Nie "konserwujmy się", wychodźmy szukać ludzi

bp Grzegorz Ryś (fot. nowaewangelizacja.org/)
Izabela Matjasik / KAI / drr

Kluczowym pojęciem w nowej ewangelizacji jest "nawrócenie pastoralne", czyli wyjście na zewnątrz swojej wspólnoty - rozumianej także jako parafia - z misją. I to będzie motyw przewodni II Kongresu Nowej Ewangelizacji 19 - 22 września w Warszawie - mówi bp Grzegorz Ryś, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy Komisji Duszpasterstwa Episkopatu Polski. Kongres z udziałem 500 osób z całego kraju, a także gości z Włoch, Francji i USA gościć będzie 40-tysięczna parafia Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie.

Izabela Matjasik, KAI: Czym różnić się będzie ten Kongres od pierwszego, który miał miejsce w lipcu ubiegłego roku w Kostrzynie?

DEON.PL POLECA

Bp Grzegorz Ryś: Tematem oraz kontekstem. Przez rok wiele się wydarzyło i w Kościele powszechnym, i w Kościele w Polsce. Podczas pierwszego Kongresu w Kostrzynie zebraliśmy się, policzyliśmy, by zobaczyć ile środowisk w Polsce "czyta" samych siebie przez charyzmat ewangelizacji i to spotkanie było ogromnie ważne. Teraz mamy te pierwsze kroki za sobą i nadeszła pora na refleksję - co dalej, czego potrzebujemy, co jest konieczne? A konieczne jest przełożenie całego ruchu nowej ewangelizacji na parafię. To się nie może odbyć poza nią. Już sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło-Życie, zwracał na to uwagę, gdy podnosiły się głosy, że nowe ruchy "wyciągają" z parafii ludzi. A to nie tak. Ruch nie może istnieć poza parafią, jest ofertą właśnie dla niej.

Na stronie poświęconej nowej ewangelizacji znajduje się kilkaset środowisk, ruchów, organizacji. Jak można wykorzystać taką siłę?

Poprzez współpracę: ruchów ze sobą, z parafią. Z Konferencji Episkopatu Polski musi iść inspiracja dla nich. Nie można traktować ludzi z ruchów jako swoistych hobbystów, działających poza głównym nurtem życia Kościoła, nowa ewangelizacja to nie jest dodatek. Duch Święty od 50 lat mówi do nas: nawróćcie się na nową ewangelizację, wyjdźcie szukać osób ochrzczonych, których nie ma dziś w świątyniach, bo przestali do nich chodzić. Tę stałą inspirację coraz częściej odczytuje się "od góry", czyli mówią o tym kolejni papieże i biskupi. Najwyższa pora pokazać, że nowa ewangelizacja to nie jest działalność hobbystyczna, dodatkowa, zależna od dobrej woli ewangelizujących, ale że jest to nasze wspólne zobowiązanie. Nie można pozostawiać tego tym, którzy "akurat nie mają nic innego do roboty".

Jaka jest rola duchownych w parafii w dziele nowej ewangelizacji?

Kluczowe pojęcie w nowej ewangelizacji, które często w czasie Kongresu będzie "wałkowane", to nawrócenie pastoralne. To pojęcie, w pełnej formie wypracowane przez biskupów latynoskich, jest bardzo bliskie papieżowi Franciszkowi, on często do niego wraca, np. ostatnio podczas Światowych Dni Młodzieży w Brazylii. Najprostsza definicja nawrócenia pastoralnego mówi, że wspólnoty - w tym także parafia jako wspólnota - muszą przejść drogę od "konserwowania" stanu rzeczy, do działań będących nieustanną misją na zewnątrz. Istnieje bowiem - zrozumiała - tendencja, by "konserwować" to, co już mamy. Na przykład jeśli w danej parafii do kościoła na niedzielną Mszę św. chodzi 20 proc. parafian, to zróbmy wszystko, by utrzymać te 20 proc., bo to "wynik" lepszy niż gdzie indziej w Europie. Bez zadawania sobie pytania: co się kryje za tymi 20 proc.? W jaki sposób ludzie, którzy przychodzą co tydzień na Mszę, rzeczywiście utożsamiają się z Kościołem? Nawrócenie pastoralne następuje wtedy, gdy przestajemy skupiać się na utrzymaniu tego, co mamy a zaczynamy wychodzić i pozyskiwać ludzi. I to nie jest tylko zadanie proboszcza czy wikarego, to zadanie dla całej wspólnoty.

A jak ma przebiegać proces tego nawrócenia pastoralnego?

Jak już będzie wspólnota, to wyjście do ludzi będzie bardzo proste. Członkowie wspólnoty mają swoje środowiska: nauki, pracy, sąsiadów. O wiele łatwiej im dotrzeć do innych, niż księdzu, który ani nie bywa wszędzie, ani myślę nie powinien wszędzie bywać. Trudno, żeby chodził po wszystkich zakładach pracy i rozmawiał z każdym człowiekiem, czy na uczelni, czy w szkole, czy na boisku. Od tego są właśnie ludzie we wspólnotach, by swoją wiarą potrafili się autentycznie dzielić lub przynajmniej, by ich postawa wzbudzała w otoczeniu pytania - dlaczego są tacy, dlaczego tak żyją - i potrzebę szukania odpowiedzi na nie.

Gdy już uda się dotrzeć do ludzi, którzy odeszli od Kościoła, trzeba ich przyprowadzić do parafii. Co zrobić, żeby to nie były te same parafie, z których przecież już raz odeszli?

Parafie muszą się stawać konkretnymi a nie abstrakcyjnymi wspólnotami wiary. Dzisiaj popularne jest zjawisko churchingu, czyli - to dotyczy miast - człowiek co tydzień chodzi do innego kościoła na Mszę - "wpada" do kościoła, ale nigdzie w nim nie jest. Istotne jest więc, by parafie stanowiły takie wspólnoty, gdzie się razem przeżywa wiarę. Kluczem do tego, i to nie jest nowość, jest właśnie ewangelizacja. Już ks. Blachnicki, mówił, że rekolekcje ewangelizacyjne w parafii z reguły powinny się zakończyć propozycją utworzenia konkretnej wspólnoty. I jeśli te rekolekcje są poprowadzone sensownie, i Pan Bóg będzie rzeczywiście działał w tym wydarzeniu, to wg ks. Blachnickiego 10-15 proc. parafian wejdzie do takiej nowej wspólnoty. Chodzi tylko o to, żeby chcieć. Już od Soboru Watykańskiego II mówi się, że parafia to wspólnota wspólnot, tej definicji uczą się studenci teologii - nie wiem czy tak jest wszędzie, ale wiem, że tak bywa.

Ruchy czy wspólnoty często jednak są dość zamknięte we własnym gronie, jak je zachęcić, by były otwarte?

Trochę bym bronił wspólnot, które nie chcą mieć nieograniczonej liczby członków. Już św. Benedykt miał zasadę, że jeśli liczba mnichów sięgnie 12, to trzeba zakładać kolejny klasztor. To się bierze z tego, że gdy jest tuzin osób, to te osoby wiedzą co to jest miłość bliźniego, wspólnota modlitwy, stołu i pracy. Przy tysiącu osób to już jest teoria. Dlatego nie jest ważne, by wspólnota przyjmowała jak najwięcej osób, tylko by wychodziła do ludzi i służyła swoim charyzmatem w Kościele.

Otwartość ruchów to także ich chęć do tego, by współpracować z innymi ruchami i wspólnotami. Ja widzę, że dzieje się tak coraz częściej. Ruchy spotykają się, robią coś razem, chowając swoje sztandary. To także zademonstrujemy podczas Kongresu w Warszawie. Wyjdziemy z ewangelizacją na ulice goszczącej nas parafii - wszyscy razem, bez podziału na ruchy i wspólnoty.

**

Zaproszeni do udziału w Kongresie Nowej Ewangelizacji są proboszczowie, rektorzy, opiekuni wspólnot i ruchów kościelnych oraz ich liderzy, jak również katecheci i członkowie parafialnych rad duszpasterskich. Miejscem spotkania będzie warszawska parafia Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie, al. Komisji Edukacji Narodowej 101.

Kongres poprzedzi Spotkanie wspólnot i ruchów archidiecezji warszawskiej pod hasłem "Bądźcie moimi świadkami!". Celem będzie modlitwa w intencji ewangelizacji Warszawy i rozbudzenia na nowo charyzmatu Bożego. Spotkanie odbędzie się w miejscu Kongresu, w Święto Podwyższenia Krzyża, 14 września i rozpocznie o godzinie 10.00. Na to spotkanie zaproszeni są członkowie wspólnot, ruchów i stowarzyszeń kościelnych wraz z kapłanami i liderami.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie "konserwujmy się", wychodźmy szukać ludzi
Komentarze (13)
S
sacdjo
14 września 2013, 10:25
ad "piotr" Poruszyłeś bardzo poważny problem. Przed pseudosoborem Vat2, dopóki nie było "koncelebry", Msze św. przynajmniej w niedziele i święta w miastach zaczynały się najpóźniej od 5-ej. Księża też o wiele bardziej pilnowali konfesjonału, bo nie byli tak zajęci ruszkami i ruchawkami jak obecnie. A teraz będą się spotykać i bredzić o "nawróceniu pastoralnym" i "nowej ewangelizacji". Tak więc zwłaszcza do bohatera wywiadu: Powróćcie wreszcie do normalnego, sprawdzonego przez wieki, nie zwichniętego protestancko-modernistycznie duszpasterstwa, czyli do prostej zasady 1. przygotowywać do sakramentów przez katechezę, także tą szeroko pojętą jak nauczanie religii w szkołach, wykłady dla studentów, apologetyczne dokształcanie dorosłych itd., 2. sprawować sakramenty, nie lekceważąc także tych codziennych, za które nie płynie wprost kasa do kieszeni, jak spowiedź i normalna celebracja, tzn. NIE "koncelebra" !! Te wasze paraprotestancko-modernistyczne brednie o wspólnotach nic innego jak pseudokościelna kołchozownia, choć mamy już ponad 20 lat po ewidentnym bankructwie kolektywizmu.
P
piotr
14 września 2013, 08:46
Chodzę za każdym razem do innego kościoła. Parafia jest dla mnie wielkości 2 powiatów, czasem województwa, a czasem to całą Polska. Nie mam szczególnych więzów z lokalną wspólnotą. Mam nieregularną pracę, czasem pracuję od 08-12, czasem od 07 w sobotę do 12 w poniedziałek, czasem od 08 do 18, czasem od 11 do 15, czasem od 18 do 08,m a czasem jeszcze inaczej, w każdym tygodniu mam inny grafik. Miejsce pracy też jest zmienne, najczęściej ograniczone do 2 powiatów. Oczywiście jestem 1-osobową firmą, aby nie było wątpliwości. Tam gdzie mieszkam, msze są od 06:30 do 18:00, nie ma mszy o 06:00 lub o 05:00, jest tylko jedna niedzielna msza o 20:00, ale w tygodniu nie ma takiej mszy, nie ma też mszy o 21:00- mówię o całym mieście- gdzie jest kilka kościołów. Ponadto jak nie ma mszy, kościół jest zamknięty- aby nic nie zostało skradzione. Tak więc nie można się dostać do budynku, aby sie pomodlić. Spowiedź tez zazwyczaj tylko w czasie mszy.  Nie mam śmiałości pukać na plebanię, aby prosić księdza o spowiedź. Dlatego ksiądz w konfesjonale, poza godzinami mszy, ułatwiłby mi przystępowanie do sakramentu spowiedzi.
S
sacdjo
13 września 2013, 17:53
... Żeby miał kto pójść, nauczać i chrzcić, trzeba tego kogoś nauczyć prawd religii i odpowiednio wychować. To nie dzieje się samo. Apostołowie zakładali wspólnoty, można to łatwo wyczytać w Dziejach Apostolskich oraz w apostolskich listach. Oni nie pisali do pojedynczych osób, ale do wspólnot. Podmiotem KK jest Jezus, ale aby zaprowadzić do niego ludzi, trzeba ich wcześniej ewangelizować. Niesposób robić to osobno z każdym człowiekiem. Nawet Jezus przemawiał do tłumów, a do pojedynczych ludzi przemiawiał rzadko. ... Apostołowie nie musieli zakładać żadnych wspólnot. Oni nauczali w synagogach, po domach, rzadziej na placach publicznych. Tak więc wystarczy, gdy Kościoł będzie głosił prawdę, czy to pojedynczemu, czy naturalnym wspólnotom - rodzinom, społecznościom lokalnym, narodom itd. Kościół nigdy nie zamykał się w gettach, nawet parafialnych. Tak zresztą można - przy sporej dozie dobrej woli - interpretować zamiary i dążenia Bergoglio. Prosta katolicka zasada: łaska nie niszczy natury, lecz na niej buduje, ją uświęca, udoskonala i podnosi. Tak zadaniem Kościoła nie jest tworzenie własnego getta parafialnego czy jakiego ruchawkowego, lecz nauczanie i uświęcanie wspólnot naturalnych rodzin, wiosek, gmin, miast itd., a więc nie niszczenie więzi naturalnych, np. rodzinnych, jak to czynią nagminnie ruszki i wspólnoczyzny.
jazmig jazmig
13 września 2013, 17:43
@sacdjo Twój postulat jest niestety typowy dla myślenia "ruchowego" czyli zamknięcia życia Kościoła w mentalności sekciarsko-wspólnotowej. Mówiąc krótko: Kiedy Pan Jezus powiedział, że trzeba tworzyć jakieś wspólnoty? Powiedział: Idździe i nauczajcie! ... Żeby miał kto pójść, nauczać i chrzcić, trzeba tego kogoś nauczyć prawd religii i odpowiednio wychować. To nie dzieje się samo. Apostołowie zakładali wspólnoty, można to łatwo wyczytać w Dziejach Apostolskich oraz w apostolskich listach. Oni nie pisali do pojedynczych osób, ale do wspólnot. Podmiotem KK jest Jezus, ale aby zaprowadzić do niego ludzi, trzeba ich wcześniej ewangelizować. Niesposób robić to osobno z każdym człowiekiem. Nawet Jezus przemawiał do tłumów, a do pojedynczych ludzi przemiawiał rzadko.
S
sacdjo
13 września 2013, 17:18
Parafia jest podstawową jednostką Kościoła, więc to w niej powinno się dziać jak najwięcej. ... To jest zwykła herezja. Tak twierdzą protestanci. W teologii katolickiej podstawową jednostką Kościoła jest Jezus Chrystus uobecniany czynnie w sakramentach przez Sukcesję Apostolską, czyli odgórnie, a nie przez jakąś choćby nawet najpobożniejszą "wspólnotę".
S
sacdjo
13 września 2013, 16:53
... Nie wszystko, co robią protestanci, jest złe. ... Nie pisałem o wszystkim, lecz o fałszywej eklezjologii, która wtargnęła do Kościoła i go rozwala myślowo i praktycznie. Zresztą u protestantów nie ma nic dobrego, czego by nie było w prawdziwym Kościele. To wystarczy.
S
sacdjo
13 września 2013, 16:50
ad "jazmig" Twój postulat jest niestety typowy dla myślenia "ruchowego" czyli zamknięcia życia Kościoła w mentalności sekciarsko-wspólnotowej. Mówiąc krótko: Kiedy Pan Jezus powiedział, że trzeba tworzyć jakieś wspólnoty? Powiedział: Idździe i nauczajcie! Chrzcijcie! Trzeba dopowiedzieć: Udzielajcie sakramentów! Sakramenty są sprawowane oczywiście we zgromadzeniu liturgicznym. Ich celem jest uświęcenie poszczególnych ludzi, oczywiście także w ich wymiarze społecznym, tzn. rodzin, społeczności, społeczeństwa itd. Natomiast jakieś tworzenie "wspólnot", chociażby nawet "parafialnych" to nowomowa śmierdząca pseudoeklezjologią protestancko-modernistyczną. Nic dziwnego, że w takim myśleniu katecheza w szkole jest conajmniej zbędna. Tymczasem prawdziwy Kościół zawsze żył z głoszenia prawdy, nie z jakichś grupek wzajmnej adoracji. Oczywiście taki księżulo wychowany na jakimś ruszku czy ruchawce woli się poruszać w jakiejś miłej wspólnoteczce, gdy mu wszyscy przytakują i go uwielbiają, niż zderzyć się z trzeźwym myśleniem normalnych ludzi, także młodych.
jazmig jazmig
13 września 2013, 16:41
... Punktem wyjścia jest protestancki ideał "Kościoła", gdzie podstawową jednostką jest parafia z kaznodzieją - w przeciwieństwie do prawdziwego Kościoła, gdzie konstytutywną zasadą jest Sukcesja Apostolską, czyli sprawowanie sakramentów wraz z przygotowaniem do nich, czyli całe nauczanie, a także dzieła miłosierdzia (charytatywne). ... Nie wszystko, co robią protestanci, jest złe. Jak już wcześniej napisałem, należy dążyć do tego, aby ludzie od małego dziecka przychodzili do parafii nie tylko na mszę św., ale i na inne zajęcia katechizujące.
jazmig jazmig
13 września 2013, 16:34
Katecheza - pierwszy czynnik ateizacji? Błagam. Przecież to jedno z tych miejsc, gdzie wielokrotnie jeszcze młody człowiek przychodzi i jest szansa, żeby coś się zmieniło. ... Pisałem o lekcjach religii w szkole, a nie o katechezie jako takiej. Katecheze powinna się odbywać w slakach parafialnych, żeby dzieci i młodzież były od małego przyzwyczajone do tego, że co najmniej raz w tygodniu przychodzi się w dzień powszedni do parafii. Mają one dzięki temu z parafią osobisty kontakt, także z księdzem, który opiekuje się tymi sprawami. Chodzi o to, aby one widziały księdza nie tylko podczas mszy lub jako nauczyciela w szkole, ale właśnie bliżej nich, podczas katechezy, przed nią lub po niej, w stosunkach zupełnie mniej sformalizowanych, niż szkolne. Chodzi mi o pielęgnację konstaktów ludzi ze swoją parafią od dzieciństwa. To było przyczyną, że w PRL duża liczba dzieci i młodzieży uczestniczyła czynnie w życiu KK.
S
sacdjo
13 września 2013, 15:36
Mówiąc krótko: chora teologia i chory program prowadzący do przekształcenia życia Kościoła w rozgrywki tzw. ruchów, czyli zwalczających normalne struktury kościelne (parafia, diecezja, Stolica Apostolska) i siebie nawzajem minisekt. Punktem wyjścia jest protestancki ideał "Kościoła", gdzie podstawową jednostką jest parafia z kaznodzieją - w przeciwieństwie do prawdziwego Kościoła, gdzie konstytutywną zasadą jest Sukcesja Apostolską, czyli sprawowanie sakramentów wraz z przygotowaniem do nich, czyli całe nauczanie, a także dzieła miłosierdzia (charytatywne). Tzw. ruchy ("wspólnoty") to w zasadzie mniej czy bardziej wyraźnie sekciarskie grupy o proweniencji czy przynajmniej inspiracji protestanckiej, które pod pozorami jakiejś specjalnej "duchowości" (dyktowanej przez założyciela czy wodza) aspirują do zaspokajania potrzeb "duchowych", a właściwie psychiczno-emocjonalnych, których normalna parafia nie może i nie jest w stanie zaspokoić. Nie jest przypadkiem, lecz naturalną konsekwencją, że główni działacze, zwłaszcza przywódcy tych "wspólnot" nie mają zwykłych rodzin, pochodzą sami z rodzin patologicznych, a także przyciągają głównie takich ludzi. Jest też bardzo częste, że przynależność i aktywność w "ruchach" powoduje nawet formalne rozbicie rodzin czy przynajmniej życia rodzinnego. To są typowe znamiona sekt. W typowym kompleksie niższości oraz naśladowania nowości z "Zachodu", a także po prostu poddając się presji różnych "ruchów" dążących do expansji na Polskę, biskupom wydaje się, że tak trzeba, bo to "soborowe", współczesne itd. Większość z nich nie ma pojęcia o tym, że duchowe spustoszenie normalnego życia kościelnego na Zachodzie jest głównie zasługą tzw. ruchów. Tym, którzy zdają sobie sprawę z problemu, wydaje im się, że uda im się opanować wywrotowy potencjał tych "ruchów" oraz wykorzystać dla Kościoła. Cóż za naiwność i przecenienie siebie.
G
globaltrek
13 września 2013, 15:06
Katecheza - pierwszy czynnik ateizacji? Błagam. Przecież to jedno z tych miejsc, gdzie wielokrotnie jeszcze młody człowiek przychodzi i jest szansa, żeby coś się zmieniło. Przecież, jak wiadomo podstawowa katecheza powinna być w rodzinie. A pierwszymi katechetami - rodzice. Dlaczego ludzie, co tydzień chodzą do innego kościoła? Dlaczego nie należą do wspólnoty w swojej parafii? Czasami po prostu takich wspólnot w ich parafii nie ma, a w pobliskiej już jest np. wspólnota dla młodzieży. I tam idą. Ludzie chcą się rozwijać i coś robić, a czasami po prostu nie mają gdzie... To prawda, wspólnoty nie powinny kłaść nacisku na ilość, ale na jakość. Jeśli jest dużo ludzi trudno stworzyć ścisłą wspólnotę, gdzie każdy każdego zna. Niestety w niektórych parafiach jest tak, że człowiek przyjdzie raz na tydzień na Msze Świętą i zamiast na kazaniu posłuchać o Bogu i zastanowić się nad Słowem Bożym, być może zastanowić się trochę nad swoim życiem i coś zmienić, działać... to kolejną niedzielę pod rząd słucha czytanego listu... Taka jest rzeczywistość.  Ja rozumiem, że pewnie to jest jakoś odgórnie narzucone... ale proszę pomyśleć. Jakiś człowiek raz na rok przyjdzie do świątyni (czasami tak się zdarza), to co taki człowiek sobie pomyśli, jak przyjdzie i posłucha listu? Nic. Moim zdaniem to czytanie, nie skłania wiernego do głębszej refleksji i jakiegokolwiek działania. Niestety. W mojej parafii ksiądz dobrze pomyślał, co prawda list przeczytał, ale powiedział parę słów i refleksji na temat czytań mszalnych. Sam powiedział, że jest świadomy, że niektórzy są tu, w kościele raz na jakiś czas.
M
migjaz
13 września 2013, 14:48
A może należy coś przemyśleć? Kto powiedział, że parafia terytorialna to wszystko, na co stać Kościół?
jazmig jazmig
13 września 2013, 14:41
To jest typowy przykład, jak coś schrzaniono, a potem naprawia się tymi samymi metodami, którymi schrzaniono i oczekuje się cudu, bo tylko cud może to naprawić. Parafia jest podstawową jednostką Kościoła, więc to w niej powinno się dziać jak najwięcej. Zamiast opowiadać głodne kawałki o wyjściu na zewnątrz, należy nie wyrzucać z parafii jej członków. Religia w szkole to pierwszy czynnik ateizacji dzieci i młodzieży. Jako przedmiot szkolny, a priori jest nielubiana. Tylko genialni katecheci lub katechetki potrafią przełamać tę niechęć. Gdyby dzieci dobrowolnie chodziły na religię w swojej parafii, tego problemu by nie było. Potem jest już tylko gorzej. Gimnazja często są niezwiązane z terenem parafii, więc dziecki-młodzież znikają już z niej. Niektóre chodzą na katechezę związaną z bierzmowaniem, co jest pewną poprawą sytuacji, ale po bierzmowaniu i przejściu do szkoły średniej następuje ostateczne pożegnanie z parafią. Najpierw zatem należy wrócić do parafii z katechezą w całym cyklu nauczania, od podstawówki, do końca szkoły śreniej i studiów.