ś.p. O. Jan Bereza OSB i nieliczni jemu podobni. Tyle. Może za dużo. Ale problem jest o wiele, wiele głębszy. Przepraszam i pozdrawiam. To o. Jan Bereza nie żyje?! ................................................................ R. I. P. (') Więcej duchowości, mniej prawniczości!!!
W
w
8 marca 2011, 22:37
...A jeśli Tobie wydaje się, że Ty dochodzisz do porozumienia z Bogiem, że Ty sobie przychodzisz poukładać swoje sprawy i wyjaśnić sobie nawzajem(!), to jednak nie masz pojęcia o sakramencie pokuty i pojednania. Chwila, wróćmy do źródła: wcześniej mowa była o skrzynce na "uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia...". Rozumiem, że chodziło Ci o jakąś formę dialogu z Kościołem, której celem miałoby być wzajemne pojednanie - innego celu skarg i zażaleń nie widzę. Ja twierdzę, że sakrament pojednania został ustanowiony między innymi w tym celu - co zdaje się potwierdzać min. Katechizmi Kościoła Katolickiego (KKK 1443-1445) Czy to nie jest logiczne? Z poważaniem W
M
m
8 marca 2011, 21:07
@W, coś się Tobie kompletnie pomerdało. Po pierwsze, nie w każdym kościele stoją takie 'skrzynki', a po drugie nie służą one do składania pytań, skarg i zażaleń, lecz służące do składania samokrytyki Po pierwsze - jeszcze nie spotkałem kościoła katolickiego, w którym na stałe zaniechanoby udzielania sakramentu pojednania, A po drugie - nic mi się nie pomerdało - bo sakrament pojednania, jak sama nazwa wskazuje nie służy samoupokorzeniu tylko na dojściu do porozumienia. Innymi słowy jak mi się z Panem Bogiem - czy też z Kościołem - coś nie układa, to spowiedź jest właśnie poto, żeby te sprawy poukładać - w sensie wyjaśnić sobie nawzajem co nie gra i dlaczego. Wiem co mówię - bo sam to od dawna stosuję i polecam każdemu. Z wyrazami szacunku W  Po pierwsze, nikt nie twierdził, że w jakimś kościele katolickim zaniechano udzielana sakramentu pojednania lecz że nie w każdym kościele stoją takie 'skrzynki'. Masz jak widać problem z czytaniem ze zrozumieniem. A po drugie, to jednak Ci się pomerdało, no i ten Twój problem z czytaniem ze zrozumieniem, bo nikt nie mówił o samoupokarzaniu się lecz o samokrytyce. Spowiedź święta jest sakramentem pojednania właśnie dlatego, że służy wyznaniu swoich grzechów i wyrażeniu żalu oraz postanowienia poprawy, a więc jednak złożeniu samokrytyki. A jeśli Tobie wydaje się, że Ty dochodzisz do porozumienia z Bogiem, że Ty sobie przychodzisz poukładać swoje sprawy i wyjaśnić sobie nawzajem(!), to jednak nie masz pojęcia o sakramencie pokuty i pojednania.
W
w
8 marca 2011, 20:27
@W, coś się Tobie kompletnie pomerdało. Po pierwsze, nie w każdym kościele stoją takie 'skrzynki', a po drugie nie służą one do składania pytań, skarg i zażaleń, lecz służące do składania samokrytyki Po pierwsze - jeszcze nie spotkałem kościoła katolickiego, w którym na stałe zaniechanoby udzielania sakramentu pojednania, A po drugie - nic mi się nie pomerdało - bo sakrament pojednania, jak sama nazwa wskazuje nie służy samoupokorzeniu tylko na dojściu do porozumienia. Innymi słowy jak mi się z Panem Bogiem - czy też z Kościołem - coś nie układa, to spowiedź jest właśnie poto, żeby te sprawy poukładać - w sensie wyjaśnić sobie nawzajem co nie gra i dlaczego. Wiem co mówię - bo sam to od dawna stosuję i polecam każdemu. Z wyrazami szacunku W 
M
m
8 marca 2011, 20:15
tylko skarbony powinny stać w kościele, ale również i skrzynki na uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia... Jeszcze takiej nie widziałem. Są na intencje. Ależ w każdym kościele stoją takie "skrzynki" na uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia... - co więcej, udzielają natychmiastowych odpowiedzi oraz dodatkowo wspomagają łaską sakramentu. Niestety coraz mniej osób chce z nich korzystać - czyżby ta kratka tak odstraszała? Z ukłonami W @W, coś się Tobie kompletnie pomerdało. Po pierwsze, nie w każdym kościele stoją takie 'skrzynki', a po drugie nie służą one do składania pytań, skarg i zażaleń, lecz służące do składania samokrytyki
W
w
8 marca 2011, 19:08
tylko skarbony powinny stać w kościele, ale również i skrzynki na uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia... Jeszcze takiej nie widziałem. Są na intencje. Ależ w każdym kościele stoją takie "skrzynki" na uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia... - co więcej, udzielają natychmiastowych odpowiedzi oraz dodatkowo wspomagają łaską sakramentu. Niestety coraz mniej osób chce z nich korzystać - czyżby ta kratka tak odstraszała? Z ukłonami W
R
R
8 marca 2011, 18:57
Niezwykle jałowa dysputa. Msze św. w kościołach odprawiane są po bożemu, z większą lub mniejszą gorliwością, ale nie ma tam żadnych rewolucji. A, że tam gdzies komuś coś się nieopacznie "wypsnie".... to z tego zaraz wysmażyć wielkii artykuł i gryźć się o to i rozdymać sztuczną "debatę"? Może by sie tak zająć raczej tym, dlaczego w takiej np. Warszawie do kościoła, tak naprawdę chodzi znikomy ułamek młodzieży? Dlaczego duchowość katolicka w jej obecnym wydaniu jest dla niej zupełnie, biorąc ją en bloc, nieatrakcyjna? Niezależnie od tego jak wygląda liturgia. Skąd powszechyna moda na Buddyzm w kręgach wykształconych młodych ludzi? Gdzie się podział skarb katolickiego życia kontemplacyjnego? Dlaczego nie czerpie się z niego powszechnie? Dlaczego nikt nie umie go przywrócić i podać w atrakcyjny sposób? Dlaczego tylko ś.p. O. Jan Bereza OSB i nieliczni jemu podobni. Tyle. Może za dużo. Ale problem jest o wiele, wiele głębszy. Przepraszam i pozdrawiam.
8 marca 2011, 15:52
 Świetny tekst. Dobra analiza sytuacji naszego Kościoła. Cieszę się, że się ukazał ten głos.
G
Gdzie
8 marca 2011, 13:13
tam atakuje - bez przesadyzmu. Zwraca uwagę na kwestie bardziej ważkie. Punkt widzenia zależy od miejsca (i czasu) siedzenia.
Jadwiga Krywult
8 marca 2011, 13:04
Autor atakuje J. Dudycza, że opiera teorię na dwóch tylko przypadkach, ale jednak przyznaje, że zjawisko jest szersze: "... pewna cześć kapłanów... włącza się w aktualny spór polityczny, opowiadając się za jednymi przeciw drugim." Reakcją na artykuł J. Dudycza było bagatelizowanie - opinie, że politykowanie na kazaniach to nic nieznaczący margines, którym nie warto sobie głowy zawracać. A jaka byłaby reakcja, gdyby autor nie przerysował, ale napisał, że istnieja księża, którzy politykują ? Żadna. Wydaje mi się, że lepszym pomysłem niż publiczna krytyka celebransów i kaznodziejów jest osobista rozmowa z nimi. Znam wiele osób, które po skończonej Eucharystii idą do zakrystii, by podziękować kaznodziei, ale też nie mają zahamowań, by w sposób taktowny wypowiedzieć słowa krytyczne wobec jakiegoś aspektu kazania. To raczej należałoby zadedykować 'prawdziwym katolikom' oburzonym taką właśnie jak opisana reakcją prezydenta Komorowskiego na kazanie ks. Żarskiego.
N
Nie
8 marca 2011, 13:01
tylko skarbony powinny stać w kościele, ale również i skrzynki na uwagi, pytania, niejasności, wątpliwości, skargi, zażalenia... Jeszcze takiej nie widziałem. Są na intencje.
8 marca 2011, 12:50
Podoba mi się polemika księdza, ale z własnego doświadczenia wiem, że i jeden i drugi autor mają w wielu sprawach rację. Polacam ks. Wojciechowskiemu aby wychylił się nieco za środowisko dużego miasta i rozejrzał się jak jest w małych parafiach, np. zachodniej Polski (w tym rejonie miałem możliwość odwiedzenia wielu parafii). W małych parafiach jest dokładnie tak jak opisał p. Dudycz, a trzeci akapit od końca artykułu powyżej nie ukrywam że wzbudził mój śmiech (nie kpiarski, ale raczej gorzki, którego wolałbym żeby nie było), bo zwracanie uwagi jakiemukolwiek księdzu na małej parafii przynosi jeszcze mniejszy efekt niż rzucanie grochem o ścianę. I tu nawet często nie chodzi o jakąś złą wolę, tylko o niechęć do zmiany przyzwyczajeń, choćby były sprzeczne z dokumentami Kościoła. Natomiast księża absolutnie nie znają czasem nawet podstaw KNS, zwłaszcza ci starsi. W niektórych seminariach natomiast na KNS poświęca się jedynie semestr. Ile można się w tym czasie dowiedzieć? Ksiądz pisze we wstępie, że nie zna takiego Kościoła jak opisany przez p. Dudycza. Ale taki Kościół jest i to na niejednej parafii, niestety nie widać tego (a może na szczęście nie widać, bo znaczy to że tam jest lepiej) z perspektywy parafii w dużych miastach.
AC
Anna Cepeniuk
8 marca 2011, 11:53
Nie zgadzam się ze streszczeniemj tego co napisał p. Dudycz, ponieważ spokojnie przeczytałam najpierw Jego tekst. Samo streszczenie uważam za tendencyjne i trochę złośliwe........ a juz pomniejszanie wagi tego tekstu, bo na 2-ch przypadkach oparte, to lekka przesada, albo właśnie tendencyjność - tyle, że Ojca Zdzisława. Mnie osobiscie cieszy fakt, że mówi się i pisze na różnych forach o tym co bolesne i trudne w naszym kościele... Zgadzam się natomiast z Ojcem, że to oczywiście nie jedyny problem i dziękuję, że widzi Ojciec jeszcze inne, równie istotne...... Pozdrawiam i dobrego dnia życzę