Parafia churcherów

(fot. janGlas / flickr.com)

Obijanie się w kolejne niedziele od kościoła do kościoła stanowi chleb powszedni wielu katolików. To chaos czy programowe działanie? Churching przechodzi czas próby, bo pada pytanie o jego owoce.

Podczas tegorocznego Zjazdu Gnieźnieńskiego prowadziłem debatę na temat obywatelskiego potencjału parafii. W pierwszej połowie spotkania dyskutowali eksperci, w drugiej (45 minut) krążyłem z mikrofonem po auli wypełnionej około 150 osobami. W założeniu słuchacze mieli zadawać panelistom pytania. Stało się inaczej. Ludzie chcieli opowiedzieć o swoim doświadczeniu Kościoła jako dosłownie rozumianej wspólnoty. Najważniejsze były głosy młodych. Owszem, raczej gorzkie jak chodzi o ocenę swoich parafii, ale gorzkie także w opisie doświadczenia churchingu. Uczestniczenie co niedzielę w Mszy w coraz to nowym kościele nie buduje człowieka ani od strony duchowej, ani w kontekście relacji z innymi osobami.

Nie wolno jednak zignorować krytycznych opinii pod adresem własnej parafii, jakie często wygłaszają wierzący. Od wielu lat nad zmianą tego stanu rzeczy pracuje Stefan Wilkanowicz (jako lekturę polecam m.in. projekt "Nowoczesna parafia" http://www.znak.org.pl/parafia/index.php). Uważa, że parafia musi być otwartą na wszystkich ludzi wspólnotą wiary. W wywiadzie rzece, jaką z nim przeprowadziłem, wspomina sytuację, kiedy nastoletnia córka zapytała go, gdzie wychodzi. Wilkanowicz odparł, że na Mszę. "Gdzie?" "Do parafii". "Coś ty, chcesz wiarę stracić?!". Podobnie tę rzeczywistość odbiera wielu polskich katolików. A z pewnością młodych, wśród których churching zdobył dzięki temu widoczną popularność. Może jednak sytuacja nie jest zero-jedynkowa: parafia albo churching?

Churching jest określeniem ukutym po sukcesie hasła clubbing, które określało nowy sposób zabawy: przemierzanie przez całą noc miasta, żeby zagościć przynajmniej w kilku klubach. W wypadku Mszy oznacza, po pierwsze, rezygnację z życia sakramentalnego w parafii, po drugie niestałość w wyborze miejsca przeżycia niedzielnej liturgii. O ile w nocnych imprezach intencja clubbing’owców da się sprowadzić do chęci dobrej zabawy, o tyle nie jest jasne, czym kierują się church’erzy. Przyczyny ich kościelnych wędrówek mogą być kontekstowe (niechęć do parafii, mieszkanie w obcym mieście, nieunormowany czas pracy) albo intencjonalne (poszukiwanie odpowiedniego dla siebie kaznodziei itp.).

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Parafia churcherów
Komentarze (25)
C
canisdomini
20 kwietnia 2012, 10:39
ad vocem do tekstu: http://canisdomini.wordpress.com/2012/04/19/churching/
C
Czytelnik
19 kwietnia 2012, 11:49
Cz. III Gdybym brał wiarę w Boga przez pryzmat księży to już dawno nie chodziłbym do żadnego kościoła. Może nawet znalazłbym sobie jaką spokojną religię bez przemocy, polityki itp. Jednak nie utożsamiam teog co robią księża z Bogiem i dzięki temu chodzę do kościoła, do tego, do którego chcę bo wszędzie jest ten sam Bóg. Moje dzieci wychowuję w wierze, czego nie ułatwia ani otaczający nas świat, ani szkoła, ani kościół. Tak to właśnie jest parafia parafią a wiara wiarą. Wspólnota parafialna - to już nieaktualne.
C
Czytelnik
19 kwietnia 2012, 11:42
Cz. II Ja - katolik takiego kościoła szukam, gdzie mogę w 100 procentach uczestniczyć we mszy i nie zatykać uszu na kiepską (do tego nie liturgiczną oprawę muzyczną), nie słuchać wyrzutów, bo ktoś tam nie przyszedł kościoła sprzątać i taki tam dyrdymały. Szukam liturgii, z której zaczerpną jak ze źródła na cały tydzień. której będę częścią i z której wyjdę napełniony wiarą. Tak więc zostawmy clubbing w spokoju a pomyślmy o wiernych i o tym czego oni na prawdę szukają i dlaczego do swoich parafii nie chodzą. Tak to jest już w życiu że ponoć przepisy są po to, żeby je łamać i tak się dzieje. Czasami chciałbym wiedzieć mniej o liturgii i tych przepisach, wtedy penie z każdego kościoła wychodziłbym zadowolony. Jedna - jadąc samochodem widzę oszołomów łamiących przepisy narażając innych ludzi na śmierć. W kościołach niestety jest to samo, i też naraża się wiernych na śmierć duchową. Lekarza rodzinnego wybiera się już od wielu lat tam gdzie chce. Tylko jeszcze w oświacie i kościele pokutuje schemat z PRL - tzw rejonizacja. Żeby posłać dziecko do Komunii, lub Bierzmowania z klasą trzeba uzyskiwać durne zgody proboszczów. Wtedy większość z nich bawi się w Boga i potem kuria musi się zajmować bzdurami zamiast tym co istotne. Czas coś zmienić, bo ludzi w kościołach ubywa a to się może źle skończyć.
C
Czytelnik
19 kwietnia 2012, 11:40
Cz. I Wspólnota parafialna? Co to właściwie jest? Powiem szczerze, że dla mnie coś takiego nie istnieje już od dawna. To co się dzieje w wiekszości kościołów jest śmiechu warte. Parafianin jest tyle wart ile da kasy, dlatego ja nie daję nic w mojej parafii i jestem bezcenny. Zresztą na co mam dawać ? na kolejny koncert sacro polo? W niedzielę jestem w różnych kościołach, do parafialnego idę jak nie mam możliwości gdzieś pojechać i wcale nie czuję się wyobcowany ze wspólnoty kościoła w ogóle. Jadę tam gdzie liturgia jest na poziomie z muzyką godną Jej wielkości. Jadę tam, gdzie ludzi w kościele śpiewają, a nie znoszą żenujące popisy organistów, albo za przeproszeniem scholi kręcocej tyłkami przy jęczeniu gitary.
W
Wojtek
17 kwietnia 2012, 11:41
Jak jestem chory i spotykam kiepskiego lekarza to nie trwam przy nim, tylko szukam lepszego. Myślę, że to jest dobry opis praktyki opisanej w artykule. Ale na to mogą sobie pozwolić mieszkańcy dużych miast, gdzie jest więcej niż 1 kościół. Tam gdzie mieszkają osoby, które mają "wybór z jednego", a kapłani żyją oderwani od Ewangelii i tylko sobie urzędują, potrzeba naprawdę mocnej wiary, by jej nie stracić. Przy okazji chcę zauważyć, że powstają i są także Duszpasterstwa, które nie są przywiązane jak kóla u nogii do konkretnej parafii, ale są otwarte na ludzi z całej Polski i spotykają się w różnych miejscach. Osobiście znam dwa takie: Duszpasterstwo Przedsiębiorców i Pracodawców Talent: <a href="http://www.duszpasterstwotalent.pl">www.duszpasterstwotalent.pl</a> oraz Spotkania Małżeńskie <a href="http://www.spotkaniamalzenskie.pl">www.spotkaniamalzenskie.pl</a> Jeśli ktoś ma możliwość poświęcić trochę swoich środków i czasu, to może wyrwać się i "rozwinąć skrzydła", choćby mieszkał na totalnym zadupiu, a jego parafia i jej ksiądz są przykładem jak nie powinna wyglądać parafia i jej pasterz :-). Trzeba wtedy tylko chcieć coś zmienić swoim życiu. A jeśli nie masz pieniędzy na podróże, to nic straconego. Wciąż możesz coś zrobić, by zmienić na lepsze nasz Kościół :-) <a href="http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,609,nie-narzekaj-tylko-adoptuj-ksiedza.html">www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,609,nie-narzekaj-tylko-adoptuj-ksiedza.html</a>
PP
po ptokach
17 kwietnia 2012, 05:53
"Obijanie się w kolejne niedziele od kościoła do kościoła stanowi chleb powszedni wielu katolików." Błąd w pierwszym zdaniu. Autor nie wie czym jest Msza święta.
S
Stilgar
16 kwietnia 2012, 17:21
Uprawianie churchingu (kościołowania) jest moim OBOWIĄZKIEM. Wiara jeśli się nie rozwija to upada. Jak ma się rozwijać ta wiara w kościele parafialnym przy księdzu, który mówi kazania o niczym, albo na poziomie dziecka idącego do pierwszej komunii? Mi nie chodzi o fejerwerki na mszy czy kumplowanie z księdzem. Chodzi o merytoryczną zawartość kazań, dbanie o sacrum tego co się dzieje na mszy (a nie odklepanie formułek), świadectwo i postawę człowieka który ma być pasterzem. Jeśli nie znajduję tego w parafialnym kościele to szukam dalej. Jak jestem chory i spotykam kiepskiego lekarza to nie trwam przy nim, tylko szukam lepszego. Inną sprawą jest, że większość kościołów diecezjalnych działa podobnie. Jedynym wytchnieniem są zakonniccy (np.dominikanie) Tam jeszcze czuć ducha wiary. 
A
ada
16 kwietnia 2012, 14:16
No ale właśnie - mieszkają obok i się nie znają, to może się poznają na mszach? Msza to jednak nie spotkanie towarzyskie. Znam sporo osób z kościoła parafialnego - ale tylko z widzenia. Za to całkiem sporo jestem w stanie powiedzieć o właścicielach psów, których spotykam. Ideą przeciwstawną do parafii terytorialnej jest parafia, nazwijmy to "specjalistyczna". (...) Jest to w moim odczuciu niefortunne W moim również. I raczej nie o to chodzi w artykule. Przykład z mojego "podwórka". Na tym samym osiedlu mieszkają osoby samotne, rodziny patologiczne, inteligenci, urzędnicy, robotnicy. To parafia terytorialna daje mi możliwość poznać samotną staruszkę obok i być dla niej bliźnim. Nie, to sąsiedztwo daje Ci możliwość poznania samotnej staruszki, nie parafia. Bliźnim można być także dla przybysza lub nieparafianina. Parafia nieterytorialna też daje taką możliwość. W pewnym sense coś takiego już istnieje, choć nieformalnie. Ludzie, którzy są w różnych grupach czy wspólnotach, ale nie w swojej parafii zamieszkania, włączają się w życie parafia, przy której jest ich wspólnota.
16 kwietnia 2012, 14:02
Po pierwsze, o ile parafia terytorialna sprawdza się w środowisku wiejskim, gdzie jest mała wspólnota (nie tylko w znaczeniu religijnym) i granice terytorium są dość wyraźnie wyodrębnione, to już w większych miastach jest inaczej: pomijam to, że ludzie, którzy mieszkają obok siebie nie muszą się wcale znać (jest większa anonimowość), No ale właśnie - mieszkają obok i się nie znają, to może się poznają na mszach? Ja na miom osiedlu ludzi znam z dwóch źródeł: 1. spotykam ich w kościele. 2. spotykam na spacerze z psem (innych "psiarzy"). Dzięki temu jest choć trochę przyjemniej i mniej anoinimowo, aczkolwiek to tylko kropla w morzu, bo duże osiedle i duża parafia. Po drugie nie bardzo rozumiem, dlaczego akurat wspólne terytorium ma mieć decydujący wpływ na wzajemne ubogacanie się. Jeśli uczestniczy się w życiu parafii, niekoniecznie swojej pod względem zamieszkania, również można ubogacać innych, i być ubogacanym. Kluczem jest zaangażowanie, poczucie przynależności i odpowiedzialności za siebie nawzajem, poczucie wspólnoty, a nie to, że mieszkamy w tym samym miejscu. Ideą przeciwstawną do parafii terytorialnej jest parafia, nazwijmy to "specjalistyczna". Czyli np. parafia dla samotnych matek, parafia dla singli, parafia dla tercjarzy franciszkańskich, parafia dla nauczycieli. Jest to w moim odczuciu niefortunne ze względu na zamykanie ludzi w takich ściśle zdefiniowanych środowiskach. Możliwość gromadzenia się w takich "enklawach" dają rozmaite wspólnoty. Ale one działają w ramach parafii, a parafia daje ludziom ze wspólnot możliwość otwrcia się na tych spoza. Przykład z mojego "podwórka". Na tym samym osiedlu mieszkają osoby samotne, rodziny patologiczne, inteligenci, urzędnicy, robotnicy. To parafia terytorialna daje mi możliwość poznać samotną staruszkę obok i być dla niej bliźnim. Parafia "specjalistyczna" wyrwie mnie z rzeczywistości, w której żyję. Stworzy sztuczną enklawę osób podobnych do mnie.
A
ada
16 kwietnia 2012, 10:07
Parafia powinna być właśnie terytorialna, z całym bogactwem i różnorodnością duchowości - przecież w ten sposób ludzie czerpią od siebie nawzajem - a elementem jednoczącym powinna być właśnie wspólnie przeżywana Eucharystia. Po pierwsze, o ile parafia terytorialna sprawdza się w środowisku wiejskim, gdzie jest mała wspólnota (nie tylko w znaczeniu religijnym) i granice terytorium są dość wyraźnie wyodrębnione, to już w większych miastach jest inaczej: pomijam to, że ludzie, którzy mieszkają obok siebie nie muszą się wcale znać (jest większa anonimowość), to również granice parafii są często sztucznie wyznaczone (np. nawet w jednym bloku część klatek należy do jednej parafii, a część do innej, czyli całkiem bliscy sąsiedzi mogą należeć do dwóch różnych parafii). Po drugie nie bardzo rozumiem, dlaczego akurat wspólne terytorium ma mieć decydujący wpływ na wzajemne ubogacanie się. Jeśli uczestniczy się w życiu parafii, niekoniecznie swojej pod względem zamieszkania, również można ubogacać innych, i być ubogacanym. Kluczem jest zaangażowanie, poczucie przynależności i odpowiedzialności za siebie nawzajem, poczucie wspólnoty, a nie to, że mieszkamy w tym samym miejscu. Poza tym istnieją parafia nieterytorialne. Przykładem są tu parafie wojskokowe. Też nie jestem zwolenniczką mszy dziecięcych i innych branżowych. Msza nie tyle powinna być dla rodzin (bo co, gdy ktoś jest sam jak palec?), ale dla człowieka w każdym wieku i każdego stanu.
16 kwietnia 2012, 08:59
Nie jestem autorytetem w dziedzinie języka i sama nie zawsze dostatecznie dbam o jego czystość, ale słowo "churching" bardzo mnie razi. Ludzie, jeśli mają taką możliwość, szukają mszy w takich miejscach, gdzie nie będą się czuli anonimową masą. A jeśli to się nie udaje - to przynajmniej takich, gdzie bedą mogli mieć "większe" przeżycie (nie zawsze głębsze, ale bardziej intensywnie). Nie podoba mi się pomysł parafii skupiającej ludzi, których jednoczy jakaś określona duchowość, czy wrażliwość, zamiat parafii terytorialnej. Parafia powinna być właśnie terytorialna, z całym bogactwem i różnorodnością duchowości - przecież w ten sposób ludzie czerpią od siebie nawzajem - a elementem jednoczącym powinna być właśnie wspólnie przeżywana Eucharystia. Podobnie nie podoba mi się idea mszy dla dzieci, czy mszy młodzieżowych - msze powinny być dla całych rodzin. Natomiast to co jest według mnie do zmiany - to wielkość parafii. Moja to 15 tys. osób (po okrojeniu kilka lat temu). O ileż lepiej było by gdyby to był 1 - 2 tys. parafian. Mielibyśmy szansę się znać i rzeczywiście wówczas czerpać od siebie, czuć się jak u siebie, itd. Dlatego trzeba się modlić o powołania - by było więcej księży, którzy mogliby ogarniać mniejsze liczebnie wspólnoty parafialne.
&
<jerzy>
16 kwietnia 2012, 00:27
Mała uwaga; nie zaśmiecajmy artykułów pisanych po polsku - rozumiem że kierowane są do Polaków - obcymi wyrażeniami (co staje się powoli regułą). Jest wielu Polaków którzy nie znają obcych języków (i nie muszą), więc pisząc coś w ojczystym języku miejmy to na  uwadze.
AP
Adrian Podsiadło
15 kwietnia 2012, 23:33
Ja dużo podrużuje więc churching jest nieodzowną częścią mojego życia (i moim zdaniem nie jest zjawiskiem nowym). Mam kilkanaście SWOICH kościołów :-))) Do tego, dzięki internetowi mam kilku swoich kaznodziei, których słucham wyłącznie na urządzeniach odtwarzających pliki mp3. Taki internetowy churching. Przy okazji: mówi się, że Polacy są wszędzie. To prawda i nie można z tego wyłączyć polskich kapłanów. Spotkałem wielu w przeróżnych miejscach na świecie. Wszędzie robią świętną robotę wystawiając dobre świadectwo nie tylko hierarchii kościelnej, ale także naszej Ojczyźnie.
T
Tomek
15 kwietnia 2012, 22:55
 Podróżowanie po kościołach, churching, czy jak tam by to zwał... Może warto się zastanowić kto wybiera taką drogę, ten któremu wszystko jest obojętne, ten kto przychodzi z obowiązku lub pod presją do kościoła, czy raczej ten który czegoś szuka, chce przeżyć lepiej, więcej, głebiej? Czy w takich poszukiwaniach nie ma pułapek? Są, jak wszędzie. Jednak nie zpominajmy, że jest Ktoś kto człowiekowi w takich poszukiwaniach towarzyszy i czuwa. Szukać to czasem błądzić, ale nigdy być biernym. Co do dużych miast, to należy pamiętać że rokrocznie przyjezdzają do nich dziesiątki a nawet setki tysięcy ludzi, na studia, za pracą, za lepszym życiem. Nie są a czasem i przez wiele lat nie bedą przypisani do żadnej parafii, mieszkają w wynajmowanych mieszkaniach, zmieniają dzielnice, wyjeżdżają za granice, wracają. Jeśli się garną do kościołów, to naprawde warto się cieszyć. Inna sytuacja, ktoś mieszka na jednym końcu miasta a pracuje na drugim, wychodząc z pracy o 18ej rzecz jasna że pójdzie np. na rekolekcje do kościoła gdzieś blisko swej pracy. A wspólnota, ją tworzą ludzie, w kościele parafialnym, przy polowym ołtarzu na polanie, w szpitalnej kaplicy. Wszędzie tam jest Chrystus. Nie znaczy to wcale że zwalnia to nas, w granicach naszych możliwości, tak duchownych jak i świeckich, od budowania wspólnot w parafiach, o dbanie o wystrój kościołów, oprawę liturgiczną, własciwe przeżywanie Mszy Swiętej, godne sprawowanie sakramentów przez kapłanów, stanność w przygotowaniu homilli, a także z życzliwości i zrozumienia dla siebie nawzajem.  
M
mariusz
15 kwietnia 2012, 21:03
@Maciek z tego co wiem np. w UK istnieja parafie personalne, czyli takie do ktorych nalezy sie zapisac, a nie sa przydzielane wg miejsca zamieszkania. mowie oczywiscie o Kosciele Katolickim w UK, nie wiem jak z Anglikanskim
Bogusław Płoszajczak
15 kwietnia 2012, 20:51
Obawiam się, że to może być efekt pchania się polityki oraz innych amatorów "rządzenia się" również do parafii. Tacy ludzie uznając swoją wolę za wymóg parafii mają wtedy okazję domagać się swego pod pozorem pilnowania wymogów parafii. To faktycznie może obrzydzić parafię (i nie tylko parafię) każdemu! W obcym kościele gdzie nikt nikogo nie zna nie ma tego problemu!
M
Maciek
15 kwietnia 2012, 20:27
Parafia do której można by się zapisać :D tylko dominikanin mógł wpaść na taki pomysł :D Ale mi się podoba bardzo, w moim rodzinnym mieście czasami zapominam jakie są realia mojej parafii i zapuszczam się tam na mszę, wtedy sobie przypominam że na mszę trzeba trochę podjechać. W Lublinie nie mogę narzekać moja parafia to Kościół Akademicki Politechniki Lubelskiej i księża na prawdę są tam na wysokim poziomie, pierwszy raz w życiu trafiłem na taką parafię diecezjalną. Choć jeżeli chodzi o wspólnotę(małą grupę) to jestem na KULu, to już kwestia dopasowania do duchowości. Gdybym musiał wybrać byłby to dylemat, ale taki o większe dobro, a nie wybór między patologiczną formą pastwienia się nad sakramentami i parafią gdzie nie trzeba się spinać żeby wytrzymać mszę Świętą.
N
NN
15 kwietnia 2012, 20:19
Mnie odstraszają wielkie, betonowe kościoły, bo nie mogę tam się skupić i modlić, a odległość od ołtarza do ławek stwarza dystans między kapłanem, a wiernymi. Dlatego "porzuciłam" swój kościół parafialny dla małego i wiekowego kościoła, w którym atmosfera nie jest sztywna i już od progu wchodzi się w ciszę i  modlitwę.
S
sławek
15 kwietnia 2012, 20:13
Prawdą jest to, że często ludzie nie czują się parafianami swojej parafii bo jedynym kontaktem jest msza niedzielna albo świąteczna a kapłanow mamy takich jacy sami jesteśmy :(. Zastanówmy sie dlaczego dorośli tak mało angażuja się w życie parafii. Wina jest po obu stronach. Od 33 lat jestem lektorem i stanowię relikt mojego pokolenia mimo, że czterokrotnie zmieniałem parafię. Jestem ja potem długo, długi nic i jest młodzież.  W mojej kategorii weikowej w mieście ok 30 tys.  z mojego pokolenia pozostało 2 może 3 osoby we wszystkich parafiach. Reszta mimo, że w młodości angażowala sie teraz juz tego nie robi. Z własnego doświadczenia wiem, że można sobie księży wychować a nawet proboszacza jeśli ktoś będzie się angażował w życie parafii i sam z czyms wychodził. Parafia powinna żyć a nie być tylko miejscem Mszy Św., ale to zycie robią parafianie, księża moga tylko wspierać.  Przypomina mi się słynne powidzenie z małą waraicją: Nie pytaj co parafia może zrobić dla Ciebie, powiedz co Ty możesz zrobić dla swojej parafii.
15 kwietnia 2012, 19:51
Powtarzam coś co wyczytałem u jednego z Dominikanów że polskim duszpasterzom(a i pewnie świeckim też) przydał by się kilkuletni pobyt w kraju w którym katolicy są w mniejszości .
W
Wojtek
15 kwietnia 2012, 19:45
Czasami przydałoby się naszym pasterzom, proboszczom zasiedziałym i urzędującym jak profesjonalny biurokrata udanie się na taki churching (siedząc po drugiej stronie ołtarza jak "zwykły cywil") i zobaczenie jak może wyglądać wspólnota na Eucharystii w innych kościołach. Może to by pobudziło ich i było zaczynem ich nawrócenia?
O
ojciecgrzegorz.blox.pl
15 kwietnia 2012, 19:39
Haniu, nie ma mojego fenomenu, nie jestem wzorem, wiem że przeze mnie kilka osób odeszło. I o tym staram się pamiętać. Czym innym jest "niedogodzenie" wszystkim, czym innym jest zlewanie "sprawy". O tym mówię. Nie jestem wzorem, jak to powiedziała jedna osoba - jest ojciec jeszcze młodym księdzem i głupim księdzem:-). Wzorem będę za jakieś 30 lat:-) może. o. Grzegorz Kramer SI
H
Hania
15 kwietnia 2012, 19:24
Dopełnieniem tego artykułu byłoby napisanie coś o duszpasterzach, z powodu których do owego zjawiska dochodzi. Jest sporo księży, którzy dalej uważają, że cokolwiek powiedzą i jak powiedzą to ludzie MUSZĄ do nich przychodzić. To smutna rzeczywistość wielu parafii, szczególnie w małych miasteczkach. o. Grzegorz Kramer SI Mnie również nie wszyscy kapłani odpowiadaja i nie każdy model duszpasterstwa przez nich  proponowany. Doświadczenie jednak potwierdza, że kapłan który mnie "nie leży" bardzo odpowiada komus innemu i odwrotnie. Zmiany kadrowe w parafii są częste (raz według mnie korzystne innym razem niekorzystne) i uważam, że tę sytuację należy akceptować.  Drogi Ojcze... jeszcze sie taki nie narodził co by wszystkim dogodził. Czyżby Ojciec uwierzył w swój fenomen i był przekonany, że nie ma takich którzy wolą innego niż ksiądz przy oltarzu czy ambonie?
M
malgosia
15 kwietnia 2012, 19:23
 Jak to mawiał ksiądz Tischner wielu straciło wirę przez swojego proboszcza. Błogosławie to, że mieszkam w dużym mieście i mam wybór :) 
O
ojciecgrzegorz.blox.pl
15 kwietnia 2012, 18:58
Dopełnieniem tego artykułu byłoby napisanie coś o duszpasterzach, z powodu których do owego zjawiska dochodzi. Jest sporo księży, którzy dalej uważają, że cokolwiek powiedzą i jak powiedzą to ludzie MUSZĄ do nich przychodzić. To smutna rzeczywistość wielu parafii, szczególnie w małych miasteczkach. o. Grzegorz Kramer SI