Nie bądźmy nadąsani
Niewielu spotykam uśmiechniętych polityków, urzędników, nauczycieli. Czyż nie szkoda życia na ciągłe przygnębienie i utyskiwania. W pracy narzekamy, w rodzinie zrzędzimy a w kościele spuszczamy z powagą oczy, by nie zmącić grobowej ciszy.
Coraz więcej w naszym społeczeństwie zgorzkniałych, nadąsanych ludzi, epatujących smutkiem i serwujących sobie nawzajem niepotrzebny stres. Ktoś chce nas skrzywdzić, czyha na nasze potknięcia, śmieje się gdy trzeba rozpaczać. Wokół widzimy samych wrogów, którzy komplikują nam życie i nie szanują naszej powagi. Na ile jest to spuścizna czasów PRLu, a na ile żółć rozlewana przez przegranych polityków?
Dzisiaj wiele osób, które czują się kochane i doświadczają w życiu satysfakcji, skrzętnie ukrywa radość, by nie narazić się na podejrzenie, że nie pracują, że nie traktują serio swoich obowiązków. Bo jak można odpowiedzialnie pracować z uśmiechem na twarzy? A gdy praca zawodowa staje się dla nich radosną przygodą, gdy śmieją się w Sejmie lub w gabinecie dyrektora, często czują się winni. Ciekawe dlaczego?
Niektórzy rodzice pytają mnie dlaczego młodzież nie chce dorastać? Dlaczego młoda dziewczyna woli pozostać dzieckiem niż stać się matką, która z cierpiętniczą miną przygotowuje obiad. Dlaczego młodzieniec nie chce pójść w ślady ojca wkurzonego na cały świat? Życie dorosłych jest dla dorastających młodych ludzi życiem pełnym zniechęcenia, życiem smutnym, nieciekawym.
Aby nasza młodzież nie wyrosła na wkurzonych, nadąsanych starców, powinniśmy jej dać przykład pogodnego życia a nie piętnować ich za to, że się z nas śmieją. Nawet wtedy, gdy przed „walczącą” o krzyż grupą poważnych dorosłych, usiądą z popcornami i napiszą na transparencie „kino za darmo”. Pośmiejmy się trochę z nas samych. To nam wyjdzie tylko na zdrowie. Wspólny śmiech łączy, a nie dzieli. Po prostu uśmiechnijmy się. Just smile.
Skomentuj artykuł