Niewykorzystana modlitwa wiernych

(fot. ashley.adcox/flickr.com)

Lutowo-marcowy numer miesięcznika „Więź” podejmuje temat języka wiary i niewiary. W specjalnej ankiecie pytano członków Zespołu Laboratorium Więzi o „o język Kościoła katolickiego jako wspólnoty i jako instytucji, ale też szerzej: o diagnozę stanu umiejętności komunikowania przez Polaków duchowego doświadczenia wiary w aktualnej sytuacji kulturowej”.

Oczywiście, w podsumowaniu ankiety pozytywów jest najmniej, przeważają słabości, zagrożenia i rady na przyszłość. Najczęściej dostaje się oczywiście homiliom i kazaniom. W istocie, w okresie wielkopostnych rekolekcji, gdy w każdej parafii odbywają się serie długich kazań i homilii oraz innych pouczeń, być może warto i nad tym się zastanowić. Wielki Post można by widzieć nie tyko jako czas słuchania ale też refleksji nad jakością głoszenia.

Zamiast jednak pomnażać wytykanie słabości kazań, chciałbym zwrócić uwagę na pewien w ogóle niedostrzegany element Eucharystii, o którego języku, a przede wszystkim celebrowaniu też warto by podyskutować. Mianowicie, niewiele mówi się o drętwości tzw. modlitwy wiernych (modlitwy powszechnej). Nikt się nie burzy co do nadużyć tutaj popełnionych. Jakże często modlitwę wiernych czyta ksiądz. I w dodatku: często jest ona czytana po prostu z dostarczonych – w najlepszym wypadku, na dany rok – materiałów. Wszystko wypolerowane, bezosobowe, ogólne. Rzadko można usłyszeć wezwania modlitewne ułożone przez wiernych. Nawet jeśli słychać je czasem, jakże nieznośnie są one przesiąknięte sztucznym, patetycznym albo dewocyjnym językiem religijnym. Pytam się wtedy siebie, czy ci ludzie rzeczywiście tak rozmawiają z Bogiem na modlitwie?

DEON.PL POLECA

Modlitwa wiernych jest chyba jedynym, usankcjonowanym prawnie, miejscem w liturgii mszy świętej, gdzie świecki człowiek może powiedzieć coś od siebie, podzielić się swoją wiarą, wyrazić swoją troskę i to, czym żyje. W bardziej ogólnej perspektywie, wydaje mi się, że modlitwa wiernych jest bardzo dobrym miejscem kształtowania tego, o czym mówi w „Więzi” Marek Rymsza (Więź, ss.57-58). Chodzi o niwelowanie rozchodzenia się języka religii i języka wiary. Ten pierwszy ma za zadanie, w ujęciu Rymszy, obiektywizować doświadczenie wiary pokoleń, odnosić je do teologii. Język wiary, z natury subiektywny, niedookreślony, zmienny, ma zaś komunikować doświadczenia związane z osobistym przeżywaniem wiary przez poszczególnych wierzących. Modlitwa wiernych może być bardzo dobrym miejscem wypełnienia owego zadania, którym według Rymszy jest „dążenie do integracji obu języków zarówno poprzez obiektywizowanie języka wiary, jak i ciągłe ożywianie języka religii”, który ma tendencje do kostnienia i przekształcania się w skamieniałość. Rymsza pisze dalej: „Gdy takiej integracji brakuje, język religii odrywa się od codziennego doświadczenia osób wierzących, staje się językiem odświętnym, oficjalnym, którego pojęcia jakby tracą swoje ‘dotykalne’ desygnaty. Wypowiadamy pewne słowa, całe frazy, bo w określonych ‘okołokościelnych’ sytuacjach tak wypada, ale niewiele w ten sposób komunikujemy (…) A język wiary, nieobiektywizowany, niejako oderwany od religii, staje się z kolei ‘wsobny’, nieprzekładalny, redukowany do wyrażania emocji; mówiąc w skrócie – uprywatnia się.” Czy modlitwa wiernych, jej przygotowanie, nie mogłaby stać się, z jednej strony, miejscem pracy wiernych nad własnym językiem wiary, a z drugiej strony, przestrzenią witalizowania języka religii, oficjalnej mowy instytucjonalnego Kościoła?

Może całkiem niezłym pomysłem duszpasterskim, z którym spotkałem się w Irlandii czy Niemczech, jest po prostu co tygodniowe spotkanie kapłana z wiernymi, by ułożyć wspólnie modlitwę wiernych, która by dotykała konkretnych spraw wspólnoty danego terenu oraz parafii. Mogłaby powstać nawet cała grupa modlitewna wokół takiego zadania.

Modlitwa wiernych, element mocno osadzony w liturgii, może być dobrym miejscem wyrażania własnej wiary przez wiernych oraz pięknym sposobem przekazu wiary innym wiernym i samemu kapłanowi. Zarazem mogłaby ona stać w twórczym napięciu z jego homilią (być może bardzo oddaloną od tego, co przeżywają wierni i od ich duchowych potrzeb).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niewykorzystana modlitwa wiernych
Komentarze (3)
6 kwietnia 2011, 15:52
Może całkiem niezłym pomysłem duszpasterskim, z którym spotkałem się w Irlandii czy Niemczech, jest po prostu co tygodniowe spotkanie kapłana z wiernymi, by ułożyć wspólnie modlitwę wiernych. No nie wiem. Moja parafia liczy ok. 20 tys. parafian. Co przy ok. 30% zaangażowaniu (chodzeniu na mszę) daje 6 000 osób. Proboszcz by chyba oszalał... Mozna ewentualnie powierzyć przygotowanie modlitwy wiernych wspólnotom parafialnym. Rotacyjnie, albo każda wspólnota - na mszę o danej godzinie (u mnie w niedziele jest sprawowanych 7 mszy oraz 1 msza niedzielna w sobotę wieczorem) Jeden z księży w mojej parafii formułuje spontanicznie prośby w modlitwie powszechnej, nie czyta ich. I ta modlitwa jest odczuwalnie bardziej żywa, spontaniczna.
T
teresa
6 kwietnia 2011, 15:04
Przykre, na poprzednich poziomach trzeba sobie już radzić samemu.
KG
Krzysztof Galeja
6 kwietnia 2011, 07:45
Może całkiem niezłym pomysłem duszpasterskim (...) jest po prostu co tygodniowe spotkanie kapłana z wiernymi, by ułożyć wspólnie modlitwę wiernych, która by dotykała konkretnych spraw wspólnoty danego terenu oraz parafii. Mogłaby powstać nawet cała grupa modlitewna wokół takiego zadania. Uważam że jest to bardzo dobra idea! Nawet jesli stworzenie nowej grupy modlitewnej nie będzie łatwe, zaangazowanie się w układanie modlitwy wiernych juz istniejących w parafiach grup nie powinno być problemem.